Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2015, 01:24   #588
PanDwarf
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan zbudził się jako pierwszy, przetarł oczy i ziewnął przeciągle. Rozejrzał się po towarzyszach od których dochodziły rytmiczne odgłosy chrapania, świszczenia. Spali jeszcze twardo.

Sprawdził jak tam szczęka się goi dotykając jej lekko i poruszając, bo szczerze wkurwiało go, że gadał jak jakiś niedorozwinięty ogr. Jak brać takiego krasnoluda na poważnie, który sepleni... aż wstyd coś rzec. Dobrze że towarzysze mieli na tyle taktu że nie zrywali boków podczas tego jak coś mówił.

Uniósł się i oparł plecami o zimną skalną ścianę jeszcze lekko zaspany. Wyjął fajkę niespiesznie po czym nabił ją tytoniem, rozpalił i zaciągnął się lekko po chwili wypuszczając serie kółek z dymu.


Chwilę ciszy i spokoju przerwał odgłos wydobywający się z miejsca gdzie spoczywał Thorin ciężko chrapiąc

Prrrrrrrtiiiiiiiisrrruuuuuuuuuufruuuuufruutiiiiprr rrffffff…….prrryk…pRYk !!!

Niezrażony tym krasnolud dalej pykał fajkę z lekkim uśmiechem na ustach był to solidny, gęsty i najprawdopodobniej z kleksem wyziew z dupy zwany też potocznie pierdem.
Jak widać było po Dirku, który leżał nieopodal znacznej mocy gdyż krasnolud skrzywił się i zaczął wiercić na posłaniu. Jak widać szczurki nawet po śmierci miały dokazywać naszej kompani.

Spoglądając na cierpiącego przez sen Dirka nieprzerwanie krasnoluda drążyła myśl…

„ Kto toporem wojuje od topora ginie… „ – pomyślał śmiejąc się w duchu

Za to Dorrin był niewzruszony, albo towarzysz stracił węch albo co gorsza uznał że to jakowa perfuma rozeszła się po komnacie.

Po chwili ściana smrodu dopadła Kyana, biedak zbladł ściagnął brwi, a usta wykrzywiły sie w niemej odrazie.Zakasłał nerwowo z wybałuszonymi oczami.

„ O Bogowie ! co za sztynks! Gdzież on się stołuje?! Ja pierdole zgnił od środka!... bleh… mamy nową tajną broń na wrogów naszej rasy…”

Krasnolud wziął swoje manele z prędkością o jaką nigdy nie byłby posądzany i przeniósł się na drugi koniec Sali, gdzie było powietrze którym dało się oddychać. Z oddali usłyszał jakieś przyjemne mruczenie

„ O Matko!... następny perwers.”

Gdy trochę osnowa się rozrzedziła spojrzał ponownie na Thorina Arliksona i zamyślił się. Moc zajęć medycznych jakie ów krasnolud miał ostatnimi czasy nie pozwalał mu nawet spojrzeć na księgę nie mówiąc już o zapisaniu czegokolwiek. Jednak jak każdy z nas miał wiele różnych funkcji by drużyna jak najlepiej funkcjonowała. Tak jak on sam wiedział że dla tej drużyny musi być Łowca, tropicielem, zwiadowcą, kartografem do tego kucharzem jako że jedyny znał się na oprawianiu zwierzyny…
Był Tarczownikiem, który nie jeden mur tarcz już przetrwał. Jednak jego unikalne umiejętności wypierały na drugi plan jego umiejętności bojowe. Mimowolnie naszły go myśli na temat innych członków drużyny.Żaden z nich nie był zbyt wylewny, praktycznie nic o nich nie wiedział. Wiele gadali na tematy obecne, nie wiele o sobie czy przeszłości. Z tego co zauważył mógł jedynie stwierdzić że przed Erganem żadna maszyna nie mogła zbyt długo skrywać swoich tajemnic. Dorrin patrząc na skały czytał z nich ich historię niczym Thorin przewracający karty swej kroniki. Detlef, Roran i Grundi byli wyśmienitymi wojownikami ich batem jak i tarczą na wroga. Do tego Detlef wykazywał talent do dowodzenia. Nie był uparty na tyle by nie wysłuchać racjonalnych propozycji towarzyszy ale wystarczająco stanowczy by ukrócić wszelkie wychodzenie przed szereg.
Galeb był ich młotem kowalskim oraz specjalistą od wszelkiej maści surowców jakie góry mogły dać. Do tego jego pozycja obdarzona była tak wielką estymą że nie jedne szczelnie zawarte drzwi stawały w mig otworem ze słodkim całusem w dupę i zamiataniem brodą po podłodze,
Kyan zbyt mało wiedział o runotwórstwie by mógł sprecyzować co może im to dać jako drużynie. Wiedział że kowale run tworzyli potężne runy które dawały przedmiotom specjalne właściwości oraz słyszał że nauka tego trwa całe życie, a wykuwanie ich ogrom czasu. Traktowani w społeczności jako mędrcy, a czasem i doradcy króli. Wszystko co ich się tyczyło było owiane tajemnicą, zresztą jak wiele spraw jego rasy. Dlatego wraz z upływem wieków coraz więcej tajemnic i wiedzy utracono bezpowrotnie.
Thorgun specjalista od broni zasięgowej waleczny bydlak, nawet z gołymi rękami gotów ukręcić łeb Trollowi. Twardy skurwiel. O Khaidar nie mógł nic powiedzieć, była wycofana, nieobecna szła z drużyną jak zjawa, nie odzywając się do nikogo, robiła jak musiała i siedziała z boku jak nie trzeba było nic robić, dziwna jakaś jak jakiś pustelnik- samotnik człapiący za nami za karę.
Pozostał Dirk alchemik, Kyan aż zadrżał na wspomnienie alchemicznego ognia, wiedza jego była ogromna by tworzyć tak śmiercionośne bomby to było pewne. Był jak obosieczny miecz w sytuacji podbramkowej mógł ich ocalić lub ułatwić sprawę wrogowi. Jednego był pewien, NIKT! nie powinien używać jego zabawek ani tykać jego plecaka oprócz niego samego. Kyan z samej przezorności omijał jego ekwipunek szerokim łukiem.
Tyle krasnolud wywnioskował z obserwacji od kiedy został przydzielony do tej kompani.

Wrócił myślami do otaczającego go świata…

Było tutaj chłodno, jednak nie na tyle by zaczął marznąć. Krasnoludy były dobrze przystosowane do klimatu gór, gdzie chłód był codziennością. Gruba skóra i obfite owłosienie dawały pewne przewagi, gdyż nic nie mogło się równać z zimą w Górach Krańca Świata. Elfiątka czy słabowite człeczyny srałyby nawet lodem, a potem umarły.
Pamiętał jak ojciec opowiadał mu jak na jednej z wypraw, kucharzowi odmarzły i wpadły do zupy palce, a broda łamała się niczym suchary. To jest zima! A nie te jesienne chłodki co mają na nizinach.
Odruchowo mocniej otulił się grubym futrem mimo to że na wspomnienie zbezczeszczonej kapliczki aż kipiał z niego gniew i buchał niczym płomień z Dirkowej bomby.

Jego sam na sam ze sobą przerwały stękania i jęki towarzyszy którzy się właśnie zaczęli budzić...


Detlef wiedział że mimo iż mamy trzy drogi dostępne tak naprawdę mamy jedną jedyną możliwość… na zachód ta która się wznosi i prowadzi do wyjścia. Ognistowłosy krasnolud spokojnie czekał aż drużyna dojdzie do siebie i będą mogli wyruszyć.
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 15-01-2015 o 14:07.
PanDwarf jest offline