Wcale nie miny... a zasadzka. Ha. Przez tą burzę tego nie widział. No trudno... trudno.
- Czołg. Naprzód i napierdalać ile fabryka dała w tamtego wielkiego skurwysyna! Łaziki! Ubezpieczać czołg i ogień zaporowy po tych tam co wybiegają z budynku!
Ręka Rury była oparta na maczudze, a przez ciało byłego bezpiekowca zaczęły przechodzić dreszcze adrenaliny.
Eksplozja. Barak obejrzał się i przeszedł, aż źrenice rozszerzyły się mu z kolejnej dodatkowej dawki endorfin wtłoczonej do krwi. Wymiana ognia zaowocowała poszatkowaniem łazika recydywistów. Zostało im mniej siły ognia, ale również wypadło z gry kilka kanalii. Tyle wygrać...
Zorientował się szybko w sytuacji. Konwój stał i ostrzeliwał się zaciekle. Łaziki zdołały przygwoździć już wybiegłych z posterunku ludków, ale ci padli na ziemię i zaciekle odpowiadali ogniem.
Klik. Ludzie. Heretycy. Klik.
***
Czas na...
***
- Przejmuj dowodzenie. Mam coś do załatwienia. - rzucił Barak, otworzył właz i zaczął się gramolić przez niego.
- Że co kurwa...?!
- NAPRZÓD!
Napalony niczym capitolski bombowiec Rura gwizdnął do ludzi na łaziku osłaniającym ich lewe skrzydło. Jechali w formacji, więc po paru ciężkich przekleństwach i skróceniu dystansu Hax przeskoczył na łazika i trzymając się jego burty wskazał buławą broniących się przy posterunku Ciemniaków.
- Szarża, kurwa jego mać!
- Rura odjebało Ci?!
- Szarża, rozumiesz?! SZARŻA!
Pasażerowie trzysetki spojrzeli na niego jak na wariata, ale wiedzieli że z Rurą - weteranem Linii McCraiga lepiej nie zaczynać. Kierowca nacisnął pedał gazu i wyrwał do przodu lawirując w ramach manewrów unikowych. Obsługa ciężkiego karabinu starała się dalej pruć do przeciwnika.
Tylko Barak "Rura" Haxtes z szaleństwem w oczach i szerokim uśmiechem, który mógłby przyćmić wszystkie uśmiechy pięknisów z telewizji czekał na z moment, kiedy jego broń znów będzie mogła przemówić.
Najwyższy czas uwolnić tłumioną w ciele moc. Bo najwyższy czas na...
***
... Wpierdol