Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2015, 14:42   #215
Autumm
 
Autumm's Avatar
 
Reputacja: 1 Autumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputacjęAutumm ma wspaniałą reputację
Dolina przed wieżą

- Szukaj Mary, szukaj - Fereng postawił czujnie uszy i pobiegł chętnie, zostawiając za sobą cuchnącą trupem i zionącą nie-śmiercią jaskinię. Strzyga również dołączył, z czego Tibor mógł się jedynie cieszyć, biorąc pod uwagę wyostrzone zmysły obu psowatych. Sam maszerował z tarczą na ramieniu i buzdyganem w dłoni. Na wszelki wypadek...

Mary nie było na parterze wieży ani na piętrze, ale właśnie dzięki zwierzętom odnalazł ją bez problemu. Stała na zewnątrz wieży, w mrozie, szczelnie opatulona odzieniem jakby chciała się ukryć w szaroburych połach materiału. Gapiła się na horyzont choć obejrzała się przez ramię gdy dosłyszała chrzęst butów w śniegu. Zwierzaki przypadły do niej z obu stron a ona przykucnęła odruchowo głaszcząc oba i drapiąc za uszami.

Zwiastun Świtu rozejrzał się nieufnie i z zimnym gniewem w sercu. Koszmary mógł zdzierżyć, misję drużyny mógł przedłożyć ponad chęć odwetu, ale jeśli mógłby odpłacić okrucieńcom za ich psychiczne tortury to nie zawahałby się przed zemstą. Na otwartej przestrzeni przezbroił się w dalekosiężny łuk… tyle że żadnej z poczwar nie było widać.

Westchnął i podszedł do Mary, czujnie i nie przestając przepatrywać terenu.
- Chodźmy do wieży, tu nie jest bezpiecznie - powiedział starannie neutralnym tonem. - Spróbuję zaraz oczyścić źródła, lepiej żebyśmy trzymali się razem.

- Po śmierci Shando ty albo Burro będziecie musieli użyć zaklęcia komunikacyjnego - dodał po chwili, przyglądając się jej uważnie. - Poradzisz sobie?

Mara podniosla się do pionu, wzruszyła dość obojętnie ramionami.

- Pewnie Burro będzie bardziej kompetentny. I godny zaufania - ruszyła w stronę wieży jak prosił Tibor. - A Shando… Wyczuwam go w pobliżu. Ale nie mogę się porozumieć, może to przez zakłócenia za strony źródeł.
- Jest w pobliżu? - zdumiał się chłopak. - Nie odszedł? - dodał z radością. - Ale dlaczego Arna…

Potrząsnął głową i dołączył do dziewczynki. Zjawa mogła nie wspomnieć o duszy czarodzieja z przeróżnych powodów.

- Kostrzewa ma czasami język jak pilnik ale gada to co uważa za prawdę. Tylko że to co uważa się za prawdę a faktyczna prawda to mogą być dwie różne sprawy. Czeka nas wszystkich rozmowa i do przyjemnych nie będzie ona należała.

Milczał przez chwilę.

- Najważniejsze że nie o nas chodzi, nie przede wszystkim. Jeśli to co elfka i paladynka mówią jest prawdą to jako jedyni znaleźliśmy trop i od nas zależy los naszych rodzin, sąsiadów i przyjaciół. A nawet mokradeł Kostrzewy - położył dłoń na ramieniu dziewczynki. - Nie będę ci prawił kazań, jeśli to co robisz robisz w dobrej wierze to będziesz miała we mnie oparcie jakie by słowa nie padły. Nie unoś się więc.

- Nie zamierzam przeprowadzać żadnych nieprzyjemnych rozmów - odparła sucho Mara patrząc pod buty. - Nie zamierzam się nikomu tłumaczyć. Jestem jaka jestem, taka się urodziłam. Podążyłam z wami w tę podróż choć mam ledwo trzynaście wiosen, narażam się tak samo jak każde z was się naraża. Ale jeżeli mi nie ufacie to się mija z celem.
- Więc po prostu powiedz mi co wczoraj zaszło. Ja… nie wszystko zrozumiałem po tym jak okrucieńce przeorały mi myśli koszmarami, i nie wszystko pamiętam - westchnął Oestergaard. - Przyda mi się to wiedzieć. O to chyba mogę cię prosić?

Mara pokiwała głową i w paru zdaniach opowiedziała o jej rozmowach z duchem Arny, o spotkaniu impostora, “złotych lustrach” w jej oczach, które potwierdziły najgorsze przypuszczenia. O tym jak stwór chciał im wmówić, że Var i Tibor zginęli w wieży. I wreszcie jak Mara zaatakowała jako pierwsza.

- Odnalazł nas i sączył kłamstwa. Na pewno nie po to aby później obejść łukiem i podążyć we własną stronę. Najlepszą obroną jest atak. Chciałam wykorzystać element zaskoczenia.

Tibor skinął głową. On i Var nie docenili zmiennokształtnego… choć może trafniej byłoby powiedzieć że nie spodziewali się że mają z czymś takim - i tak groźnym - do czynienia. Z drugiej strony mógł zrozumieć żal Kostrzewy o śmierć Shando… Jeśli Mara by się nie pospieszyła, Shando może by żył w dalszym ciągu.Może. A może mieliby więcej zabitych?

- Czy kogoś jeszcze, oprócz Arny, słyszałaś dzięki mowie umarłych albo przemawiał do ciebie w snach w ciągu ostatnich dni?

Mara ściągnęła brwi.

- Nie - pytanie musiało jednak ją dotknąć. - Nie przemawiał do mnie inny nieumarły. Nie czuję też zewu. Korferon nie podszeptuje mi do ucha przed zaśnięciem, nie jestem niczyją marionetką. Ale cokolwiek powiem, to tylko słowa. Pytanie czy mi wierzysz? - skupiła się na twarzy kapłana pewna, że odpowiedź wyczyta z samych oczu.

Chłopak znowu zamilkł. Na długo. Powiedzieć że nie miał wątpliwości byłoby ewidentną nieprawdą. Miał ich dużo, choćby z tego względu że zdawał sobie sprawę ze swojej niewiedzy w temacie nieumarłych, nekromancji, magii, planów. Jak wielu innych rzeczy również...?

Wreszcie wspomniał rozmowy z Shando i to sprawiło że skinął głową. Shando mógł być chciwy, ambitny i demony jedne wiedzą co jeszcze w nim siedziało, ale w niczym nie wydało się by działał na szkodę drużyny, przynajmniej świadomie. Dlaczego miałby Marę podejrzewać bardziej od niego?

- Wierzę ci, tak samo jak w to że gdybyś podejrzewała że ktoś próbuje na ciebie oddziaływać to nam o tym powiesz - powiedział w końcu.

Mara westchnęła.

- Cieszę się, że mi wierzysz. Wiem też, że Kostrzewa ma o mnie fatalne zdanie a i ja o niej mam coraz gorsze. Nie wiem czy… - zamilkła na chwilę bo trudno jej było wyrazić myśli. - Gdy dotrzemy do większego miasta zastanowimy się czy nie lepiej żebym opuściła drużynę.
- Nikt nie mówił że to będzie łatwa wyprawa. Jesteśmy zbieraniną ludzi mających różne cele, o odmiennych temperamentach. Czy myślisz że mi jest tutaj łatwo, wiedząc że moim bliskim co noc grozi śmierć a mnie tam nie ma? Nie zrażaj się tylko dlatego że Kostrzewa jest nieprzyjemna.
- Nienawidzę jej - Mara rzuciła to z taką lekkością i prostotą na jaką stać można jedynie dziecko. - Nienawidzę za to, że tak łatwo jej przychodzi pogardzanie ludźmi, tak gładko rani słowami a sama się ma za wyrocznię bogów. Sama ma w sobie zgniliznę, sieje niesnaski. Mam jej dość.

Dłonie znów zacisnęły się bezwiednie w pięści. Ale nim Tibor zdążył coś powiedzieć przekroczyli próg wieży i Mara pomknęła schodami na piętro.
- Nieważne. Pomyślę nad tym jak miniemy miejskie mury.

Zaskoczony Oestergaard przez chwilę spoglądał za dziewczynką. Potem odwrócił się i znowu wyjrzał na zewnątrz, wystawiając twarz na słoneczne promienie. Zamknął oczy.

- Panie Poranka, Twoje światło rozprasza mroki nocy - szepnął. - W Tobie jest moja opoka, bo na pewno nie w ludziach...

Jezioro pod wieżą

Arna odprowadziła Kostrzewę na lewo, zatrzymując się nieopodal miejsca, gdzie schowana była zbroja. Stalaktyt częsciowo zasłaniał widok, więc szamanka nie musiała patrzeć na wyciagane ze Źródła ciało siostry - i swoje własne.

- Ten wasz zmarły ergi... jaki on był? - zapytała zjawa, zaskakując tym Kostrzewę nieprzygotowaną na rozmowę o Shando. Druidka szerzej otworzyła oczy, zdumiona tym pytaniem.

- Zadufany, chciwy, arogancki, przemądrzały, butny, bez szacunku dla praw i zwyczajów... - wyrzuciła z siebie kolejne określenia jedno po drugim, jak plująca jadem żmija, niemal nie zauważając jak Arna potakująco kiwa głową. A potem półorkini oklapła, jakby ta wyliczanka zupełnie wyczerpała pokłady jej złośliwości i powiedziała miękko, niemal czule:

- Przede wszystkim był obcy... nie stąd, z jakiejś dalekiej krainy, o której nigdy nie słyszałam, na dodatek z bogatej rodziny. Biedny i zagubiony; pewnie tam, skąd przybył, uchodził za potężnego człowieka. Tu... tu nie wiedział, co robić. I jak każde przyparte do ściany zwierzątko reagował tak właśnie, wciąż udając większego, niż był, warcząc i gryząc... - westchnęła - Miałam nadzieję, że uda się nauczyć go właściwych dróg i oczyścić to serce z czerni. Kilka razy zaskoczył mnie dobrym odruchem; zginął, chroniąc Marę. Tym większa szkoda, że odszedł tak... nagle. - dokończyła, zaciskając mocno raz jedno, raz drugie oko, bo chyba dostał się do nich jakiś paproch.

- Rozumiem... - zjawa milczała dłużej wpatrując się gdzieś w przestrzeń. Potem spojrzała na Kostrzewę, która skończyła manipulacje przy oczach. - Brakuje ci go? Chcesz go wskrzesić, jak inni? - wskazała wylot korytarza, gdzie zniknęła drużyna.

- Tak... to znaczy nie! To byłby gwałt na naturze; znasz przecież prawa! - wzdrygnęła się Kostrzewa, na chwilę dając się ponieść sugestii zjawy. Czyżby nieumarłe widmo kusiło ją do złego? - Czasem koło życia obraca się szybciej i dusza znajduje nowe wcielenie po względnie niedługim czasie; tak mnie przynajmniej uczono. Gdyby to było możliwe... - powiedziała, przypominając sobie opowieści z druidycznego kręgu - ...to tak, chciałabym bardzo, by się odrodził. Być może bez bagażu tego, kim był wcześniej, byłoby nam ze sobą lepiej - uśmiechnęła się gorzko - Ale znam swoje powinności. Moje serce może się wyrywać gdzie chce, ale musi ustąpić przed zasadami, które legły u podstaw porządku świata... - dokończyła, mocno zaciskając palce na kosturze, jakby dla przypomnienia sobie - i duchowi - kim jest i co to oznacza.

Arna zmarszczyła brwi; całą swoją postawą wyrażała żal i zmieszanie. Wyciągnęła do Kostrzewy dłoń, jak gdyby w pocieszeniu, ale zaraz cofnęła ją, zaciskając w pięść.

- Wybacz siostro. Nie wiedziałam, że tak się sprawy mają. Wybacz - rzekła cicho.

Druidka wzruszyła ramionami, choć ten drobny ruch kosztował ją zadziwiająco dużo.

- Nie ma czego. Żal nie zwróci życia ani jemu, ani tobie. Świat toczy się dalej, a takie zdarzenia są częścią nauki, jaką nam daje los.
- Nie - Arna potrząsnęła głową - Ergi mają najbardziej zadziwiające sposoby na przełamanie odwiecznego kręgu, a ty masz prawo znać prawdę, nie tylko ze względu na korferonitów, ale i - a może przede wszystkim - na nasze siostrzeństwo. Przepraszam, że swoim pytaniem skłoniłam cię do takich wyznań... w takiej sytuacji, przepraszam! - zjawa mówiła coraz prędzej, bojąc się, że Kostrzewa jej przerwie. - Ten ergi... jego niewolnik, którym się zaopiekowałaś, którego nosisz... Ten Shando jest do niego - i ciebie - przywiązany, zawarł w nim okruch swojej duszy i nadal, cały czas tu jest! - jęknęła z rozpaczą.

Kostrzewa popatrzyła na Arnę w niemym zdumieniu, które najpierw powoli, a potem coraz szybciej, niczym rozprzestrzeniający się błyskawicznie pożar lasu zamieniło się w niemy szok. Oczy druidki rozszerzyły się, a usta otworzyły i zamknęły, jak u wyrzucone na brzeg ryby. Wyciągnęła rękę w kierunku swojej piersi, tam gdzie spoczywała zwinięta w cieple kobra; nie dokończyła jednak tego gestu, chwytając w pośpiechu kościany medalion i unosząc go przed siebie, jakby zaraz miała zamiar użyć jego mocy na duchu. Błędnym wzrokiem spojrzała na zjawę, potem na rozciągająca się za nią taflę wody, potem znów na Arnę. Dłoń z talizmanem opadła, a Kostrzewa, zdjęta grozą, która odebrała jej słowa, pokręciła w milczeniu głową, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Poczuła nagłe uderzenie gorąca, a jej żołądek skręcił się w ciasny supeł; policzki kobiety nabiegły ciemnym rumieńcem, zmieniając jej oliwkową skórę na brązowy kolor.

Chwilę patrzyła jeszcze na kapłankę przeszywającym spojrzeniem, a potem powoli odwróciła się i bardzo starając się nie biec, ruszyła w kierunku korytarza, w którym zniknęła Tibor, zostawiając nieszczęsnego ducha samego z jego wyrzutami sumienia.
 
__________________
"Polecam inteligentną i terminową graczkę. I tylko graczkę. Jak z każdą kobietą - dyskusja jest bezcelowa - wie lepiej i ma rację nawet jak się myli." ~ by Aschaar [banned] 02.06.2014
Nieobecna 28.04 - 01.05!
Autumm jest offline