Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2015, 22:48   #45
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
PRACOWITY DZIONEK

Po wyjściu z obserwatorium i wysłuchaniu planów Janosa Aria dała “bratu” do wiwatu. Dyskretnie, rzecz jasna, z dala od drużyny, ale zawsze. Dostało mu się za zapominalstwo - byli wszak poszukiwani po ucieczce z lochów Meleka Jednookiego - jak i za głupotę objawiającą się tym że nie odciął się od Adila a tym samym wystawiał się na atak demonów, zaś sama sprawa kupców to nie ich problem i nikt im za zajmowanie się nim nie zapłaci.
- Myślisz, że jak już nie jesteś moim bratem to możesz się narażać, zginąć i zostawić mnie samą?? - dodała na koniec.

Janos zamarł, wpatrując się w błękitne ślepka Arii. Słowa nie przyszły mu łatwo, bowiem ugodziła na kilku polach jednocześnie.
- Zostań z Shamalem i Malikiem - powiedział wreszcie. - Będziesz z nimi bezpieczna.

- Samym oszczędzaniem nie zarobimy na życie - dodał, zmierzając ku Adilowi z którym zaraz ruszył w miasto.

Czuł się źle, bowiem co innego obiecał dziewczynce, i tylko częściowym usprawiedliwieniem decyzji pozostania w mieście było to że faktycznie jak na razie jedynie wydawali gotowiznę, a nie zarabiali jej. Nie dawał jednak poznać tego po sobie gdy szedł ku najbliższemu z kupców o których wiedział od bin Nassura. Rozglądał się, żywo zainteresowany tłumem, budowlami czy towarami, kłaniał kobietom, podziwiając piękno gorących, ciemnych oczu wyglądających zza zasłony hidżabu czy burki. Zainteresowanie maskowało czujność z jaką wypatrywał możliwego ataku powietrznych bestii.

Ubocznym skutkiem tego zagrożenia było to że słowotok Adila nieco się zmniejszył, a sam złodziejaszek również czujnie się rozglądał. Co niezmiernie radowało półsmoka.


- Kawy, Adilu? - po kilku godzinach wędrówki po rojnych ulicach Muluk, rozmów z kupcami i przechodniami, węszenia i zachowywania czujności miło było przysiąść w kawiarni, wyciągnąć nogi i podelektować się wonnym naparem. Kilka tygodni w Zakharze sprawiło że Janos z trudem mógł sobie wyobrazić życie bez tego napoju. Teraz oparł się o ścianę (zważając by nie zniszczyć jej kolcami na grzbiecie) i czekał aż służba postawi przed nimi filiżanki z czarną, gęstą niczym smoła kave oraz przekąski. Uśmiechnął się do jakiejś zaskoczonej młódki zerkającej z wnętrza gospodarskiej części przybytku. Po prawdzie nie wiedziałby nawet jak zabrać się za rozmowę z tutejszymi niewiastami, jak sobie uświadomił nie po raz pierwszy. W swoim krótkim “nowym życiu” częściej zabijał niż rozmawiał z kobietami… poza Arią, rzecz jasna.

Wspomnienie “siostrzyczki” sprawiło że się zasępił. Czuł że wieczorna rozmowa nie będzie odbiegała nastrojem od suszenia głowy jakie mu urządziła od rana. Niestety, “kruszynka” miała sporo racji ostrzegając go przed wpychaniem nosa w nie swoje sprawy. Z drugiej strony wyprawianie się po ów dalece wątpliwy skarb Faysala Habibullaha bez konkretnego dopływu gotówki i zakupu potrzebnego ekwipunku również nie należało do najlepszych sposobów na przeżycie.

Zatopiony w myślach machinalnie raz po raz sięgał do miseczek i talerzy i wpychał jedzenie do ust. Przywykł do tego że jego organizm zachowuje się niczym piec który na okrągło potrzebuje paliwa. Możliwe też że zagrożenie sprawiało iż gromadził energię. Miło było czuć że jest się w znakomitym zdrowiu i sprawności. Ból jego wczorajszych obrażeń zniknął bez śladu, a skóra lśniła niczym polerowany brąz.

- Czcigodny panie… - zaczął przewodnik, ale półsmok uciszył go zachęcającym gestem i słowami. - Jedz, drogi Adilu, musisz nabrać sił.

Po prawdzie Lazaridesowi chodziło o to by Adil się najzwyczajniej w świecie zamknął. Półsmok potrzebował nie tyle odpoczynku, co chwili spokoju. A miał o czym myśleć.

Kumalu i Akbar również zaangażowali się w poszukiwania fałszerzy z sobie tylko znanych powodów. Było to o tyle dobre że nie był osamotniony, choć budziło też pytania co ich do tego popchnęło. Skupił się na tym czego sam się dowiedział.

Wespół z Adilem zdeptał niejedną milę pomiędzy obserwatorium, biblioteką - tak, tak właśnie! - a także bin Nassurem, poszkodowanymi kupcami, miejscem ostatniej zbrodni i wszelkimi ludźmi którzy jeszcze mogli udzielić im informacji. Doszło do tego że mamelucy z miejskiej milicji jęli im się bacznie przyglądać - tak samo jak Janos im, choć bez zbytniego stroszenia piórek i prężenia muskułów. Jeszcze był czas na pokazywanie kto ma większego i dłuższego, tym bardziej że półsmok nie był pod zbytnim wrażeniem “technik śledczych” milicji. Ot, przepytali domniemanych świadków mordu popełnionego na kupcu Rahidzie Sulejmanie i … tyle. Fakt, był to jeno drobny handlarz siedzący głównie w skórach i wyrobach skórzanych, z niewielkim sklepem niedaleko miejsca zbrodni, ale nawet mimo tego poczynania mameluków budziły wątpliwości czy w ogóle zamierzają coś ze tą zbrodnią zrobić. Janos bardzo w to wątpił.

Tak w ogóle to zastanawiał się czy w sprawę oszustwa nie wchodziła aby polityka. Wyciągnął przed siebie nogi o ogromnych, zakończonych pazurami stopach (znalezienie odpowiednich butów było zawsze dla mieszańca katorgą) i próbował zdecydować czy to że jakichś czterech na pięciu oszukanych kupców to ci mający liczne interesy z rodziną Al-Zaharija jest znaczące. Wskazywałoby to na sprawkę rodu Al-Rahman, który - co ciekawe - podobno obfitował w magów i sha’irów, o kapłanach nie wspominając. Oczywiście oszustom dokładnie o to mogło chodzić przy kierowaniu się wyborem celów, by skierować śledztwo na fałszywy trop. Straż miejska najzwyczajniej w świecie mogła chcieć trzymać się z daleka od czegoś co w oczach kupców - inteligentnych bądź co bądź ludzi - i mieszkańców Muluk mogło wyglądać na wojnę handlową pomiędzy dwiema najbardziej znaczącymi rodzinami.

Janos poskrobał się po policzku, znacząc bruzdy na skórze. Bowiem nie można było wykluczyć że faktycznie nie była to wojna handlowa pomiędzy dwiema najbardziej znaczącymi rodzinami.

Zgrzytnął zębiskami i spróbował znaleźć więcej pewników. Żuki były jak najbardziej realne i Akbar bąkał coś o jakimś pomyśle na ich wytropienie. Znając reputację mieszkańców Zakhary Lazarides nie mógł się opędzić od myśli o Dżamili, którą Akbar prowadził na łańcuchu właśnie niczym psa tropiącego. Warknął i zmusił się do umysłowej dyscypliny:
żuki były jak najbardziej realne, ino otumanione na tyle że dopiero po kilku godzinach od transakcji zaczynały się ruszać i zdradzały kupcom iż zostali oszukani. Ktokolwiek ich używał, traktował je jak środek płatniczy a zaklęcia subtelnie załatwiały sprawę - pomagały przekonać iż w transakcji nie ma niczego podejrzanego zamiast walić kupców w czerepy by ci bezmyślnie wyzbywali się swoich dóbr. Sugerowało to kogoś naprawdę zmyślnego i przewidującego - oszustw dokonano już na tysiące dinarów, a tymczasem kupcy do tej pory nie potrafili ustalić kto je przeprowadził: raz miała to być poczciwa kobieta, raz para Al-Badich, a innym razem starzec. Oczywiście, tam gdzie handlarz w ogóle kogokolwiek był w stanie skojarzyć jako możliwego oszusta! Co oznaczało aktorstwo, biegłość w kamuflażu, magię iluzyjną, uroki czy oczarowania … do wyboru, do koloru…

Janos podrapał się po drugim policzku z większym animuszem i zdenerwowaniem. Oszuści kradli co popadło: od bel materiału, przez ubiory, na drobnej biżuterii kończąc. Różnorodność i wolumen wyłudzanych towarów były naprawdę wielkie i sugerowały konieczność upłynniania tego w mieście przez pozbawionych skrupułów paserów, albo wywożenia do innych miast - zapewne karawanami. To był jakiś trop i tu mogła się przydać pomoc bin Nassura. Z drugiej strony żuki były dość pospolicie spotykane… tyle że na pustyni. Hodowla była możliwa w mieście, ale też mogła w jakiś sposób zdradzić oszustów w przypadku ucieczki części hodowlanych “monet” - Janosowi trudno było sobie wyobrazić by przywożono je z pustyni tysiącami. To również był jakiś trop. Chłopak czuł przez skórę że ta sprawa zmierza do jakiegoś rodzaju finału. Może morderstwo handlarza skórami było z nią powiązane? Może osoby które kręciły się w jego sklepie były oszustami? Fałszerze na pewno mieli świetny wywiad, biorąc pod uwagę ich dokonania.

Głowa mogła od tego pęknąć. Lazarides westchnął i by oderwać się od tych myśli wspomniał wizytę w bibliotece i powtórną - w obserwatorium. Tak jak cny Fahid wspomniał, głównego bibliotekarza Omara “Opoja” bin Yussufa nie było w jego przybytku, ale jakiś uczynny pomocnik - bibliofil wspomniał że czcigodny Hasim al-Jaburah bin Sahal nawiedził to miejsce mądrości po czym udał się na dwór pani kalif. Janos nie wiedział czy cieszyć się z tego powodu - biorąc pod uwagę przepowiednię - czy martwić. Powetował to sobie powtórną rozmową z imć Fahidem, który w zamian za radosną nowinę odsprzedał mu (ze sporą zniżką) porządną mapę Zakhary. Przyda się w czasie wędrówki.

Ano właśnie, wędrówki. Czas było popytać o jeszcze jedną sprawę która nurtowała Janosa a która miała związek z czcigodnym szejkiem Abdulem il-Salunem al-Makhariim - zabójstwo jego córki, Aidy. Co prawda bin Nassur twierdził że szejk jest tak dobrym, prawym i oświeconym człowiekiem iż nie posiada wrogów, tym niemniej półsmok był chyba bardziej cyniczny i postanowił pogadać z przybywającymi do Muluk Al-Badi czy prawda nie jest aby nieco odmienna. By daleko nie szukać, Lisy Pustyni parę tygodni temu pomogły jemu, Arii i Dżamili w wyrżnięciu w pień pościgu Stalowych Węży. A jeśli morderstwo córki szejka nie w niego miało ugodzić lecz w rodzinę jego zięcia, to i tak Janos uważał że skórka warta będzie wyprawki.

- Chodź, przyjacielu - zwrócił się do Akbara - Przed nami dziś jeszcze sporo drogi nim wrócimy do seraju...

Do seraju i do Arii, która znowu będzie naburmuszona, a co oznaczało nici z przyjemności pielęgnowania przez nią jego skrzydeł i kolców.

Szkoda.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline