Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-01-2015, 17:09   #211
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://fc07.deviantart.net/fs40/i/2013/065/d/f/winter_haweswater_by_scotto-d1va2hs.jpg[/MEDIA]

Poranek wstał zimny i orzeźwiający; ognisko oddawało swoje ostatnie iskry ciepła, grzebiąc płomienie w szarej kołdrze popiołu, a przez szpary w kamieniu i okna wieży do środka wpadało świeże, szczypiące w policzki i nosy powietrze.

Kostrzewa obudziła się nieco wcześniej niż reszta - za wyjątkiem kapłana, który był na nogach równo z pierwszymi promieniami słońca, zatopiony w modlitwie do swojego boga - wypoczęta jak dawno nie była. Krzątając się po kamiennym pomieszczeniu, dumała nad znaczeniem tego, co jej się przyśniło; gdyby te same obrazy przyszły do niej pod baldachimem zieleni, nie miałaby najmniejszych wątpliwości co do ich proroczego znaczenia. Teraz jednak, w otoczona twardym kamieniem i wystawiona na magiczne emanacje źródła, nie była aż tak pewna *co* właściwie miały znaczyć te wizje. W zamyśleniu obróciła w palcach żołądź i uśmiechnęła się do siebie; świadomość posiadania przy sobie symbolu nieujarzmionej i mądrej Natury rozwiewała jej wątpliwości jak słońce poranne mgły.

Korzystając z tego, że chwilo nie było nic do roboty, druidka poświęciła czas na wyglądanie przez kolejne okna wieży i próbę dopasowania widoków do sennych wizji. Bez rezultatu; dolina była zbyt duża, by półślepym wzrokiem półrokini dało się coś sensownego zauważyć. Zniechęcona, chciała już zająć się leczeniem Tibora, kiedy jej uwagę przyciągnęła luneta, wystająca z pakunków chłopaka. Kapłan był głęboko pogrążony w modlitwie - a może po prostu przysnął na powrót, dogrzewany dwoma psimi cielskami - więc nie oponował, kiedy kobieta "zaprzyjaźniła się" z soczewkami. Początkowo Kostrzewa nie bardzo potrafiła posłużyć się obcym jej urządzeniem, ale w końcu doszła to jakiegoś porozumienia z oporną techniką - i dzięki dawanemu przez szkło powiększeniu odnalazła kawałek doliny, który zgrubnie odpowiadał wizji. Co prawda i pora roku i punkt widzenia był inny niż we śnie, ale poczucie tego, że *zna* to miejsce wlało w jej serce wiele pewności i dobrego nastroju. Małe okruchy wiedzy i informacji zaczęły układać się w głowie Kostrzewy w sensowną całość i druidka czuła, że znalazła - jeszcze wciąż mglistą, ale stale nabierającą coraz bardziej realnych konturów - odpowiedź na pytanie jak przywrócić źródłom ich magiczną moc.

Kiedy reszta grupy już jakoś wstała i ogarnęła się do w miarę sensownego stanu, Kostrzewa przyszła do kapłana, sprawdzając jak rozwija się choroba i czy leki odnoszą pożądany skutek. Po krótkim badaniu druidka przymrużyła zdrowe oko i pogapiła się na chłopaka ślepym, szczerząc żółtawe zęby.

- Na moje oko będziesz żył - zawyrokowała w końcu - A skoro dasz radę stanąć na nogach, to i pióro w palcach utrzymasz. Przyniosłam pergamin i resztę tych fikuśnych przyborów - wręczyła mu zwój, atrament i pióro z majątku maga - Trzeba powiadomić Żmije o tym, co zaszło. Im prędzej, tym lepiej - stwierdziła i pogłaskała Wredotę po podgardlu.

Oestergaard ze stoickim spokojem zniósł oględziny półorkini; faktycznie, pierwsza od paru dni spokojna noc i leki Kostrzewy pomogły bardziej niż mógłby się spodziewać, biorąc pod uwagę brak porządnego łóżka i inne… nie do końca sprzyjające warunki. Odruchowo pogłaskał Ferenga i spojrzał ku Strzydze. Zwierzaki grzały w nocy niczym kaflowe piece.

- Dziękuję, Kostrzewo - powiedział z prawdziwą wdzięcznością. To że zdążył pomodlić się do Pana Poranka o łaskę uzdrowienia dziwacznego otumanienia (zgadywał że wywołanego przez okrucieńce, podobnie jak koszmary którymi wysmagały go podczas pościgu za zmiennokształtnym) jeszcze bardziej pozytywnie nastrajało go do świata. - Czuję się dużo lepiej. Dam radę.

Sięgnął po piśmiennicze przybory i zadumał się przez chwilę nad ich delikatnością. Przez ostatnie dni jego dłonie odwykły od pióra - nie żeby kiedykolwiek był typem mola książkowego.

- Kostrzewo, czy Karl Skirata da radę odczytać słowo pisane? - zapytał starannie neutralnym tonem. W końcu druidka była niepiśmienna, a przynajmniej za taką uchodziła, kto wie czy reszta jej plemienia szlachetnej sztuki pisania i czytania nie miała w pogardzie…
- W plemieniu zawsze jest ktoś, kto umie bazgrać szlaczki; Żmije handlują z Dekapolis, więc czasem się przydaje… - Kostrzewa zręcznie uniknęła odpowiedzi wprost, czy szaman posiada taką umiejętność, choć podejrzewała raczej, że tak - Ale oszczędzaj papieru. Karl zapewne wie, co tu się wydarzyło; najważniejsze to ostrzec ich przed bestią… i niech oni też powiadomią, kogo mogą. Taki zdolny naśladowca może wprowadzić nielichy chaos w każdej ludzkiej osadzie.
- Jak dużo mogę napisać? - zakłopotał się chłopak. - Jak działa ta twoja modlitwa?

Druidka zaśmiała się.

- Byle się na jednej kartce zmieściło. Po prostu nikt nie lubi lania wody, to nie miejskie gadki przy ryneczku… - wyciągnęła rękę, by kruk na nią zeskoczył - Modlitwa? Nie nazwałabym tego tak. Po prostu postaram się przekazać temu pierzastemu łebkowi dość wiedzy i siły, by doniósł zwój, komu trzeba i gdzieś się po drodze nie zgubił…
- Więc modlitwa, bo sama z siebie byś tego nie wydobyła. Co najwyżej trochę ciepła od natężania się - mruknął Tibor. - Dobrze, pomyślimy…
- Nawet nie wiesz, co potrafię z siebie wydobyć… i raczej nie chcesz wiedzieć - odmruknęła Kostrzewa, bynajmniej nie urażona przemądrzałością kapłana. Najwidoczniej noc spędziła bardzo przyjemnie, skoro prezentowała w miarę znośny humor. Chłopak wyszczerzył się w odpowiedzi.

- Napiszę jak tylko nawiedzimy jaskinię - obiecał.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 10-01-2015, 12:51   #212
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Gdy ybnijczycy zrobili na powierzchni wszystko co było do zrobienia udali się do podziemi. Mara i Burro z zainteresowaniem rozglądali się wokoło, Var również, gdyż poprzednio nie miał czasu na badanie otoczenia. W piwnicy czuć było charakterystyczny smród wilgotnych podziemnych pomieszczeń - starej wody, gnijącego próchna, pleśni i rozkładu. Minęli kilka pomieszczeń pełnych zniszczonego wyposażenia, rozrzuconych fragmentów ekwipunku i kości… Potem weszli w nieregularny korytarz biegnący na prawo od pomieszczeń ciągnie się już poza obręb wieży. Wydawało się, że został poszerzony i obrobiony z naturalnego tworu. Kilkadziesiąt metrów dalej przed wędrowcami odtworzyła się spora grota, w większości wypełniona wodą, z której wystawały nieregularne, pokryte śliskim, brązowym nalotem głazy oraz porowate stalagnaty. W grocie czuć zapach wilgoci i zgnilizny - jak w starej podmokłe piwnicy - i, co najgorsze, trupa. Pomieszczenie było naturalne, lecz - podobnie jak korytarz - uzdatnione do użytku ręką człowieka. Wokoło leżały kościotrupy - dobrze uzbrojone, ale na szczęście zabite na amen; ktoś postarał się o to roztrzaskując im czaszki. Wzdłuż brzegu wykonano wygodne zejścia do wody. Naprzeciw wejścia znajdowała się spora platforma wchodząca w jezioro na jakieś trzy-cztery metry. Kolor wody ciężko było ocenić, ale jakoś nie wyglądała zachęcająco. Jezioro wypełniało pieczarę i nie pozwalało jej obejść suchą stopą… o tyle o ile można tak było powiedzieć, wobec oślizgłej wilgoci pokrywającej kamienie. Wyrastające tu i ówdzie stalagnaty sprawiały, że nie było widać żadnego wyjścia, choć odgłos płynącej wody sugerował jednak że jakiś odpływ istnieje.

Tym razem nie było potrzeby wzywania ducha - Arna stała (czy raczej unosiła się) na końcu wchodzącego w wodę pomostu wpatrując się w żywych i nieumarłego, którzy po raz kolejny przybyli z nią porozmawiać. Przez chwilę wyglądała jakby sama miała zamiar coś powiedzieć, lecz koniec końców jedynie w milczeniu wodziła po nich wzrokiem.

Mara miała wrażenie, że wyczuła ducha nim jeszcze go zobaczyła, majaczącego ponad krawędzią pomostu.
- Arna… - wyszeptała i ruszyła w tamtą stronę ostrożnie stawiając stopy. Jej brudną dziecięcą twarz rozjaśnił łagodny uśmiech. - Wiem, ostrzegałaś. I słusznie prawiłaś. Nasz towarzysz przypłacił tę podróż życiem. Spotkaliśmy fałszywą ciebie, tą, która zmiania kształty. Oczy o złotych lustrach… Wszystko poszło nie tak.

Dziewczynka ukucnęła w pół drogi rozcierając wyziębione ramiona, zerkała na ducha z dołu ale bez cienia lęku, jakby ze zrozumieniem.
- Musisz nam powiedzieć dlaczego źródła są przeklęte. Jak by udało się je oczyścić czy ich wody wróciłyby życie naszemu czarodziejowi?
- Nie. - odezwała się niespodziewanie druidka, stojąca z tyłu grupy. Jej głos był twardy i stanowczy - Trzeba przywrócić temu miejscu jego moc, ale nie można wykorzystać jej do kolejnych gwałtów na harmonii świata. Takie właśnie pomysły zatruły tę wodę…
- A ty skąd niby wiesz co zatruło to miejsce? - prychnęła na druidkę dziewczynka. - Nie będziesz ustawiać całej druzyny pod swoje dyktando. Grupa zdecyduje.
- Już raz zadecydowałaś - warknęła tamta - I oto są skutki. Gdyby nie Twoja durnota i pośpiech, Shando by żył, bezduszny bachorze. Lepiej więc zaklucz paszczę, zanim wciągniesz nas w kolejne nieszczęście. Wiem wystarczająco wiele, by móc cię zapewnić, że dalsze kalanie tego miejsca będzie możliwe dopiero po moim trupie, cholerna nekromantko. Przez tobie podobnych cała ta zaraza! - dokończyła i splunęła w kierunku dziewczynki, mrużąc oczy w gniewie.
- Dość tego! - rzucił Zwiastun Świtu. - Mara, ty i reszta ruszyliście do doliny wiedząc to co wiedzieliście i nic poza tym, tak samo jak ja i Var. Łatwo robić wyrzuty po fakcie. A Shando był naszym towarzyszem i nie szczędził sił w wędrówce tak jak każdy inny, kto wie czy bez niego doszlibyśmy tutaj, czy w ogóle przeżylibyśmy. Jeśli będziemy mogli mu pomóc to mu pomożemy. Jeśli nie podoba ci się to, Kostrzewo, to niestety ale trochę za późno na dąsy. Miałaś okazję odłączyć się wcześniej, chociażby u swego plemienia - powiedział łagodniej.

Mara nie odrywała palącego spojrzenia od półorkini. Gdy rozjemczy monolog Tibora dobiegł końca rzuciła posępnie powtarzajac ostatnie słowa druidki.
- Przez mnie podobnych?... - kąciki jej ust upiornie zadrgały ku górze - Cholernych nekromantów?... Czyli zostałam lekką ręką… przyłączona do wrogów?
Dziewczynka zgięła się przed Kostrzewą w parodii dworskiego ukłonu, dłoń omiotła podłogę.
- Wybacz, że nie sprostałam twoim standardom roztropności, Podpalaczko Bibliotek!- teatralnie złapała się za pierś.
Maska pozornej wesołości szybko jednak opadła a Mara odwrociła się na pięcie i pomknęła ku schodom na piętro.

Kucharz pokręcił smutnie głową, wahał się przez chwilę, postąpił nawet parę kroków w kierunku w którym pobiegła Mara, ale w końcu przestał i został na dole.
- Masz rzadki talent Kostrzewo. W kilku słowach ciężko jest zranić, tobie jednak prawie zawsze więcej niż kilku słów nie trzeba.
- Niech cię… - Zwiastun Świtu stłumił warknięcie pod adresem druidki, bo to nie był czas i miejsce na ciężkie słowa. - Pamiętaj że Kor Pheron sam był synem szamana albo i szamanem nim jął się nekromancji! - syknął.
- A Mara była bardziej rozważna, nim zaczęła gadać z nieumarłymi. Kor upadł w szaleństwo i pragnienie śmierci przez tą moc, a ona podążą tą samą ścieżką, narażając na niebezpieczeństwo swoich towarzyszy i dbając o martwych bardziej niż o żywych! - druidka wyciągnęła palec w kierunku kapłana - Zastanawiasz się, jak przywrócić życie Shando? Gdyby przeklęty dzieciak nie zaatakował pierwszy, to byś nie musiał. Mag oddał życie za jej zwidy, i po co to komu było? Szans z mimikiem nie mieliśmy i tak, a przez jej szaleństwo straciliśmy krew i zapasy. - przekrzywiła głowę i syknęła ostatnim, jadowitym pytaniem - Skoro tak szukasz wokół zła, może zastanowisz się, czy zgnilizna nie zalęgła się tak blisko że jej nie widzisz, wśród nas? Tak jak nie dostrzegłeś obłudy Shanda… Kto wie, kogo jeszcze to dziecko słyszy w swoich snach? I co jej te głosy “mądrego” podszeptują…?
- O co ci chodzi? - zmieszany i rozzłoszczony Tibor cofnął się o krok, przez chwilę pewien że Kostrzewa oszalała. - Dość tego! - powtórzył. - Mary tu nie ma, a ja chcę usłyszeć co odpowie na to o co ją obwiniasz, i to gdy staniecie twarzą w twarz, bo ciężkie zarzuty stawiasz. Na razie przyszliśmy porozmawiać z Arną i spróbować oczyścić źródło, i tym się zajmiemy - wskazał zjawę majaczącą przed nimi. - A do tego co powiedziałaś wrócimy, zapewniam cię.

Mara stała u szczytu schodów, całkiem zesztywniała i słuchała do samego końca. Podsłuchiwała może, wszystko jedno. W każdym razie spijała każde jadowite słowo druidki jak nektar, pozwalała by w nią wniknęło, głęboko pod skórę. Wcześniej miała wobec Kostrzewy mieszane uczucia, od wdzięczności przez złość a nawet litość. Ale teraz w chuderlawym ciele szalał nowy, nieznany dotychczas żywioł. Nienawiść.
Mara czuła jak paznokcie w zaciskanych w pięści dłoniach boleśnie wbijają się w skórę. Poluzowała palce nie do końca rozumiejąc. Dlaczego półorcza wiedźma wygadywała o niej takie kłamstwa? Dlaczego tak bardzo nią pogardzała i tak głęboko raniły jej słowa?
Przez chwilę myślała, że z oczu buchną ciepłe łzy ale tak się nie stało. To ta trawiąca nieznana pożoga, która umiejscowiła się gdzieś w żołądku i paliła od środka kazała jej się nie rozklejać.
Wycofała się cicho, stąpając uważnie i powoli aby nie zdradzić swojej obecności. W komnacie na piętrze ukucnęła na piętach i spróbowała skupić się na Shandzie. W końcu był martwy a jej dyskusje z martwymi zawsze przychodziły łatwiej niźli z żywymi. Po chwili wyczuła jego obecność ale to kipiące wściekłe uczucie, które się w niej obudziło wszystko utrudniało. Zawołała czarodzieja w swojej głowie ale szybko zrezygnowała widząc marne skutki. A może to źródła były skutkiem zakłóceń?
Wyszła przed wieżę z zamiarem aby oczyścić umysł i się uspokoić. Ziąb przelał się kojącą falą przez nozdrza i płuca, sprawił, że ogień z policzków powoli ustępował.
To nie miało sensu - zrozumiała nagle. I kiedy ta myśl zaczęła pociągać za sobą kolejne usłyszała szczęk butów na śniegu a zaraz potem Fereng i Strzyga dopadli do nóg dziewczynki.
 
liliel jest offline  
Stary 10-01-2015, 19:31   #213
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Soundtrack

[MEDIA]http://fc07.deviantart.net/fs71/f/2013/165/9/8/lonely_ghost_by_zoroko-d68k96n.png[/MEDIA]

Kucharz schodził na dół powoli i jednak z pewną obawą. No nie codziennie przecież rozmawiać się będzie z duchem. Co takiemu powiedzieć? Spytać, jak leci? Co tam pani w zaświatach? Dobrze więc że Mara zaczęła rozmowę, bo przyszło by wgapiać się w kudłate stopy jeszcze dłużej i przestępować z jednej na drugą. A tak mógł teraz ukradkiem rzucić okiem na pomost. Parę spojrzeń wystarczyło, by Burro uspokoił się trochę. Była podobna do matki, nawet bardzo. Wspomnienie Hebdy i jej żalu jakoś wyzwoliło dodatkowe pokłady odwagi w niziołku.

- Witaj, jestem Burro Butterburr. Powiedz nam, jak to się stało, że jesteś tutaj? Że opierasz się… hem, hmmm, no temu co się dzieje z innymi... - urwał szukając właściwego słowa, tak by nie zabrzmiało to okropnie. Cisza przedłużała się i w końcu wydukał - Duchami? Nie czujesz zewu, który nimi kieruje?
- Nie, o Burro Butterburr - odparła Arna, która do tej pory jedynie słuchała przybyłych do jaskini podróżników. - Sądzę, że magia źródła go blokuje; to że zmarłam właśnie tutaj, zabita przez zmiennokształtnego i jestem z tym miejscem związana. Nawet teraz błogosławieństwo bogów, które przenikało to miejsce jest mocniejsze niż siły korferonitów. Ale nie wiem jak je oczyścić - spojrzała na Kostrzewę i Marę. - Wszystko co wiem o Źródle to moje przypuszczenia oparte na strzępkach informacji zasłyszanych przez lata. Sądzę, że to Źródło dawało kotlinie życie i zatruło je - cóż - to, że ludzie zabijali się by go zdobyć. Zatruło je jego przeciwieństwo. Ta moc należała do wszystkich, nie można było jej zawłaszczyć.
- Brednie i bujdy - parsknął Shando - Potężnej magii nie załatwi coś tak przyziemnego jak zabijanie. Przesądy dzikusów. Tu musiała zadziałać inna potęga, która wypaczyła działanie źródła. Ale co ty tam wiesz.
- Życie i śmierć to najpotężniejsza z mocy - rzekła gdzieś w przestrzeń Arna. - Nie sądzę, by nawet oczyszczone mogły komukolwiek zwrócić życie; ale tu nie potrafię rozdzielić mitów od wiedzy, której nie mam - spojrzała na Marę. - Tylko bogowie rządzą życiem i śmiercią, i tylko oni mogą je prawdziwie zwracać.
- Polemizowałbym - bezczelnie wtrącił martwy czarodziej, nie przejmując się tym, że szamanka uparcie go ignoruje. - To co nazywasz życiem i śmiercią ja nazywam nekromancją, o ile włada tym człowiek lub zwykłym cyklem życia - o ile dzieje się samo. Nic magicznego nie ma w zwykłym umieraniu. Dorabiasz filozofię do zwykłej rzeczy, Arna. Nie brzmisz mądrzej dzięki temu.
- Chyba wszyscy zapomnieliście, po co tu przyszliśmy. Strata Shanda mnie zabolała, jak każdego z nas - powiedziała druidka - Ale nie przebyliśmy całej tej drogi, by mu zwrócić życie i mocować się z odwiecznymi prawami świata. Mimo całego zła, jakie się tu wydarzyło, to miejsce nie ma nic wspólnego z plagą. - wzruszyła ramionami - Błędny trop, bywa i tak. Jedyne co możemy zrobić, to spróbować uleczyć trochę ten węzeł, jeśli w ogóle jest to w naszym zasięgu, i ruszać dalej. Chyba że Arna może powiedzieć nam coś więcej o Kor Pheronie, choć myślę, że i tak podzieliła się z Marą wszystkim co wiedziała. Za co serdecznie dziękujemy… - pochyliła lekko głowę przed duchem - Pewne sprawy są tylko w gestii bogów i innych potężnych mocy… i im należy je pozostawić.

Kiedy reszta zajęła się rozmową, Var przyjrzał się bliżej wyposażeniu trupów dookoła tafli wody. Przysłuchiwał się wszystkiemu, ale sam nic nie mówił póki co. Mógł zrozumieć i znieść wiele, ale rozmawianie z duchami zostawiał magom i kapłanom. Dla niego było to niejako nienaturalne. Nie żeby cała ostatnia plaga była w jakimkolwiek stopniu naturalna, ale czuł się dziwnie. Mógł rozmawiać z Galebem, bo był w czystej postaci, był żywym kamieniem, kawałkiem ziemi tak stworzonym, lub zajętym przez jednego z duchów żywiołów. Natomiast Arna, tu już było inaczej. Ona była już za granicą, której nie powinno się przekraczać, a jednocześnie na miejscu. Skoncentrował się więc na rzeczach przyziemnych, chociażby pancerzu. Wszystko tutaj było pordzewiałe, sparciałe i po jednym czy dwóch ciosach w prawdziwej walce mogło sie rozpaść, ale obecnie było i tak lepsze, od latania niemalże na golasa w tych stronach. Uzbrojenie wyglądało jakby należało do jakichś elitarnych strażników, nawet spod rdzy było to widać, reszta zaś była zdecydowanie barbarzyńcami. Odseparował wszystko, co mogło mieć jeszcze jakieś drugie życie, chociażby na jedną walkę i czekał aż usłyszy coś sensownego dla siebie. Może któryś z jego kuglarzy był w stanie powiedzieć czy coś tutaj jest magiczne, tak jak kostur który obecnie trzymał w dłoni. Powoli, bardzo powoli oswajał się z obecnością ducha.

Z kolei niewidoczny i niesłyszalny dla nikogo poza upiorzycą Shando skrzyżował widmowe ręce na widmowej piersi i powiedział w kierunku Arny, która ponownie zignorowała zarówno jego obecność jak i wypowiedź.

- Coś nie wydaje mi się, abyś chciała nam pomóc, co? Widać dobrze Ci tutaj. A jakbyś pomogła, może oni by pomogli by Tobie odejść do Temposa? Ale nie, co? Za dumna jesteś. Albo za głupia, bo najwyraźniej babom po śmierci rozumu nie przybywa.
- Kostrzewa, rzucisz no tutaj trzecim okiem? - Grzmot wskazał na pozostałości po obrońcach źródła i barbarzyńcach. Tibor zauważył leżacą głownię sporego buzdyganu. Druidka zerknęła na wskazany przez goliata złom, skupiając się na wyczuciu otaczającej go aury. Chwilę pogrzebała w zdezelowanym stosiku i wyciągnęła z niego krótki, rzeźbiony patyk.
- To mocno promieniuje. Ale nie jestem pewna, co to może być. Pewnie kolejny diabelski wynalazek magów - stwierdziła, demonstrując swoją pogardę do “magicznego ustrojstwa”.
- Jeśli korferonici na pewno są w Easthaven i Bryn Shander, to wiesz może jak ich rozpoznać, kim są lub gdzie się mogą spotykać? - zapytał goliat Arnę, przełamując niejako swoje obawy związane z rozmową z duchami.
- Tam najłatwiej zniknąć w tłumie, lecz nie wykluczałabym żadnych miejsc prócz Caer Konig i Bremen - odparła Arna. - W małych osadach łatwiej ich będzie wytropić; wszyscy się tam znają i kryjówek jest mniej. Szukajcie kontaktów w biednych częściach miast; wśród przestępców nietrudno o czcicieli Bhaala, choć nikt się z tym nie afiszuje. Zaś co do miejsc spotkań nie zdziwi mnie żadne; od starych podziemi po szlacheckie domy.

Shando tymczasem na chwilę odpuścił złośliwości i przyjrzał się źródłu jako takiemu. W to, że źródło zostało skażone, bo ludzie o nie walczyli nie wierzył nawet przez chwilę, po prostu barbarzyńcy i ich krótkowzroczni kapłani dopasowali sobie historyjkę pod własne wierzenia. Wątpił, by nawet dopuścili jakiegoś "ergi" by zbadał, co się tu dzieje. A możliwe, że rozwiązanie zaniku mocy było prostsze niż komukolwiek się wydawało. W końcu jakiekolwiek źródła miały swoje... źródła. I może właśnie tam, gdzieś pod ziemią, należy szukać odpowiedzi na pytanie co skaziło żywą wodę...

Dlatego dokładnie przyjrzał się, gdzie wybija woda, zasilająca zaczarowaną sadzawkę. Nie znalazł konkretnego miejsca, choć z powodu ciemności nie mógł też określić jak głęboko sięga woda i co jest na dnie. Natomiast znalazł kilka odnóg daleko z tyłu, co potwierdzało słowa Arny, że woda płynie nie tylko tutaj.

Duch Wishmakera polewitował sobie bliżej Mary, licząc, że w końcu może uda się jej go usłyszeć.

- Badałaś źródło pierwotne, albo przynajmniej wiesz, gdzie się znajduje? - spytał zjawy Shando zupełnie normalnie, jakby ignorując fakt, że od jakiegoś czasu kpił z niej jak z ostatniej idiotki. Jednak szybko odzyskał rezon i dodał - Jasne że nie. To pierwsza sadzawka od wejścia, weszłaś tu, spaprałaś i koniec. A spaczenia źródła trzeba szukać tam, skąd magiczna woda wypływa. Jestem pewien że tam coś ją skaziło, i tego pilnuje ten mimik z piekła rodem. Trzeba to sprawdzić. Dalej, powiedz im to. Chyba że pycha powstrzymuje cię przed próbą pomocy sobie przez "ergi" i innych obcych?

Stojący po kłótni z dala i czuwający do tej pory Tibor przysunął się do zjawy, nie do końca ufając jej, ale też nie sięgając do medalionu i nie próbując uwolnić duszy nieszczęsnej Arny. Przynajmniej na razie. Poprzedniego dnia mało co zauważył z “wystroju” jaskini, a o jakimkolwiek zastanowieniu nie było nawet mowy. Teraz warczenie najeżonego niczym ryżowa szczotka Ferenga stanowiło znakomite podkreślenie atmosfery panującej przy zanieczyszczonym, splugawionym źródle.

- Gdy tu wszedłem i próbowałem odesłać ducha Ofali i jej dziecka źródło naraz chlusnęło naokoło, jakby… jakbym coś naruszył - wyrzucił z siebie to co go nurtowało. - Co tak naprawdę się wydarzyło?
- Przypuszczam, że wywołałeś wybuch próbując przełamać władzę źródła nad ciałami. Och, gdybyś się nie wycofał, gdybyś tylko miał wiarę… Musisz, musisz wierzyć, że twój bóg cię ochroni, że da ci siłę potrzebną do wykonania zadania, inaczej żadna formułka nie przyniesie efektu, a… - Arna zamilkła i potrząsnęła głową. - Nie sposób przewidzieć jakie efekty woda ma teraz na żywych, więc miej się na baczności.

Chłopak przestąpił z nogi na nogę, nieprzyjemnie świadom swej niewielkiej wiedzy na temat uświęconych przybytków i magicznych fenomenów. Gdyby Shando żył, wspólnie mogliby coś wydedukować… Zdusił nagły żal za towarzyszem.

- Arno, czy zauważyłaś by coś było źródłem tej władzy, co by tkwiło w, cóż, źródle? - uznał że trzeba dowiedzieć się czegoś więcej.
- Nie, ale nie miałam możliwości, by zbadać wodę; zarówno tutaj jak i w jeziorze… Możliwe, że pod śniegiem znajdują się jeszcze jakieś sadzawki, kto wie. Nawet jeśliby szukać przyczyny spaczenia u samego źródła, to nie mam pewności, czy znajduje się ono w tej kotlinie. Sami wiecie, że woda, którą widzimy w Dolinie Lodowego Wichru zwykle ma swój początek wysoko w górach - spojrzała niepewnie na Kostrzewę i goliata. Druidka skojarzyła, że szamance zapewne chodzi o Kuldahar i wypływające spod świętego dębu strumienie... Tłumaczyłoby to, czemu woda w dolinie miała takie cudowne właściwości - i że została skażona dopiero tutaj.

- Zuch dziewczyna - mruknął do upiorzycy Wishmaker - Jeszcze się dogadamy.
 
Autumm jest offline  
Stary 10-01-2015, 22:35   #214
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Zwiastun Świtu podrapał się po policzku i rozejrzał nieco bezradnie.
- Co to za ciała? - zapytał wskazując zwłoki wojowników. - Czy ta zmiennokształtna istota już tutaj była gdy dotarłaś z ciałem Ofali?
- Obrońcy źródła i napastnicy… a może złodzieje; nie wiem. - zjawa spojrzała na rozsypujące się szkielety, kolejny raz ignorując słowa calishyty i skupiając się na Tiborze. - Tak; najpierw miała postać mężczyzny, rosłego ciemnowłosego mężczyzny w ćwiekowanej skórzni - o, tam ona leży - wskazała ciemny kąt daleko na lewo - Wyglądał na obcego; nie stąd. A potem… och! - kapłanka zakryła twarz dłońmi i zadrżała. Po chwili kontynuowała, choć głos jej się trząsł. - Potem zmieniła się w dużą trójoką kulę z krótkim dziobem, trzema mackami i szponami na nich. Później zaś… we mnie. Tylko złoty poblask w oczach odróżniał go w obu formach od ludzi.
- Czego chciała od ciebie? O co pytała? - Arna była duchem, nieumarłą, ale Tibor nie mógł powstrzymać współczucia. - Obejrzyj to - zerknął na Vara i machnął ku zakamarkowi który wskazała zjawa.
- O wszystko. Chciała wiedzieć… wszystko. Gdzie jest, kim jestem, jak wygląda tutejsze życie… Wydawało się jakby nie czuła magii źródła, a ja jej o nim nie powiedziałam, ale… - znów zadrżała - …powiedziałam o wszystkim innym; musiałam…
- Mogę się tylko domyślać przez co przeszłaś i bardzo mi przykro - młody Oestergaard powiedział z żalem. - Żałuję że musimy cię wypytywać o to, ale próbujemy dowiedzieć się czegoś co pomoże rozwiązać zagadkę klątwy; możliwe że już za parę dni przybędą paladyni z Ybn…
- Nie musisz; moja wiedza jest do waszej dyspozycji - wtrąciła Arna.
- ... dopóki jest Ci to na rękę - wtrącił czarodziej, mimo że nikt poza nią go nie słyszał.

Tibor ukłonił się w podziękowaniu duchowi.
- Czy miałaś wrażenie że Dolina jest miejscem które w jakiś sposób miało związek z klątwą? Rozmawialiśmy z Karlem Skiratą, który wątpił by to Kor Pheron był jej sprawcą. Jej wywołanie było zapewne niezwykle trudnym zadaniem i zgadywałem że zbezczeszczenie jakiegoś świętego miejsca mogło być częścią rytuału - między innymi to jest powodem dla którego tutaj się pojawiliśmy, poza tym by was odnaleźć na prośbę twojej matki - zerknął na Burro, który nie pierwszy raz udowodnił że posiada dar dogadania się z naprawdę różnymi osobami. - Mogłem się mylić, ale jestem ciekaw co sama myślisz o Dolinie - czy twoim zdaniem miała jakiś udział przy rozpętaniu się klątwy?
- Karl nie wiedział… nie mógł wiedzieć, że nauki Kora przetrwały w Dziesięciu Miastach - szepnęła smutno Arna. - I z tego co wiem samemu Kor Pheronowi nie udało się wykorzystać mocy kotliny nawet gdy jeszcze żył. Gdybym miała zgadywać powiedziałabym, że wtedy skażenie było najsilniejsze, a okrucieńców i nieumarłych najwięcej i nawet on nie mógł ich pokonać. Przybywszy tu nie wyczułam pozostałości jakiejś specyficznej nekromantycznej magii, a taka z pewnością by została po tak silnym rytuale. Twoje rozumowanie jest bez zarzutu, lecz teraz… celowałabym raczej w zbiorcze rytuały; lub może wykorzystanie magicznych pozostałości po ostatniej wojnie… Nie potrafię wskazać innego miejsca prócz tego, które można by było zbezcześcić… aczkolwiek takie miejsca są rzadkie, a ich sekrety dobrze strzeżone, więc nie mogę mieć pewności.
Chłopak otarł pot który wystąpił mu na te słowa na czoło i spojrzał po towarzyszach.
- Ach, coś mi się przypomniało, choć wątpię, czy ma to znaczenie - rzekła nagle zjawa. - Na południowym skraju Dougan’s Hole jest krąg wielkich granitowych kamieni zwanych Dwudziestoma Kamieniami Thruuna. A raczej nie krąg, lecz idealny trójkąt. Nikt nie wie jakie było ich zastosowanie i czy mają jakąś moc. Stały tam od zawsze; na długo przed tym nim południowcy wybudowali Dekapolis. Istnieje przypuszczenie, że Thruun to jakiś zapomniany bóg, ale to tylko hipoteza.
Oestergaard słuchał z uwagą, nawet jeśli jego domysły runęły w gruzy.
- Jeśli znajdziemy się w Dougan’s Hole na pewno sprawdzimy to miejsce - powiedział z wdzięcznością. - Arno, a w jaki sposób posiadłaś wiedzę której, hmm… chciałaś użyć tu, przy źródłach? To nie jest wyrzut - zastrzegł się prędko - po prostu skoro to nie Dolina to musimy szukać następnego tropu - ludzi lub miejsc.
- To był przypadek, głupi przypadek - Arna parsknęła gorzkim śmiechem. - Kilka lat temu byłam w Dougan’s Hole u czarodzieja, jak zwykle sprzedać mu wyroby mojej matki, uwielbiał je, zwłaszcza marynaty i… - głos kapłanki załamał się kolejny raz podczas tej rozmowy. - W każdym razie gdy wchodziłam, naprzeciw jego domu siedział jakiś starzec, mamrocząc coś, przeklinając i rzucając kamieniami w ściany i drzwi. Morheim powiedział, że to wariat, że stracił rozum w młodości, więc zostawia go w spokoju. Ale gdy wychodziłam nadal tam był, przeklinając Morheima w imię Kor Pherona. Ulica była pusta, a ja ciekawa imienia człowieka, który w naszym klanie był zdrajcą i… och, byłam młoda i głupia, nie wierzyłam, że pewne rzeczy lepiej zostawić nietknięte. Ale to było dawno, przed wojną z Kessellem, potem była ciężka zima; bardzo wątpię czy ten człowiek jeszcze żyje - potrząsnęła głową.
- To on udzielił ci nauk? - upewnił się Tibor. - Mówił o innych? Albo o samym Kor Pheronie? I jak sam siebie nazywał?
A nieumarły Shando zamienił się w słuch.
- Trupów brak, jest tylko zbroja i nieco sprzętu. - Rzucił Grzmot do kapłana. - Jeśli nie wiadomo jak żywi zareagują na wodę hmm… musisz być blisko źródła, czy je widzieć? Jeśli to pierwsze, to ci zbudujemy śnieżną ścianę jeśli będzie trzeba, żeby cię znowu nie ochlapało… bo przecież ostatnio wyszedłeś mokry, a żyjesz. - Dodał goliat.
Oestergaard machnął ręką.
- Dziękuję, Var, za dobre chęci, ale czuję że woda będzie najmniejszym zmartwieniem - jak na złość akurat wtedy złapał go atak kaszlu. - Mara albo Burro w parę chwil mogą mnie wysuszyć. Co innego mnie martwi - powiedział posępnie i spojrzał znowu na ducha, który zmarszczył brwi.
- Arno, jak było z tym starcem? - zapytał ponownie. Wyglądało na to że szaleństwo jest znakiem firmowym popleczników Kor Pherona, biorąc jako przykład chociażby Albusa Czarnego.
- Trzeba będzie popytać o znikające ciała z cmentarzy i ogólnie dużej ilości zaginięć ludzi. Tak jak było ze Żmijami i Albusem, ale to w którymś z miast. - Zasugerował goliat.
- Pobłądzą beze mnie jak dzieci we mgle - skwitował rewelacje Wishmaker - Ale skoro nauczyła się mówić do żywych martwa dzikuska, choćby nie wiem jak uzdolniona, zgaduję że i ja raz dwa się z tym uwinę.
- Słusznie - rzekła Arna. Widać było, że na prawdę stara się pomóc. - Starzec… przyznam, że nie pamiętam jego imienia; czy w ogóle mi jakieś podał. Zapewne Morheim będzie wiedział; ale nie sądzę, by trudno było odnaleźć szaleńca w stuosobowym mieście. O ile jeszcze żyje, w co wątpię.
Myślę… z tego co mówił sądzę, że był jednym z uczniów Kor Pherona. Może stracił rozum od krwawych rytuałów, może gdy tępiono popleczników Kora… to by wyjaśniało jego nienawiść do Morheima. Oczywiście nie pytałam maga; nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział, że rozmawiałam z tym starcem. Nie udzielił mi nauk; po prostu gdy spytałam o Kora z jego ust wprost wylał się potok słów i informacji na temat rytuałów, Bhaala, nekromancji… Pamiętam, że pomyślałam wtedy… zresztą nieważne. w każdym bądź razie gdy miałam ogólny ogląd nietrudno mi było wyciągnąć wnioski i kontynuować poszukiwania - oświadczyła z prostotą. Widać nie na darmo w klanie uważano ją za wyjątkowo uzdolnioną. - Wydawało mi się wtedy, że działania Kora były… po prostu odwrotną stroną tej samej monety. Nie mówię oczywiście o morderstwach czy krwawych ofiarach, ale samej esencji władzy nad życiem i śmiercią… Dopiero teraz zrozumiałam czym różni się nekromanckie sprowadzanie dusz i ciał siłą - to, co dzieje się teraz - od korzystania z boskiej łaski i woli samych zmarłych.
- Co pomyślałaś? - podchwycił Tibor - Powiedz proszę, każde spostrzeżenie może być ważne!
- To było raczej osobiste - bąknęła dziewczyna wymijająco, z zawstydzeniem. Chłopak poskrobał się po szczęce i spojrzał wymownie na Kostrzewę.

- Tak sobie myślę - rzucił nagle po dłuższym namyśle nad słowami nieumarłej - Jeśli rytuał zachwiał granicami między planami, to może to zmiennokształtne coś trafiło tutaj przypadkiem i może próbować wrócić do swojego świata. Czy pytało o magów albo kapłanów którzy dysponowaliby taką mocą? Na przykład o Morheima?
- Tak, chociaż odniosłam wrażenie, że był raczej zainteresowany pozostaniem tu. Jego pytania były zbyt szczegółowe; jakby chciał wtopić się w tłum… Co do czasu jego przybycia niestety nie umiem go określić.
- To zrozumiałe - zapewnił Tibor - A czy możesz przytoczyć jakieś pytanie, które bardzo cię zastanowiło albo zdziwiło?
- Galeb Duhr mówił że widział jak stwór spadł do doliny, więc może to i było przypadkowe że wylądował tu, ale raczej celowe że się pojawił w ogóle i to mnie nieco martwi. - Mruknął głośno goliat, to było takie Varowe “trochę”, ważące dobre pół tony.
- Hm… - zastanowiła się szamanka. - Zadawał wiele pytań o kapłanów i magów… zapewne dlatego, że byliby zdolni do wykryć… Ale też o przywódców, osoby wpływowe i znaczące w Dolinie… i poza nią, choć na te pytania nie potrafiłam mu zadowalająco odpowiedzieć - zakończyła powoli Arna, a błysk zrozumienia w jej oczach walczył o prymat z przerażeniem implikacjami konkluzji do jakich doszła.
- No cóż, Kostrzewa już od dawna marudzi że poza reinkarnacją inne formy powrotu są niestosowne, więc nie można wykluczyć, że Korferon wrócił - Shando wzruszył ramionami, niespecjalnie przejmując się ową rewelacją - Ten czy inny mag, w efekcie dojdzie do tego samego - trzeba będzie zebrać sojuszników i wydać mu bitwę.
- Czyli może próbować podszyć się pod kogoś ważnego i namieszać, albo zapewnić sobie wygodne życie jeśli o to mu chodzi. Ewentualnie zasiać jeszcze więcej chaosu, skłócić ze sobą klany i miasta, żeby przelano jeszcze więcej krwi oraz powstało więcej żywych trupów. Coś przeoczyłem? - Zapytał Grzmot drapiąc się po łysej czaszce.
- To, że to nie nasze zmartwienie na tą chwilę - zasugerowała druidka - Możemy rozesłać wici gdzie się da, ale ewentualne spiski i szkody blakną wobec tego, że całą tą krainę niedługo może zrównać z ziemią plugawy legion nieumarłych… Jedna, nawet groźna bestia to niewiele w porównaniu ze skutkami plagi. Szczególnie, że i tak nie jesteśmy w stanie jej pokonać, co dało się unaocznić.
- Var, kiedy będziemy opuszczać Dolinę musimy porozmawiać z Ucieleśnieniem Gór kiedy ta istota się pojawiła - jeśli w trakcie zaćmienia albo po nim to koniecznie musimy o tym wiedzieć! A każdy fragment ekwipunku który pozostał po niej musimy obejrzeć - Tibor wcale nie był tak spokojny jak Kostrzewa. - Na łaskę Pana Poranka, co jeśli plaga jest tylko skutkiem ubocznym osłabienia granic pomiędzy planami, a w rzeczywistości chodziło o przyciągnięcie czegoś… albo kogoś?
- Czy ja mówię że to nasze w tym momencie właśnie zmartwienie? Bardziej chodzi o to, co się może zdarzyć. - Odparł goliat Kostrzewie. - Zapytamy, może zaćmienie zauważył. Wiesz że nieco inaczej spogląda na czas. - Zwrócił się do kapłana. Ten skinął głową i odwrócił się do zjawy.
- Arno, idąc do Doliny spodziewaliśmy się że nie raz trafimy na nieumarłych zmierzających na Keldabe, tymczasem poza okolicami osiedla nie dostrzegliśmy żadnych. Może w czasie wędrówki z Warenem natknęliście się na jakichś? Coś ich przyciąga w okolice Keldabe, co noc zaciekle atakują osadę, ale nie potrafimy zgadnąć co ich przyzywa i w którym miejscu. Masz może jakiś pomysł?
- A niby skąd mieliby się tu wziąć? Dolina nie jest tak gęsto zaludniona jak południe i ludzie trzymają się głównie miast i klanów; nie włóczą się sami jeśli nie muszą. Jeśli ktoś umrze w górach, to albo coś go pożre, albo udusi się pod lawiną, a spod śnieżnej czapy nawet trup się nie wydostanie. Sądzę, że normalna śmierć nie tworzy duchów. I nie wiem co ich przyciąga; może po prostu żywi? Czy nie dlatego przybyliście po radę do klanu; dlatego że inne miasta mają taki sam problem? Niewiele mogę pomóc w tej materii, skoro większość plagi spędziłam… tutaj - wskazała dłonią wokoło.
Tibor zasępił się. Nie wiedział czy tak zaciekłe ataki jakich doświadczało Keldabe - jeśli chodzi o liczebność nieumarłych, w tym duchów wszelkiej maści - faktycznie byłyby “naturalne” dla okolicznych osiedli, czy jednak ktoś - Kor Pheron? - rzeczywiście z jakiegoś powodu kierował je przeciw barbarzyńcom. Na razie wiedzieli jedynie jak wygląda sytuacja z Keldabe…
- Var, spróbuj wyłowić ciała - powiedział cicho do goliata. Burro już od dawna stał z przygotowaną liną i hakiem. Chłopak na chwilę obejrzał się na Ferenga który nerwowo warował przy wejściu do pieczary, szczęśliwy że nie musi zbliżać się do nieumarłej.
- Arno, gdzie byłaś gdy próbowałem odesłać duszę Ofali? Nie dostrzegłem cię wcześniej…
- Tam - zjawa machnęła ręką w głąb jeziora. - To nic przyjemnego patrzeć na nasze… i cudze zwłoki…

Oestergaard zapytał jeszcze Arnę o przedmioty które osunęły się w śnieg po transformacji zmiennokształtnego, jednak z magicznych żaden poza ciężkim, refleksyjnym łukiem nie był znany duchowi. Umagiczniony łuk był obdarzony mocą wyszukiwania żywotnych punktów - nie była to broń do której Zwiastun Świtu miał dryg, ale że i tak wymagała sporej siły do napięcia, zaś Varowi jego proca chyba jeszcze bardziej pasowała od łuku, postanowił na razie ją zatrzymać. Ruszył do korytarza, wołając po drodze Ferenga. Mara zniknęła już kilka ładnych minut temu, a bogowie jedni wiedzieli kiedy okrucieńcom wróci odwaga.

Kiedy już zadali wszystkie pytania, Burro podszedł bliżej do zjawy. Tak na wyciągnięcie ręki, nie dalej i powiedział cicho:
- Ja… rozmawiałem z Hebdą. Po kryjomu, więc nie musisz się obawiać, że grozi jej coś z tego powodu. Dbała o dyskrecję i my też nikomu nie powiemy o tym, że trafiliśmy tutaj… - odchrząknął, poszurał stopą o podest na którym zjawa stała. - Chcesz… by jej coś przekazać? Powiedzieć, tak coś od ciebie?
Kucharz dreptał i wiercił się z zażenowaniem. Nie był dobry w takich rozmowach, nie miał jak okazać współczucia dziewczynie, bo przecież współczuł jej bardzo. Zrobiła to co zrobiła by spróbować uratować siostrę i spotkał ją taki los.
- Och… - w oczach Arny zaszkliły się łzy. - Myślałam.... - zerknęła na Kostrzewę i szybko odwróciła wzrok. - Bałam się, że już wszyscy wiedzą, że wygnają matkę z Keldabe… Ja… Och, może lepiej, żeby nie wiedziała co zrobiłam, że żyję nie-życiem? Tak. Tak będzie dla niej lepiej, a gdyby ktoś spytał nie będzie musiała kłamać. Powiedz jej po prostu, że zginęłam - że całą naszą trójkę rozszarpały perytony; że żadne z nas nie tuła się nieumarłe po Dolinie. Wiem, że przez to ciebie, o Burro Butterburr, proszę o kłamstwo, ale… czy mógłbyś to zrobić dla mnie… nie, dla niej? Przy naszych... ciałach będą wisiorki z gruboościstego pstrąga, które mama zakupiła dla nas gdy byłyśmy jeszcze małe - kapłanka zakryła usta, tłumiąc szloch. - Możesz je wziąć jako dowód… jeśli nie brzydzisz się dotknąć naszych ciał; co jest zrozumiałe.*
- Perytony zabiliśmy dwa, ile widzieliście wy po drodze? No i czy wiesz może gdzie mają gniazdo, lub ile ich się po okolicy kręci. - Zagadnął zaciekawiony goliat. Te magiczne stwory były mocnymi przeciwnikami, ale pokazali, że potrafią je pokonać. Lepiej jednak wiedzieć, gdzie mogły się czaić na wyprawę, lub czy po drodze gdziekolwiek byliby w stanie sprawdzić gniazdo, w poszukiwaniu kogoś, kto ocalał. Gdyby im było po drodze oczywiście. Mieli swoje sprawy do załatwienia, ratowanie pojedyńczych nieznajomych było tu ostatnie na liście.
- To pewnie te same; one są dość terytorialne, rzadko jest więcej niż jeden w jednym miejscu. Pewnie mają gniazdo gdzieś w jaskini na pionowym zboczu; większość ptaków tak robi.

Potem Grzmot wyciągnął porwaną sieć i przełożył zabrany Burrowi hak między ogromnymi obecnie okami. Konstrukcja nie miała szans utrzymać czegokolwiek żywego, ale trupy powinna wyłowić z mniejszym problemem. Nie chciał uszkadzać ciał. Widział kiedyś kozła, który wpadł do stawu z perci, Vrand nieopatrznie przebił go włócznią, a ciało się rozpękło wyrzucając jakieś smrodliwe, zepsute powietrze. Wolał tego uniknąć o ile to tylko możliwe. Arna zadrżała widząc te manewry.
- Kostrzewo… mogłabym cię prosić o rozmowę na osobności? To… chodzi o klanowe sprawy.
Druidka skinęła głową i obie kobiety odeszły na bok i zatopiły się w rozmowie.

Var i Burro z trudem choć bez niespodzianek wyłowili ciała bliźniaczek. Nie był to przyjemny widok; ciało Ofali było martwe już jakiś czas, a Arny długo przebywało w wodzie. Mimo to Burro zasłonił nos i usta szalem, wziął z ziemi jakiś zardzewiały sztylet i ostrożnie rozciął nim ubrania trupów w poszukiwaniu wisiorków. Niedługo potem obmyte i zawinięte w lnianą szmatkę leżały bezpiecznie w Samonośce. Mężczyźni mieli się właśnie zabrać za transport ciał na zewnątrz gdy minęła ich wzburzona Kostrzewa i szybkim krokiem ruszyła na górę, a Arna zniknęła pomiędzy skałami. Grzmotowi wydawało się, że twarz ducha jest mokra od widmowych łez.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 11-01-2015, 14:42   #215
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Dolina przed wieżą

- Szukaj Mary, szukaj - Fereng postawił czujnie uszy i pobiegł chętnie, zostawiając za sobą cuchnącą trupem i zionącą nie-śmiercią jaskinię. Strzyga również dołączył, z czego Tibor mógł się jedynie cieszyć, biorąc pod uwagę wyostrzone zmysły obu psowatych. Sam maszerował z tarczą na ramieniu i buzdyganem w dłoni. Na wszelki wypadek...

Mary nie było na parterze wieży ani na piętrze, ale właśnie dzięki zwierzętom odnalazł ją bez problemu. Stała na zewnątrz wieży, w mrozie, szczelnie opatulona odzieniem jakby chciała się ukryć w szaroburych połach materiału. Gapiła się na horyzont choć obejrzała się przez ramię gdy dosłyszała chrzęst butów w śniegu. Zwierzaki przypadły do niej z obu stron a ona przykucnęła odruchowo głaszcząc oba i drapiąc za uszami.

Zwiastun Świtu rozejrzał się nieufnie i z zimnym gniewem w sercu. Koszmary mógł zdzierżyć, misję drużyny mógł przedłożyć ponad chęć odwetu, ale jeśli mógłby odpłacić okrucieńcom za ich psychiczne tortury to nie zawahałby się przed zemstą. Na otwartej przestrzeni przezbroił się w dalekosiężny łuk… tyle że żadnej z poczwar nie było widać.

Westchnął i podszedł do Mary, czujnie i nie przestając przepatrywać terenu.
- Chodźmy do wieży, tu nie jest bezpiecznie - powiedział starannie neutralnym tonem. - Spróbuję zaraz oczyścić źródła, lepiej żebyśmy trzymali się razem.

- Po śmierci Shando ty albo Burro będziecie musieli użyć zaklęcia komunikacyjnego - dodał po chwili, przyglądając się jej uważnie. - Poradzisz sobie?

Mara podniosla się do pionu, wzruszyła dość obojętnie ramionami.

- Pewnie Burro będzie bardziej kompetentny. I godny zaufania - ruszyła w stronę wieży jak prosił Tibor. - A Shando… Wyczuwam go w pobliżu. Ale nie mogę się porozumieć, może to przez zakłócenia za strony źródeł.
- Jest w pobliżu? - zdumiał się chłopak. - Nie odszedł? - dodał z radością. - Ale dlaczego Arna…

Potrząsnął głową i dołączył do dziewczynki. Zjawa mogła nie wspomnieć o duszy czarodzieja z przeróżnych powodów.

- Kostrzewa ma czasami język jak pilnik ale gada to co uważa za prawdę. Tylko że to co uważa się za prawdę a faktyczna prawda to mogą być dwie różne sprawy. Czeka nas wszystkich rozmowa i do przyjemnych nie będzie ona należała.

Milczał przez chwilę.

- Najważniejsze że nie o nas chodzi, nie przede wszystkim. Jeśli to co elfka i paladynka mówią jest prawdą to jako jedyni znaleźliśmy trop i od nas zależy los naszych rodzin, sąsiadów i przyjaciół. A nawet mokradeł Kostrzewy - położył dłoń na ramieniu dziewczynki. - Nie będę ci prawił kazań, jeśli to co robisz robisz w dobrej wierze to będziesz miała we mnie oparcie jakie by słowa nie padły. Nie unoś się więc.

- Nie zamierzam przeprowadzać żadnych nieprzyjemnych rozmów - odparła sucho Mara patrząc pod buty. - Nie zamierzam się nikomu tłumaczyć. Jestem jaka jestem, taka się urodziłam. Podążyłam z wami w tę podróż choć mam ledwo trzynaście wiosen, narażam się tak samo jak każde z was się naraża. Ale jeżeli mi nie ufacie to się mija z celem.
- Więc po prostu powiedz mi co wczoraj zaszło. Ja… nie wszystko zrozumiałem po tym jak okrucieńce przeorały mi myśli koszmarami, i nie wszystko pamiętam - westchnął Oestergaard. - Przyda mi się to wiedzieć. O to chyba mogę cię prosić?

Mara pokiwała głową i w paru zdaniach opowiedziała o jej rozmowach z duchem Arny, o spotkaniu impostora, “złotych lustrach” w jej oczach, które potwierdziły najgorsze przypuszczenia. O tym jak stwór chciał im wmówić, że Var i Tibor zginęli w wieży. I wreszcie jak Mara zaatakowała jako pierwsza.

- Odnalazł nas i sączył kłamstwa. Na pewno nie po to aby później obejść łukiem i podążyć we własną stronę. Najlepszą obroną jest atak. Chciałam wykorzystać element zaskoczenia.

Tibor skinął głową. On i Var nie docenili zmiennokształtnego… choć może trafniej byłoby powiedzieć że nie spodziewali się że mają z czymś takim - i tak groźnym - do czynienia. Z drugiej strony mógł zrozumieć żal Kostrzewy o śmierć Shando… Jeśli Mara by się nie pospieszyła, Shando może by żył w dalszym ciągu.Może. A może mieliby więcej zabitych?

- Czy kogoś jeszcze, oprócz Arny, słyszałaś dzięki mowie umarłych albo przemawiał do ciebie w snach w ciągu ostatnich dni?

Mara ściągnęła brwi.

- Nie - pytanie musiało jednak ją dotknąć. - Nie przemawiał do mnie inny nieumarły. Nie czuję też zewu. Korferon nie podszeptuje mi do ucha przed zaśnięciem, nie jestem niczyją marionetką. Ale cokolwiek powiem, to tylko słowa. Pytanie czy mi wierzysz? - skupiła się na twarzy kapłana pewna, że odpowiedź wyczyta z samych oczu.

Chłopak znowu zamilkł. Na długo. Powiedzieć że nie miał wątpliwości byłoby ewidentną nieprawdą. Miał ich dużo, choćby z tego względu że zdawał sobie sprawę ze swojej niewiedzy w temacie nieumarłych, nekromancji, magii, planów. Jak wielu innych rzeczy również...?

Wreszcie wspomniał rozmowy z Shando i to sprawiło że skinął głową. Shando mógł być chciwy, ambitny i demony jedne wiedzą co jeszcze w nim siedziało, ale w niczym nie wydało się by działał na szkodę drużyny, przynajmniej świadomie. Dlaczego miałby Marę podejrzewać bardziej od niego?

- Wierzę ci, tak samo jak w to że gdybyś podejrzewała że ktoś próbuje na ciebie oddziaływać to nam o tym powiesz - powiedział w końcu.

Mara westchnęła.

- Cieszę się, że mi wierzysz. Wiem też, że Kostrzewa ma o mnie fatalne zdanie a i ja o niej mam coraz gorsze. Nie wiem czy… - zamilkła na chwilę bo trudno jej było wyrazić myśli. - Gdy dotrzemy do większego miasta zastanowimy się czy nie lepiej żebym opuściła drużynę.
- Nikt nie mówił że to będzie łatwa wyprawa. Jesteśmy zbieraniną ludzi mających różne cele, o odmiennych temperamentach. Czy myślisz że mi jest tutaj łatwo, wiedząc że moim bliskim co noc grozi śmierć a mnie tam nie ma? Nie zrażaj się tylko dlatego że Kostrzewa jest nieprzyjemna.
- Nienawidzę jej - Mara rzuciła to z taką lekkością i prostotą na jaką stać można jedynie dziecko. - Nienawidzę za to, że tak łatwo jej przychodzi pogardzanie ludźmi, tak gładko rani słowami a sama się ma za wyrocznię bogów. Sama ma w sobie zgniliznę, sieje niesnaski. Mam jej dość.

Dłonie znów zacisnęły się bezwiednie w pięści. Ale nim Tibor zdążył coś powiedzieć przekroczyli próg wieży i Mara pomknęła schodami na piętro.
- Nieważne. Pomyślę nad tym jak miniemy miejskie mury.

Zaskoczony Oestergaard przez chwilę spoglądał za dziewczynką. Potem odwrócił się i znowu wyjrzał na zewnątrz, wystawiając twarz na słoneczne promienie. Zamknął oczy.

- Panie Poranka, Twoje światło rozprasza mroki nocy - szepnął. - W Tobie jest moja opoka, bo na pewno nie w ludziach...

Jezioro pod wieżą

Arna odprowadziła Kostrzewę na lewo, zatrzymując się nieopodal miejsca, gdzie schowana była zbroja. Stalaktyt częsciowo zasłaniał widok, więc szamanka nie musiała patrzeć na wyciagane ze Źródła ciało siostry - i swoje własne.

- Ten wasz zmarły ergi... jaki on był? - zapytała zjawa, zaskakując tym Kostrzewę nieprzygotowaną na rozmowę o Shando. Druidka szerzej otworzyła oczy, zdumiona tym pytaniem.

- Zadufany, chciwy, arogancki, przemądrzały, butny, bez szacunku dla praw i zwyczajów... - wyrzuciła z siebie kolejne określenia jedno po drugim, jak plująca jadem żmija, niemal nie zauważając jak Arna potakująco kiwa głową. A potem półorkini oklapła, jakby ta wyliczanka zupełnie wyczerpała pokłady jej złośliwości i powiedziała miękko, niemal czule:

- Przede wszystkim był obcy... nie stąd, z jakiejś dalekiej krainy, o której nigdy nie słyszałam, na dodatek z bogatej rodziny. Biedny i zagubiony; pewnie tam, skąd przybył, uchodził za potężnego człowieka. Tu... tu nie wiedział, co robić. I jak każde przyparte do ściany zwierzątko reagował tak właśnie, wciąż udając większego, niż był, warcząc i gryząc... - westchnęła - Miałam nadzieję, że uda się nauczyć go właściwych dróg i oczyścić to serce z czerni. Kilka razy zaskoczył mnie dobrym odruchem; zginął, chroniąc Marę. Tym większa szkoda, że odszedł tak... nagle. - dokończyła, zaciskając mocno raz jedno, raz drugie oko, bo chyba dostał się do nich jakiś paproch.

- Rozumiem... - zjawa milczała dłużej wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Potem spojrzała na Kostrzewę, która skończyła manipulacje przy oczach. - Brakuje ci go? Chcesz go wskrzesić, jak inni? - wskazała wylot korytarza, gdzie zniknęła drużyna.

- Tak... to znaczy nie! To byłby gwałt na naturze; znasz przecież prawa! - wzdrygnęła się Kostrzewa, na chwilę dając się ponieść sugestii zjawy. Czyżby nieumarłe widmo kusiło ją do złego? - Czasem koło życia obraca się szybciej i dusza znajduje nowe wcielenie po względnie niedługim czasie; tak mnie przynajmniej uczono. Gdyby to było możliwe... - powiedziała, przypominając sobie opowieści z druidycznego kręgu - ...to tak, chciałabym bardzo, by się odrodził. Być może bez bagażu tego, kim był wcześniej, byłoby nam ze sobą lepiej - uśmiechnęła się gorzko - Ale znam swoje powinności. Moje serce może się wyrywać gdzie chce, ale musi ustąpić przed zasadami, które legły u podstaw porządku świata... - dokończyła, mocno zaciskając palce na kosturze, jakby dla przypomnienia sobie - i duchowi - kim jest i co to oznacza.

Arna zmarszczyła brwi; całą swoją postawą wyrażała żal i zmieszanie. Wyciągnęła do Kostrzewy dłoń, jak gdyby w pocieszeniu, ale zaraz cofnęła ją, zaciskając w pięść.

- Wybacz siostro. Nie wiedziałam, że tak się sprawy mają. Wybacz - rzekła cicho.

Druidka wzruszyła ramionami, choć ten drobny ruch kosztował ją zadziwiająco dużo.

- Nie ma czego. Żal nie zwróci życia ani jemu, ani tobie. Świat toczy się dalej, a takie zdarzenia są częścią nauki, jaką nam daje los.
- Nie - Arna potrząsnęła głową - Ergi mają najbardziej zadziwiające sposoby na przełamanie odwiecznego kręgu, a ty masz prawo znać prawdę, nie tylko ze względu na korferonitów, ale i - a może przede wszystkim - na nasze siostrzeństwo. Przepraszam, że swoim pytaniem skłoniłam cię do takich wyznań... w takiej sytuacji, przepraszam! - zjawa mówiła coraz prędzej, bojąc się, że Kostrzewa jej przerwie. - Ten ergi... jego niewolnik, którym się zaopiekowałaś, którego nosisz... Ten Shando jest do niego - i ciebie - przywiązany, zawarł w nim okruch swojej duszy i nadal, cały czas tu jest! - jęknęła z rozpaczą.

Kostrzewa popatrzyła na Arnę w niemym zdumieniu, które najpierw powoli, a potem coraz szybciej, niczym rozprzestrzeniający się błyskawicznie pożar lasu zamieniło się w niemy szok. Oczy druidki rozszerzyły się, a usta otworzyły i zamknęły, jak u wyrzucone na brzeg ryby. Wyciągnęła rękę w kierunku swojej piersi, tam gdzie spoczywała zwinięta w cieple kobra; nie dokończyła jednak tego gestu, chwytając w pośpiechu kościany medalion i unosząc go przed siebie, jakby zaraz miała zamiar użyć jego mocy na duchu. Błędnym wzrokiem spojrzała na zjawę, potem na rozciągająca się za nią taflę wody, potem znów na Arnę. Dłoń z talizmanem opadła, a Kostrzewa, zdjęta grozą, która odebrała jej słowa, pokręciła w milczeniu głową, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Poczuła nagłe uderzenie gorąca, a jej żołądek skręcił się w ciasny supeł; policzki kobiety nabiegły ciemnym rumieńcem, zmieniając jej oliwkową skórę na brązowy kolor.

Chwilę patrzyła jeszcze na kapłankę przeszywającym spojrzeniem, a potem powoli odwróciła się i bardzo starając się nie biec, ruszyła w kierunku korytarza, w którym zniknęła Tibor, zostawiając nieszczęsnego ducha samego z jego wyrzutami sumienia.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline  
Stary 12-01-2015, 02:57   #216
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Obudził się dość wypoczęty, na tyle na ile to było możliwe po ostatnich przeżyciach. Nikt go nie obudził na wartę, powinien im przypomnieć, że w obliczu niebezpieczeństwa powinni bardziej po równo je rozdzielać, a tu nie do końca było bezpiecznie. Tyle że był w takim stanie, że całonocny sen w pobliżu ogniska mu się bardziej niż należał. Zjadł porządną porcję zawartości garnka, nie wnikał co dokładnie tam było, chociaż podejrzewał koninę. Zdarzało mu się jadać różne rzeczy a to, smakowało całkiem nieźle. Pochwalił umiejętności Burra zagryzł wszystko kawałem suchara podróżnego.


Do zejścia na dół musiał się nieco przygotować. Mieli rozmawiać z duchem. Sama ich obecność i istnienie było nienaturalne jak dla niego. Co dopiero rozmowa z takim. Mógł zrozumieć że kapłani, druidzi czy czarodzieje się czymś takim zajmują od czasu do czasu, w końcu to do nich należało grzebanie w tym co nienaturalne. Jednak on? Grzmot był tu od spraw przyziemnych, dających się załatwić solidnym łupnięciem. Nie od rozmów z czymś, co powinno od dawna siedzieć w zaświatach. Przechodziły go dreszcze na samą myśl o tym. Miał zamiar stać z boku i głównie słuchać, przynajmniej do czasu aż nie będzie to konieczne by się odezwał.


Sama rozmowa była chaotyczna, żeby nie powiedzieć obfitowała w karczemne sceny. Ucieczka Mary, słowa Kostrzewy i ewidentny zatarg między nimi wołały o pomstę do nieba. W druidce musiała się odzywać ta bardziej ludzka część samicy zawyrokował w duchu goliat. Bo jak mógł to inaczej wytłumaczyć? Na chwilę obecną miał za mało szczegółów by cokolwiek sensownego o tym myśleć. Skupił się więc na swoich zadaniach. Miał w końcu do wyłowienia dwa ciała, a do tego łatwiej je było pogrzebać niż spalić, paliwo musieli oszczędzać, chociaż tutaj było go niby pod dostatkiem. Reszta jednak zdecydowała o zakopaniu trupów. Nie był pewien czy to najlepszy pomysł, ale nie znał dokładnie rytuałów Kamiennych Żmij. Goliackie były dość ograniczone. Zwykle starzy lub ranni odchodzili sami lub byli żegnani przez swoje rodziny.


Zaczął od ostrożnego wyciągnięcia ciał z siecią, liną i Burrowym hakiem. Nie był może znany z delikatności, ale jakoś sobie poradził. Ciała przeniósł pojedynczo, w sieci, starając się o nic nie obijać. Niziołek zajął się zdejmowaniem amuletów z ciał, zaś Grzmot męczeniem się z dołami na ciała. Użył kilku żerdzi i belek do wzruszenia ziemi i połamaniu jej na kawałki. Musiał zapamiętać, by przy następnych możliwych zakupach, poszukać zwyczajnej łopaty lub kilofu. Udało mu się w końcu wykopać doły, a w zasadzie szeroki dół, na których dnie złożył ciała. Następnie przysypał je warstwą ziemi i zaczął okładać kawałkami kamieni. Dopiero kiedy oba ciała były nimi dokładnie przykryte, tak że nawet przebudzone nie miałyby szansy się ruszyć, zasypał je resztą ziemi i zaczął mocno ubijać. Podskakiwał nawet całym swoim ciężarem, co miało swój efekt. Miał nadzieję że Tiborowi lub Kostrzewie uda się oczyścić źródło i będą mogli ruszyć dalej, a po drodze może nawet wypatrzą opustoszałe już gniazdo perytonów.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 12-01-2015, 10:48   #217
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dolina Żywej Wody
13 Tarsakh, poranek

Wizyta w podziemnej grocie dla wielu członków drużyny potoczyła się zupełnie nieoczekiwanie. Obrażona Mara, wstrząśnięta Kostrzewa, nieco zagubiony w nawale informacji, sugestii i wzajemnych oskarżeń Tibor oraz Shando, który co prawda nie poddał refleksji osobistych wyznań druidki, jednak obawiał się iż wzburzona półorkini zwyczajnie ukręci kobrze łeb - a wtedy już nic nie powstrzyma go przed dołączeniem do nieumarłej armii Korferona. Jedynie Grzmot i Burro spokojnie robili to, co zrobić powinni - powoli wyciągali ciała bliźniaczek na górę i z trudem robili im prowizoryczny grobowiec u stóp wieży. Resztę kości zostawili; nie czuli się w żaden sposób zobowiązani wobec obcych osób zmarłych dawno temu.

Gdy Mara zobaczyła wypadającą z podziemi Kostrzewę zawinęła się i umknęła gdzieś; niezbyt daleko, ale wystarczająco by nie słyszeć charczącego głosu półorczycy i jej nienawistnych oskarżeń; choć mimo wszystko czerpała z nich jakąś masochistyczną przyjemność. Psy buszowały po okolicy i tylko okazjonalne warki informowały Marę, że w oddali czają się okrucieńce, które najwyraźniej nie miały zamiaru wypuścić smacznego kąska, jakim była drużyna, ze swoich powykręcanych łap.

Tymczasem Kostrzewa odciągnęła kapłana na bok, pochylając się nad jego uchem.
- Potrzebuję twojej pomocy… - wychrypiała, zaciskając pazury na jego ramieniu - Wiem, jak można oczyścić źródło… ale to potem, nieważne! - syknęła - Musimy pozbyć się ducha, który za nami podąża. - stwierdziła kategorycznie i lekko zadrżała - Zrobimy to razem; potrzebuję każdego możliwego wsparcia, by odesłać go znów do krainy, do której powinien przynależeć...! Musimy się spieszyć… - mówiła nieco chaotycznie i szybko, ale z jej głosu biła determinacja… i pasja.

Oestergaard
nie był szczęśliwy gdy druidka przerwała mu zadumę; siedząc skąpany w promieniach słońca wpadających do wieży łamał sobie głowę nad problemami drużyny i tym jak zabrać się do zadania oczyszczenia splugawionego zdroju. Tym niemniej, po twarzy i zachowaniu półorkini sądząc, sprawa wyglądała na poważną. Czyżby kolejna bieda zwaliła im się na kark? Spróbował uwolnić ramię. Łagodnie.- Co się stało, Kostrzewo? - zapytał ze zmarszczonym czołem - O jakim duchu mówisz i co on zrobił?
- Duchu maga! - druidka spojrzała na Tibora dziwnym wzrokiem, jakby podejrzewała go, że stracił rozum - Shando nie odszedł… do końca. Jest przywiązany do swojego chowańca. Mus go nam odesłać, bo inaczej jego dusza nigdy nie wróci do kręgu życia, a jedynie zasili armię nieumarłych…

Chłopak przyjrzał się Kostrzewie, z mniejszym zdumieniem niż by się mogło wydawać dzięki ostrzeżeniu Mary. Po czym westchnął.
- I tu jest problem. Po pierwsze przez plagę… klątwę, efekt rytuału, nazwij to jak chcesz... nie wiem co tak naprawdę się stanie jeśli spróbowałbym odesłać duszę Shando - zaczął tłumaczyć, mając nadzieję że druidka okaże nieco cierpliwości. - Dokąd jego dusza by trafiła. Drugie, to to że jeśli - oby - źródło uda nam się oczyścić, jeśli jest cień prawdy w tym o czym Arna była przekonana… cóż, być może udałoby się przywrócić Shando do życia. Po to przyciągnęliśmy jego ciało, prawda? Jeżeli jego dusza jest w pobliżu, być może łatwiej uda nam się ją przywrócić do świata żywych niż próbując wezwać ją z planu na który by trafiła…
- Trafi gdzie powinna. Na pewno nie może zostać tutaj. NAWET jeśli uda się *tobie* oczyścić źródło, to na pewno nie użyjemy go do wskrzeszania… kogokolwiek - w oczach Kostrzewy zapalił się gniewny błysk - To miejsce nigdy do tego nie służyło i nie będzie służyć. Nie słyszałeś, co mówiła Arna? To nie są sprawy, których powinni podejmować się śmiertelni… - fuknęła - Chyba że *twój* bóg mówi inaczej. Choć wątpię - przymrużyła oczy - Mogę też zawsze zabić chowańca, skoro nie możesz pomóc. To rozwiążę sprawę… szybciej. Tego chcesz? - spytała chłodno.
Oestergaard odruchowo opuścił dłoń na rękojeść buzdyganu. Po czym cofnął ją, biorąc w karby nagłą falę gniewu.
- Tak jak powiedziałem, przywlekliśmy tutaj ciało Shando w konkretnym celu. Jeżeli pamięć cię zawodzi, przypomnę że podróżował z nami od samego Ybn, dzieląc te same trudy i niebezpieczeństwa co my. Lojalnie. - powiedział spokojnie. - Możliwe że zabijając jego chowańca odeślesz też i duszę. Skąd wiesz dokąd trafi? Czy nie wzmocni jedynie tego czy tych którzy rozpętali to wszystko, co jest powodem dla którego tutaj jesteśmy? A jeśli Shando, to dlaczego nie Ofala i Arna? Jeżeli źródło posiada uzdrawiającą moc, moglibyśmy przywrócić Hebdzie córki, a nam towarzysza. Arna ma dużą wiedzę, większą, przyznaję, niż ja, ale nawet ona nie wie wszystkiego. Czy masz pewność że wzbraniając się przed próbą przywrócenia ich do życia dobrze robisz?
Odetchnął.
- To jeszcze nie koniec. Będziemy potrzebować każdego możliwego wsparcia, w tym i Shando. A to że był naszym towarzyszem uprawnia go do lojalności z naszej strony.
- Jesteś głupcem, Tiborze -druidka wstała i odeszła kilka kroków od kapłana, zbliżając się do schodów - Mówisz, by przekonać siebie. Zapatrzyłeś się na wstające z ziemi trupy i uznałeś, że też masz prawo tak robić, tylko będziesz lepszy niż Kor, bo będziesz wybierał dobrze, według sumienia i sprawiedliwego osądu - prychnęła - Chcesz zabawiać się w boga. Chcesz pogwałcić prawa natury, które są starsze od tego świata, bogów i magii. Śmierć jest darem i zwykłą koleją rzeczy; nikt nie ma prawa ingerować w ten odwieczny cykl. Niezależnie od słuszności swoich racji. - wyciągnęła palec w kierunku kapłana - Nie wiesz nawet, jak bliski był mi ten przeklęty mag, chłopcze. Oddałabym wiele, by znów był tu z nami. Ale są granice, których nie wolno przekraczać. Obydwoje dobrze o tym wiemy. Myślałam, że rozumiesz, kiedy należy oddzielić serce od tego, co jest słuszne i w zgodzie z harmonią. Ale zatruła cię ta sama trucizna co maga i Marę… Obietnica mocy i potęgi, nowych możliwości. Miałam o Tobie lepsze zdanie - zacisnęła szczęki - Zrobię więc to, co jest potrzebne. Za ciebie i za was, bo jak widać jesteś wszyscy zbyt słabi, by uporać się z konsekwencjami swoich działań… - wsadziła dłoń pod szatę, ostrożnie szukając chłodnych łusek gada.
- Dziękuję, Kostrzewo, że wiesz lepiej ode mnie o czym myślę - Zwiastun Świtupowiedział spokojnie za kobietą. - Co mną powoduje, na co się zapatrzyłem i kim chcę być. Nie wiem czy wiesz iż kapłani Pana Poranka nie są wskrzeszani; ale ma to miejsce w takich czasach gdy wiadomo że dusza ma prawo trafić przed oblicze bogów by ci rozważyli jej uczynki. Dziś, nie wiem czy jakakolwiek dusza jest bezpieczna, dokąd może trafić i do czego posłużyć. Może czynię źle; ja nie mam twojej niezbitej pewności że zawsze i wszędzie postępuję właściwie, według dogmatów. Wierzę w to że mój bóg daje mi możliwość wyboru, posłużenia się własnym osądem. I on mnie oceni. Powiedziałem ci wcześniej że za późno na dąsy, że mogłaś zostać w Keldabe jeśli nie pasowało ci nasze towarzystwo, dowiedziałaś się już że decyzje podejmujemy wspólnie. Powiedziałaś że wiesz jak oczyścić źródło - tak, czy teraz druidzki kodeks zabrania ci o tym powiedzieć?
- Gdybyśmy wspólnie chcieli pohańbić twoją kobietę, też byś radośnie przyklasnął? Są sprawy, na które nie wolno się zgadzać! - Kostrzewa zrobiła jeszcze kilka kroków w tył, tak że od chłopaka dzieliło ją całe pomieszczenie. Schowane pod szatą palce stanowczo chwyciły rozespanego węża tuż za głową - Ktoś musi was pilnować, byście nie czynili więcej szkody, niż pożytku. Pomogę oczyścić wodę; skoro jednak nie jesteś w stanie odżegnać się od pokusy użycia jej do złych celów, pozwól, że uwolnię cię od niej ja! - wyciągnęła zza pazuchy węża i przełknęła ślinę
Tibor potrząsnął ze zdumieniem głową, słysząc “argumenty” Kostrzewy.
- To źródło, tam, miało podobno uzdrawiającą moc, prawda? Jakim sposobem jego użycie… - zaczął i zamarł na widok tego co druidka czyni. - Stój! - Sięgnął po buzdygan i skoczył do przodu, ale było już za późno.
- Wybacz Shando. Wybacz, Kaszmir… Ko...am...cię.. - szepnęła Kostrzewa ledwo dosłyszalnie… i ukręciła kobrze głowę szybkim ruchem. Jej ręce opadły, a plecy zgarbiły się, jakby druidce przybyło nagle lat. Z oczu kobiety popłynęły łzy, najpierw pojedynczo, a potem szerokim strumieniem. Kostrzewa zatoczyła się jak pijana, zrobiła kilka kroków, a potem bezładnie zwaliła się na brudną ziemię, kuląc się jak małe dziecko, wciąż ze zwłokami gada w rękach. Z jej piersi wydobył się głęboki, jękliwy szloch, a przez wtuloną w kolana głowę i ramiona raz za razem przechodziły bolesne dreszcze.

Przyglądający się rozmowie i nieoczekiwanej egzekucji kobry Shando poczuł, jakby ktoś wyrywał mu serce - mimo że już takowego nie posiadał. Wrzasnął zwijając się z bólu, po czym poczuł się… wolny. Odcięty od ostatniego skrawka człowieczeństwa, który trzymał go na Planie Materialnym. Odrzucił głowę do tyłu i wrzasnął, ale tym razem był to krzyk przepełniony wszystkimi emocjami, których nie okazywał (i nierzadko nie pozwalał sobie) w doczesnym życiu. Jego umysł ponownie wypełniła pieśń umarłych - ale tym razem to Wishmaker nadawał jej ton.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-01-2015 o 22:04.
Sayane jest offline  
Stary 18-01-2015, 13:47   #218
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Młody kapłan stał długo nad brudną kupką nieszczęścia. Pierwszy raz w życiu musiał walczyć z chęcią uderzenia kobiety na widok tego co mogło zgubić duszę Shando na zawsze. Nie był z tego dumny.
- Panie Poranka, daj mi siłę - wyszeptał.
Potem odwrócił się i podszedł do wejścia.
- Var, Burro, przyjdźcie tutaj! - krzyknął. - Mara, chodź również!

Gdy wszyscy zeszli się na parter wieży pokrótce wytłumaczył towarzyszom co zaszło i czego się lęka. Nawet muł Ostatek wydawał się zainteresowany; podszedł do skulonej na ziemi Kostrzewy i raz po raz trącał ją chrapami i delikatnie skubał za włosy.
Goliat złapał się pod boki, jeszcze parując od udeptywania ziemi na grobach. Przyjrzał się całej trójce. Kostrzewie, Tiborowi i stojącej z daleka Marze. - Na głowy żeście poupadali wszyscy? Konina wam siadła na żołądek? - Zapytał zdawałoby się spokojnie goliat. - Ja rozumiem pośpiech, ducha, nieumarłych. Tylko jak dajesz burę Marze za bycie za szybką w osądach a co sama robisz? Ty się z kolei litujesz nad duchem, który się trzyma kurczowo nitki życia. Jeśli istnieje magia, która byłaby w stanie kogoś wskrzesić w tych dniach, to nie miałoby chyba dla niej znaczenia czy się ktoś szwenda po tym, czy tamtym padole. Urgh! - Widać było w końcu że Grzmot aż kipi. - Zacznijcie myśleć, inaczej sami się pozabijamy, wrogowie nam niepotrzebni. - Barbarzyńca wysapał jak wściekły jeż, ale zdawał się że powstrzymywał się przed przełożeniem wszystkich przez kolano i złojeniem im skóry tak, że będą wdzięczni Auril że śnieg pod tyłki taki zimny. - Co się stało to się nie odstanie, zróbcie chociaż coś pożytecznego, pomyślcie jak oczyścić źródło, jak najszybciej trzeba stąd wyruszyć, bo ta dolina wam w głowie mąci. Mam nadzieję że to dolina. - Ostatnie słowa zawiesił w powietrzu.

- Shando był tutaj, niemalże wśród nas, a tymczasem rytuał zakłócił granice między planami - nie raz to słyszałeś! Skąd wiesz czy jego duszę uda się teraz ściągnąć, przy tym całym popieprzeniu? - warknął Tibor. - Pomóż mi wyciągnąć ciało Shando i przenieść je do jaskini. Zrobię co się da, tylko pilnujcie żeby Kostrzewa mi nie przeszkodziła.
- Ja mam wiedzieć i się znać? Dla mnie martwy to martwy, skąd mam wiedzieć czy cokolwiek dałoby się zrobić i tak? To nie ja tutaj rozmawiam z bogami. Co najwyżej z kamieniami i mi czasem odpowiadają. - Odparł starając się opanować Grzmot. - Rozmawiałeś z nim chociaż ostatnio? No, wiesz o co mnie chodzi.
- Nie, nie wiem o co ci chodzi - odpalił Oestergaard. - Nie jestem wszechwiedzący i wszystkomogący.
- To dobrze, ze wiesz, ze nie jesteś. Nikt nie jest. - Odsarknął się do Tibora. Młodzikowi zbierało się na przetrzepanie skóry.
- Powiedz to Kostrzewie - Oestergaard skomentował krótko. - Burro, Mara - zajmijcie się zaklęciem komunikacyjnym pani Dai’nan. Musimy skontaktować się z nią i paladynami. To będzie trudne zadanie, ale wierzę że do jutra podołacie z rozszyfrowaniem pergaminu. Jeśli będę mógł wam w czymś pomóc nie wahajcie się mnie wzywać. Nie pozwólcie też by Kostrzewa cokolwiek zniszczyła czy zabrała z ekwipunku.
Poszedł po bagaże i nagryzmolił wiadomość do Skiraty. Potem rzucił ją półorczycy.
- Kostrzewa! To list do twoich w Keldabe. Zastanów się czy to że zmiennokształtny może ich oszukać i wykorzystać to część twojego odwiecznego cyklu życia i śmierci czy też nie, i zrób to co uznasz za stosowne. A my - spojrzał na goliata. - Wydobędziemy spod gruzów ciało Shanda i zejdziemy z nim do podziemi.
- Chodźmy; nie pozabijajcie się. - Goliat pokręcił głową, nie miał pojęcia jaki szał ogarnął wszystkich, i poszedł na górę. Wydobycie spod kamieni ciała czarodzieja było pracochłonne, lecz we dwójkę powinno im było pójść sprawnie. Dobrze, że nie zakopał sieci wraz z ciałami bliźniaczek…

“Tibor Oestergaard i Kostrzewa do Karla Skiraty i plemienia Kamiennych Żmij. Dotarliśmy do kotliny-pobojowiska. Starliśmy się z istotą potrafiącą dowolnie zmieniać kształt - w człeka albo zwierzę, choć jej prawdziwa postać to latająca kula z mackami. Jest niezwykle groźna w walce i potrafi się podszyć pod człowieka nie wzbudzając podejrzeń, ale mieniące się złotem oczy mogą ją zdradzić. Wie o Kamiennych Żmijach i o nas, skradła nam wierzchowca a resztę zabiła. Zgadujemy że może próbować dostać się do Dekapolis ale też odszukać Keldabe. Jedzie na kasztanie z białymi skarpetami do połowy goleni, z cennych rzeczy może mieć puklerz z ciemnodrzewu czy kolczą koszulkę z mitrylu.
Naszym śladem mają jechać paladyni z Ybn - ostrzeżcie ich i sąsiadów przed nią jeśli faktycznie podążają ku nam.
Kotlina najpewniej nie ma związku z klątwą. Spróbujemy wrócić do Keldabe albo dotrzeć do Dougan’s Hole.
Znaleźliśmy ciało Arny, córki Hebdy. Zmiennokształtna bestia może próbować się w nią wcielić (w rosłego mężczyznę lub panterę z mackami również), strzeżcie się każdej istoty o złocistych oczach! Prawdopodobnie kieruje się do Dekapolis“



Mara, milcząca jak dotąd, przycupnięta w oddali i z miną strapioną i ściągniętą jakimś żalem podeszła w końcu do kapłana i odebrała od niego pergamin.
- Burro, chodź. Zajmiemy się tym razem. - A w każdym razie mocno liczyła na niziołka bo sama obróciła pergamin na wszystkie możliwe strony próbując odgadnać choćby gdzie jest góra a gdzie dół. Potem wbiła w Kostrzewę palące spojrzenie i potrząsnęła z powątpiewaniem głową.
- Nie masz prawa podejmować za wszystkich decyzji. Mogliśmy zapytać Shanda czego chce, to była jego sprawa, nie twoja.

Kucharz
stanął jak słup soli, kiedy Tibor powiedział co się stało. Patrzył szeroko otwartymi oczami na Kostrzewę, nie mogąc pojąć co zrobiła. Przecież to był Shando! Ich kompan i druh. Niziołek od samego początku nie przyjmował do siebie że on do nich nie wróci. Chciał zrobić wszystko by pomóc mu, by znowu ruszył z nimi… Zerknął jeszcze raz na druidkę, po czym ruszył za Marą.
 
Romulus jest offline  
Stary 18-01-2015, 14:15   #219
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólnymi siłami do życia forumowego powołany

SHANDO UWOLNIONY


Duchy zwykle nie odczuwają bólu, jednak wrażenie towarzyszące śmierci chowańca zgięło eterycznego Shando Wishmakera w pół. Cząstka duszy, dotychczas uwięziona w Kaszmir została z niej brutalnie wyrwana i teraz wolno dryfowała, przyciągana do swojej pierwotnej jaźni. Gdy zespoliła się z ektoplazmą czarodzieja, ból ustał, a calimshanin wyprostował się. I wybuchł.
- ZE WSZYSTKICH GŁUPOT, JAKIE UCZYNIŁAŚ, DURNA BABO, TA JEST NAJGORSZA! - oczy ducha zapaliły się żywym ogniem, pozostałością ifiriciej krwi - BEZCZELNA SAMOLUBNA DZIKUSKA SPROWADZIŁA ZGUBĘ NA WAS!
Przestał. W końcu i tak go nie słyszeli.
Shando wciąż pamiętał, jak Korferon wkładał mu do głowy myśli, tak bliskie i znajome jego duszy, że uczynienie czynów z podszeptów zdawało się dziecinnie łatwe. Tylko więź z chowańcem pozwoliła mu zachować wierność wobec towarzyszy. Chowańcem, którego już nie było.
Będę musiał podjąć jakieś decyzje, kroki, pomyślał czarodziej, wolałbym przedyskutować to z pozostałymi, ale niespecjalnie było jak. Chyba że...
Gdy tylko Tibor i Var się oddalili Shando Wishmaker obrócił się w stronę Mary, z eterycznym sercem pełnym nadziei
- Maro? Słyszysz mnie? MARO! MARO!!!
- Shando? - dziewczynka zesztywniała naraz i poczęła rozglądać się wokół. I dokończyła już w myślach co by nie zaciekawić zbytnio Kostrzewy paplaniem do siebie. “Ty… nie odszedłeś?”
A później już tylko wsłuchiwała się w słowa martwego czarodzieja zaciskając bezwiednie palce na barku niziołka.

Gdy Mara usłyszała w końcu czarodzieja, ten nie posiadał się z radości. W końcu dotarł do nie, a to oznaczało kontakt z resztą. Nie wiadomo było ile czasu mu zostało, więc poprosił by przekazała Tiborowi, że źródło, które chce oczyścić może mieć dopływy i jeżeli skażone jest źródło pierwotne, oczyszczenie zda się psu na budę, bo nieoczyszczona woda będzie dalej spływać do sadzawki. Chyba że przed próbą odetną dopływy. Niech sprawdzą wrzucając coś do wody w ich okolice, będzie widać gdzie płynie woda. Wtedy zresztą nawet powinno być to łatwiejsze. Przekazał też, że chowaniec chronił jego ducha przed wpływami Zewu i teraz, gdy go nie ma może się zwrócić przeciw nim, gdy zajdzie słońce. Będzie więc musiał odejść dla ich i swojego bezpieczeństwa, jeżeli czegoś nie wymyślą, by go ochronić przed potężną nekromancją.
- I na koniec: Trzymajcie te dzikuski z dala ode mnie. I od siebie lepiej też - warknął duch Shanda do ucha dziewczynce, aż ją zmroziło od złości Wishmakera - i żywej i martwej tylko dobro klanu w głowie, my jesteśmy nieistotni.

Przemyślenia martwego czarodzieja
Shando nie był za życia osobą o miękkim sercu, czy łatwo nawiązującym przyjaźnie, ale prawdę rzekł mu mistrz Brimstone "Walka ramię w ramię zbliża ludzi bardziej niż cokolwiek innego". Dlatego mimo że znał Vara, Tibora, Marę i Burra od niedawna - garści dni zaledwie - czuł z nimi zbyt dużą więź. Nie byli mu obojętni i nie chciał by zginęli. Nieszczególnie ciekawiły go zaświaty, zwłaszcza, że czuł, że nie zakończył swojego życia na ziemi, ale rozważał odejście. Jeżeli nie wymyśli jak ochronić się przed Zewem, zostanie niewolnikiem nekromanty odpowiedzialnego za to zamieszanie. Bo nie było wątpliwości - zaklęcie w końcu się do niego dobierze, jak do niemal każdego trupa w tej krainie. I nie miało znaczenia, że pod wpływem uroku czuł się wspaniały i potężny, uwolniony od przyziemnych wątpliwości i więzów z żywymi, to był tylko słodki lep na muchy. A niewolnikiem Wishmaker zostać nie chciał. Rozwiązaniem byłby powrót do życia. Nie do końca wierzył, że źródło ma taką moc, w końcu Arnie się nie udało a podobno była arcyzdolna - jak na prymitywną dzikuskę oczywiście. Może jednak, jeżeli poleci Tiborowi zszyć rany na swoim martwym ciele i "ułoży" się w nim, gdy będą pławić je w sadzawce to podziała? Chciał żyć. Tęsknota za czuciem, smakowaniem, za przepływem magicznych energii w ciele była bardzo nęcąca. Nieważny mróz, ból i niedogodności. Musi wrócić do życia. To by rozwiązało wszystkie problemy. W końcu... czy oni poradzą sobie bez niego? Musi być ktoś, kto przeciwstawi się głupocie druidki, bo kto wie w jaką kabałę znowu wszystkich wciągnie? Musi być ktoś, kto pomoże im stawić czoła niebezpieczeństwu. Var sam nie może być wszędzie, a Tibor mimo że orężny i odważny jest na pierwszym miejscu kapłanem. Potrzebują go.
Nie mówiąc już o tym, że pierwszą rzeczą, którą zrobi, jak zmartwychwstanie, będzie walnięcie pewnej półorczycy w pysk tak mocno, że będzie srała kłami przez tydzień…


Mara pokiwała skwapliwie wysłuchując wywodu do końca.
- Burro, ty kmiń zaklęcie komunikacyjne. Ja biegnę do Vara i Tibora przekazać słowa Shanda. Shando… ty trzymaj się blisko mnie.
- Nic nie kmiń, nic nie kmiń. - Burro wcisnął za pazuchę pergamin i pokręcił głową. - Na to jest jeszcze czas, nikt nas nie goni. Poza tym ta cała magiczka… no źle jej z oczu patrzyło, a ja się na ludziach znam. - Zdenerwowany kucharz nie zauważył że gada do siebie, bo Mara już pobiegła gdzieś. - A chyba już durnotą by było wysyłanie do niej wiadomości z samej Doliny, skoro może namierzyć skąd z nią gadamy. Tak więc to może poczekać. - rozejrzał się dookoła. - Mara?

A Mara biegiem puściła się za kapłanem i olbrzymem a gdy dopadła do nich zdyszana dość chaotycznie przekazała im słowa czarodzieja.
- On może mieć rację - chuderlawa pierś to podnosiła się to opadała. - Oczyszczenie sadzawki może nic nie dać. Najpierw pasowałoby sprawdzić źródło, może tam się zaczyna skażenie? I trzeba się śpieszyć, po śmierci chowańca Shando ulega zewowi, możliwe że mamy czas jedynie do zmierzchu?
- Oczywiście że mogę mieć rację - parsknął duch - jestem bezcielesny, nie bezrozumny. Poza tym myślicie że Arna sama wam powiedziała o tym, że źródło tej sadzawki jest gdzie indziej? Ja jej to podsunąłem. Cały czas wiedziała że tu jestem, rozmawialiśmy. Tyle że cwaniara powiedziała to tylko Kostrzewie - dodał z pogardą - Bo to "klanowe" sprawy, zapewne.

Trudno opisać radość Oestergaarda na wieść o tym że Południowiec oparł się Zewowi. Łaska Pana Poranka ciągle była z nimi! Tym niemniej, pamiętając słowa Kostrzewy, odezwał się dla upewnienia iż faktycznie mają do czynienia z Wishmakerem a nie jakimś oszukańcem:
- Zapytaj - chyba że Shando mnie słyszy? - komu co obiecał jak nauczy się magii i wzrośnie w siłę, gdyśmy wędrowali do osady Maurów. Chcę mieć pewność że to on.
Czarodziej uśmiechnął się do swoich wspomnień i przytoczył rozmowę, o której mowa, dodając trochę od siebie. Powiedział też Tiborowi co dostał od niego w prezencie ślubnym, a Burrowi o snutych planach nawiązania handlowych kontaktów między ich rodzinami.
- Tak, to ja. A za ostrożność macie duży plus - odpowiedział Shando, co Mara przekazała.
- Shando, nie wiem czy jesteśmy w stanie zatkać dopływy - Tibor powiedział, bezwiednie rozglądając się naokoło. - Czy dasz radę zanurzyć się, sprawdzić te ujścia, spróbować znaleźć źródło pierwotne? Nie wiemy co tak naprawdę skaziło źródła - jeżeli magia to, jeśli Pan Poranka okaże swą łaskę, niepotrzebne będzie szukanie i gmeranie - poświęcenie wody w sadzawce powinno dać efekt, no… rozprzestrzenić się. Oby - dodał z ociąganiem, po raz kolejny przeklinając swoją ignorację ale i pech, który sprawił że Runa Connere wyjechała z Ybn w przeddzień zaćmienia. Ona pewnie wiedziałaby co robić…
- Mara, chodź z nami, Shando również - powiedział, czując dziwną lekkość głowy na myśl o tym jak nierzeczywista jest ta scena. Przemawiał do … duszy, nawet nie nieumarłego. To już rozmowa z Arną była łatwiejsza do zaakceptowania!


Kiedy reszta kompanii, ogarnięta niezdrowym podnieceniem, zajęła się pilnym przygotowywaniem do popełnienia tego samego aktu herezji, jakiego dopuściła się Kor Pheron, Kostrzewa powoli dochodziła do siebie, powoli dźwigając się spod lawiny emocji, które spadły na jej barki. W pełni otrzeźwiły ją dopiero słowa Mary. A więc duch maga nie odszedł! Czepiał się iluzji życia w sposób, który nie przystawał żywym i odsłaniał prawdziwe oblicze zmarłego maga. Shando nie był już dłużej poległym towarzyszem, człowiekiem, którego druidka znała - i mimo wielu sprzecznych sygnałów - kochała na swój dziki, pokręcony sposób. Nie; mag przestał być osobą, stał się potworem, nieumarłą zjawą, rażącym wypaczeniem praw natury. I najpewniej opętał swoją chorobliwą żądzą mocy młodego kapłana, bo inaczej jak wytłumaczyć to, że Tibor z takim uporem dążył do wskrzeszenia zmarłego, łamiąc dogmaty swojej wiary? Nie dbała o głupców, którzy chcieli pomóc mu w tym dziele - wszak sami szykowali na siebie zgubę - ale wskrzeszenie maga mogło mieć nieobliczalne skutki dla źródeł… i klanu. Kto wie, do czego zdolny będzie przywrócony na świat mag, który na pewno poznał w swej eterycznej formie wołanie Kora?
Mimo to, że druidka wiedziała, że nie może poddać się teraz, przy końcu całej tej historii, czuła się pusta i wypalona, jakby nic nie trzymało jej więcej na ziemi. Ruszała się ociężale, rozbita i zdekoncentrowana. Zdawała sobie sprawę, że później nie może mieć okazji skontaktować się z klanem; przytroczyła więc list Tibora do nogi Wredoty i pożegnała się z krukiem, przekazując mu instrukcje, jak ma odnaleźć Keldabe i Karla Skiratę; żałowała tylko - chyba po raz pierwszy - że nie potrafi stawiać “tych głupich znaczków”, by powiadomić kapłana o szaleństwie, jakiego chcą dopuścić się jej towarzysze.


Patrzyła krótką chwilę za oddalajacym się ptakiem, a potem z ciężkim westchnieniem skierowała się do wnętrza wieży w dół po schodach, ku jezioru. Teraz napędzała ją tylko determinacja; nie gniew, nie konieczność, ale to przytłaczająca świadomość, że trzeba dokończyć to, co się zaczęło.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 18-01-2015 o 14:32.
TomaszJ jest offline  
Stary 18-01-2015, 15:10   #220
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
JASKINIA ŹRÓDŁA

- Arno! - zawołał młodzik. Jaskinia była pusta i cicha, jedynie plusk wody, kroki i sapania zakłócały panujący w niej spokój. Tibor był w niej po raz trzeci i miał nadzieję że stare porzekadło się sprawdzi. Zjawa zmaterializowała się po chwili, wpatrując się w nowoprzybyłych.
- Po co go tu przywlekliście? - spytała zimnym głosem szamanka, wskazując na trupa czarodzieja zaplątanego w sieć. - Gdzie Kostrzewa?
Zwiastun Świtu przekrzywił nieco głowę, słysząc zmianę tonu nieumarłej. Powoli sięgnął do medalionu, wpatrując się w Arnę.
- Została w wieży. Ukręciła łeb chowańcowi Shando - odparł, gotowy do przywołania boskiej mocy.
- Poświęciła siebie dla niego… Nie spodziewałam się po niej niczego mniej - uśmiechnęła się słabo zjawa, kręcąc głową z podziwem. - Lecz mimo to widzę, że jego żądza władzy nadal trzyma go przy was… Teraz już możesz być potężnym nieumarłym, niepowstrzymywanym przez ziemskie odruchy, prawda? - spojrzała szyderczo na Shanda.
- O czym ty mówisz? - zdumiał się Tibor i rozejrzał bezradnie.
- Czy uważasz mnie za głupią dzikuskę, młody kapłanie, tak jak twój nieumarły towarzysz? Kostrzewa próbuje odesłać duszę ergi, a teraz nie ma jej z wami, za to wy przynosicie do “magicznego” źródła jego ciało. Przecież nie po to, by posadzić na nim kwiatki. Na nic zdało się poświęcenie Kostrzewy, na nic moje słowa - będziecie próbować złamać prawa natury i wskrzesić kogoś, kto powinien przejść już na drugą stronę, żyć dalej w chwale Temposa i jemu służyć - lub zostać skazanym na potępienie, w zależności od zasług.
- Oczywiście że nie uważam cię za głupią… tak samo jak ty nas chyba nie uważasz za... morderców Kostrzewy? Albo że ją związaliśmy czy inną krzywdę jej wyrządziliśmy? Zrobiła co zrobiła - odpowiedział spokojnie Tibor, nie spuszczając spojrzenia z nieumarłej. Ta nie wydawała się przekonana.
- Mamy zamiar oczyścić źródło. Co Tempus zechce, to później to zrobi z duszą Shando. Tak samo z twoją i Ofali. Dlaczego powiedziałaś że to żądza władzy trzyma Shando przy nas? Dlaczego ma być potężnym nieumarłym? Powiedziałaś to chwilę temu, o co ci chodzi?
Arna westchnęła.
- Czy wiesz jak wygląda krąg życia i śmierci? Gdy ciało umiera dusza zostaje wciągnięta na Plan Eteryczny, gdzie czeka na boskiego posłańca i podlega boskiemu osądowi. Jeśli jest godna, zostaje boskim sługą i walczy w jego bitwach; jeśli nie - zostaje potępiony. Potężny kapłan potrafi sprowadzić duszę spowrotem i odtworzyć nowe, zdrowe ciało nawet z jednego włosa zmarłego. Jednak dusza musi mieć pozwolenie boga na opuszczenie jego dziedziny i przede wszystkim musi sama tego pragnąć. Czy nie zastanawiałeś się dlaczego dusza Shanda nadal tutaj jest? Dlaczego nie odeszła nawet po zerwaniu więzi ze swoim niewolnikiem, czego najwyraźniej spodziewała się Kostrzewa? - zjawa pochyliła się nieco do przodu i spojrzała Tiborowi prosto w twarz. - Duchy, zjawy, upiory - wszystkich nas trzymają tutaj niedokończone sprawy, niespełnione pragnienia, nienasycone żądze, emocje, którym jako żywi nie mogliśmy dać upustu. Czy myślisz, że trzyma go tutaj pragnienie życia? Każdy, kto odszedł przed czasem go pragnie; mógłby czekać na wskrzeszenie w dziedzinie Temposa. Czy troska o Was, niedawno poznanych? Każda grupa przyjaciół i rodzina miałaby wtedy swoje duchy. Zemsta na nekromancie, jak twierdzi? A czy ma się za co na nim mścić? - Arna potrząsnęła głową. - Wasz ergi przybył tu w nocy i to jego własne słowa wam powtórzyłam. Zastanów się jaki był za życia, na ile go znasz, pomyśl co go tutaj trzyma i kto ma prawo szafować jego nieżyciem - ty, czy jego bóg.

Zwiastun Świtu wytrzymał spojrzenie zjawy.
- Może Shando znajduje się tu z podobnego powodu co ty? Nie wiem, wiem jedynie że plaga naruszyła naturalny porządek rzeczy. Drastycznie i nieprzewidywalnie, co również twoje plemię poczuło na swojej skórze i czuje nadal. A Shando też ma prawo odpowiedzieć, bronić się. Mara, jeśli Wishmaker jest przy nas powtórz proszę jego słowa.
- No, to wolisz go jako potężnego nieumarłego, czy jako nie potężnego maga? - Goliat zagadnął ducha Arny. - W tej dolinie wszystkim sie w głowach przewraca, zwyczajnie na głowę im bije. Jesli ta plaga nieumarłych sprawia, ze dusze sie zmieniają w upiory i duchy… naturalny krąg śmierci jest przerwany, no to gdzie maja wszyscy pójść? Jak nie trafiają do boskiej dziedziny. Tak tylko pytam, nie twierdze że Shando to świętoszek. Nie twierdzęże nie szuka potęgi. Ja i tak nie wiedziałbym jak go wskrzesić. - Rzucił Grzmot.
- Wolę, żeby odszedł do Temposa tak, jak powinien - odparła zjawa. - Żaden śmiertelnik, nawet Korferon nie może sprawić by niewinne dusze pozostały na tym planie wbrew wbrew woli bogów. Jeśli tak by było, to i za nim musiałaby stać jakaś boska moc. A powody Shanda… one są dla was, nie dla mnie. Moje zdanie na temat nieżycia już znacie.
- A skąd o tym wszystkim wiesz, biorąc pod uwagę to co się dzieje od zaćmienia? - Tibor potrząsnął głową. - Nie, dość. Shando, twoja kolej.
- Dość?! - krzyknęła Arna, a jej głos odbił się echem w jaskini. - Twierdzisz, że jakiś śmiertelnik może być potężniejszy od BOGA?! I ty nazywasz siebie kapłanem? Równie dobrze możesz wyrzucić tę błyskotkę - wskazała medalion z symbolem Lathandera - do śmieci. - Przez chwilę oddychała ciężko nawykiem pozostałym z życia, po czym westchnęła. - Patrząc na ciebie widzę siebie sprzed paru lat. Też mi się wydawało, że dogmaty można interpretować dowolnie, że moja interpretacja jest tą słuszną, a dobre chęci usprawiedliwią wszystko. Ale nie usprawiedliwią. Skoro więc nie chcesz uczyć się na moich błędach to ucz się na swoich - nie mam prawa ani możliwości ci tego zabronić. Tylko zastanów się, czy twoje motywy są czyste, czy nie wynikają z egoistycznej chęci posiadania znów towarzysza czy też - spojrzała na Marę - uciszenia wyrzutów sumienia. I czy nie zaszkodzi to żywym; zwłaszcza tym, którzy zdążyli mu się narazić.
Po tych słowach zjawa zniknęła. Oestergaard długo stał w miejscu, ściskając w dłoni medalion i opanowując emocje.

Grzmot obserwował dyskusje między kapłanem a duchem z zaciekawieniem. Usiadł sobie wygodnie, założył ręce za głowe i słuchał. Kapłan wlaśnie dostawał burę od nieumarłego za sposób, w jaki działał i jak próbował usprawiedliwiać swoje działania. Nagłle jej zniknięcie nieco Vara zasmuciło, robiło się ciekawie. Może dziewczyna byla martwa, ale zdawała sie miec więcej oleju w nieistniejącej głowie, niż cała tutejsza czereda razem wzięta. Po odpowiedzi młodzika na temat rozmowy ze swoim bogiem, miał spore wątpliwości, że uda mu sie oczyścić źródło, ale mógł sie mylić. Chciał sie mylić. Póki co jednak czekał aż Tibor zacznie działać. Miał oczyszczać źródło, a póki co zajmował się rozmowami z duchami. Zaczynał się zastanawiać, czy cos w garnku nie było doprawione przypadkiem grzybkami szamana. Cała sytuacja daleko wykraczała poza normalność według goliackich standardów.

- Z dzikuskami nie dyskutuję. Nawet martwymi. To jak granie w szachy z gołębiem. Nic nie zrozumie, tylko piony poprzewraca i nasra na szachownicę - odezwał się z pogardą duch czarodzieja, który przysłuchiwał się wynaturzeniom i przesądom wybitnej ponoć za życia zjawy - Potężny nieumarły, też mi coś. Jak zostawiłyby mnie na łasce nekromanty, to pewnie że taki bym był. Potężny nieumarły niewolnik. Póki co wolę zostać potężnym żywym. Do dzieła.
Tu Shando ustami Mary przekazał pozostałym, gdzie są otwory łączące zbiornik z innymi źródłami wody i poprosił by wrzucili do niej trochę drobiazgów, by z ich ruchu wywnioskować, czy woda stamtąd wypływa czy na odwrót.
- Zamierzam zrobić mały rekonesans - powiedział Wishmaker - i znaleźć miejsce, gdzie będzie można zablokować dopływ skażonej wody. Ile mam czasu? - przekazał pytanie ustami dziewczynki.
- Shando, odpowiedz najpierw na to co zarzuca ci Arna - Tibor popatrzył na Marę, skoro sam nie mógł zlokalizować ducha czarodzieja, chwilowo ignorując jego plany.
- Przejmujecie się jej paplaniem? - odpowiedział Wishmaker - Znam tak samo jak wy teorię nekromantyczną, wiem, że duchy które nie odeszły coś trzyma. Czy jest to żądza władzy? Nie wiem. Teraz jest we mnie mnóstwo gniewu i chęci wykazania się. I frustracja, że zakończyłem życie dość żałośnie. Poza tym chcę wam towarzyszyć do końca tej historii. Lubię kończyć co zacząłem. Powiedz im to Maro.
Mara przekazała.
- Więc nasz drogi zmarły wciąż obecny wcale się za specjalnie nie wypiera, że mówił to, co mówił? Hmm. Niedobrze. - Powiedział goliat i zebrał przygotowane wcześniej kawałki pancerza na jedna kupę.
- Bo co? Bo wrócę jako ktoś gorszy? Nigdy niczego nie zrobiłem waszym kosztem, ani nie przedkładałem wierności wobec innych przed wierność wam - obruszył się czarodziej - W moją lojalność nie musicie wątpić. A że chcę być potężny? Chyba już przeprowadzaliśmy tę dyskusję, co? Mag bez potęgi to jak wojownik z nożem kuchennym.
- Nie o potęgę chodzi, a o podejście do innych, to że ktoś myśli inaczej, nie znaczy ze jest gorszy lub niewarty życia. Proste. - Poglądy były jedynie poglądami, ale prowadziły do czynów, a te już można było śmiało osądzać.

Mara była nieco zmęczona ciągłym powtarzaniem słów czarodzieja niby echo. Teraz westchnęła ciężko i postanowiła dorzucić do dyskusji także coś od siebie.
- Shando jest naszym towarzyszem i chce wrócić. Zginął przedwcześnie i zupełnie niepotrzebnie, jak dla mnie to wystarczy. Jeśli po oczyszczeniu źródeł będzie się dało wrócić mu życie to tak trzeba zrobić, nad czym tu się zastanawiać? Szanuję zdanie innych i Kostrzewa jak i całe jej plemię ma prawo żyć według własnych zasad ale nie może narzucać ich innym. Kropka w temacie.

Nikt nie zdążył skomentować słów Mary, gdyż w tym momencie w grocie zabrzmiał potężny głos Kostrzewy...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172