Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2015, 17:17   #20
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Prolog - scena "Strażnik Pokoju"



- Znowu odsłoniłeś bok, Bowermirze!

Na płaszczyźnie placu treningowego cienie okolicznych budynków zaczynały rozlewać się w coraz to dłuższe plamy. Niczym pazury wygłodniałej bestii sięgały w kierunku wschodniej części "areny", tam, skąd od kilkudziesięciu minut dobiegały pobrzękiwania i syk stali.

W ogrodzonych niskim drewnianym płotkiem szrankach stała dwójka mężczyzn. Oboje dzierżyli miecze. Pierwszy z nich, rosły jak góra, z bujną rdzawo-rudą brodą w blaskach zachodzącego słońca wyglądał jak bestia z puszczy, która osaczywszy swoją ofiarę, raz za razem wykonywała groteskowo wyglądającym w ogromnych łapach ciosy kawałkiem stali, próbując przełamać obronę przeciwnika. Jego oponentem był drobniejszej budowy, choć nie wyglądający na słabiaka młody mężczyzna z ogoloną głową. Z jego twarzy lało się morze potu, które wygładzało jej zacięty wyraz. Łatwo można było stwierdzić, że dotrzymanie korku napastnikowi stanowi dla niego nie lada wyzwanie.

- W prawdziwej walce na śmierć i życie właśnie zbierałbyś swoje jelita z piachu, w którym zresztą po chwili by cię pochowano - ponownie wzniósł się niski, ochrypły głos, który zdawał się potrząsać pobliskimi drzewami.

- Jak mam osłaniać jeden bok... - dysząc i z trudem łapiąc oddech odezwał się ten, który został nazwany Bowermirem. Postąpił on kilka kroków w tył i opuścił miecz, by choć na chwilę odpocząć. - mistrzu Dargo, skoro muszę się skupiać na ochranianiu drugiego?

- W życiu jak w walce, chłopcze. Nigdy nie natrafisz na sprawiedliwy pojedynek. Kluczem do sukcesu jest wykorzystywanie swych mocnych stron. Spójrz - wielkolud również opuścił broń i spojrzał na Bowermira uważnie. - Nie jesteś znów taki drobny, ale w tej walce to ja góruję nad tobą. W takim przypadku twoją najlepszą obroną będzie ruch. Po prostu nie możesz być tam, gdzie ja tnę mieczem. Logiczne, prawda?

- Kiedyś będę równie niepokonany, jak ty, mistrzu - skomentował młodszy mężczyzna, opuszczając wzrok.

- Nie ma niepokonanych. Są tylko tacy, którzy nie spotkali się ze sprytniejszymi od nich.


Po kilku minutach dwójka wojowników wolnym krokiem kierowała w stronę zamku. Mężczyzna z ogoloną głową niósł przewieszony przez bark pakunek, z którego wystawały rękojeści mieczy. Ten, który wcześniej został nazwany Dargo, szedł pewnym siebie krokiem, a z jego postawy można było doznać coś szlachetnego i rycerskiego.

- Posłuchaj, chłopcze - zabrzmiał ciężki głos.

- Tak, mistrzu Dargo?


- Wielki Mistrz kazał mi przekazać, że chce cię widzieć dziś wieczorem w jego kancelarii. Ma ci przedstawić, jak sam to określił, sprawę wielkiej wagi niosącej za sobą ciężkie brzemię odpowiedzialności. - Dargo umilkł na chwilę, jakby powtarzał sobie w głowie to określenie kilkakrotnie, doszukując się w tym sensu. Ostatecznie prychnął i uśmiechnął się półgębkiem.

- Udam się więc do niego niezwłocznie - odpowiedział chłopak. Wyglądał na bardzo zaintrygowanego.


Bowermir znajdował się teraz w przytulnym gabinecie, jaki przygotował dla siebie Wielki Mistrz. Był już przebrany i wyglądało na to, że zdążył zmyć z twarzy pot i pył, który zebrał na treningach.

- Cieszę się, że przybyłeś i wybacz, że musiałeś czekać.

- Mistrzu... - Bowermir skłonił głowę i przyłożył pięść do piersi, kiedy do pomieszczenia wszedł Wielki Mistrz Zakonu.

Była to już osoba podeszłego wieku ze znaczną bielą włosów. Jednak pomimo starości z jego postaci wciąż promieniowała stanowczość i należny mu posłuch oraz szacunek. Na przekór powszechnej opinii, jego strój był raczej skromny z wyjątkiem bogato zdobionego sygnetu.

- Nie chcę cię tu trzymać dłużej, niż byłoby to konieczne, dlatego pozwól, że przejdę od razu do rzeczy - zagaił, siadając przed masywnym biurkiem. - Bracie Zakonny Bowermirze, mam dla ciebie propozycję, którą pragnę, abyś sumiennie rozważył. Za około miesiąc z królewskiej przystani wypłynie okręt, na czele którego stanie książę William Alfred Wilhelm von Gustendorf-Pretlimwelg. Dowodząc całą wyprawą skieruje żagle w strony nieznanych nam dotychczas lądów. Jego celem będzie odszukanie dogodnego miejsca na podwaliny nowej kolonii. Wielu uważa to za misję samobójczą i pozbawioną sensu. Ja wiem, że to przedsięwzięcie jest ostatnią deską ratunku dla panującego nam króla. To wyprawa do nowego świata, w którym co poniektórzy doszukują się własnych zysków. Dlatego naszym obowiązkiem jako Zakonu Rycerskiego Strażników Pokoju jest zadbanie o to, by tę nową ziemię ochronić przed chaosem, jaki nasza cywilizacja ze sobą przyniesie. Z tego powodu potrzebuję tam ciebie. Twoim zadaniem byłoby dbanie o porządek, jak na pokładzie okrętu, tak i w kolonii. Kapitanem okrętu został Matthew Anderson, a głową sił wojskowych komandor Diego Gibralfaro. Jednak ty nie będziesz faworyzował żadną ze stron, rozumiesz? Masz pilnować ładu i harmonii. Tego, czego uczymy w tym zakonie.

Bowermir zamilkł na dłuższą chwilę, prawdziwie rozważając daną mu propozycję. Dobrze wiedział, że nawet Wielki Mistrz nie chce posyłać jednego ze swoich rycerzy na śmierć. W końcu nikt się nie zgłosił, a on nie chciał na nikim tego wymuszać. Łatwiej poświęcić zakonnika. Z drugiej strony była to być może jedyna okazja dla Bowermira, aby wykazał się jako Strażnik Pokoju. W ten sposób miałby zapewnione honory rycerskie. Ta, jak to nazwał Wielki Mistrz, wyprawa do nowego świata, była dla jego kariery szansą. Już od dawna miał dosyć życia jako brat zakonny. Chciał zostać kimś więcej. Czuł, że do tego został stworzony. Czy jednak było to warte ryzyka?

- Zgadzam się - z zaciętym wyrazem twarzy dał w końcu odpowiedź.

- Już jestem z ciebie dumny, synu - Wielki Mistrz uśmiechnął się do niego przyjaźnie. Warto zaznaczyć, że była to rzecz wręcz niespotykana. - Z samego rana każę podesłać do twojej komnaty list polecający i sumę pieniędzy pokrywającą wszystkie koszty podróży do przystani. Kiedy już tam się dostaniesz, odszukaj księcia Williama i pokaż mu list. Będzie wiedział, że jesteś pod protekcją nie tylko moją, ale także królewską.

- Tak zrobię, Wielki Mistrzu.

- Dobrze. W takim razie to by było wszystko. Idź w pokoju, Bowermirze. Niech dobry los ci sprzyja.

- Możesz być pewny, Mistrzu, że nie zawiodę zakonu.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=8IRi9ikLSTM&feature=youtu.be[/MEDIA]
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline