Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-01-2015, 22:35   #214
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Zwiastun Świtu podrapał się po policzku i rozejrzał nieco bezradnie.
- Co to za ciała? - zapytał wskazując zwłoki wojowników. - Czy ta zmiennokształtna istota już tutaj była gdy dotarłaś z ciałem Ofali?
- Obrońcy źródła i napastnicy… a może złodzieje; nie wiem. - zjawa spojrzała na rozsypujące się szkielety, kolejny raz ignorując słowa calishyty i skupiając się na Tiborze. - Tak; najpierw miała postać mężczyzny, rosłego ciemnowłosego mężczyzny w ćwiekowanej skórzni - o, tam ona leży - wskazała ciemny kąt daleko na lewo - Wyglądał na obcego; nie stąd. A potem… och! - kapłanka zakryła twarz dłońmi i zadrżała. Po chwili kontynuowała, choć głos jej się trząsł. - Potem zmieniła się w dużą trójoką kulę z krótkim dziobem, trzema mackami i szponami na nich. Później zaś… we mnie. Tylko złoty poblask w oczach odróżniał go w obu formach od ludzi.
- Czego chciała od ciebie? O co pytała? - Arna była duchem, nieumarłą, ale Tibor nie mógł powstrzymać współczucia. - Obejrzyj to - zerknął na Vara i machnął ku zakamarkowi który wskazała zjawa.
- O wszystko. Chciała wiedzieć… wszystko. Gdzie jest, kim jestem, jak wygląda tutejsze życie… Wydawało się jakby nie czuła magii źródła, a ja jej o nim nie powiedziałam, ale… - znów zadrżała - …powiedziałam o wszystkim innym; musiałam…
- Mogę się tylko domyślać przez co przeszłaś i bardzo mi przykro - młody Oestergaard powiedział z żalem. - Żałuję że musimy cię wypytywać o to, ale próbujemy dowiedzieć się czegoś co pomoże rozwiązać zagadkę klątwy; możliwe że już za parę dni przybędą paladyni z Ybn…
- Nie musisz; moja wiedza jest do waszej dyspozycji - wtrąciła Arna.
- ... dopóki jest Ci to na rękę - wtrącił czarodziej, mimo że nikt poza nią go nie słyszał.

Tibor ukłonił się w podziękowaniu duchowi.
- Czy miałaś wrażenie że Dolina jest miejscem które w jakiś sposób miało związek z klątwą? Rozmawialiśmy z Karlem Skiratą, który wątpił by to Kor Pheron był jej sprawcą. Jej wywołanie było zapewne niezwykle trudnym zadaniem i zgadywałem że zbezczeszczenie jakiegoś świętego miejsca mogło być częścią rytuału - między innymi to jest powodem dla którego tutaj się pojawiliśmy, poza tym by was odnaleźć na prośbę twojej matki - zerknął na Burro, który nie pierwszy raz udowodnił że posiada dar dogadania się z naprawdę różnymi osobami. - Mogłem się mylić, ale jestem ciekaw co sama myślisz o Dolinie - czy twoim zdaniem miała jakiś udział przy rozpętaniu się klątwy?
- Karl nie wiedział… nie mógł wiedzieć, że nauki Kora przetrwały w Dziesięciu Miastach - szepnęła smutno Arna. - I z tego co wiem samemu Kor Pheronowi nie udało się wykorzystać mocy kotliny nawet gdy jeszcze żył. Gdybym miała zgadywać powiedziałabym, że wtedy skażenie było najsilniejsze, a okrucieńców i nieumarłych najwięcej i nawet on nie mógł ich pokonać. Przybywszy tu nie wyczułam pozostałości jakiejś specyficznej nekromantycznej magii, a taka z pewnością by została po tak silnym rytuale. Twoje rozumowanie jest bez zarzutu, lecz teraz… celowałabym raczej w zbiorcze rytuały; lub może wykorzystanie magicznych pozostałości po ostatniej wojnie… Nie potrafię wskazać innego miejsca prócz tego, które można by było zbezcześcić… aczkolwiek takie miejsca są rzadkie, a ich sekrety dobrze strzeżone, więc nie mogę mieć pewności.
Chłopak otarł pot który wystąpił mu na te słowa na czoło i spojrzał po towarzyszach.
- Ach, coś mi się przypomniało, choć wątpię, czy ma to znaczenie - rzekła nagle zjawa. - Na południowym skraju Dougan’s Hole jest krąg wielkich granitowych kamieni zwanych Dwudziestoma Kamieniami Thruuna. A raczej nie krąg, lecz idealny trójkąt. Nikt nie wie jakie było ich zastosowanie i czy mają jakąś moc. Stały tam od zawsze; na długo przed tym nim południowcy wybudowali Dekapolis. Istnieje przypuszczenie, że Thruun to jakiś zapomniany bóg, ale to tylko hipoteza.
Oestergaard słuchał z uwagą, nawet jeśli jego domysły runęły w gruzy.
- Jeśli znajdziemy się w Dougan’s Hole na pewno sprawdzimy to miejsce - powiedział z wdzięcznością. - Arno, a w jaki sposób posiadłaś wiedzę której, hmm… chciałaś użyć tu, przy źródłach? To nie jest wyrzut - zastrzegł się prędko - po prostu skoro to nie Dolina to musimy szukać następnego tropu - ludzi lub miejsc.
- To był przypadek, głupi przypadek - Arna parsknęła gorzkim śmiechem. - Kilka lat temu byłam w Dougan’s Hole u czarodzieja, jak zwykle sprzedać mu wyroby mojej matki, uwielbiał je, zwłaszcza marynaty i… - głos kapłanki załamał się kolejny raz podczas tej rozmowy. - W każdym razie gdy wchodziłam, naprzeciw jego domu siedział jakiś starzec, mamrocząc coś, przeklinając i rzucając kamieniami w ściany i drzwi. Morheim powiedział, że to wariat, że stracił rozum w młodości, więc zostawia go w spokoju. Ale gdy wychodziłam nadal tam był, przeklinając Morheima w imię Kor Pherona. Ulica była pusta, a ja ciekawa imienia człowieka, który w naszym klanie był zdrajcą i… och, byłam młoda i głupia, nie wierzyłam, że pewne rzeczy lepiej zostawić nietknięte. Ale to było dawno, przed wojną z Kessellem, potem była ciężka zima; bardzo wątpię czy ten człowiek jeszcze żyje - potrząsnęła głową.
- To on udzielił ci nauk? - upewnił się Tibor. - Mówił o innych? Albo o samym Kor Pheronie? I jak sam siebie nazywał?
A nieumarły Shando zamienił się w słuch.
- Trupów brak, jest tylko zbroja i nieco sprzętu. - Rzucił Grzmot do kapłana. - Jeśli nie wiadomo jak żywi zareagują na wodę hmm… musisz być blisko źródła, czy je widzieć? Jeśli to pierwsze, to ci zbudujemy śnieżną ścianę jeśli będzie trzeba, żeby cię znowu nie ochlapało… bo przecież ostatnio wyszedłeś mokry, a żyjesz. - Dodał goliat.
Oestergaard machnął ręką.
- Dziękuję, Var, za dobre chęci, ale czuję że woda będzie najmniejszym zmartwieniem - jak na złość akurat wtedy złapał go atak kaszlu. - Mara albo Burro w parę chwil mogą mnie wysuszyć. Co innego mnie martwi - powiedział posępnie i spojrzał znowu na ducha, który zmarszczył brwi.
- Arno, jak było z tym starcem? - zapytał ponownie. Wyglądało na to że szaleństwo jest znakiem firmowym popleczników Kor Pherona, biorąc jako przykład chociażby Albusa Czarnego.
- Trzeba będzie popytać o znikające ciała z cmentarzy i ogólnie dużej ilości zaginięć ludzi. Tak jak było ze Żmijami i Albusem, ale to w którymś z miast. - Zasugerował goliat.
- Pobłądzą beze mnie jak dzieci we mgle - skwitował rewelacje Wishmaker - Ale skoro nauczyła się mówić do żywych martwa dzikuska, choćby nie wiem jak uzdolniona, zgaduję że i ja raz dwa się z tym uwinę.
- Słusznie - rzekła Arna. Widać było, że na prawdę stara się pomóc. - Starzec… przyznam, że nie pamiętam jego imienia; czy w ogóle mi jakieś podał. Zapewne Morheim będzie wiedział; ale nie sądzę, by trudno było odnaleźć szaleńca w stuosobowym mieście. O ile jeszcze żyje, w co wątpię.
Myślę… z tego co mówił sądzę, że był jednym z uczniów Kor Pherona. Może stracił rozum od krwawych rytuałów, może gdy tępiono popleczników Kora… to by wyjaśniało jego nienawiść do Morheima. Oczywiście nie pytałam maga; nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że rozmawiałam z tym starcem. Nie udzielił mi nauk; po prostu gdy spytałam o Kora z jego ust wprost wylał się potok słów i informacji na temat rytuałów, Bhaala, nekromancji… Pamiętam, że pomyślałam wtedy… zresztą nieważne. w każdym bądź razie gdy miałam ogólny ogląd nietrudno mi było wyciągnąć wnioski i kontynuować poszukiwania - oświadczyła z prostotą. Widać nie na darmo w klanie uważano ją za wyjątkowo uzdolnioną. - Wydawało mi się wtedy, że działania Kora były… po prostu odwrotną stroną tej samej monety. Nie mówię oczywiście o morderstwach czy krwawych ofiarach, ale samej esencji władzy nad życiem i śmiercią… Dopiero teraz zrozumiałam czym różni się nekromanckie sprowadzanie dusz i ciał siłą - to, co dzieje się teraz - od korzystania z boskiej łaski i woli samych zmarłych.
- Co pomyślałaś? - podchwycił Tibor - Powiedz proszę, każde spostrzeżenie może być ważne!
- To było raczej osobiste - bąknęła dziewczyna wymijająco, z zawstydzeniem. Chłopak poskrobał się po szczęce i spojrzał wymownie na Kostrzewę.

- Tak sobie myślę - rzucił nagle po dłuższym namyśle nad słowami nieumarłej - Jeśli rytuał zachwiał granicami między planami, to może to zmiennokształtne coś trafiło tutaj przypadkiem i może próbować wrócić do swojego świata. Czy pytało o magów albo kapłanów którzy dysponowaliby taką mocą? Na przykład o Morheima?
- Tak, chociaż odniosłam wrażenie, że był raczej zainteresowany pozostaniem tu. Jego pytania były zbyt szczegółowe; jakby chciał wtopić się w tłum… Co do czasu jego przybycia niestety nie umiem go określić.
- To zrozumiałe - zapewnił Tibor - A czy możesz przytoczyć jakieś pytanie, które bardzo cię zastanowiło albo zdziwiło?
- Galeb Duhr mówił że widział jak stwór spadł do doliny, więc może to i było przypadkowe że wylądował tu, ale raczej celowe że się pojawił w ogóle i to mnie nieco martwi. - Mruknął głośno goliat, to było takie Varowe “trochę”, ważące dobre pół tony.
- Hm… - zastanowiła się szamanka. - Zadawał wiele pytań o kapłanów i magów… zapewne dlatego, że byliby zdolni do wykryć… Ale też o przywódców, osoby wpływowe i znaczące w Dolinie… i poza nią, choć na te pytania nie potrafiłam mu zadowalająco odpowiedzieć - zakończyła powoli Arna, a błysk zrozumienia w jej oczach walczył o prymat z przerażeniem implikacjami konkluzji do jakich doszła.
- No cóż, Kostrzewa już od dawna marudzi że poza reinkarnacją inne formy powrotu są niestosowne, więc nie można wykluczyć, że Korferon wrócił - Shando wzruszył ramionami, niespecjalnie przejmując się ową rewelacją - Ten czy inny mag, w efekcie dojdzie do tego samego - trzeba będzie zebrać sojuszników i wydać mu bitwę.
- Czyli może próbować podszyć się pod kogoś ważnego i namieszać, albo zapewnić sobie wygodne życie jeśli o to mu chodzi. Ewentualnie zasiać jeszcze więcej chaosu, skłócić ze sobą klany i miasta, żeby przelano jeszcze więcej krwi oraz powstało więcej żywych trupów. Coś przeoczyłem? - Zapytał Grzmot drapiąc się po łysej czaszce.
- To, że to nie nasze zmartwienie na tą chwilę - zasugerowała druidka - Możemy rozesłać wici gdzie się da, ale ewentualne spiski i szkody blakną wobec tego, że całą tą krainę niedługo może zrównać z ziemią plugawy legion nieumarłych… Jedna, nawet groźna bestia to niewiele w porównaniu ze skutkami plagi. Szczególnie, że i tak nie jesteśmy w stanie jej pokonać, co dało się unaocznić.
- Var, kiedy będziemy opuszczać Dolinę musimy porozmawiać z Ucieleśnieniem Gór kiedy ta istota się pojawiła - jeśli w trakcie zaćmienia albo po nim to koniecznie musimy o tym wiedzieć! A każdy fragment ekwipunku który pozostał po niej musimy obejrzeć - Tibor wcale nie był tak spokojny jak Kostrzewa. - Na łaskę Pana Poranka, co jeśli plaga jest tylko skutkiem ubocznym osłabienia granic pomiędzy planami, a w rzeczywistości chodziło o przyciągnięcie czegoś… albo kogoś?
- Czy ja mówię że to nasze w tym momencie właśnie zmartwienie? Bardziej chodzi o to, co się może zdarzyć. - Odparł goliat Kostrzewie. - Zapytamy, może zaćmienie zauważył. Wiesz że nieco inaczej spogląda na czas. - Zwrócił się do kapłana. Ten skinął głową i odwrócił się do zjawy.
- Arno, idąc do Doliny spodziewaliśmy się że nie raz trafimy na nieumarłych zmierzających na Keldabe, tymczasem poza okolicami osiedla nie dostrzegliśmy żadnych. Może w czasie wędrówki z Warenem natknęliście się na jakichś? Coś ich przyciąga w okolice Keldabe, co noc zaciekle atakują osadę, ale nie potrafimy zgadnąć co ich przyzywa i w którym miejscu. Masz może jakiś pomysł?
- A niby skąd mieliby się tu wziąć? Dolina nie jest tak gęsto zaludniona jak południe i ludzie trzymają się głównie miast i klanów; nie włóczą się sami jeśli nie muszą. Jeśli ktoś umrze w górach, to albo coś go pożre, albo udusi się pod lawiną, a spod śnieżnej czapy nawet trup się nie wydostanie. Sądzę, że normalna śmierć nie tworzy duchów. I nie wiem co ich przyciąga; może po prostu żywi? Czy nie dlatego przybyliście po radę do klanu; dlatego że inne miasta mają taki sam problem? Niewiele mogę pomóc w tej materii, skoro większość plagi spędziłam… tutaj - wskazała dłonią wokoło.
Tibor zasępił się. Nie wiedział czy tak zaciekłe ataki jakich doświadczało Keldabe - jeśli chodzi o liczebność nieumarłych, w tym duchów wszelkiej maści - faktycznie byłyby “naturalne” dla okolicznych osiedli, czy jednak ktoś - Kor Pheron? - rzeczywiście z jakiegoś powodu kierował je przeciw barbarzyńcom. Na razie wiedzieli jedynie jak wygląda sytuacja z Keldabe…
- Var, spróbuj wyłowić ciała - powiedział cicho do goliata. Burro już od dawna stał z przygotowaną liną i hakiem. Chłopak na chwilę obejrzał się na Ferenga który nerwowo warował przy wejściu do pieczary, szczęśliwy że nie musi zbliżać się do nieumarłej.
- Arno, gdzie byłaś gdy próbowałem odesłać duszę Ofali? Nie dostrzegłem cię wcześniej…
- Tam - zjawa machnęła ręką w głąb jeziora. - To nic przyjemnego patrzeć na nasze… i cudze zwłoki…

Oestergaard zapytał jeszcze Arnę o przedmioty które osunęły się w śnieg po transformacji zmiennokształtnego, jednak z magicznych żaden poza ciężkim, refleksyjnym łukiem nie był znany duchowi. Umagiczniony łuk był obdarzony mocą wyszukiwania żywotnych punktów - nie była to broń do której Zwiastun Świtu miał dryg, ale że i tak wymagała sporej siły do napięcia, zaś Varowi jego proca chyba jeszcze bardziej pasowała od łuku, postanowił na razie ją zatrzymać. Ruszył do korytarza, wołając po drodze Ferenga. Mara zniknęła już kilka ładnych minut temu, a bogowie jedni wiedzieli kiedy okrucieńcom wróci odwaga.

Kiedy już zadali wszystkie pytania, Burro podszedł bliżej do zjawy. Tak na wyciągnięcie ręki, nie dalej i powiedział cicho:
- Ja… rozmawiałem z Hebdą. Po kryjomu, więc nie musisz się obawiać, że grozi jej coś z tego powodu. Dbała o dyskrecję i my też nikomu nie powiemy o tym, że trafiliśmy tutaj… - odchrząknął, poszurał stopą o podest na którym zjawa stała. - Chcesz… by jej coś przekazać? Powiedzieć, tak coś od ciebie?
Kucharz dreptał i wiercił się z zażenowaniem. Nie był dobry w takich rozmowach, nie miał jak okazać współczucia dziewczynie, bo przecież współczuł jej bardzo. Zrobiła to co zrobiła by spróbować uratować siostrę i spotkał ją taki los.
- Och… - w oczach Arny zaszkliły się łzy. - Myślałam.... - zerknęła na Kostrzewę i szybko odwróciła wzrok. - Bałam się, że już wszyscy wiedzą, że wygnają matkę z Keldabe… Ja… Och, może lepiej, żeby nie wiedziała co zrobiłam, że żyję nie-życiem? Tak. Tak będzie dla niej lepiej, a gdyby ktoś spytał nie będzie musiała kłamać. Powiedz jej po prostu, że zginęłam - że całą naszą trójkę rozszarpały perytony; że żadne z nas nie tuła się nieumarłe po Dolinie. Wiem, że przez to ciebie, o Burro Butterburr, proszę o kłamstwo, ale… czy mógłbyś to zrobić dla mnie… nie, dla niej? Przy naszych... ciałach będą wisiorki z gruboościstego pstrąga, które mama zakupiła dla nas gdy byłyśmy jeszcze małe - kapłanka zakryła usta, tłumiąc szloch. - Możesz je wziąć jako dowód… jeśli nie brzydzisz się dotknąć naszych ciał; co jest zrozumiałe.*
- Perytony zabiliśmy dwa, ile widzieliście wy po drodze? No i czy wiesz może gdzie mają gniazdo, lub ile ich się po okolicy kręci. - Zagadnął zaciekawiony goliat. Te magiczne stwory były mocnymi przeciwnikami, ale pokazali, że potrafią je pokonać. Lepiej jednak wiedzieć, gdzie mogły się czaić na wyprawę, lub czy po drodze gdziekolwiek byliby w stanie sprawdzić gniazdo, w poszukiwaniu kogoś, kto ocalał. Gdyby im było po drodze oczywiście. Mieli swoje sprawy do załatwienia, ratowanie pojedyńczych nieznajomych było tu ostatnie na liście.
- To pewnie te same; one są dość terytorialne, rzadko jest więcej niż jeden w jednym miejscu. Pewnie mają gniazdo gdzieś w jaskini na pionowym zboczu; większość ptaków tak robi.

Potem Grzmot wyciągnął porwaną sieć i przełożył zabrany Burrowi hak między ogromnymi obecnie okami. Konstrukcja nie miała szans utrzymać czegokolwiek żywego, ale trupy powinna wyłowić z mniejszym problemem. Nie chciał uszkadzać ciał. Widział kiedyś kozła, który wpadł do stawu z perci, Vrand nieopatrznie przebił go włócznią, a ciało się rozpękło wyrzucając jakieś smrodliwe, zepsute powietrze. Wolał tego uniknąć o ile to tylko możliwe. Arna zadrżała widząc te manewry.
- Kostrzewo… mogłabym cię prosić o rozmowę na osobności? To… chodzi o klanowe sprawy.
Druidka skinęła głową i obie kobiety odeszły na bok i zatopiły się w rozmowie.

Var i Burro z trudem choć bez niespodzianek wyłowili ciała bliźniaczek. Nie był to przyjemny widok; ciało Ofali było martwe już jakiś czas, a Arny długo przebywało w wodzie. Mimo to Burro zasłonił nos i usta szalem, wziął z ziemi jakiś zardzewiały sztylet i ostrożnie rozciął nim ubrania trupów w poszukiwaniu wisiorków. Niedługo potem obmyte i zawinięte w lnianą szmatkę leżały bezpiecznie w Samonośce. Mężczyźni mieli się właśnie zabrać za transport ciał na zewnątrz gdy minęła ich wzburzona Kostrzewa i szybkim krokiem ruszyła na górę, a Arna zniknęła pomiędzy skałami. Grzmotowi wydawało się, że twarz ducha jest mokra od widmowych łez.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline