Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-01-2015, 23:28   #8
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Land#1: Country that grew trees underwater
Quina powoli otworzyła oczy. Nie wiedziała do końca gdzie się znajduje. Była pod wodą, głęboko. Mimo to mogła jednak oddychać? Ciężko było to tak nazwać. Czuła w sobie wodę, nie czuła jednak, aby było to coś złego. Morski piach ciążył pod nią gdy się podnosiła. Była na dnie oceanu. Głęboko, głęboko pod ziemią. Morska roślinność swobodnie poruszała się, a ryby pływały w okolicy. W oddali, może pół kilometra od niej, widziała mur. Mur i budowle. Wyglądało to jak zamek, albo raczej pałac. Pałac pod wodą.
Artystka była niezwykle skonfudowana, przez dłuższą chwilę była pewna że to jej się śni. Sprawdziła czy wszystkie jej rzeczy są nadal z nią. po czym zaczęła powoli płynąć w stronę widzianych budowli i muru. Trzymała się roślinności, co by nie przykuwała zbytniej uwagi… kogoś. Nie miała pojęcia co może się tam znajdować.
Pałac był olbrzymi, ale okazywał się być pojedyńczą budowlą. W pobliżu nie było innych budowli, domostw, murów, czegokolwiek. Tylko olbrzymie ściany pojedyńczego pałacu, o pomieszczeniach z różnym poziomiem dachów. Z jego centra wyrastało gigantyczne drzewo. Był to pierwszy raz gdy Quina widziała jakieś w tych rozmiarach.
Budowla miała sporo okien, wszystkie jednak wypełnione różnego rodzaju witrażami.
Dziewczyna ostrożnie płynęła w stronę jednego z wielu witraży, co jakiś czas oglądając się dookoła. Miała nadzieję, będzie w stanie się przyjrzeć wnętrzu pałacu.
Niestety, nie były one zbyt prześwitujące. Tak się przynajmniej dziewczynie wydawało, gdy nagle zobaczyła cień czyjejś twarzy przytykający się do szyby z drugiej strony. Nie była pewna, czy z środka widać ją lepiej, ale ktoś się o niej dowiedział.
No i tyle by było po dyskrecji. Jak oparzona odepchnęła się od parapetu nogami i poczęła pośpieszne płynąć w górę, by obejrzeć pałac z lotu ptaka...czy tam ryby. Gdzieś musiało być wejście, jak nie od dołu to z góry.
Plac wokół drzewa zdecydowanie wydawał się otwarty. W dodatku kobieta dojrzała zwykłą bramę jak w każdym pałacu. Widoczniej musiała się obudzić za budowlą a nie przed nią. Wydawało się nawet, że nie ma przed wejściem żadnych strażników. Z tego powodu czy innego.
Nie widząc innych wejść popłynęła ku bramie. Niepokoił ją odrobinę fakt że nigdzie nie ma żadnych strażników. Tak czy inaczej gdy znajdzie się przed bramą spróbuje ją otworzyć, uprzednio upewniając się że nikt jej nie obserwuje.
Środek okazał się pełen korytarzy, rozwidniając się w cztery ścieżki zaraz za drzwiami. Ledwo po wejściu do pałacu Quina zaczęła słyszeć ruch i odgłosy z większości stron. Ktoś tu był. Nawet sporo ludzi. Albo...ryb?
Pośpiesznie zaczeła płynąć w górny róg korytarza by tam przeczekać chwilę, może nawet i dojrzeć z góry kto się do niej zbliża.
Przyglądając się w oddal, Quina dostrzegła młodą kobietę przypływającą z jednego z korytarzy. Była niezwykle urocza, dość ludzka, o długich, seledynowych włosach...oraz rybiej dolnej połowie ciała. Podłużna, pełna łusek jednolita dolna połowa uwieńczona była rybim ogonkiem.
Kobieta wydawała się śpieszyć, w rękach zaciskając schowany w pochwie miecz.
Pomyślałby kto, ale nie powinno jej dziwić już nic w tym miejscu. Niemal przyklejona do ściany bacznie obserwowała istotę. Postanowiła w miarę możliwości podążać za nią, najdyskretniej i jak najbliżej sufitu jak to możliwe.
Postać nie zwracała najmniejszej uwagi na Quinę, zdeterminowana w swoim pościgu do stopnia w którym nadymała policzki z zawziętości. Niewielka istota była znacznie szybsza od kobiety, z każdą sekundą coraz dalej i dalej. W pewnym momencie Quina zwyczajnie ją zgubiła. Była to chwila, gdy korytarz się skończył. Za nim znajdował się...rynek. Pałac nie był faktycznie zamkiem, pełnił rolę miasta. Wiele straganów rozrzuconych było po ogromnym placu z ładną posadzą dekorowaną różnymi dość przypadkowymi wzorami geometrycznymi. Ryboludzie dyskutowali na wzajem, sprzedawali sobie różnego rodzaju perły, owoce morskie czy ryby. A nawet narzędzia. Nie wydawały się jednak zrobione z żelaza. Tyle ile Quina była w stanie dojrzeć z korytarzu, wyglądały one nieco kamiennie.
Było za dużo par oczu które mogły ją dojrzeć, a nie widziała bezpiecznego obejścia targu. Delikatnie potarła amulet w krótkiej zadumie, po czym zawróciła by podążyć innym korytarzem. Nadal trzymała się sufitu.
Płynąc w stronę przeciwną z której nadpłynęła wcześniej nieznajoma, na końcu drogi Quin znalazła rzędy budynków...powiedzmy, mieszkalnych. Nie były to o tyle domy, co pokoje, ustawione jeden na drugim z okrągłymi wejściami. Po trzy w pionie, z nieco szerszym niż wejściowy korytarzem między nimi. Wyglądały niezwykle masowo namagzynowane.
Błądziła w te i wewte sama nie wiedząc czego właściwie szuka. To miejsce może i było mniej “zarybione” ale było raczej bezcelowe. Mimo wszystko postanowiła przyjrzeć się chociaż jednemu z ustawionych pokoi. Nie ma zamiaru do nich wchodzić. tylko możliwie dyskretnie rzucić okiem, wyściubiając ledwo kąt oka.
pomieszczenie było niezwykle małe. Może dwuosobowe. Znajdowało się na nim łoże z jakiegoś zielska, poza tym pare wgłębień w ścianach, pod innymi stało jakieś kilka pojemników. Widocznie tutejsi wyłącznie spali w domach i nic poza tym.
Nie miała czego więcej szukać w tym miejscu, wróciła się do korytarzy by sprawdzić inny.
Droga którą popłynęła Quina zaprowadziła ją do centra pałacu. Korytarz rozwidlał się na dwie odnogi idące w górę, przed sobą miał zaś wyjście na plac z ogromnym drzewem. Jego pień był niemiłosiernie gruby. Miał mnóstwo liści, które szalały od ruchu wody.
Drzewo było też bardzo dobrze chronione. Multum ryb znajdowało się w jego pobliżu. Wszystkie uzbrojone i opancerzone w tym czy innym stopniu. Jedna chyba nawet zobaczyła Quinę, nagle ruszając w stronę korytarza.
Quina stała, a raczej unosiła się w bezruchu, upewniając się czy tylko jeden “ryboludź” ją dojrzał. Oczywiście była gotowa się bronić, ale tylko w wypadku oczywistej agresji z ich strony. Potarła delikatnie Lolit, oczekując aż dopłynie do niej strażnik.
- Zatrzymać się! - rozbrzmiała nieznana istota.


Była to bardzo ładna ryba. Miała dość świetliste łuski, bardzo kolorwy ogon. Uzbrojona była w ostrze i rękawice szermierskie. Na jej głowie znajdował się duży akwamaryn w tiarze. - Dwie nogi! Drzwościn! - rzeszczała niezwykle agresywnie, z ręką przygotowaną do wymachu ostrzem.
- Tylko spokojnie! - przemówiła nawet nie dziwiąc się że jest w stanie mówić, powoli odkładając katanę na podłoże. - Mój statek został zniszczony, a ja wylądowałam na dnie oceanu nieopodal obrzeży waszego… miasta. Nie jestem wrogiem. - Jeśli rybka po pierwszym uniku Quiny, nadal będzie agresywna, ta używając mocy klejnotu zdzieli ją w skroń pochwą ostrza. Na prawdę, szczerze liczyła by sprawy nie poszły w tą stronę.
Ryba nie nie zatrzymywała się. Podpłynęła do Quiny i wyciągnęła ostrzę w jej stronę, nie zbliżając się jednak dostatecznie na walkę. - Mów! Umisz mówić!? - pytała.
