Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2015, 14:08   #56
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Nie zabieram i nie rozdaję samochodzików - odparł Robin parskając już nie pierwszy raz kpiną i odkładając karabin od oczu - To nie takie proste cokolwiek przez to cholerstwo zobaczyć… Ale nadal nic… Może postanowili siedzieć w miejscu i nie szukać oscara... Ani im nie zabieram temperatury.
Przez krótką chwilę zdawało się, że skończył odpowiedź.
- Ale umiem dać czas. Umiem go złapać w jakimś miejscu w przestrzeni i rozciągnąć. Jak gumkę recepturkę. Nawet do granicy bólu.
Wzruszył ramionami i nadął usta nieco dumnie i chełpliwie.
- Sami widzicie. Nasze moce nie są… zrównoważone.
- A Twoja siostra? Też rozciąga czas? I jak trafiliście do projektu. Ty Keiko mówiłaś o jakiejś Anie, ona też manipuluje uczuciami? Gdzie teraz jest? -
Nikolai chciał dowiedzieć się jak najwięcej o swojej drużynie.
Młodszy chłopak wzruszył ramionami.
- River gdy chce to jest poza czasem. To trochę tak jakby wydarzenia z ostatnich 5 minut przeżywała w jednej chwili. Czasem trwa to dłużej. Czasem nad tym nie panuje. Gubi się. Nie może znaleźć "teraz". Ale zawsze w końcu wraca. Podczas jednego ze "spacerków" poznała tu takiego chłopaka, Atola. On też nie ufa normalnym. Ale nas chciał zabić. Z jej słów powstaje mi obraz, który niewiele się różni od generała. Ale ona mu ufa. Jak zawsze lekkomyślna.
Nikolai z każdą chwilą bardziej lubił Robina. Nieufność wobec obcych była bardzo słuszna w sytuacji, w której się znaleźli. Zapał do walki też mógł być bardzo przydatny. Zwłaszcza gdy w głowie była perspektywa nocy w wąwozie pełnym zombie. Moce drużyny też były całkiem ciekawe. Rozciąganie czasu mogło być nieocenione w walce, ale z kolei zdolność małej azjatki dawała perspektywy uniknięcia nawet najtrudniejszych walk. Na rozmowach w drodze zeszła im prawie godzina, choć Nikolai nie był pewien, bo nie miał żadnego zegarka. Zbliżali się do budynku wyglądającego jak kasy. W przeciwieństwie do dotychczas obserwowanych z daleka budynków ten praktycznie stał na środku trasy, którą Rosjanin prowadził swoją drużynę.
- Sprawdzę ten budynek, wy idźcie tędy, ale się nie śpieszcie, a ja obejdę go z drugiej strony.
Swoje słowa popierał podpatrzonymi dawno temu na filmach akcji gestami. W połączeniu z kamuflującym się kombinezonem sprawiał wrażenie doświadczonego komandosa. Niestety tylko wrażenie.
Robin tymczasem wyjątkowo długo przyglądał się zostawionemu za plecami szkieletowi diabelskiego młyna. Odstawiał lunetę od oka to znów na powrót przykładał. W końcu pokręcił głową i stwierdził cicho.
- Zdawało mi się.
Nikolai wycelował ze strzelby przed siebie i ruszył na obchód budynku. Jednak kasy okazały się całkowicie opuszczone, więc drużyna ruszyła sprawnie w stronę schroniska. Gdy do niego dotarli zbierało się na deszcz, a w oddali było słychać pierwsze grzmoty. Po raz kolejny nie oglądając się na współtowarzyszy wszedł do środka, żeby sprawdzić czy schronisko jest bezpieczne. Oczom chłopaka ukazał się zrujnowany hol. Rosjanin nigdy nie był w schronisku, ale pomieszczenie kojarzyło się z tanim moskiewskim motelem. Blat lady, za którą kiedyś ktoś z obsługi hotelowej przyjmował gości nadal stał na swoim miejscu. Był to mebel, który chyba jako jedyny znajdował się na swoim miejscu, choć blat złamany na pół raczej wykluczał jego dalsze użycie. W pomieszczeniu były jeszcze pozostałości foteli. Chyba były dwa. Może więcej, bo tylko jeden z nich nadal miał kształt fotela. Pozostałe były połamane, a ich kawałki leżały wymieszane z kawałkami gruzu. Nikolai zidentyfikował je tylko po staroświeckich czerwonych obiciach, identycznych jak na kompletnym modelu. Do pomieszczenia prowadziły cztery drogi. Drzwi wejściowe, których próg przekroczył przed chwilą. Schody na piętro, najprawdopodobniej do innych pokojów. Ciemny korytarz z prawej, zapewne dolna część schroniska. Były też zamknięte drzwi. Rosjanin nie sprawdzał, czy są jakoś zaryglowane lub zakluczone. Były za ladą, więc prawdopodobnie prowadziły do części dla pracowników.
- Keiko, Rob. Chyba czysto, możecie wchodzić. - zawołał w stronę towarzyszy. Przydałoby się, gdyby ktoś pilnował jego pleców. Przydałoby się również, żeby Robin obserwował, czy ktoś się nie zbliża do budynku ich śladem. Jednak mając do wyboru te dwie opcje Nikolai wolał, żeby Robin i Keiko się nie rozdzielali. Jednak nie czekając na towarzyszy ruszył na dalszy rekonesans. Jeśli w budynku były zombie, to musieli uważać. Jeszcze jeden rzut okiem na hol i szybka decyzja. Dotknął hełmu, żeby włączyć noktowizor i ruszył w stronę ciemnego korytarza. Wiedział, że jeśli ktoś miałby go zaatakować z innych stron, to albo narobi hałasu przechodząc przez drzwi, albo schodząc ze schodów. Albo natknie się na towarzyszy Rosjanina, którzy weszli właśnie do budynku.
Robin z pewną ulgą powitał nad głową sufit. Z pewną zaskakująca ulgą. Jakby nagle zdając sobie sprawę, że rozdzielenie z River, oraz sytuacja w jakiej postawiło ich Novum wcale nie były jedynymi czynnikami, które sprawiły, że mimo super sprzętu w jaki go odziano, czuł się w tym górskim krajobrazie słabym, małym i oszukanym chłopcem. Sufit bowiem uświadomił mu fakt, z którego do tej pory sobie sprawy nie zdawał. Nie pamiętał kiedy ostatnio opuszczał otwarte pomieszczenia na tak długo...
Wyjrzał raz jeszcze za siebie przez drzwi by zlustrować przez lunetę karabinu okolicę schroniska, po czym założył go na plecy. Gdy Nikolai zniknął w ciemności korytarza, starszy z Abernathy’ich skierował się w stronę smutnych resztek lady recepcji. Jakoś tak kojarzyły mu się z miejscem gdzie mogą znajdować się na przykład klucze…
Pęknięty blat już na pierwszy rzut oka nie mógł zawierać niczego ciekawego. Pokryty rdzą dzwonek, coś co chyba kiedyś było lampką i masa próchna. Z tyłu jednak pod ścianą było to czego Robin szukał. Szafka z kluczami pokojowymi. Gwoździe na których ją zawieszono musiały już dawno temu nie sprostać próbom czasu i środowiska. Całość leżała rozbita na podłodze. Robin nie wiele myśląc pochylił się nad ladą by sięgnąć do szafki i… usłyszał cichy dźwięk. Charakterystyczny dla zbyt łapczywego jedzenia. Usłyszał jednak zbyt późno by się wycofać, bo źródło dźwięku znalazło się już w jego polu widzenia. Starsza od niego dziewczynka. A w zasadzie młodsza już, ale starsza od niego samego, którego nadal miał w pamięci. Siedziała samotnie skulona w kuckach i z niezdrowym zapałem cmoktała olbrzymią, do połowy obgryzioną kość. Z jej czoła zdarto płat skóry, w miejscu którego ziała teraz krwawa tkanka mięśni twarzy...
Znieruchomiał w pierwszym odruchu błagając w myślach los by stwór go nie spostrzegł. Ciamkanie jednak gwałtownie ustało, a dziewczynka uniosła w jego kierunku swoje oblicze.


Wystraszony krzyknął i odskoczył do tyłu chwytając za majtający mu się do tej pory karabin szturmowy wycelowując go w kierunku lady.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline