Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2015, 10:48   #217
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dolina Żywej Wody
13 Tarsakh, poranek

Wizyta w podziemnej grocie dla wielu członków drużyny potoczyła się zupełnie nieoczekiwanie. Obrażona Mara, wstrząśnięta Kostrzewa, nieco zagubiony w nawale informacji, sugestii i wzajemnych oskarżeń Tibor oraz Shando, który co prawda nie poddał refleksji osobistych wyznań druidki, jednak obawiał się iż wzburzona półorkini zwyczajnie ukręci kobrze łeb - a wtedy już nic nie powstrzyma go przed dołączeniem do nieumarłej armii Korferona. Jedynie Grzmot i Burro spokojnie robili to, co zrobić powinni - powoli wyciągali ciała bliźniaczek na górę i z trudem robili im prowizoryczny grobowiec u stóp wieży. Resztę kości zostawili; nie czuli się w żaden sposób zobowiązani wobec obcych osób zmarłych dawno temu.

Gdy Mara zobaczyła wypadającą z podziemi Kostrzewę zawinęła się i umknęła gdzieś; niezbyt daleko, ale wystarczająco by nie słyszeć charczącego głosu półorczycy i jej nienawistnych oskarżeń; choć mimo wszystko czerpała z nich jakąś masochistyczną przyjemność. Psy buszowały po okolicy i tylko okazjonalne warki informowały Marę, że w oddali czają się okrucieńce, które najwyraźniej nie miały zamiaru wypuścić smacznego kąska, jakim była drużyna, ze swoich powykręcanych łap.

Tymczasem Kostrzewa odciągnęła kapłana na bok, pochylając się nad jego uchem.
- Potrzebuję twojej pomocy… - wychrypiała, zaciskając pazury na jego ramieniu - Wiem, jak można oczyścić źródło… ale to potem, nieważne! - syknęła - Musimy pozbyć się ducha, który za nami podąża. - stwierdziła kategorycznie i lekko zadrżała - Zrobimy to razem; potrzebuję każdego możliwego wsparcia, by odesłać go znów do krainy, do której powinien przynależeć...! Musimy się spieszyć… - mówiła nieco chaotycznie i szybko, ale z jej głosu biła determinacja… i pasja.

Oestergaard
nie był szczęśliwy gdy druidka przerwała mu zadumę; siedząc skąpany w promieniach słońca wpadających do wieży łamał sobie głowę nad problemami drużyny i tym jak zabrać się do zadania oczyszczenia splugawionego zdroju. Tym niemniej, po twarzy i zachowaniu półorkini sądząc, sprawa wyglądała na poważną. Czyżby kolejna bieda zwaliła im się na kark? Spróbował uwolnić ramię. Łagodnie.- Co się stało, Kostrzewo? - zapytał ze zmarszczonym czołem - O jakim duchu mówisz i co on zrobił?
- Duchu maga! - druidka spojrzała na Tibora dziwnym wzrokiem, jakby podejrzewała go, że stracił rozum - Shando nie odszedł… do końca. Jest przywiązany do swojego chowańca. Mus go nam odesłać, bo inaczej jego dusza nigdy nie wróci do kręgu życia, a jedynie zasili armię nieumarłych…

Chłopak przyjrzał się Kostrzewie, z mniejszym zdumieniem niż by się mogło wydawać dzięki ostrzeżeniu Mary. Po czym westchnął.
- I tu jest problem. Po pierwsze przez plagę… klątwę, efekt rytuału, nazwij to jak chcesz... nie wiem co tak naprawdę się stanie jeśli spróbowałbym odesłać duszę Shando - zaczął tłumaczyć, mając nadzieję że druidka okaże nieco cierpliwości. - Dokąd jego dusza by trafiła. Drugie, to to że jeśli - oby - źródło uda nam się oczyścić, jeśli jest cień prawdy w tym o czym Arna była przekonana… cóż, być może udałoby się przywrócić Shando do życia. Po to przyciągnęliśmy jego ciało, prawda? Jeżeli jego dusza jest w pobliżu, być może łatwiej uda nam się ją przywrócić do świata żywych niż próbując wezwać ją z planu na który by trafiła…
- Trafi gdzie powinna. Na pewno nie może zostać tutaj. NAWET jeśli uda się *tobie* oczyścić źródło, to na pewno nie użyjemy go do wskrzeszania… kogokolwiek - w oczach Kostrzewy zapalił się gniewny błysk - To miejsce nigdy do tego nie służyło i nie będzie służyć. Nie słyszałeś, co mówiła Arna? To nie są sprawy, których powinni podejmować się śmiertelni… - fuknęła - Chyba że *twój* bóg mówi inaczej. Choć wątpię - przymrużyła oczy - Mogę też zawsze zabić chowańca, skoro nie możesz pomóc. To rozwiążę sprawę… szybciej. Tego chcesz? - spytała chłodno.
Oestergaard odruchowo opuścił dłoń na rękojeść buzdyganu. Po czym cofnął ją, biorąc w karby nagłą falę gniewu.
- Tak jak powiedziałem, przywlekliśmy tutaj ciało Shando w konkretnym celu. Jeżeli pamięć cię zawodzi, przypomnę że podróżował z nami od samego Ybn, dzieląc te same trudy i niebezpieczeństwa co my. Lojalnie. - powiedział spokojnie. - Możliwe że zabijając jego chowańca odeślesz też i duszę. Skąd wiesz dokąd trafi? Czy nie wzmocni jedynie tego czy tych którzy rozpętali to wszystko, co jest powodem dla którego tutaj jesteśmy? A jeśli Shando, to dlaczego nie Ofala i Arna? Jeżeli źródło posiada uzdrawiającą moc, moglibyśmy przywrócić Hebdzie córki, a nam towarzysza. Arna ma dużą wiedzę, większą, przyznaję, niż ja, ale nawet ona nie wie wszystkiego. Czy masz pewność że wzbraniając się przed próbą przywrócenia ich do życia dobrze robisz?
Odetchnął.
- To jeszcze nie koniec. Będziemy potrzebować każdego możliwego wsparcia, w tym i Shando. A to że był naszym towarzyszem uprawnia go do lojalności z naszej strony.
- Jesteś głupcem, Tiborze -druidka wstała i odeszła kilka kroków od kapłana, zbliżając się do schodów - Mówisz, by przekonać siebie. Zapatrzyłeś się na wstające z ziemi trupy i uznałeś, że też masz prawo tak robić, tylko będziesz lepszy niż Kor, bo będziesz wybierał dobrze, według sumienia i sprawiedliwego osądu - prychnęła - Chcesz zabawiać się w boga. Chcesz pogwałcić prawa natury, które są starsze od tego świata, bogów i magii. Śmierć jest darem i zwykłą koleją rzeczy; nikt nie ma prawa ingerować w ten odwieczny cykl. Niezależnie od słuszności swoich racji. - wyciągnęła palec w kierunku kapłana - Nie wiesz nawet, jak bliski był mi ten przeklęty mag, chłopcze. Oddałabym wiele, by znów był tu z nami. Ale są granice, których nie wolno przekraczać. Obydwoje dobrze o tym wiemy. Myślałam, że rozumiesz, kiedy należy oddzielić serce od tego, co jest słuszne i w zgodzie z harmonią. Ale zatruła cię ta sama trucizna co maga i Marę… Obietnica mocy i potęgi, nowych możliwości. Miałam o Tobie lepsze zdanie - zacisnęła szczęki - Zrobię więc to, co jest potrzebne. Za ciebie i za was, bo jak widać jesteś wszyscy zbyt słabi, by uporać się z konsekwencjami swoich działań… - wsadziła dłoń pod szatę, ostrożnie szukając chłodnych łusek gada.
