Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2015, 21:54   #105
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Ocero westchnął. Nieczęsto przybywał do tego miejsca. Nie sądził nigdy, aby tu był w stanie cokolwiek zrobić. Delikatnie ujął dłoń kobiety i odsunął od siebie. Powinien ją zająć zanim przyjdzie ktoś z personelu.
- Czyje?
- Tych, którzy widzą. - szepnęła kobieta. - Bo kogo innego? Bez sensu byłoby tym, którzy ich nie używają.
- Faktycznie, głupie pytanie. Dobrze, zajmę się tym jak tylko porozmawiam z kimś.
- Z kim? - naciskała kobieta. - Czy ma oczy?
- Miał, ale go najwyraźniej zawiodły.
- Czy ją znam? Czy ją znam? Znam? - kobieta zapętliła się we własnych słowach. - Jak na osobę się woła?
- Tarnius.
- Taaak, biedny, ślepy kapłan Selune. Ślepy jak jego bogini. Tak, tak. - spojrzała podejrzliwie na Ocero. - A ty? Jesteś ślepy?
- O tak, od urodzenia. - Głupio byłoby teraz zacząć się rozglądać, ale zastanawiało go czy nikt się tą kobietą nie zajmie… i czemu ona nie jest we własnym wygodnym pokoju bez klamek?
Kątem oka zobaczył, że Aeron najwyraźniej ruszył w poszukiwaniu kogoś, kto byłby w stanie zrobić coś z tą kobietą.
- A Tarnius....Nie wpuszczą cię do niego, o nie. On oślepł na umyśle, a zawsze był ślepym kapłanem. Dlatego jest bezpieczny.
- Tu się zgodzę… co do tego czy mnie nie wpuszczą. Zobaczymy, znam go i mam do niego kilka pytań. Najwyżej się przekonam, czy strażnicy nie używają oczu…
Nagle kobieta zrobiła się nerwowa i zaczyła rozglądać się po korytarzu.
- Nie, nie mogą wiedzieć. Nie mogą… - złapała Ocero za dłoń i wcisnęła mu w nią pomiętą kartkę papieru, po czym rzuciła się pędem przed siebie prawie wpadając na Aerona prowadzącego jedną z osób z personelu, która ją przechwyciła.
- Żyjesz? - zapytał Aeron podchodząc.
- O ta.. chodź tu, muszę wydrapać ci oczy. - kaplan westchnął i spojrzał na kartkę, którą wcisnęła mu kobieta.
Kartka sama w sobie nie miała nic zadziwiającego, ale to, co było na niej… To inna sprawa. Na pierwszy rzut oka zawierała nieskładne znaki, wtwory chorego umysłu, ale jeżeli przyjrzeć się jej bliżej okazywało się, iż ułożone one były w jakimś dziwnym porządku. Symbole, znaki, powtarzały się co jakiś czas, ale Ocero nie mógł określić co to oznacza.
- Liścik miłosny? - wyszczerzył się Aeron.
- Nie, prośba o ogłuszenie cię i zostawienie w pokoju 24… bez spodni. Znalazłeś jeszcze kogoś z obłsugi? Słyszałem, że mogą być kłopoty z wpuszczeniem do Tarniusa.
- Tak, chodź za mną.
Aeron poprowadził Ocero korytarzem, który szybko przestał być tak pusty jak się wydawało. Krążyli odpowiedzialni za rezydentów, a regularnie ustawieni byli strażnicy. W końcu zobaczył jedną z osób, która mogła go poprowadzić dalej, jako że nie była zajęta.
Selunita podszedł do kobiety i skłonił sie delikatnie.
- Witam, jestem Ocero, kapłan Selune chciałem porozmawia...
- Bogowie wciąż czuwają! - ucieszyła się kobieta i skinęła głową kapłanowi. - On wciąż o tobie mówi. Nie chce jeść, nie chce pić, tylko mówi o tym, żeby przyszedł jego syn.
- Syn? Huh, nazywał mnie wieloma rzeczami przez całe moje życie. Syn nie było jednym z nich. Więc gdzie go znajdę?
- Proszę za mną. - ruszyła sobie tylko znaną drogą, ale nagle się zatrzymała i spojrzała na Aerona. - Ale nie możemy wpuścić nikogo więcej.
Aeron jedynie wzruszył ramionami.
- Mój giermek zostanie tu. Giermku nie ruszaj się.
- Zostanę przy jego celi. - warknął poirytowany Aeron.
- Dobrze. - zgodziła się kobieta i ruszyła przed siebie. Na jej szyi błysnął niewielki symbol Selune.
Kobieta zaprowadziła ich do sekcji z “pokojami” dla rezydentów. Było tu ponuro i chłodno, jako że znajdowali się pod ziemią, a całość prezentowała się montononnie. Drzwi posiadały niewielkie okratowane okienka. W końcu zatrzymali się przy jednych z nich i kobieta wprowadziła do środka Ocero pozostawiając Aerona na zewnątrz obok strażnika.
