Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2015, 20:47   #44
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację


Vannessa przetarła ręką nos i z pewną odrazą przyjrzała się śladowi krwi wymieszanej ze śliną na kciuku. W myślach odliczała strzały, po każdym zamykając oczy. Jak gdyby to mogło pomóc je uciszyć i odsunąć zagrożenie.
Ale nie mogło, tak jak nie znikała posoka z kciuka. Za każdym razem gdy ponownie otwierała oczy wpatrywała się w swoją krew na swojej dłoni.
Wytarła rękę w spodnie i podczołgała się do okna przez które jeszcze nie tak dawno wyglądał jej przyjaciel. Ale z tego miejsca niewiele mogła wiele wypatrzeć. A niewprawne ucho z łatwością dało się zwieść odbijącym się od ścian odgłosom walki. Przyjęła roboczą hipotezę, że wiedziony zwierzęcym instynktem Kris poszedł zapolować na jej niedoszłych kolegów z pracy.
Zaklęła w duchu i osunęła się na podłogę. Sytuacja nie przedstawiała się najlepiej. Została sama. Chociaż może teraz było to najlepszym rozwiązaniem. Przynajmniej na niej loup - garou nie wyładuje swojej frustracji. Wiedziała też, że tak wyprawa może się dla Kris skończyć bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnie. I nie chodziło o to, że BORBL może go naszpikować ołowiem. Tu walka toczyła się o jego być albo nie być.

Próba namierzenia przyjaciela standardową metodą wyczucia nieumarłych nie powiodła się. Billingsley wyczuła jedynie jakieś bardzo, bardzo słabe echo czegoś zupełnie w obecnej chwili dla Wiedźmy nieistotnego i niestety tez nieprzydatnego.
Zawsze też mogła wyjść na zewnątrz i zwyczajnie zacząć przeszukiwać okolicę. Jednakże w jej obecnym stanie i w obliczu niebezpieczeństwa czającego się gdzieś tam w ciemności byłoby to zwyczajną głupotą.

Postanowiła spróbować jeszcze jednej rzeczy. Podkurczyła nogi. Objęła je rękoma i oparła głowę o kolana zamykając jednocześnie oczy. Może nie była to najlepsza pozycja do medytacji, ale jak na potrzeby obecnej chwili była najlepsza. Druidka starała się wyciszyć wewnętrznie. Uspokoić oddech. Uspokoić umysł. Rozluźnić ciało.
Ból w skroniach narastał i nie pozwalał się skupić. Billingsley jednak nie odpuszczała. Zaczęła się powoli kołysać w takt pulsującego w skroniach i rozwiercającego czaszkę bodźca niczym dziecko z chorobą sierocą. Mruczała przy tym cicho.
To serce grało tutaj pierwsze skrzypce. To w takt jego uderzeń nieznośny ból, który był teraz jej największą słabością, przychodził i odchodził. Tę właśnie słabość chciała Druidka w swoją moc przekuć. Bo rytm i porządek był najlepszym sprzymierzeńcem w medytacji. W ciele ludzkim nie było bardziej uporządkowanej rzeczy aniżeli uderzenia serca. Wsłuchała się więc Vannessa w rytm swojego serca przynoszące ból w skroniach.

W pewnym momencie poczuła, że zasypia. Że jej ciało staje się lekkie, a ona sama uwolniona z okowów cielesności odzyskuje lekkość, dobre samopoczucie, że znika ból. Przestrzeń wokół niej stała się szara, rozmazana, wyblakła. Niektóre elementy otoczenia otaczała lekka poświata innych nie widziała wcale. Ujrzała ducha, którego wyczuwała wcześniej. Szary, postrzępiony kłębek emocji unoszący się nad zniszczoną wersalką. Gorzkawy i smutny, jak dawno zapomniane nieszczęście - echo jakiejś tragedii lub głębokiego smutku. Wyblakłe i słabe. Zapomniane.
Uniosła się znad ciała i poszybowała w górę, przez nieistniejący sufit, nad zdewastowany, utkany z dymu i światła dom. Wszystko wokół było rozmazane, otulone czymś, co wyglądało jak mgła lub dym, co przypomniało Vannessie trzęsawisko, w jakie wpakowała się podczas Uzurpacji.
Gdzie niegdzie z tej otuliny dolatywały ją jakieś piski, kilka razy ujrzała też jakieś rozbłyski światła, a raz wędrującą, bezkształtną smugę błękitnego światła, która mogła być czyjąś duszą.
I nagle zobaczyła mężczyznę w tej mgle. Pulsującego czerwienią wokół głowy - aura zdradzała gniew i strach. Mężczyzna był półprzezroczysty, a na jego ciele widziała ociekające dymem rany po pazurach. Czyjaś dusza, sądząc po stanie, dopiero co przeszłą "na drugą stronę". Dopiero przed chwilą brutalnie pozbawiony życia człowiek.
Ujrzał Vannessę i obrócił się w jej stronę. Spojrzał na nią pustymi oczami skrzywdzonego dziecka. A potem ... zaczął rozwiewać się w nicość.