- Dziękuję, Kostrzewo, że wiesz lepiej ode mnie o czym myślę - Zwiastun Świtupowiedział spokojnie za kobietą. - Co mną powoduje, na co się zapatrzyłem i kim chcę być. Nie wiem czy wiesz iż kapłani Pana Poranka nie są wskrzeszani; ale ma to miejsce w takich czasach gdy wiadomo że dusza ma prawo trafić przed oblicze bogów by ci rozważyli jej uczynki. Dziś, nie wiem czy jakakolwiek dusza jest bezpieczna, dokąd może trafić i do czego posłużyć. Może czynię źle; ja nie mam twojej niezbitej pewności że zawsze i wszędzie postępuję właściwie, według dogmatów. Wierzę w to że mój bóg daje mi możliwość wyboru, posłużenia się własnym osądem. I on mnie oceni. Powiedziałem ci wcześniej że za późno na dąsy, że mogłaś zostać w Keldabe jeśli nie pasowało ci nasze towarzystwo, dowiedziałaś się już że decyzje podejmujemy wspólnie. Powiedziałaś że wiesz jak oczyścić źródło - tak, czy teraz druidzki kodeks zabrania ci o tym powiedzieć?
- Gdybyśmy wspólnie chcieli pohańbić twoją kobietę, też byś radośnie przyklasnął? Są sprawy, na które nie wolno się zgadzać! - Kostrzewa zrobiła jeszcze kilka kroków w tył, tak że od chłopaka dzieliło ją całe pomieszczenie. Schowane pod szatą palce stanowczo chwyciły rozespanego węża tuż za głową - Ktoś musi was pilnować, byście nie czynili więcej szkody, niż pożytku. Pomogę oczyścić wodę; skoro jednak nie jesteś w stanie odżegnać się od pokusy użycia jej do złych celów, pozwól, że uwolnię cię od niej ja! - wyciągnęła zza pazuchy węża i przełknęła ślinę
Tibor potrząsnął ze zdumieniem głową, słysząc “argumenty” Kostrzewy.
- To źródło, tam, miało podobno uzdrawiającą moc, prawda? Jakim sposobem jego użycie… - zaczął i zamarł na widok tego co druidka czyni. - Stój! - Sięgnął po buzdygan i skoczył do przodu, ale było już za późno.
- Wybacz Shando. Wybacz, Kaszmir… Ko...am...cię.. - szepnęła Kostrzewa ledwo dosłyszalnie… i ukręciła kobrze głowę szybkim ruchem. Jej ręce opadły, a plecy zgarbiły się, jakby druidce przybyło nagle lat. Z oczu kobiety popłynęły łzy, najpierw pojedynczo, a potem szerokim strumieniem. Kostrzewa zatoczyła się jak pijana, zrobiła kilka kroków, a potem bezładnie zwaliła się na brudną ziemię, kuląc się jak małe dziecko, wciąż ze zwłokami gada w rękach. Z jej piersi wydobył się głęboki, jękliwy szloch, a przez wtuloną w kolana głowę i ramiona raz za razem przechodziły bolesne dreszcze.

Przyglądający się rozmowie i nieoczekiwanej egzekucji kobry Shando poczuł, jakby ktoś wyrywał mu serce - mimo że już takowego nie posiadał. Wrzasnął zwijając się z bólu, po czym poczuł się… wolny. Odcięty od ostatniego skrawka człowieczeństwa, który trzymał go na Planie Materialnym. Odrzucił głowę do tyłu i wrzasnął, ale tym razem był to krzyk przepełniony wszystkimi emocjami, których nie okazywał (i nierzadko nie pozwalał sobie) w doczesnym życiu. Jego umysł ponownie wypełniła pieśń umarłych - ale tym razem to Wishmaker nadawał jej ton.


 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 12-01-2015 o 22:04.
Sayane jest offline