Gwardzistka pokiwała potwierdzająco głową. - Jak słychać. Mam na imię Quina, pochodzę z odległego kraju Ferramenti. - Przedstawiła się niemal dworsko, robiąc delikatny ukłon. Nadal powoli odkładała broń, lecz z zakończeniem tej czynności zaczeka aż ryba zaprzestanie agresji.
- Nie mówi, a czy rozumie!? - wrzasnęła ryba. - DAĆ MI TU STRAŻ, DRZEWOŚCIN! - wrzasnęła głosem, który rozległ się po otoczeniu.
Powieka dziewczyny dygnęła delikatnie. - Rozumie i nie ma zamiaru “drzewościnać”. Quina nie przyszła tu ścinać. Zgubiła się i nie wie gdzie jest. - Przemówiła w dziwny sposób w nadzieji żę ryba się uspokoi, albo reszta którą tutaj zwołała nie rozerwie jej na strzępy. Katanę odłożyła, ale trzymałą pod nią sam czubek buta, by w razie “awarii” szybko poderwać ja w górę.
Coraz więcej uzbrojonych ryb zaczęło zbierać się w okół Quiny, wszystkie z dość nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
Młoda wojownik patrzyła na nich, tłumacząc. - To drzewościn. Na pewno! Mówić nie umie. Tylko stoi. - tłumaczyła. - Pewnie klątwy planuje.
Im więcej ryb podpływało do Quiny, odpływając od drzewa, tym niżej schodziła drobna, ludzka sylwetka zbliżająca się pod drzewo.
Artystka westchnęła przeciągle, zaczęła pocierać delikatnie swój naszyjnik gdy przyglądała się sylwetce. Możliwym było że to ktoś ocalały ze statku, lecz te rybska nie maja zamiaru jej wypuścić. To zaczęło iść w złą stronę, a Quina nie bardzo chciała odbierać im życia za to że wykonują swoje obowiązki. Jedno było jednak pewne, będzie się skutecznie bronić, ale to ryby muszą zacząć pierwsze. Ze stoickim spokojem zerkała to na sylwetkę to na kolejno każdą rybę z osobna. Jeśli opuszczeniem broni nie przekonała ich że nie ma złych zmaiarów to chyba już tego nie zrobi wcale. Chociaż wpadła na pewien pomysł. Powoli kucnęła i zaczęła coś kreślić w mule. Dziwaczna freska przedstawiała statek, głowę a raczej podobiznę (odrobine karykaturalną) Quiny w którą uderzył piorun. Strzałka pokazywała na kolejny zbieg zdarzeń, statek rozłamany na dwoje, a głowa Quiny leciała ku falistym kreską przedstawiajacym morze. Znów głowa Quiny z duża ilością znaków zapytania, następnie przekreślona siekiera która wskazywała na drzewo. Cały rysunek był mało szczegółowy ale miał przedstawić jako tako sytuację w jakiej jest. Odstąpiła krok w tył, wskazujac palcem na “dzieło”. Jeśli to zawiedzie, dojdzie do rozlewu krwi.
Ryby przyglądały się z zainteresowaniem kreacji twórczej. - Topielec? - faktycznie odgadła kreatura, czytając opis. W tym momencie światło zaczęło wydostawać się od drzewa. Tutejsi odwrócili się w jego stronę, przyglądając się nieznanej sylwetce kreślącej coś w jego korze.
Gdy się tylko odwróciły Quina podniosła katanę, lecz nie z zamiarem uzycia jej. Także przyglądała się dziwnym znakom. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, w głębokiej zadumie badała wzrokiem drzewo.
Drzewo zaczynało błyszyczeć, a jego kora...ciężko było Quinie stąd stwierdzić, ale chyba zaczęła pękać. Ryby nie żałowały sobie pędu, ruszając na nieznaną osobę z brońmi gotowymi do walki. Widząc ich, tamten zaczął uciekać wzwyż.
Quina wolała stać w tej odległości, zwłaszcza że dopiero co przekonała ryby że nie ma złych zamiarów. Inna sprawa że świecące drzewo pod wodą które zaczyna pękać nie wygląda bezpiecznie.
Nieznajomy zaczął wspomagać się magią. Płynął dobre kilka razy szybciej niż otaczający go ryboludzie. Gdy w końcu zniknął drużyna zatrzymała się. Kobieta-ryba spojrzała na Quinę. - Partner! Zwracała uwagę! Łapać ją! - krzyknęła w rozkazie, wskazując ostrzem na Quinę. Ryboludzie wyciągnęli przedziwne strzelby, chociaż co po niektórzy pozostali przy swoich trójzębach. Ekipa ruszyła prosto na strażniczkę.
To rzeczywiście mogło tak wyglądać, ale ucieczka lub próba walki będzie przyznaniem się do winy. Ponownie odłożyła katanę i przecząco kiwała rękami. Małe szanse że przekona ryby, ale przynajmniej nadal pokazuje że nie ma złych zamiarów.
Ryby nie zwalniały ani trochę. Gdy dostały się na odległość kilku metrów od Quiny, jeden z nich wystrzelił swoją dziwaczną strzelbę, wypuszczając z niej siatkę. Kobieta stała w bezruchu, gdy siatka złapała ją. Nie dbała o to. W tym momencie, może najlepiej będzie pozostawić tok wydażeń samym sobie, aż stawi się zrozumiała, klarowna sytuacja.
- Zabrać ją pod królową! - rozkazała kobieta, a ryby złapały za siatkę.


Quinę czekała długa podóż przez wiele korytarzy, ciągniętej w siatce z dziwacznej liny, najpewniej uprzędzonej z roślin podmorskich. Nie był to ani przyjemne, ani pomocne. Przy szczęściu może byłaby w stanie wydedukować jak stąd wyjść, ale była pewna, że za godzine nie będzie miała pojęcia ile zakrętów trzeba powziąść w jaką stronę.
Zawleczono ją do ogromnej sali z kafelkowaną podłogą. Było tutaj dosyć pusto. Ryboczłek postawił ją na podłodze i stanął kawałek od niej z trójzębem w ręku.
- Drzewościn niemowa, królowo. Cóż czynić? - spytał donośnym głosem. W ogolicy rozeszło się echo, pobudzające wrażenie nadchodzącego trzęsienia ziemi
.

Gigantyczna kreatura zeszła w dół do Quiny, z ogromnym zdobnym ogonem, pełną metalową zbroją, hełmem, przedziwnym płaszczem oraz ogromnym mieczem. Quina nigdy w życiu nie widziała większej istoty. Sięgała równie wysoko co ustawiony na wzgórzu pałac Ferramentii sprzed roku. Jej wzrok był w stanie objąć spojrzeniem nie więcej jak trzy łuski na raz.
- Niemowa? - głos który się wydobył był delikatny, kobiecy. Chociaż należał do giganta polerującego ostrze. - A czy rozumie?
Quina poszerzyła nieco oczy widząc tą imponującą kreaturę. Na zadane przez nią pytanie, pokiwała potwierdzająco głową. Więcej nie mogła zrobić w tym momencie. Pomyśłeć że takie istoty żyją w odmętach morza. Od tego właśnie momentu już ciężko będzie zaskoczyć artystkę.
- Dobrze. Wspaniale. - przytaknęła samej sobie istota, przeglądając się w ostrzu. - W takim razie, czy nieznajoma faktycznie jest drzewościnem? Odpowiedzialna, za krzywdzenie drzewa? - zapytała istota. - Czy wie o tym, który drzewo ranił?
Z tym samym wyrazem twarzy co przedtem, pokręciła głową z lewej do prawej. Pierwszy raz w życiu przeprowadzała tak jednostronną konwersację. To było w jakiś sposób intrygujące. Nawet przez moment zapomniała w jakiej sytuacji sie znajduje.
Stworzenie zamilkło na moment. - I co my mamy zrobić? - spytało samo siebie. - Uwierzyć na słowo, czy skazać na wszelki wypadek? Brak mowy jest doprawdy niefortunny. - stwierdziło stworzenie. - Dziś będziesz spać, tak postanowione, a jutro. - zatrzymało się w zamyśleniu. - Jutro staniesz pod drzewem, jako przynęta, na drzewościna. Jak się złapie, to dobrze. Jak się nie złapie, być może nie byłaś nigdy w winie? Pomyślimy wtedy.
 
__________________
"My common sense is tingling..."

Ostatnio edytowane przez Deadpool : 08-01-2015 o 10:50.
Deadpool jest offline