Vannessa przeżegnała się i wypowiedziała wyuczoną na pamięć regułkę mająca dopomóc duszą dostać się przed oblicze Najwyższego. Zrobiła to pomimo, że człowiek ten najprawdopodobniej przyszedł tutaj, żeby ją zabić. O zmarłych nie mówi się jednak źle. Nie w jej kompetencji było skazywanie go na wieczne potępienie. Chociaż ten gest wymagał od niej pewnego wysiłku. Gniew był przecież naturalną reakcją w tej sytuacji. Mógł on jednak jej zaszkodzić doprowadzając do utraty kontroli nad jej obecnym stanem.

Duch znikł i znów pozostała sama, w szarościach i rozmytych konturach. Nigdzie nie widziała żadnych innych dusz, innych duchów. Świat Astralny był co prawda zanieczyszczony, ale zanieczyszony dawnymi lękami. Nagle coś przyciągnęło jej uwagę. To był duch inny niż wszystkie. Silniejszy i bardziej wyraźny. Sądząc po kierunku mógł to być ktoś w domu, w którym przetrzymywał ją Nathan. Może Kris? A może jakiś agent Biura obdarzony mocami czy wręcz Martwy. Czymkolwiek był ów byt roztaczał wokół wyraźne fluidy swojej obecności.

Billingsley zbliżyła się do tego bytu. W świecie duchów ostrożność, taka jaką znała ze swojego świata, była zbędna. Nic tu nie dawało osłony. Ściany czy zarośla były iluzoryczne i łatwo się przez nie przenikało. Powoli podpłynęła do tego czegoś, co przykuło jej uwagę w duchu modląc się, żeby to był ten którego szukała.

Ujrzała to dość szybko. Kolumnę ognia, poszarpaną i huczącą. Znała ten rodzaj bytu. To była salamandra, żywiołak ognia. Paskudny, niszczycielski stwór, którego w Ministerstwie Regulacji zaszeregowano do kategorii pomiotów piekielnych.

Driudka dzisiaj szczęścia nie miała. Spotkanie z żywiołakiem było kolejnym dowodem na potwierdzenie tego. Zastanawiającym było dlaczego będąc w domu nie wyczuła stwora. Swoje rozmyślania czyniła wycofując się. Wprawdzie salamandra nie mogła jej zrobić teraz krzywdy. Spalenie ani poparzenie nie groziło jej nawet gdyby byt ją zaatakował. Atak na jej ducha mógł spowodować piekielnie szybki i piekielnie bolesny powrót do cielesnej powłoki, którą zostawiła bezbronna w tym zagrzybiałym domu. Nie wspominając już o odczuwalnym przez chwilę poparzeniu. Jej krzyk mógłby wtedy zaalarmować kręcących się po okolicy funkcjonariuszy biura.

Analizując swoją obecną sytuację Vannessa postawiła też pytanie, które powinno paść już dawno temu. Co Nathan zrobił z Abigail?? Druidka nigdzie nie widziała Murzynki od czasu gdy została ogłuszona w kwiaciarni.

Vannessa przyglądała się poczynaniom piekielnego pomiotu.

A Salamandra po prostu była. Trwała. Nie robiła nic specjalnego. Nie zmieniała miejsca.
Po krótkiej obserwacji dziewczyna ruszyła dalej. Nie przeszła jakoś specjalnie blisko ale też nie chowała się. Jej cel był jasny. Zlokalizować Krisa. Później przyjdzie kolej na zastanawianie się co z tą wiedzą poczyni.

Teren wokół przypominał przedmieścia grozy. Opuszczone domostwa straszyły szarymi ścianami i oknami bez szyb. W wejściu do jednego z domów ujrzała jakiś niewyraźny kształt, kontur ludzkiej sylwetki. Nad innym domem wirowała brudna wstęga przypominająca kłębiący się wir śmieci lub zwiędłych liści. Kolejne echa, Kolejne słabe i niewyraźne odbicia dawnych wydarzeń lub duchy poprzednich właścicieli. Ale nigdzie nie widziała Krisa lub czegoś, co mogła z nim skojarzyć.

Zrezygnowana Vannessa smętnie potoczyła wzrokiem po okolicy, która chyba niewiele musiała różnić się od tej prawdziwe, w której żyła. I tu i tam wszystko było zrujnowane i opuszczone. Druidka ruszyła niespiesznie do swojego ciała pozostawionego w jednym z opuszczonych domostw.
Powrót nastąpił szybciej niż przewidywała. Był wprawdzie bezbolesny, co było miłym zaskoczeniem, ale nie do końca miły.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline