Jake był w siódmym niebie. Zdążył już zapomnieć wydarzenia poprzedniego dnia i nocny alarm. Teraz królowała adrenalina i dzika zabawa. Nie pił wiele, a i jointa zajarał też niewiele, bo niewiele potrzebował by złapać humorek. Nie wiedział nawet kiedy zaczęli drzeć ryja z Robotem i bliźniakami gdy ktoś puścił “Fuel” w samochodowym radiu i Metallica zaczęła napędzać imprezkę. Kiedy ją zobaczył, aż przystanął na chwilkę. Wow. Było coś co hipnotyzowało w jej urodzie i spojrzeniu. A jak jeszcze to spojrzenie zatrzymało się na nim, to Jake już wiedział że przepadł. Miała na imię Ravenna i była cudownie egzotyczna. Takich dziewczyn nie było w jego poprzedniej szkole. Zaczęli rozmawiać i nie trwało to dłużej jak dziesięć minut a już wiedział że coś iskrzy. Przyniósł jej puszkę z piwem, zatańczyli nawet jeden kawałek, a potem już go sama ciągnęła w stronę lasku.
[media]http://d1jrw5jterzxwu.cloudfront.net/sites/default/files/styles/article_header_image/public/article_media/elizabeth-frances-featured.jpg[/media]
Była cudownie dzika, szczególnie kiedy naparła na niego za drugim razem oplotła udami i zaczęła ujeżdżać. Kiedy pochyliła się spojrzał jej w oczy. Dziwne, karmelowe oczy. Dłonie nie przestawały błądzić po jej ciele. W zasadzie ostanie co zapamiętał, to był elektryzujący dotyk jej chłodnej skóry i jęk. Ocknął się i poderwał na równe nogi. Było ciemno jak oko wykol. Nie pamiętał co się stało, przecież nie wypił aż tyle by mu się film urwał. - Ravenna? - Rozglądnął się nerwowo dookoła, ale dziewczyny nigdzie nie było. - Kurwa mać. Zorientował się że jest goły jak święty turecki, zaczął macać rękami po ziemi. I wtedy… PAdł na ziemię zakrywając ręce uszami. Kruk! Pierwsze skojarzenie, paciorkowate oczy wypchanego ptaka spojrzały na niego jak wtedy kiedy wyciągał go z szafy. Przerażający, syczący krzyk spowodował że nie był w stanie się ruszyć. Serce biła w szaleńczym rytmie, kiedy wreszcie zerwał się na nogi i po omacku ruszył przed siebie. Nie mógł zorientować się gdzie jest i dokąd ma biec. Podświadomie wydawało mu się, że nie może się zatrzymać, bo to co krzyczało tylko na to czeka. By spaść mu na plecy i wydłubać oczy. Nigdy w życiu nie był jeszcze tak przerażony. Biegł na oślep byle dalej, nie wiedział ile to trwało. Zatrzymał się solidnie zdyszany, przypadł do jakiegoś pnia i zaczął nadsłuchiwać. Przez chwilę nic tylko walenie własnego serca. Potem zaś cisza. Nie było słychać nic. Ani imprezy, ani muzyki z nad jeziora, śmiechów, niczego. Usiłował przebić wzrokiem ciemności. Przecież palili ognisko! Musiało być widoczne z daleka. W którą stronę do jeziora? Gdzie jest moje ubranie? Co się stało do ciężkiej cholery?! |