W środku było… jak w celi więziennej, tylko z pewną ilością wygód. Na łóżku siedział Tarnius, wyczerpany i blady, cień człowieka, którego pamiętał Ocero. Uniósł wzrok na wchodzących, a zobaczywszy kapłana wyciągnął do niego ręce.
Ocero spokojnie ujął dłonie kapłana.
- Coś ty najlepszego zrobił ty stary idioto?
- Zostaliśmy zdradzeni, synu…
- Wiesz.. mógłbym w tej chwili starać się ci przypomnieć, że to ty zniszczyłeś naszą świątynię, ale coś mi mówi, że sprawa wygląda inaczej. Więc co masz na myśli…
- Po tylu latach, po tylu nadziejach i wierze… ZOSTALIŚMY ZDRADZENI!
- O słodcy bogowie… Ty też!? Naprawdę? Bogowie zaczęli milczeć i zachwiała się cała twoja wiara?
- Wykorzystała nas, wprowadza swój plan w życie, chce naszych żyć, naszej energii! - złapał Ocero silniej za dłonie. - Synu… Ucieknij, póki nie jest za późno.
- Tarnius. Spójrz na mnie. - upewnił się, że kapłan będzie dokładnie skupiony na jego słowach - Nie wierzę, że oszalałeś. Po prostu sądzę, że albo wreszcie mam dowód na twoją skrajną głupotę, albo wiek już naprawdę wpłynął na twoje postrzeganie rzeczywistości. Kto na wszystko co słodkie i puchate ci nagadał takich głupot?
- Ci, co PRAWDZIWIE widzą! Oni wiedzą, wszystko wiedzą, przygotowują się. To nie jest czas prób, ale czas wojny. Między nami a fałszywymi!
- “Fałszywimi…”?
- Istotami, które omotły nas, że są naszymi bogami.
Ocero krzyknął… wewnętrznie. Rozmasował palcami skronie i spojrzał na swego mistrza.
- To jest prawdziwy test mojej wiary. Ile głupoty jestem wstanie usłyszeć zanim kogoś skrzywdzę. Dobrze, kim są ci co “Prawdziwie” widzą i czemu to Sharyci?
- To nie Sharyci! - uniósł głos Tarnius. - To grupa ludzi myślących podobnie, niekoniecznie kapłanów, też świeckich, którzy w tym chaosie widzą tak, jak i ja.
- Podobnie co ty… trzeba będzie otworzyć drugą klinikę… No dobrze. Więc jeżeli właściwie to rozumiem. Ci “Prawdziwie Widzący” skontaktowali się z tobą, opowiedzieli ci, że bogowie toczą wojnę ze śmietelnymi, przedstawiając silne dowody jak sądzę i ty, aby zaszkodzić w jakiś sposob Selune, zniszczyłeś jedną z jej mniejszych świątyń?
- Próbowałem pomóc jednemu z nich, nawrócić! Przyszedł do świątyni płacząc i szukając pocieszenia. Próbowałem, próbowałem, ale jego słowa… Jego słowa…
- Trafiły na kogoś kto sam zwątpił. - Ocero wiedział, że to co zaraz powie będzię bolesne, ale musi w jakiś sposób przemówić swojemu mistrzowi do rozumu. - Tarnius spójrz na siebie, jesteś wrakiem osoby, która nauczyła mnie jak żyć w tym świecie. Przez całą moją młodość uważałem cię za największe zło, bo najrygorytyczniej przyjmowałeś nauki i praktyki Selune. A teraz? Bogowie zamilkli, ty przestałeś czuć jej obecność i zwątpiłeś w słuszność swej kariery. No to gratulacje, byłeś beznadziejnym nauczycielem, ale najwyraźniej genialnym uczniem bo wyciągnąłem z tego wszystkiego inną lekcję. Teraz jest czas, aby silniej trzymać się wiary i tego co bogowie sobą reprezentują. Ty w chwili zwątpienia nie tylko straciłeś miłość swej bogini, ale też byłes wstanie uwierzyć PIERWSZEMU pieniaczowi zagłady jakiego spotkałeś, że bogowie chcą naszej zguby. Nie wiem ile tu jesteś, ale powiem ci jedno. O czymś takim byłoby głośno na mieście. Na pewno byśmy słyszeli, że Bhaal czy Bane zjedli wszystkich swoich wyznaców. Wiesz co ja usłyszałem? Że Eilistraee byczy się toples na Promenadzie w Skullporcie.
W tym momencie po policzkach starego kapłana popłynęły łzy, a on wydukał:
- Nie wszyscy.. Chcą zagłady… A ty… Gdybyś usłyszał te słowa… Te słowa… Nie oparłbyś się. One… Wrosły w duszę.
Ocero pokręcił głową.
- Nikt nie ma, aż tak silnych zdolności przekonywania. A na pewno nie jakiś obszczymur, którzy przyszedł do świątyni sie wypłakać, że mu źle, że nie czuje bogów. Tarnius skorzystaj z tej swojej starej głowy i pomysl na chwilę. Przyjąłeś “złamanego” człowieka, który “potrzebował pomocy”, a tu się okazuje, że jest członkiem organizacji, która gotuje się na wojnę z bogami. Powiedz mi, czy to chociaż odrobinę nie wygląda podejrzanie?
- Może… Może… Ale… te słowa.... Słowa tak silne… Tak prawdziwe…
- Nie winie cię. Wykorzystał magię, czy inne sztuczki, aby wpłynąć na twój umysł. Nie istnieją słowa “tak silne” czy “tak prawdziwe”. Słowa to tylko powietrze, a powietrze jest ulotne. Czyny, działania to ma siłę, to jest prawdziwe. I co było twoim czynem? Zniszczyłeś miejsce, które było twoim domem. NASZYM domem.
- NIE ROZUMIESZ! - krzyknął mężczyzna wstając. - To były SŁOWA. JEGO słowa!
- A kim on niby kurwa jest, żeby te jego SŁOWA były o tyle silniejsze od moich!? Twierdzisz, że jestem twoim synem więc posłuchaj co ci mówię. Wykorzystał cię, masz rację on i jego banda widzą coś w tym chaosie. Widzą okazję. Nie wiem co chcą osiągnąć, ale najwyraźniej przeszkadza im to co kapłani robią, kiedy ludzie ich potrzebują.
Kapłan opadł na łóżko pochlipując.
Ocero usiadł przy Tarniusie i przytulił starca do siebie.
- Przepraszam. - poczekał, aż mężczyzna się uspokoi - Pamiętasz jak ci opowiadałem, o moim spotkaniu z Selune?
- Tak…
- Uwierz mi moment kiedy poczułem jej brak, był najgorszą chwilą w moim życiu. Przepełniło mnie tyle pytań, tyle emocji. I gdyby nie jeden głupi, arogancki, pompatyczny elf, pewnie zatraciłbym się podobnie jak ty. - pogłaskał spokojnie włosy Tarniusa - Odpocznij, zjedz coś, proszę. I zdrowiej. Bogowie nie opuścili nas. Nie chcą też naszej zguby… no, na pewno nie ci, których dogmat nie zakładał tego. Dowiem się co się stało i dowiem się o co chodzi tym Prawdziwie Widzącym. Potem, wydrapię im oczy… - Ocero uśmiechnął się delikatnie do kapłana - Odpocznij. Ta pani przyniesie ci posiłek. - młody Selunita spojrzał na medalion swego mistra, westchnął kiedy zobaczył, że jest przepołowiony. Zdjął z szyji swój i wręczył go w dłoń Tarniusa. - Potrzebujesz go w chwili obecnej bardziej niż ja.
Tarnius pochwycił symbol i położył go sobie na kolanach. Pokiwał głową w ciszy.
Ocero ruszył w stronę drzwi, zwrócił się jeszcze do kobiety. - Porozmawiajmy chwilę na zewnątrz.
Kobieta wyszła za Ocero i spojrzała zmartwiona na niego.
- Jak słyszałam było bardzo ciężko.
- Chyba trochę mu przemówiłem do rozumu. Proszę przynieśc mu coś lekkiego do zjedzenia. Mam pytanie o Prawdziwie Widzących. Już drugi raz o nich słyszę w tym przybytku. Czy wiecie coś o nich?
Kobieta pokręciła głową.
- Od Tarniusa pierwszy raz o tym słyszę, jako że nie chciał wcześniej mówić. A od kogo to jeszcze słyszałeś?
- Jedna z waszych rezydentek zatrzymała mnie jak wchodziłem. Mówiła, żebym “wydrapał im oczy”. Zastanawiałem się czy ktoś jeszcze o tym mówił.
- Faktycznie, ona mówi takie rzeczy, ale nic nigdy o tych “Prawdziwie Widzących” nam nie wspominała. Nikogo innego też nie kojarzę.
- Posłuchajcie ich więc, obawiam się, że macie tu więc skrzywdzonych duszyczek niż można się spodziewać. Zajmę się tą sprawą i proszę siostro, zaopiekuj się nimi. W czasach, które nastały wiara to wszystko co nam zostało. Kapłani nie mogą okazać słabości.
- To zrozumiałe. - zgodziła się kapłanka i rozejrzała. - Ale chyba nie ma tu twojego znajomego.
- Co? - Ocero się rozejrzał - O na litość bogów. Przysięgam, jeżeli dostał kolejnej wizji i zamknęli go w którymś pokoju, to go tu zostawie…
Stojący obok strażnik zwrócił się do Ocero.
- Mówisz o rudym dzieciaku?
- Proszę powiedz mi, że nie zaczął gadać jakiś głupot…
- Prosił tylko, abym przekazał, że wróci sam do karczmy gdzieś wieczorem.
- Cholerny, niecierpliwy mieszaniec… No dobrze. Dziękuję, że zajmujecie się Tarniusem. - skłonił się kapłance i straznikowi i opuścił przybytek. Postanowił wrócić do karczmy, ale najpierw jeszcze zahaczyć o swiątynię. Potrzebował nowego symbolu.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline