Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2015, 21:09   #45
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
Gdzieś, poprzez hałaśliwą pracę silnika, Scott usłyszał strzały.

- Trzeba było mi to wcześniej powiedzieć - Nathan spojrzał w kierunku skąd usłyszał strzały - Teraz już jednak na rozważania za późno. Może rezygnujecie z niej ale skoro zależy wam na mojej mocy to powiedz mi gdzie się spotkamy bo ja idę do dziewczyny. Nie zostawię jej tak - przeniósł wyczekujący wzrok w kierunku czarnoskórego. Gotów był by ruszyć do akcji. Choćby to miało być jego ostatnie zadanie w życiu. Miał zamiar wyciągnać i Vannessę i bliskiego jej łaka z opresji. Niezaleznie czy napastnicy dysponowali karabinem na samochodzie czy mini bombą atomową w walizeczce.

- Ale musisz przyjechać bez niej. Stara cegielnia na zachód od miasta, droga wylotowa w stronę Slough. Zatrzymaj się przed bramą i czekaj, nawet jakby wydawało ci się, że nikogo nie ma.

Stał jeszcze przez ułamek sekundy jakby chciał dodać coś jeszcze, może skomentować, że nie tak budzi się zaufanie, że nie można tak łatwo rezygnować z ludzi, choćby zbłądzili. Nie powiedział jednak nic. Rozmył się w powietrzu kierując się do domku w którym jak mu się wydawało schowała się Vannessa z Krisem. Kiedy zbliżył się do miejsca gdzie niedawno uszczuplił BORBLowców o jednego łaka zwolnił i zaczął się podkradać. Musiał oszacować sytuację. Uzurpacja czy nie wolał nie włazić pod lufę ciężkiego karabinu. Wypatrywał go nawet bo po rogatej czuprynie łaził mu pomysł by się pozbyć strzelca i może nawet samemu przejąć ten potężny arsenał. Pomysłu jednak nie wprowadził w życie.
Poczuł krew. Gdzieś blisko. BORBLe kręcili się w domu i obok niego, na podwórzu. Widział ich latarki przeczesujące ciemność. Było ich tam sporo. Ze dwie drużyny, czyli blisko dwudziestu ludzi. Ściągali jakieś ciała z podwórka wnosząc je do domu. Zdenerwowany dowódca próbował nawiązać kontakt z "bazą", lecz chyba szum duchowy utrudniał mu o zadanie. Gdzieś z daleka Nathan słyszał odgłos gąsienic. Zbliżał się ciężki transporter opancerzony albo nawet czołg.
Czasu było mało, nawet jeżeli zaczniemy go liczyć z perspektywy faceta z superszybkością. Tyle zamieszania wokół jednej Druidki, która nawet sama nie widziała co chce od życia.
Korzystając ze swoich nadprzyrodzonych zdolności starał się przekraść do budynku w którym po raz ostatni widział Vannese i Krissa. Nadszedł czas by ich stąd zabrać. Wstępnie zamierzał zrobić wszystko by nie doszło do eskalacji konfliktu bo to zapewne będzie niosło ze sobą niepotrzebne ofiary. Mimo wszystko nie chciał być jedną z nich. Zwiększone moce czy nie, nie miał zamiaru odgrywać cwaniaka.
Kiedy dotarł na miejsce, wymijając kilka patroli, zauważył, że Vannessa budzi się z drzemki na starej, zdewastowanej wersalce.
Scott nie tracił czasu na tłumaczenie co, jak i po co. Nie miał nawet zamiaru pogratulować dziewczynie żelaznych nerwów, które pozwoliły jej na chwilę snu. Czas teraz był istotny. I trzeba było szybko działać na jego fali. Wyhamował przy tymczasowym posłaniu dziewczyny i zasłonił jej usta uzbrojoną w pazury dłonią. Palec drugiej ręki przyłożył do ust by dać znać dziewczynie, że ma być cicho. Rozejrzał się za loup garou.

- Gdzie Kriss - szepnął.

- Mmmmmmmmmmmm… - Wydobył się z jej gardła zduszony krzyk. Obiema rękoma chwyciła za to coś co zatkało jej usta i zaczęła się szarpać do póki nie uzmysłowiła sobie z czym ma do czynienia. A właściwie z kim.
- Nie wiem. - Odparła zgodnie z prawdą, z nutą smutku w głosie.

- Musi zatem dać sobie radę sam. Zachowaj spokój i w miarę możliwości ciszę. Mam zamiar wyprowadzić Cię z tego bałaganu - szeptał do dziewczyny - Wskakuj mi na barana i złap mnie za szyję. Nie za rogi - uśmiechnął się krzywo - Acha jeszcze jedno. Zamknij oczy jak już się umościsz.

Billingsley wykonała zalecenie Regulatora, chociaż po wyrazie twarzy widać było, że nie jest do końca przekonana. Ale ani słowem nie wyraziła ewentualnej niepewności czy niechęci.
Kurczowo oplotła rękoma szyję mężczyzny. Głowę schowała najbardziej jak się dało w swoje ramiona wtulając ją jednocześnie w kark Nathana. Oczy również zamknęła.

- Już. - Szepnęła niezbyt wyraźnie.

Scott ruszył ku wyjściu. Na początku ostrożnie by nie wpaść za drzwiami w ewentualnego BORBLOwca, kiedy jednak byłby pewien że mają szansę nawiać miał zamiar skorzystać z nadnaturalnej prędkości i wywieźć stąd na plecach dziewczynę.
Scott poczuł, że Billingsley zesztywniała gdy tylko ruszyli i mocniej przywarła do jego pleców.
To było naprawdę dziwne uczucie, taki “spacer” z zamkniętymi oczami. Dziwne i irytujące, a do tego wymagające dużego zaufania w stosunku do drugiej osoby. Nie chodziło wcale o to, że Vannessa bała się, że Nathan powiedzie ją na zgubę, oddając ją ,na ten przykład, w ręce jej szefostwa z biura. Już dawno nabrała do Egzekutora zaufania w tej materii. Nastąpiło to podczas ich wspólnego śledztwa w sprawie pomordowanych dzieci pracowników MRu. Wiedziała, że może polegać na nim.
W tej chwili odczuwała obawę innego rodzaju. Taką zwykła ludzką obawę związaną z oddaniem kontroli nad sobą innej osobie. Jak na terapii par. Zamknij oczy i zacznij swobodnie opadać do tyłu wierząc, że partner cię załapie.
Pierwsze co Scott zrobił to oczywiście skorzystał ze swoich mocy szybkości. Tak jak planował na początku. Jednakże potem zrobił coś czego na początku nie planował. Zmienił po prostu jeden opuszczony dom na następny. Wszystko starał się robić po cichu łącznie z użyciem siły by odchylić bardziej kuchenne drzwi ich nowej kryjówki. Wiedział, że igra z ogniem i to mocno ale zanim ruszą dalej potrzebował się czegoś dowiedzieć

- Czy masz kogoś gdzie mogłabyś się ukryć na jakiś czas? Kogoś kogo nie znają BORBle z twoich akt - szepnął do dziewczyny kiedy postawił ją na nogi. Czekając na jej odpowiedź przemieścił się pochylony do okna i wyjrzał ostrożnie przez jego dolną krawędź.
BORBLE były gdzieś dalej. Szukali w niewłaściwą stronę.

- Żyłam w błogim przeświadczeniu, że…- Zaśmiała się z gorzką ironią w głosie. I szybko urwała. Pociągnęła nosem i zakryła twarz prawą ręką, którą wsparła w łokciu na lewej zaplecionej na brzuchu. Skulone ramiona trzęsły się jej jakby płakała lub też śmiała się. Nie sposób było też tego określić po odgłosie jaki przy tym z siebie wydawała. Mogło to być zarówno jedno jak i drugie. - Z moich akt?? - Pokręciła głową z dezaprobatą - Z moich akt?? - Podniosła głowę, ale ręka pozostała na miejscu zsuwając się po twarzy i teraz podpierając brodę. - Nie sądzę. - Odparła w końcu rzeczowo. Choć minę miała przy tym zbolała.

- Nie sądzisz że takie masz? Czy nie sądzisz że cokolwiek tam jest wpisane? - rzucił cicho bez zdenerwowania - Musimy ukryć twój zapach i powinnaś zniknąć na jakiś czas - nie przestawał ukradkiem lustrować otoczenia.

Po starcie wilkołaka czy psołaka BORBL powrócił do metody konwencjonalnej. Przeszukiwali okolicę, ale z nieznanych przyczyn główne siły kierował bardziej na północ od miejsca, gdzie się ukrywali. Czyli na tereny dziksze, mocniej zdewastowane. Tylko jeden lub dwa patrole przeczesywały pobliskie rudery i domy świecąc latarkami przez wybite okna i nasłuchując. Nie przykładali się jakoś ostro do swojej roboty.

- Nie sądzę, że jest ktoś kogo biuro nie zna z moich akt. - Odparła z rezygnacją kierując swój wzrok gdzieś w mrok nocy. - Jest wiele sposobów na odnalezienie kogoś. Po zapachu, jak to miało miejsce tym razem, najprościej. Są też różdżki, wahadełka i wiele innych.

- Potrzebujemy magii faerie. Takiej jaką mam na sobie obecnie. By Cię nie mogli namierzyć. Bez tego nie będę miał szans na ponowną próbę wciągnięcia cię do zespołu. Pomyśl szybko gdzie mogę cie dostarczyć na przeczekanie - nie odrywał wzroku od skrawka okna.

- Na jak długo?? - Zapytała Druidka bez żadnych emocji w głosie.

- Nie wiem. Myślę, że decyzja zapadnie nie dłużej jak dwa dni.

- Mogłabym pojechać do Harlow. To jakieś trzydzieści mil od Londynu. - Zaczęła się głośno zastanawiać.

- Rozumiem, że w samym Londynie nie masz takiego miejsca? Trudno. Harlow musi wystarczyć - patrzył jeszcze przez chwilę przez okno by w końcu rzec - Dobra nie ma co tutaj dłużej mitrężyć. Trzeba wsadzić cię do pociągu. Po drodze dasz mi dokładny adres gdzie się udajesz. Jak będę mógł to się z Tobą skontaktuję.
- Nathan, narażałbyś bliskich w Londynie, tuż pod nosem BORBLu?? - Zapytała równie beznamiętnym głosem co poprzednio, chociaż musiała w to włożyć nie lada wysiłek. - W Harlow też nie zatrzymam się u rodziny. Mógłbyś oddać mi również moją legitymację służbową, byłoby mi wtedy łatwiej. I broń. Gdybyś był tak miły.

- Nie narażałbym i nawet bym nie pomyślał by kryć się u rodziny - jak zwykle mówił spokojnie - Legitymacji twojej nie zabierałem. Mam tylko gościa z którym przybyłaś na egzekucję. Co do broni, to po co ci ona? Skup się na unikach a nie potyczkach. Jeżeli Cię jednak dopadną to i tak na nic ci się zda - odwrócił się do dziewczyny - Możemy ruszać

- To kto ją zabrał?? - Westchnęła i roztarła skronie zaciskając powieki z całej siły.

Były Egzekutor wzruszył ramionami na zasadzie "Nie mam pojęcia", "A co mnie to obchodzi"
- Trzymaj się mnie - ruszył w kierunku wyjścia.

- No tak. - Powiedziała z rezygnacją Vannessa. Usłuchała jednak Scotta podążając za nim.

Nathan prowadził ją ostrożnie z jednym głównym zamiarem - “wyprowadzić ją całą”. Na szczęście dla nich sprzątnięcie łaka grającego po stronie BORBLów przechyliło szalę zwycięstwa na ich stronę. Czy aby na pewno? Wszak nie było z nimi Krissa, nie żeby Scott już zacieśnił więzy braterskie z tym lopu-garou, ale imponowało mu to, że nie bacząc na zagrożenie ruszył w poszukiwaniu Vannessy.
Kiedy już mogli Nathan się wyprostował i szedł rozglądając się bacznie. Nadal omijał główne ulice, niezależnie od tego czy była to dzielnica opuszczona czy jeszcze nie. Kiedy zaczęli się zbliżać do większych skupisk ludzi naciagnal kaptur na rogatą głowę. Zamierzał zaprowadzić dziewczyne na autobus i pomachać jej kiedy ruszy w kierunku Harlow.
Już na dworcu kobieta zdjęła z szyi złoty łańcuszek z zawieszoną na nim obrączką i wręczyła go Egzekutorowi.

- Mam nadzieję, że macie tam również Medium. Dzięki temu mnie znajdziesz. Będę gdzieś na obrzeżach miasta. - Wspięła się na palce, tak by jej szept słyszalny był tylko dla niego. - Ustalmy może jakieś hasło bezpieczeństwa. Jeżeli coś będzie nie tak, będę się do ciebie zwracała po nazwisku. Trzymaj się. - Pocałowała go na pożegnanie w policzek. Z daleka, cała ta scenka, mogła wyglądać jak czułe pożegnanie jakiejś pary.

- Do zobaczenia Vannesso Bilingsley. Uważaj na siebie i nie daj się złapać - uśmiechnął się przez chwilę i zakręcił się na pięcie odchodząc.

Stanął przy ścianie budynku obserwując jak dziewczyna odjeżdża. Miał cholerną nadzieję, że tym razem dobrze wybrała. Jeżeli nie to liczył, że trafi na jakiegoś opiekuna który wyciągnie ją z bagna

Ruszył w kierunku starej cegielni o której mówił mu czarnoskóry, najpierw jednak miał zamiar upewnić się że nie ma żadnego niechcianego ogona.
 
Sam_u_raju jest offline