Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-01-2015, 17:16   #581
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Przeprawa w lodowatej wodzie wykończyła Dirka. Nie za bardzo pamiętał co się z nim stało, dopiero relacje Thorina pomogły mu dostrzec cały obraz wydarzeń. Dirk otarł się o śmierć z wyziębienia organizmu, teraz po obudzeniu leżał obok ognia i się wygrzewał. Kyan zachęcony zapachem pieczonych szczurów postanowił samemu kilka nałapać. Gdy nadarzyła się okazja spożycia pieczonego szczura chętnie z niej skorzystał. Jednak szczury mogły mieć kontakt ze spaczeniem więc Dirk wolał się upewnić, że nie zostanie zjedzony. Siedząc obok Kyana oprawiającego szczurki Dirk przyglądał się wnętrznością szczurów. Jeśliby były zniekształcone, innej barwy Dirk wywaliłby właściciela tyw wnętrzności aby nie wprowadzić spaczenia do organizmu. I choć szczur to stworzenie odrażające to jest to jednak normalne mięco, co innego wielki szczur zmutowany spaczeniem spożyty przez Ergana.
Poza fizyczną niewydolnością Dirk był gotowy do dalszej drogi, którą dość szybko zarządził Detlef. Mieli się pakować i ruszać na skalną półkę, tam gdzie polazł skaven. Ergan majstrował coś przy maszynerii, a za jakiś czas już ją uruchomił. Thorin zmieniał opatrunki rannym, w tym towarzystwie był także Dirk. Detlef z Grundim, a po chwili także Dorrin, poleźli na półkę. Reszta niespiesznie zbierała się w dalszą drogę. Dirk starał się oszacować możliwie najkrótszą trasę przez lodowata wodę do skalnej półki. Bardzo mu się to nie uśmiechało, tak bardzo, że aż w modlił się do Morgrima aby nie trzeba było tam się przeprawiać, wszystko byle nie wchodzić do tej wody.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 05-01-2015, 20:16   #582
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergan nie przejmował się przeziębieniem, do czasu... Szybko opanowawszy działanie dźwigu ucieszył się i nawet myślał o głębszym zbadaniu machiny kiedy poczuł zapach jedzenia. Szczury, nie szczury, krasnolud nie narzekał. Wrócił do ogniska i poczęstował się szczurami, które podpiekał Grundi. Ergansson nie przejął się skavenami, wręcz przeciwnie. W tym momencie oznaczało to dla niego więcej jedzenia... Niestety rozkazy Detlefa odwiodły krasnoludda od posiłku i musiał chwilę popracować na dźwigu aby Detlef, Grundi i Dorrin mogli przedostać się suchą stopą na półkę skalną gdzie uciekł szczur. Jednak otem nastąpiła chwila wahania. Reszta towarzyszy nie chciała czy tez nie mogła skorzystać z przeprawy dźwigowej a Kyan piekł kolejne szczury. Nie marnując ani chwili rzemieślnik postanowił poczęstować się i tymi szczurami. Ergan usiadł przy ognisku i obgryzał pieczone zdobycze do kości, jeśli dało się je przerzuć to kości też by zjadł. Bez dodatkowych rozkazów krasnolud nie miał zamiaru ruszać się od ciepłego ognia gdzie towarzysze serwowali ciepłe jedzenie... Głowę krasnoluda zaprzątały myśli o złocie. Skoro jest złoty pył to są też gdzieś złote bryłki. Pytanie czy są w jeziorze czy też w okolicznych ścianach. A może gdzieś na dnie ukryte są pokłady złota lub nawet zbiory??

- Zastanawialiście się czy może na dnie jeziora nie ma złoża złota lub nawet ukrytego urobku? To coś tutaj to kopalnia złota. Do tego jakaś tajna. Musi być sporo warta...

Krasnolud oblizał wargi po czym wysmarkał nos..
 
blackswordsman jest offline  
Stary 05-01-2015, 22:09   #583
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Najedzony choć trochę i pokrzepiony ciepłem, odpoczynkiem a i rozmową z kimś kto pojąć mógł jego dłuuugą i specyficzną perspektywę patrzenia na świat podbudowały wątłe siły długobrodego. Tymczasem przerwa dobiegała końca i znów trzeba było ruszać dalej – w coraz to dziwniejszy i bardziej skomplikowany sposób.

Ze słów Thorina wychodziło, że znajdują się w przestrzeni nie oznaczonej jakkolwiek na mapach czy planach – chyba blisko Skaz. Pamiętając ostatnią tamtędy przeprawę mogło to napawać strachem. Ciekawiło Rorana czemu i to miejsce spalarnia i ta przestrzeń – nie były jawnie znane. Rozumiał sens ukrycia kopalni złota, ale wyraźnie też pamiętał z czasów posterunku odkrycia kronikarza – o próbach wydobycia surowców przez mniejsze klany, o zamknięciu ich projektów, o tajemnicach jakie skrywano wokół całej zawalonej twierdzy. Wiedza bolała i niepokoiła, niemal tak bardzo jak spalone ciało.

Powiedziałby coś kompanom, podzielił się przemyśleniami…ale opcji innych nie było. Zostawało liczyć na rozsądek Galeba i Detlefa…że nie wprowadzą ich do wszystkich otchłani piekieł. A jeśli nawet – że stal będzie pod ręką i sił dość na ostatni zryw pomimo wszystkiego. Dalej skazany na innych, zmuszony do oczekiwania na łaskę pomocy, zrezygnowany dał się przemieścić dalej. Żałował. Żałował przybycia do Azul, ale i tego że przyszło mu wieść los tak nędzny. Czekał. Na odmianę losu.
 
vanadu jest offline  
Stary 05-01-2015, 23:35   #584
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Thorvaldsson szedł powoli, uważnie rozglądając się dookoła. Thagorraki byli przebiegłymi przeciwnikami, nadrabiając tym niedostatki siły i wyszkolenia. Nie zamierzał oberwać zatrutym ostrzem w brzuch, ani wpaść w jakąś szczurzą pułapkę. Wszystko jednak wskazywało na to, że samotny skaven stracił bojowego ducha i usiłował zwyczajnie zbiec. W ciemnościach nieznanej Zhufbarczykowi kopalni mogłoby się to udać, jednak uciekiniera zdradzały ślady mokrych łap na deskach, którymi wyłożono podłogę chodnika.

Ciężkie łupnięcie u wylotu korytarza oznajmiało nadchodzące wsparcie w postaci Fulgrimssona. Detlef tylko rzucił spojrzenie za siebie i nie zatrzymując się dłużej kontynuował tropienie przerośniętego gryzonia. Jakiś czas później hałas za plecami towarzyszył lądującemu ciężko Zarkanowi, który najwidoczniej stęsknił się do bitki.

Po jakiś stu pięćdziesięciu krokach dotarł do końca tunelu, a raczej do jego rozwidlenia. Podążył za mokrym śladem w prawo i zatrzymał się w końcu - tunel kończył się wyrobiskiem, natomiast skavena nigdzie nie było! Nie dał za wygraną i po dłuższej chwili udało mu się dostrzec wciśniętego w kąt thagorraki.
- Jest tam. - Powiedział, gdy koło niego stanął Grundi. - Nie daj mu uciec, jakby co. - Dodał, choć była to tylko formalność.

Pewnie chwycił oba toporki i przez chwilę ważył je w dłoni. Dobrze pamiętał zatrutą broń, gaz i inne nieczyste metody walki, jakie stosowali thagorraki. Nie zasługiwali na to, by walczyć z nimi honorowo. Trzeba było ich tępić jak szczury. Jak szkodniki.

Nagle wziął zamach i cisnął jednym w drżącego z zimna szczuroludzia. Ten pisnął, gdy wąskie ostrze toporka zagłębiło się w jego grzbiet. Thorvaldsson podbiegł i mimo zrywu przestraszonego i rannego skavena nie dał mu szans - ostrze drugiego toporka zagłębiło się w szyi gryzonia i przerwało rdzeń kręgowy natychmiastowo gasząc w nim życie. Detlef zabrał swoją broń i wytarł ostrza w łachmany martwego wroga, przy okazji sprawdzając co ma przy sobie. Musieli korzystać ze wszystkiego, co dawało im szansę na wyjście z tych kopalni. Gdy skończył skinął Fulgrimssonowi i zawrócili.

- Sprawdź lewą odnogę korytarza - może coś znajdziesz. Zrób to samo z każdym korytarzem po lewej stronie. Ja sprawdzę te po prawej. Bierzemy wszystko, co może się przydać. Oświetlenie, żywność, cokolwiek - to miejsce wygląda, jakby opuścili je na chwilę i zaraz mieli wrócić. Może nie zabrali wszystkiego. - Zakomunikował. - Wydaje mi się, że tędy nie przejdziemy - thagorraki mają nosa do wszelkich dziur i chyba instynktownie wiedzą, którędy można przejść. Ten dał się zapędzić do rogu - może dlatego, że nie ma stąd wyjścia. Musimy to potwierdzić - do tego czasu wstrzymujemy pozostałych, ale muszą być gotowi na szybką ewakuację z jaskini, jeśli reszta skavenów wróci. - Podzielił się przemyśleniami. - Przekażę Dorrinowi, żeby dał im znać. - Dodał.

Gdy natknął się na wielkoluda ten pokazał mu żółta drobinę. Złoto! Thorvaldssonowi zaświeciły się na chwilę zmęczone trudami przeprawy oczy. Przydałoby się podreperować oddziałowy budżet - zarówno na wypłatę dla tych, którzy przeżyją, jak i na opatrunki i lekarstwa, których już zaczyna brakować. O żywności, bukłakach i oświetleniu nie wspominając. Skoro nie potrafią przewidywać co się przyda podczas takiej wyprawy, to trzeba będzie zadbać o to za nich.
- Daj znać pozostałym... - zaczął, ale zreflektował się po chwili. Przecież Zarkan mógł ledwo szeptać, a o krzyku nie było mowy! Zmęczenie mąciło zmysły i pamięć już chyba szwankowała. - Dobra, ja im powiem. Ty sprawdź korytarze po prawej stronie, szukaj wszystkiego, co może się przydać, szczególnie żywność i oświetlenie. Grundi sprawdza te po lewej. Zbierz grudki złota, jeśli tylko coś znajdziesz. Będą do podziału dla wszystkich. - Przekazał. - Liczę na twoją uczciwość. - Dodał wiedząc, że honor krasnoluda był zwykle niezłomny, to widok złota zawrócić mógł w głowie niejednemu. Wierzył jednak, że Zarkan z jego lekkim podejściem do życia jest ponad takie przyziemne sprawy i nad bogactwo przedkłada dobrą walkę.

Wrócił na skalną półkę. Poinformował resztę o sprawdzaniu tuneli i śmierci skavena. Dał też znać o możliwym eksploatowaniu złóż złota wspominając od razu, że na razie lepiej nie robić sobie nadziei na znalezienie wiadra kruszcu. Ponaglił Thorina, który najwyraźniej zamierzał zrobić sobie piknik, zamiast szykować się do opuszczenia jaskini. Kota nie ma, to myszy harcują - pasowało jak ulał. Skojarzenie przypomniało mu o thagorraki, które gdzieś do góry tylko czekały na odpowiednia chwilę do ataku.

- Thorgun, pilnuj tej kraty! Kyan, dołącz do niego jak tylko skończysz z tymi szczurami! Ergan, dawaj tym dźwigiem! - Zaczął organizować trochę towarzystwo. Czekając na powrót zagryzającego szczurzynę Ergana do sterowni dźwigu zarzucił linę z kotwiczką na stalowe liny wybieraka. Gdy Ergansson podniósł łyżkę do góry napiął swoją linę, owinąwszy ją uprzednio wokół ramienia i odepchnął się z półki zawisając pod wybierakiem. Po chwili wylądował przy samym dźwigu i po opuszczeniu łyżki odczepił linę z kotwiczką.

- Dasz radę otworzyć to przejście? - zapytał Galeba, gdy tylko dowiedział się o jego odkryciu. Jeśli wyrobisko, w którym wydobywano cenny kruszec okaże się ślepym zaułkiem, to będą potrzebowali innej drogi - może właśnie tej, która dotąd pozostawała ukryta przed wrogiem? Mieliby pewność, że przed nimi nie ma skavenów. Byłoby nieźle, ale nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu.

- Będziesz miał tyle czasu ile trzeba i ile dadzą nam przeklęte szczury. Szukamy przejścia przez wyrobisko - poza tym pozostaje nam jedna, czy dwie inne możliwości. Ukryte przez runotwórców przejście dałoby nam chwilę wytchnienia. Jeśli dalibyśmy radę je zamknąć za sobą, to mielibyśmy chwilę wytchnienia od pogoni. Zrób, co w twojej mocy.

Prawda była taka, że jeśli runiarz nie zdoła otworzyć przejścia i nie znajdą drogi przez wyrobisko, to pozostawał im jedynie tunel, w którym urządzono latrynę albo będą musieli wymyśleć sposób na przeprawę podziemną rzeką. Ta niemal pozbawiła życia dwóch z nich, więc była to tylko ostateczność. Czas pokaże.

Wraz z Khaidar przywiesił pod wybierakiem ławę służącą za nosze dla Rorana. Długość lin była wystarczająca, by przyciągnąć ławę do skalnej półki, opuszczając przy tym łyżkę. Kolejna lina miała pozwolić na przyciągnięcie ławy do półki tak, by pasażerowie mogli z niej zejść na półkę. Przeprawa nie musiała być tak ciężka, jak przewidywał Thorin. Ot, przejście z platformy dźwigu na ławę i zejście na półkę. Ronagaldsona nawet na leżąco da się przetransportować.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 06-01-2015, 09:42   #585
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Prawdziwa łaska przodków. - Stwierdził uradowany Thorin usłyszawszy okrzyk Galeba. Do kamratów gromadzących się przy ognisku , grzejących się i zajadających szczury rzekł - Nie wyobrażam sobie przeprawy z rannymi tam na górę, myślicie że to korytarz do Skaz? Zapiski górnicze wspominały o opuszczonej twierdzy i wyglądało na to że tam wciąż jakieś prace są prowadzone, być może właśnie tędy tam się przedostawali. Zresztą, będziemy wiedzieć jak sprawdzimy, co by nie było to póki co najlepsze wyjście jakim dysponujemy. - zauważył. Zamierzał podzielić się swoją refleksją z Galebem gdy tylko ten powróci.

Grzejąc się wciąż przy ognisku, owinięty kocem, popijał kolejną już wzmocnioną herbatkę i zerkał w górę co jakiś czas oczekując na kolejne desanty szczurów. Widząc że towarzysze zajadają się pieczonym, sam nabrał ochoty na jedzenie. Zwyczajnie burczało mu w brzuchu i mimo że sam do tej pory nie jadł nigdy szczura, to widział jak robili to inni, zwłaszcza biedota. Zresztą na wojnie , zwłaszcza takiej która toczyła się przez oblężenie i głodzenie obrońców, zwierzęta pierwsze szły na rzeź. Kuce, psy, koty, z czasem także szczury. Nikt nie przejmował się tym co je, dopóki syciło to jego żołądek. Daleko zresztą nie trzeba było szukać, nie dalej jak kilka dni temu mieli już do czynienia z wygłodniałymi ludźmi , słaniającymi się na nogach. Taki stan w obecnej podróży i przy obecnym poziomie rannych wróżył śmierć. Thorin nie mógł sobie pozwolić na znaczne osłabienie, wystarczało iż rozkładała go już choroba.

- Nie jedzcie zbyt łapczywie. Ostatnie dni pościliśmy i żołądki mogą niezbyt sobie radzić z nadmiarem pożywienia. Lepiej rozłożyć to jedzenie w czasie niż napchać się do syta a potem cierpieć i skręcać się z bólu.

Z pewna niechęcią, ale bez obrzydzenia, sięgnął też po smażonego szczura. Na szczęście specjalista od skavenów - Dirk , uprzednio przejrzał "zdobycze" Kyana i można było założyć, że posiłek będzie względnie zdrowy.

- Warto by było upolować nieco więcej i zrobić z nich jakiś zapas prowiantu - stwierdził bez ogródek do towarzyszy, sam zamierzając pomóc w polowaniu czy to naganiając szczury czy też zwyczajnie do nich strzelając z skaveńskiej kuszy którą mógłby na ten czas wypożyczyć.

- Czeka nas jeszcze kawał drogi, a na zewnątrz niemal na pewno na żadna zwierzynę nie natrafimy. Przy oblężeniu cała zwierzyna albo ucieka albo zostaje złapana, minie wiele dni nim natrafimy na coś zdatnego do jedzenia. Nie licząc strawy elfów czyli korzonków , kory i innego zielska, ale nawet i o to będzie ciężko, w końcu mamy zimę. - stwierdził ponuro, wiedząc, ze szczury którymi tu dysponowali w nadmiarze, były zrządzeniem losu i że nie minie wiele czasu nim zaczną o nich wspominać, zwłaszcza jeśli nie zrobią zapasu na drogę.

Droga o której wspominał Galeb zdawała się być odpowiedzią na modły do Valaya , Thorin przy tej alternatywie ani myślał narażać siebie i rannych na niebezpieczne przeprawy na urwisko. Zadanie było zbyt karkołomne, zwłaszcza wobec wizji kolejnej lodowatej kąpieli i braku solidnego ogniska na górze. Najgorsze jednak miały być stałe rany których niechybnie nabawiliby się ci którym bandaże wlazły w skórę i trzeba by je było zrywać wraz s skórą, by mogli jakoś operować dłońmi. Zresztą nawet bez bandaży ich sprawność pozostawiałaby wiele do życzenia a szansa na upadek z wysokości zbyt wielka. To już nie było spuszczanie w dół rannych na prowizorycznych noszach z drzwi. To była czysta wspinaczka. Nawet wciąganie rannych do góry nie było takie proste jakby się mogło wydawać. Nie przy obecnym stanie drużyny.
 
Eliasz jest offline  
Stary 06-01-2015, 22:33   #586
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Znalalazłem ukryte drzwi! - z korytarzyka prowadzącego ku górze rozległ się krzyk Galeba - Skryte przejście! Tajemne!
Odnalazło się wyjście z patowej sytuacji. Kiedy trójka wojaków przebyła jezioro i przeskoczyła na półkę skalną, Galeb oznalazł coś co mogło zaprowadzić śmiałków ku wolności… ale też i ściągnąć na nich zagładę lub na to miejsce. Runa Ukrycia nie bez powodu znajdowała się na tym ukrytym przejściu. Co gorsza Galeb nie miał pojęcia jak mógłby ją zdezaktywować albo przytłumić, aby nie zaniechać jej działania. Gdyby był w stanie to uczynić nie myślałby ani chwili i zbadał co się znajduje za nią. Żwawym jak na runiarza krokiem wrócił do ogniska.
- Są ukryte od zewnątrz drzwi. Po tej stronie jest mechanizm. Jeżeli go znajdziemy, będziemy mogli je otworzyć i zobaczyć co jest za nimi. Niestety zerwie to runę ukrycia po drugiej stronie, ale… - Galeb trochę zmarkotniał po ostatnim zdaniu, lecz było widać, że czeka na reakcję towarzyszy.
- Nie mamy wielkiego wyboru - stwierdził Thorin. - W normalnych okolicznościach, wiadomym jest że run się nie zrywa i choć mamy w tym już pewna praktykę - w jego głosie wyczuwalna była ironia połączona z dezaprobatą - To obecna potrzeba jest bez porównania większa niż gdyśmy wchodzili do Azul przez zamknięte wrota. Tam zresztą skutki jak wiesz także były nieporównywalne. - powiedział i zadumał się na chwilę. Po chwili jednak kontynuował.

- Nie podoba mi się to za bardzo, tak jak przykładowo kradzież żarcia ze straganu, ale jeśli głodujesz to opory moralne przed kradzieżą zdają się zanikać. Może to nienajlepsze porównanie, ale chyba wszystkim wiadomo o co chodzi. Alternatywą dla tego wyjścia jest karkołomna wspinaczka, ciężkie zranienia a na końcu i tak być może będziemy zmuszeni tu wrócić i otworzyć te drzwi. Lepiej sprawdźmy je teraz, przypuszczam, że prowadzą w stronę twierdzy Skaz, albo co też prawdopodobne w stronę innego bezpośredniego wyjścia z góry. - Thorin w miarę mówienia zastanawiał się , w pewnym momencie na twarzy wykwitł wyraz olśnienia, choć trudny do rozpoznania dla tych którzy nie byli z nim od początku. Spalona twarz skutecznie zniekształcała mimikę. - Taka zachowana w tajemnicy , duża kopalnia , musiała mieć przecież trasę przez którą wyprowadzano kruszec. Gdyby transportowali go stąd bezpośrednio do twierdzy szybko przestałoby to być tajemnicą. Takie porcje ładunku nie mogłyby ciągle przechodzić przez posterunki niezauważone. Tak mi się widzi że do łychy wrzucano większe kawałki skał z kruszcem, łycha je tu zrzucała, przesiewali, wydobywali i transportowali dalej. Z łychy nie da się wysypać wydobytego kruszczca tam na półkę a innych wyjść stąd nie ma, poza tym jednym, ukrytym, zapewne właśnie dlatego że prowadzi ku wyjściu. Dla skavenów wydostać się z góry to nie problem, mają swoje, niezawalone korytarze. Dla orków z zewnątrz także nie jest to już najlepsza trasa do wejścia, nawet gdyby się przedarły przez komin i zastępy skavenów to na koniec i tak mają zasypany tunel, przecież sami wiemy że o cofnięciu się nie ma mowy. Na tą chwilę nie wyrządzimy już większej szkody odkrywając to przejście. - Stwierdził po dłuższym wywodzie Thorin.
Dirk pokiwał potakująco na słowa Thorina. - Zgadzam się z Thorinem. Poza tym ukryte przejście może być skrywane nie tylko przed wrogami. Możliwe, że to co kryje się za tymi wrotami miało być ukryte przed większością mieszkańców Karak Azul. Urgrimson zwrócił swe poparzone lico w stronę Galeba - Galebie jaki byłby koszt nałożenia takiej runy i jak wielu miałoby dostęp do kowala run, zdolnego wykuć taką runę?
Galeb zamyślił się. Pogładził zabandażowaną ręką okrytą płótnem twarz.
- Pełnoprawny kowal albo raczej mistrz. Różnie to bywa, bo z pośród nas niewielu zgłębia tajniki run inżynieryjnych, na wczesnym etapie nauki. Runy takie bowiem są używane głównie na polach bitew, aby wspomóc działanie machin oblężniczych, ale i też czasem w górnictwie. Tak czy tak jeżeli nałożono runę musi być to jaka sprawa królewska, bowiem za złoto i byle obietnice runiarz roboty nie zrobi, a szczególnie takiej gdzie nie wiedziałby po co to i na co.
Widać było Galeb się zafrasował tym wszystkim. Cóż to za sprawa, że i runiarze do niej rękę przyłożyli? Jednak po ciężkim westchnieniu dało się poznać zdanie Galvinsona.
- Tak czy tak macie rację. Cokolwiek się stało, to miejsce zostało przez skaveny odkryte. Co jest po drugiej stronie nie wiadomo, ale może być dla nas ratunek - alternatywa dla jeszcze większego połamania się. - runiarz spojrzał na towarzyszy, a potem zwrócił się w stronę korytarza i znów do kamratów - Będzie potrzebna pochodnia i sprawna para rąk.
Dirk zadumał się ważąc słowa Galeba. - Galebie, a czy kowal run będący w podróży nie wykuł by runy dla przykładowo bogatego kupca, który zaoferowałby za runę pięć set sztuk złota albo i więcej. Czy runiarze mają zakaz w ten sposób zarobkować? Czy też mógłby przykładowy kowal run wykonać takie zlecenie?
- Wątpię. Runy to nie byle co, aby robić je za złoto. Ale Azul nauczyło mnie że czasem nie należy wierzyć regule. Tak czy tak. Spróbujemy znaleźć mechanizm otwierający i na wszelki wypadek spróbuję podtrzymać runę, ale mam wrażenie, że to właz otwierający się tylko raz na zewnątrz.
- Pytałem, ponieważ myślałem o pewnej transakcji z tobą Galebie. Jednak wiem, że nie może być nawet o tym mowy. To jednak wciąż ciekaw jestem jak Runiarze zarabiają na życie? Parając się zbrojmistrzostwem? - Dirk lekko pochylił głowę kłaniając się runiarzowi.
- Sto dwadzieścia złociszy w tydzień. Tyle wyciągnęliśmy z Roranem z kucia broni zaraz po tym jak wróciliśmy ze zwiadu w Izor. - Galeb strzepał obandażowaną dłonią niewidzialne pyłki z rękawa kurtki - Potem właściciel kuźni połapał się ile zarabiamy i podniósł czynsz tak że ledwie byśmy wychodzili na swoje.
- To na zdziercę jakiegoś natrafiliście. Ale jest to lekcja na przyszłość dla mnie, będę unikał wyjawienia dochodu właścicielowi. - Dirk zabrał się za żeberka szczura, chrupiąc je wraz z kręgosłupem.
Galeb skrzywił się na widok pożeranego szczura, ale burczenie w brzuchu samo powiedziało za się.
- Cholera… gdybym nie był taki głodny.
- Te na tej kupce wyglądają na nie spaczone, więc można je śmiało jeść. To jest zwykłe mięso. Jednak odradzam jedzenia wnętrzności czyli serca, wątroby, nerek. Mogą zawierać śladowe ilości spaczenia. - Dirk palcem wskazał na kilka wypatroszonych szczurów na osobnej kupce - te tu, zaczęły mutować. Mutacja u tych tu szczurów zaczyna się od wnętrzności, a potem dopiero rozchodzi się na całe ciało. Mimo, że nie widać zmian na mięsie to lepiej ich nie jeść.
- Najpierw obowiązek. Potem wyżerka. Gotujcie rzeczy do wymarszu. - zakomenderował Galeb.
Dirk siedząc strzelił obcasami, na znak, że gdyby stał to by zasalutował.
Za dużo czasu tracili na pogaduchach, pomyślał Galeb, zaprowadził więc ochotników do korytarzyka, aby tam poszukać mechanizmu. Ciągle jednak w głowie krążyła mu obawa, że oto tam po drugiej stronie może być jakieś zagrożenie i że jeżeli niefrasobliwie uruchomią mechanizm ściągną sobie na głowę kolejne zagrożenie. W myślach błagał więc Galeb Bogów Przodków, aby odnaleźli jakieś ostrzeżenie, jakąś wskazówkę. Może coś było w dokumentach górniczych które odnaleźli? Może coś pominęli? Wiele wątpliwości było w głowie runiarza, szczególnie teraz, kiedy każdy ruch musieli planować bardzo rozważnie i bardzo dokładnie.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 08-01-2015 o 23:54.
Stalowy jest offline  
Stary 13-01-2015, 06:41   #587
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
13 Vharukaz, czas Azurytu, Anugaz Veaghir 5568 KK
Jaskinia na dnie komina sitowego, obóz przy rozlewisku


Piszczący i zasłaniający się łapami przed ostrzem topora skaven nie robił wrażenia na bezlitosnym krasnoludzie jakim był Detlef, dzięki temu w chwilę po egzekucji khazad przeszukując martwego mógł natrafić na skaveński samopał który kreatura trzymała kurczowo w prawej łapie ze szponem zaciśniętym na spuście, broń nie wypaliła a z jej lufy w wymowny sposób ciekła strużka wody. Na pasie stwór miał zaczepione rzemieniami dwa sztylety o zakrzywionych i ząbkowanych ostrzach, oba osadzone w rękojeściach zrobionych ze strych pożółkłych kości, do tego dwa kawałki szmat które robiły za sakiewki, w jednej z nich były ołowiane kule, sześć sztuk, w drugiej zaś czarna maź która kiedyś pewnie była prochem strzelniczym. W zawszonym odzieniu skavena Detlef odnalazł zawiniątko z brudnego płótna, w jego środku były trzy duże i paskudnie cuchnące grzyby oraz mały kawałek wędzonego mięsiwa, z pewnością zdobycznego. Szczuroczłek miał na nadgarstku kilka rzemieni z drewnianymi zawieszkami w różnych kształtach, nie było to nic dziwnego gdyż każdy kto walczył z tą rasą wiedział już że skaveni lubowali się obwieszać wszelkiej maści amuletami, najczęściej wykonanymi z kości lub drewna. Thorvaldsson odnalazł także zwój sznurka jutowego który skaven miał zatknięty z tyłu za pasem, nie było go więcej jak sześćdziesiąt stóp, poza tym był jeszcze dziwny patyk, nie dłuższy niż pięć cali, wonne drewno naznaczone wieloma znakami wyciętymi w nim nożem… symboli było na nim trzynaście jednak żaden z nich nie był znajomy Detlefowi. Niczego więcej krasnolud nie znalazł przy uśmierconym przez siebie stworzeniu (...)

(...) podwieszenie ławy pod wybierakiem było bardzo dobrym pomysłem gdyż nawet najciężej rannym pozwoliłoby to na dostanie się w tunele kopalniane bez zamoczenia się, Detlef pracował w pocie czoła nad tym do społu z Khaidar i dzięki wspólnej ich pracy już wkrótce pod łyżką koparki zawisła wspomniana ława i choć jak się okazało później nie użyto jej do transportu rannych to do cebrów pełnych złotego kruszcu nadawała się doskonale. W tym czasie Thravarsson, jak zresztą planował, faktycznie zdołał nałapać dziesiątki gryzoni, pierwej szczury bez strachu przed intruzem jakim był Kyan pałaszowały truchła skavenów, jednak bliskość ognia pochodni wzbudziła w nich w końcu lęk ale ten szybko znikał po przekłuciu ich ostrzem sztyletu. Piekąc szczury Kyan zdołał zaspokoić głód towarzyszy, gorzej miała się rzecz by takie jadło zabrać w podróż gdyż kilka dziesiątek małych korpusów wrzuconych do worka, ociekając tłuszczem, zamieniała się w paskudną mieszankę kości i niewielkich ilości mięsa, takie pożywienie bez wędzenia i solenia było zdane na szybkie zepsucie. Tropiciel przygotował jednak taką ilość pieczonych gryzoni że te powinny wystarczyć dla wszystkich na przynajmniej jeszcze jeden dzień podróży. Thorin próbował dopomóc w chwytaniu szkodników ale pomysł z kuszą nie był dobry i szybko oddziałowy medyk zmuszony był pójść za przykładem Kyana co oznaczało zabijanie szczurów sztyletem. Z kuszy trudno było trafić gryzonia jak należy, nawet na takiej masie trupów, większość bełtów lądowała między spalonymi ciałami skavenów i utrudniała odzyskanie pocisków, naciągnie broni trwało długo a nawet gdy Alrikson trafił szczura to niewiele z niego zostawało, ostry grot, gruby promień i wielka siła strzału po prostu rozrywały lub rozcinały małe stworzenie do takiego stopnia że z trafionego nie było co zbierać. W końcu Thorin nauczył się i dopomógł w chwytaniu piszczących tłustych kąsków, a gdy te radośnie skwierczały nad ogniem, swe trzy grosze do sprawy jadła dołożył także Urgrimsson. Wnikliwe obejrzenie wnętrzności przygotowanych do jedzenia szczurów nie przyniosło alchemikowi żadnych niepokojących informacji, wyglądało na to że wszystko jest w porządku, wątroby bez plam, nerki w prawidłowym kolorze, Dirk był pewien że mięso jest w całkowitym porządku. Na te wieści ucieszył się Huran gdyż podchodził on z podejrzliwością do tego pokarmu, ale słysząc przyzwolenie Dirka chwycił pieczonego gryzonia i zatopił w nim zęby z ogromną chciwością.

- Żesz mać! Lepiej by my się nie posrali po nogawicach albo i co gorszego jeszcze. - Skomentował Rorinson po czym złapał za następny kawał pieczystego i wpakował go do ust, po bujnej brodzie pociekł mu tłuszcz i ślina, a jedząc Huran spoglądał na Dirka jakby szukał jakiś znaków które nakazałyby mu wypluć mięsiwo, nic takiego jednak się nie stało więc przeżuwał jadło dalej.

Czas mijał, niebezpieczeństwo narastało, prawie każdy miał jakieś zajęcie i nie inaczej było z Galebem. Runotwórca sprawdził znaki na drzwiach i badał ukryte przejście przez kilka godzin, najgorsze że mógł on właściwie tylko patrzeć ze względu na rany na jego dłoniach, dlatego też praca trwała znacznie dłużej niż można by przypuszczać, jednak były i celne wnioski, runę dało się złamać oczywiście jednak nie ominąć, jeśli drzwi miały stanąć otworem to sposobu nie było by znów je zamaskować. W trakcie oględzin szczytu schodów, ścian i stropu Galeb zauważył że ślady użytkowania wrót wskazują iż otwierano je ostatnio bardzo dawno temu, w końcu też Galvinson odnalazł mechanizm którym można było otworzyć drzwi, nie był jakoś specjalnie ukryty… otwarcie przejścia zaś było to dziecinnie proste, oczywiście jeśli miało się sprawne dłonie. Nim jednak doszło do otwarcia drzwi przez Galeba upłynęła masa czasu którą to inny khazad wykorzystał nie tylko na pracę przy dźwigu, odpoczynek i zajadanie się kyanowymi specjałami, ale przede wszystkim na przeszukiwanie komnaty i wyrobiska w sali, a wszystko w pogoni za złotem. Azulczyk Ergansson jednak się nie mylił co do złota, po przejrzeniu stosów skał, kamiennego stołu oraz dna rozlewiska, oczywiście przy samym brzegu, Ergan mógł pochwalić się sakiewką pełną zanieczyszczonych innymi minerałami samorodków złota, oszacowanie wartości takiej zdobyczy z całą pewnością było trudne jednak nie niemożliwe, ale do tego potrzeba by specjalisty. Gdy jedni odpoczywali, inni jedli, jeszcze inni sprawdzali salę, maszyny, wrota… Grundi i Dorrin penetrowali korytarze których wylot był na skalnej półce. Tuneli były dziesiątki jednak nie były one głębokie, w kilka godzin Dorrin przepatrzył tunele po prawej stronie a Grundi po lewej, spalono przy tym cały zapas oleju w jednej z lamp oraz kilka pochodni, jednak cała sprawa chyba warta była świeczki jak to się zwykło mawiać. Z całą pewnością nie było nigdzie wyjścia z tuneli, były to zwyczajne, dość nowe i płytkie chodniki górnicze skupione wokół drogi do sali z rozlewiskiem. W każdym z korytarzy znaleźć można było taczki, wsporniki stropowe, cebry oraz masę wszelkiej maści narzędzi górniczych, co jednak było najważniejsze to że po kilku godzinach Grundi i Dorrin wrócili do głównej komory z dźwigiem, każdy z nich taszczył cebrzyk wypełniony po brzeg rudą złota, wiadra nie były duże ale za to bardzo ciężkie, do tego złoto nie było czyste z całą pewnością jednak jego wartość była wysoka, choćby ze względu na ilość. Pozostawało ocenić czy ruszać dalej czy być może zostać i kopać dalej w ścianach, z jednej strony złoto z całą pewnością kusiło ale brak jadła oraz wróg na plecach mógł srodze ukarać za chciwość, do tego Dorrin nie miał już sił pracować ze względu na rany a szczególnie na częściowo tylko sprawne ramię, z drugiej strony Grundi nie był tak dobrym górnikiem ale nadrabiał to dobrą kondycją fizyczną… wiele przemawiało za i przeciw, ale wątpliwości rozwiał dowódca oddziału który to nakazał wymarsz. Dobrze się może stało bo gdy grupa szykowała się do drogi Thorgun dostrzegł na kracie, w sklepieniu sali, jak pojawiają się postacie o czerwonych oczach i w ciemnym odzieniu. Z takiej odległości, pod takim kątem i w dodatku za wodną kotarą, tylko Thorgun mógł liczyć na pomyślny strzał do wroga, co prawda Huran także spróbował strzelić z kuszy ale atak z góry skazany był na porażkę. Zły na siebie Huran spojrzał na skaveńską kusze którą niósł i splunął na nią po czym łupna nią o skałę i złamał, wziął zamach i posłał ją w toń rozlewiska. W tym czasie na kracie gromadzili się szczuroludzie i bełty posypały się w dół przez zasłonę wody, szczęściem nie trafiły choć jeden z nich strzaskał się o skałę jedynie o kilka cali od stopy Thorguna. Tułacz zgodnie z planem, przycelował i strzelił, Miruchna ryknęła a kula rozerwała wodny słup, jednak niestety, atak nie był udany pomimo długiego celowania. Gdy tylko ołowiana kula krasnoluda zgrzytnęła o stal kraty, skaveny ponownie szybko się ulotniły i pozostawiły oddział khazadów w spokoju, pytanie tylko na jak długo?!

Wkrótce po tym zajściu tajemne przejście zostało otwarte zgodnie z instrukcjami Galeba choć już nie jego ręką, a że mechanizm był bardzo prosty i wystarczyło pociągnąć za ukryty w skale łańcuch, tak też w kilka chwil ściana ruszyła się i ukazała co było po jej drugiej stronie. Rzecz jasna ruchomą ścianę trzeba było wypchnąć siłą mięśni i choć trudne to wcale nie było to kto liczył na zmyślny mechanizm w pełni zautomatyzowany ten się niestety przeliczył. Po przejściu przez wrota widać było jak z pęknięć między ościeżnicą a wrotami odpadł kamuflowany gips, oczywiście ścianę dało się zasunąć na powrót ale widać było jak na dłoni że jest tam przejście. Galeb dostrzegł nad przejściem symbol mocy którego energia zanikała bardzo szybko, na krótką chwilę znak rozświetlił się złotem po czym zgasł i wypalił na skale swe linie, nikt poza runotwórcą tego jednak nie widział. Po drugiej stronie przejścia nie było sali czy korytarza, było za to naturalne pęknięcie w skale, bardzo wąskie acz wysokie i co ważne prowadziło w lewo, by nim iść trzeba było wciągnąć brzuszysko i postępować bokiem lewą nogą i dociągać prawą… tak też ów dziwna droga ciągnęła się jakieś pół mili, na końcu zaś khazadzi znaleźli skalny czop w podłodze. Dalsza droga szczeliną nie była możliwa gdyż ta zwyczajnie schodziła się ze sobą i zamieniła w litą skałę, zatem czop w podłodze był jedyną drogą, wyglądał niczym metalowa pokrywa którą w wielkich miastach zakrywało się zejścia do kanałów z tym że ten oczywiście był kamienny, były w nim osadzone dwa pręty żelazne wygięte w podkowy i wbite w czterech punktach, przez nie przechodziła metalowa rura którą z pewnością wykorzystywano jako uchwyt służący do podniesienia czopa, całość wyglądała niczym gigantyczny korek do wanny. Dwie rzeczy były pewne, po pierwsze ni cholery nie było wiadomo co jest pod czopem, nic nie było słychać ni czuć, po drugie zaś, kamienna śluza ważyć musiała ze czterysta funtów a to oznaczało że raz otworzona nie mogła być zamknięta z drugiej strony, zwyczajnie ktoś musiałby zostać w tym miejscu by zasunąć właz. Tak czy siak czop uniesiono a pod nim była tylko czerń i cisza przerywana jedynie ciężkimi oddechami członków oddziału Detlefa. W tę mroczną studnię rzucono pochodnie ale ta leciała tylko chwilę, okazało się że piętnaście stóp poniżej jest podłoga, wyglądało to na jakąś wielką salę… po kolejnej godzinie wszyscy opuścili się na dół na linach bez większego trudu i okazało się wtedy że nie jest to jednak sala. Miejsce w jakim znaleźli się drużynnicy było wielkim tunelem ale nie jakimś tam zwyczajnym jednym z wielu, to było coś innego. Huran, Ergan i Kyan od razu rozpoznali to miejsce, gdyż w ścianach osadzone były charakterystyczne pięciokątne kamienne płyty wskazujące drogę… był to Wielki Pierścień Azul, korytarz który ciągnął się pod górami wokół Stalowego Szczytu i zataczał niemalże idealny okrąg, był niczym zewnętrzna nić na pajęczej sieci, idąc nim można było obejść całe miasto będąc głęboko pod nim, nigdzie jednak nie miało się prawa nim dojść rzecz jasna ale co kilka mil były w nim boczne tunele, te po stronie gdzie ściana nie nosiła na sobie kamiennych płyt oznaczały drogi do miasta czyli wnętrze okręgu, natomiast tunele w ścianie z płytami prowadziły dalej od miasta, na zewnątrz, zatem jasnym było przynajmniej w którą stronę iść.

Miejsce w którym wylądowali khazadzi było jednak jeszcze ciekawsze, a to dlatego że byli na jednym ze skrzyżowań. Nad nimi ziała czarna dziura do szczeliny skąd właśnie tu przybyli, stali w tunelu którym można było podążać na północ lub południe ale co ważniejsze była też droga dalej na zachód czyli wszystko nawet lepiej niż można by przypuszczać bo zachód oznaczał wyjście było jednak coś jeszcze. Z tunelu prowadzącego na zachód, kilka kroków w jego głębi, odchodził od niego następny i na kamiennej płycie było wyryte kilka znaków w klinkarun które jasno mówiły tym którzy potrafili czytać że ten dodatkowy tunel prowadzi na wschód, że przechodzi on głęboko pod całym Azul, napisane były tam nawet informacje dotyczące przybliżonego czasu marszu i było to nie mniej niż sześć dni. Poza tym na skrzyżowaniu, w jednej z wnęk była kapliczka boga Grungniego, duża kamienna płyta z wyrzeźbioną w niej podobizną krasnoluda z młotem i toporem w dłoniach… tablica jednak była pęknięta i pokryta dziwnymi znakami, śmierdziało tam także łajnem, bliższe oględziny pozwoliły ustalić że miejsce kultu dla podróżnych zostało zbezczeszczone przez orki, ewidentnie wskazywała na to tak użyta spaczona symbolika jak i fetor oraz wygląd odchodów.

Choć zbliżało się dopiero południe to członkowie grupy byli wycieńczeni drogą jaką przyszło im pokonać w ciągu kilku ostatnich godzin, miejsce nie było najlepsze być może do obozowania ale skrzyżowanie pozwalało na podjęcie dalszego marszu w kierunku przeciwnym do tego z którego ewentualnie mógł nadejść wróg… podjęto ryzyko i zrobiono postój.

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
14 Vharukaz, czas Salferytu, Anugaz Veaghir 5568 KK
Wielki Pierścień Azul, skrzyżowanie, kaplica Grungniego


Odpoczynek minął spokojnie o dziwo, z żadnego z tuneli nie było niczego słychać, nie było też widać świateł pochodni, nie nadszedł też wróg, ale ten z pewnością musiał być gdzieś blisko. Wszyscy czuli się zdecydowanie lepiej tego dnia, Roran wreszcie mógł wstać i iść o własnych siłach, szło mu to jako tako co prawda ale lepsze to niż być niesionym lub jak pokonywanie ostatniego odcinka w szczelinie gdzie na szczęście ściana była pod ręką bo inaczej krasnolud upadałby raz za razem. Rzecz jasna Ronagaldson wciąż miał zabandażowane prawie całe ciało i nie był w stanie robić niczego owym maszerowaniem i rozmową no ale, po tym jak skancerował go ogień klanu Lisa, poparzony powinien być rad że w ogóle żyje i pewnie był. Znacznie lepiej tego dnia poczuł się też Urgrimsson któremu Thorin już mógł zdjąć bandaże z dłoni, głowa co prawda nadal miała zostać zakryta płótnem prze kilka następnych dni ale alchemik przynajmniej mógł zacząć już używać swych dłoni, oczywiście w bólu gdyż te były pokryte strupami i wciąż świeże ale nawet gdy łza kręci się w oku a ran sączy się wolno krew to lepiej chwycić miecz czy pytę w własne niż dłonie niż wysługiwać się rękami nawet najlepszego przyjaciela. Tego samego niestety nie mógł powiedzieć Galeb gdyż on wciąż był w ogromnej niemocy, nie miał wonnych maści i leków takich jak alchemik Urgrimsson, zatem musiał zdać się na w pełni naturalny proces zdrowienia a ten miał jeszcze trochę potrwać. Detlef, Thorin, Grundi i Khaidar czuli się bardzo dobrze a jednooki Zarkan, tropiciel Thravarsson i azulczyk Ergansson powoli dochodzili już do siebie i ich siły wracały, wciąż brak było dobrego snu, jadła czy napitku ale wiele dni minęło od ostatniej potyczki i większość wojowników zaczynała czuć się dobrze. Najgorzej było z Thorgunem, ciężko ranny, najlepiej czuł się gdy spał, był bardzo słaby i blady, do tego kąpiele w zimnej wodzie i przebywanie tak głęboko pod ziemią przez dłuższy czas także dokładały swoje dwa miedziaki do paskudnej całości samopoczucia strzelca. Z Huranem zaś było odrobinę lepiej, wciąż był ciężko ranny ale zdawał się trzymać lepiej niż można by przypuszczać, albo wpływało tak pozytywnie na niego jego wieloletnie doświadczenie w bojach i tułaczce po świecie albo bliskość końca tej mordęgi dodawała mu sił.

Musiało być dopiero co po północy gdy oddział się wybudził, trza było podjąć decyzję co do dalszej drogi, można tez było zaczekać w tym miejscu dłużej jednak olej w latarniach się kończył a pochodni choć było dużo to z każdą godziną zapas kurczył się o dwie sztuki. Zrobiło się zimno do tego stopnia że zaczynało to dokuczać jednak było też zwiastunem tego że powierzchnia musi być już blisko… dowodem na to mógł być też fakt iż droga na zachód ewidentnie prowadziła ku górze, wznosiła się i to dość mocno… zatem może dzień, może dwa zgodnie z tym co mówili przewodnicy i być może, jeśli bogowie pozwolą, dane będzie zobaczyć niebo co ważne było dla wielu z drużynników gdyż byli tam i tacy co od trzech miesięcy spod góry nie wyściubili nawet nosa… kto wie, może znanego świata już tam nie ma, warto by sprawdzić.
 
VIX jest offline  
Stary 14-01-2015, 01:24   #588
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
Kyan zbudził się jako pierwszy, przetarł oczy i ziewnął przeciągle. Rozejrzał się po towarzyszach od których dochodziły rytmiczne odgłosy chrapania, świszczenia. Spali jeszcze twardo.

Sprawdził jak tam szczęka się goi dotykając jej lekko i poruszając, bo szczerze wkurwiało go, że gadał jak jakiś niedorozwinięty ogr. Jak brać takiego krasnoluda na poważnie, który sepleni... aż wstyd coś rzec. Dobrze że towarzysze mieli na tyle taktu że nie zrywali boków podczas tego jak coś mówił.

Uniósł się i oparł plecami o zimną skalną ścianę jeszcze lekko zaspany. Wyjął fajkę niespiesznie po czym nabił ją tytoniem, rozpalił i zaciągnął się lekko po chwili wypuszczając serie kółek z dymu.


Chwilę ciszy i spokoju przerwał odgłos wydobywający się z miejsca gdzie spoczywał Thorin ciężko chrapiąc

Prrrrrrrtiiiiiiiisrrruuuuuuuuuufruuuuufruutiiiiprr rrffffff…….prrryk…pRYk !!!

Niezrażony tym krasnolud dalej pykał fajkę z lekkim uśmiechem na ustach był to solidny, gęsty i najprawdopodobniej z kleksem wyziew z dupy zwany też potocznie pierdem.
Jak widać było po Dirku, który leżał nieopodal znacznej mocy gdyż krasnolud skrzywił się i zaczął wiercić na posłaniu. Jak widać szczurki nawet po śmierci miały dokazywać naszej kompani.

Spoglądając na cierpiącego przez sen Dirka nieprzerwanie krasnoluda drążyła myśl…

„ Kto toporem wojuje od topora ginie… „ – pomyślał śmiejąc się w duchu

Za to Dorrin był niewzruszony, albo towarzysz stracił węch albo co gorsza uznał że to jakowa perfuma rozeszła się po komnacie.

Po chwili ściana smrodu dopadła Kyana, biedak zbladł ściagnął brwi, a usta wykrzywiły sie w niemej odrazie.Zakasłał nerwowo z wybałuszonymi oczami.

„ O Bogowie ! co za sztynks! Gdzież on się stołuje?! Ja pierdole zgnił od środka!... bleh… mamy nową tajną broń na wrogów naszej rasy…”

Krasnolud wziął swoje manele z prędkością o jaką nigdy nie byłby posądzany i przeniósł się na drugi koniec Sali, gdzie było powietrze którym dało się oddychać. Z oddali usłyszał jakieś przyjemne mruczenie

„ O Matko!... następny perwers.”

Gdy trochę osnowa się rozrzedziła spojrzał ponownie na Thorina Arliksona i zamyślił się. Moc zajęć medycznych jakie ów krasnolud miał ostatnimi czasy nie pozwalał mu nawet spojrzeć na księgę nie mówiąc już o zapisaniu czegokolwiek. Jednak jak każdy z nas miał wiele różnych funkcji by drużyna jak najlepiej funkcjonowała. Tak jak on sam wiedział że dla tej drużyny musi być Łowca, tropicielem, zwiadowcą, kartografem do tego kucharzem jako że jedyny znał się na oprawianiu zwierzyny…
Był Tarczownikiem, który nie jeden mur tarcz już przetrwał. Jednak jego unikalne umiejętności wypierały na drugi plan jego umiejętności bojowe. Mimowolnie naszły go myśli na temat innych członków drużyny.Żaden z nich nie był zbyt wylewny, praktycznie nic o nich nie wiedział. Wiele gadali na tematy obecne, nie wiele o sobie czy przeszłości. Z tego co zauważył mógł jedynie stwierdzić że przed Erganem żadna maszyna nie mogła zbyt długo skrywać swoich tajemnic. Dorrin patrząc na skały czytał z nich ich historię niczym Thorin przewracający karty swej kroniki. Detlef, Roran i Grundi byli wyśmienitymi wojownikami ich batem jak i tarczą na wroga. Do tego Detlef wykazywał talent do dowodzenia. Nie był uparty na tyle by nie wysłuchać racjonalnych propozycji towarzyszy ale wystarczająco stanowczy by ukrócić wszelkie wychodzenie przed szereg.
Galeb był ich młotem kowalskim oraz specjalistą od wszelkiej maści surowców jakie góry mogły dać. Do tego jego pozycja obdarzona była tak wielką estymą że nie jedne szczelnie zawarte drzwi stawały w mig otworem ze słodkim całusem w dupę i zamiataniem brodą po podłodze,
Kyan zbyt mało wiedział o runotwórstwie by mógł sprecyzować co może im to dać jako drużynie. Wiedział że kowale run tworzyli potężne runy które dawały przedmiotom specjalne właściwości oraz słyszał że nauka tego trwa całe życie, a wykuwanie ich ogrom czasu. Traktowani w społeczności jako mędrcy, a czasem i doradcy króli. Wszystko co ich się tyczyło było owiane tajemnicą, zresztą jak wiele spraw jego rasy. Dlatego wraz z upływem wieków coraz więcej tajemnic i wiedzy utracono bezpowrotnie.
Thorgun specjalista od broni zasięgowej waleczny bydlak, nawet z gołymi rękami gotów ukręcić łeb Trollowi. Twardy skurwiel. O Khaidar nie mógł nic powiedzieć, była wycofana, nieobecna szła z drużyną jak zjawa, nie odzywając się do nikogo, robiła jak musiała i siedziała z boku jak nie trzeba było nic robić, dziwna jakaś jak jakiś pustelnik- samotnik człapiący za nami za karę.
Pozostał Dirk alchemik, Kyan aż zadrżał na wspomnienie alchemicznego ognia, wiedza jego była ogromna by tworzyć tak śmiercionośne bomby to było pewne. Był jak obosieczny miecz w sytuacji podbramkowej mógł ich ocalić lub ułatwić sprawę wrogowi. Jednego był pewien, NIKT! nie powinien używać jego zabawek ani tykać jego plecaka oprócz niego samego. Kyan z samej przezorności omijał jego ekwipunek szerokim łukiem.
Tyle krasnolud wywnioskował z obserwacji od kiedy został przydzielony do tej kompani.

Wrócił myślami do otaczającego go świata…

Było tutaj chłodno, jednak nie na tyle by zaczął marznąć. Krasnoludy były dobrze przystosowane do klimatu gór, gdzie chłód był codziennością. Gruba skóra i obfite owłosienie dawały pewne przewagi, gdyż nic nie mogło się równać z zimą w Górach Krańca Świata. Elfiątka czy słabowite człeczyny srałyby nawet lodem, a potem umarły.
Pamiętał jak ojciec opowiadał mu jak na jednej z wypraw, kucharzowi odmarzły i wpadły do zupy palce, a broda łamała się niczym suchary. To jest zima! A nie te jesienne chłodki co mają na nizinach.
Odruchowo mocniej otulił się grubym futrem mimo to że na wspomnienie zbezczeszczonej kapliczki aż kipiał z niego gniew i buchał niczym płomień z Dirkowej bomby.

Jego sam na sam ze sobą przerwały stękania i jęki towarzyszy którzy się właśnie zaczęli budzić...


Detlef wiedział że mimo iż mamy trzy drogi dostępne tak naprawdę mamy jedną jedyną możliwość… na zachód ta która się wznosi i prowadzi do wyjścia. Ognistowłosy krasnolud spokojnie czekał aż drużyna dojdzie do siebie i będą mogli wyruszyć.
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 15-01-2015 o 14:07.
PanDwarf jest offline  
Stary 14-01-2015, 09:06   #589
 
blackswordsman's Avatar
 
Reputacja: 1 blackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodzeblackswordsman jest na bardzo dobrej drodze
Ergansson był bardzo rad z sakiewki którą napełnił rudą złota. Dawno nie pracował w kopalni kruszcu,nie miał też przy sobie swojego laboratorium więc musiał by wytopić złoto w sztabkę i wtedy będzie wiedział ile bogactwa uzbierał. Jeszcze bardziej uradował krasnoluda widok dwóch cebrzyków wypełnionych rudą, które Grundi i Dorrin przynieśli na półkę skalną gdzie ławka podwieszona pod łyżkę wybieraka dźwigu już czekała. Wtedy przeklęte szczury zniszczyły krasnoludzką sielankę. Może to i dobrze, bo Ergan zamierzał napełnić złotem cały swój plecak i zabrakło by miejsca i sił na targanie innych rzeczy. Krasnolud zapisał sobie w głowie schemat dźwigu i ruszył na rozkaz Detlefa jak tylko przejście dalej było otwarte a cała kompanija gotowa do drogi. Małe pieczone gryzonie, którymi rzemieślnik napchał brzuch dawały teraz siłę aby maszerować dalej. Ile to jeszcze miało trwać? Wąski tunelik krasnolud pokonał spokojnie wzmagając swoje podejrzenia dopiero przy kamiennym włazie. Jednak kiedy okazało się, że zasłaniał on zejście do Wielkiego Pierścienia, Ergan uśmiechnął się od ucha do ucha. Wreszcie jakaś znana droga, przynajmniej w teorii. Potem jednak Ergana naszedł gniew. Zbeszczeszczona kapliczka Grungniego sprawiła, że krasnolud zrobił się czerwony na twarzy a chłodne powietrze jakby parowało od rozgrzanej głowy.

-Kurwie syny. Oby im jaja odpadły na mrozie a ich kuśki sflaczały na wieki by się nie rozmnażali...

Zmęczony Ergan położył się jednak spać. W tej chwili niewiele mógł poradzić na obecny stan rzeczy...


.................................................. ...................

Leżąc i śpiąc Ergansson miał wspaniały sen. Śniło mu się, że wrócił do Azul i spaceruje teraz po głównym rynku. Ruda złota którą uzbierał starczyła na wytopienie dwóch sztabek, a te krasnolud zamierzał właśnie wydać. Rozglądając się po straganach i kramach Ergan słuchał nawoływania przekupniów i kupców, wskazywał na co ma ochotę i kupował to.

-Tak, tak tego tłustego prosiaczka daj pan... Dzban świeżego koziego mleka... Piwo? Ciemne? Niech będą dwie beczułki... Plastry miodu... krążki sera... bochny świeżo upieczonego chleba... korzonki do smaku...

Krasnolud wynajął wózek aby zatargać wszystkie sprawunki do domu gdzie miał wydać skromne, uroczyste śniadanie dla siebie swojej rodziny i towarzyszy z okazji powrotu. Wtedy zbudził się i wróciła podła rzeczywistość pustego brzucha i ciemnego skrzyżowania

.................................................. .................

Ergan jak tylko wstał ruszył do kapliczki Grungniego i starał się ją jakoś uprzątnąć, wymieść łajno, usunąć podłe napisy jeśli były namalowane a nie wykute , tyle ile było teraz w jego mocy. Jeden wróg za plecami, drugi wróg gdzieś z przodu. Tak jak szczury trzeba było wytruć lub zjeść tak zielońcom trzeba było ujebać łby i nasrać im do szyi, bydlaki. Składając modlitwę dziękczynną do Wielkiego Krasnoludzkiego Ojca, były milicjant polityczny zdał sobie sprawę od jak wielu dni nic nie napisał w swoim kajecie. To także trzeba było naprawić ale czy starczy na to czasu? Największą otuchę dawał krasnoludowi widok zdrowiejących towarzyszy. Wszyscy nadal żyli, a biorąc pod uwagę to wszystko co się wydarzyło odkąd opuścili Azul było to naprawdę zrządzenie losu. Ergan spojrzał po budzących się towarzyszach i jakoś tak mu się wyrwało:

-Chodźmy napierodlić zielonych obszczymurków...
 
blackswordsman jest offline  
Stary 15-01-2015, 12:59   #590
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
14 Vharukaz, czas Salferytu, Anugaz Veaghir 5568 KK
Wielki Pierścień Azul, skrzyżowanie, kaplica Grungniego


Ergan nie pozostał sam przy swej pracy nad oczyszczeniem kapliczki. Z pomocą przyszedł mu Thorin który zasadniczo podjął ta sama myśl , zanim jeszcze Ergan przystąpił do prac. Nie straszne mu były fekalia, zwłaszcza w ostatnim okresie gdy opiekował się towarzyszami niczym etatowa pielęgniarka. Nie były to przyjemne, ale nie zamierzał płakać z tego powodu jak rozdziewiczona przez stado ogrów elfka.

Pomimo zbeszczeszczonej kapliczki, musiał przyznać że humor mu się nieco poprawił. Choroba nie zwaliła go z nóg jak przypuszczał, nie wiadomo czy za sprawką Dirkowych mikstur, ognistych herbatek, czy też wstawiennictwa samej Valaya. Odpoczął , najadł się, napił, no i wreszcie wyglądało na to że znaleźli drogę wyjścia. Ta wiadomość znacznie poprawiała humor nawet jeśli przyćmiona była przez widmo armii orków i widoczne ślady ich plugawej obecności.

Jednego był pewien od momentu fartownego przejścia przez pole pułapek miał zaciągnięty dług u przodków, nie mógł więc pominąć tej drobnej okazji choć do częściowego jego spłacenia. Stare bezużyteczne już właściwie bandaże które zasadniczo mogły posłuzyć już jedynie na rozpałkę czy do konstrukcji pochodni, przydały się do czyszczenia kapliczki. Rzecz jasna trzeba tez było użyć i czystego bandaża na koniec gdy już gro brudu został zebrany. Trochę wody , spirytusu załatwiło resztę. Nie był w tych pracach osamotniony, gdyż Erganowi najwyraźniej również zależało na uszanowaniu przodków. Dobrze to o nim świadczyło.

Thorin nieco żałował iż poświęcił czas na łapanie szczurów miast na wydobywanie skarbów, z drugiej strony jednak grudkami złota choćby nie wiem jak czystymi nikt by się nie najadł, a widmo głodu po prawdzie wciąż nad nimi wisiało. Szczurze mieso nie było odpowiednio zabezpieczone przed gniciem zaś żelaznych racji mieli niewiele. Pewne nadzieje wiązał z ludzką armią stacjonująca gdzieś pod górą, zapewne na południu, czy jednak można było ufać ludziom którzy nie ruszyli tyłka aby dopomóc twierdzy i byli tu raczej ze względu na własne cele niż po to, aby pomóc khazadom? Wszystkiego mieli się dowiedzieć z czasem , przynajmniej wciąż mieli Rorana, jego znajomość języków i świata mogła być bardzo pomocna.

Thorin niewiele mówił, zwyczajnie odechciało mu się, pragnął już zobaczyć słońce, odetchnąć świeżym powietrzem, ruszyć z tego miejsca z którym wiązało się tak wiele różnych wspomnieć. Pragnął wrócić do domu... Dziwne, tak długo o tym nie myślał. Zmęczenie i trudy jednak robiły swoje. Jak jednak przywitałaby go rodzina? Wyglądał niczym potwór , miał na koncie kilka dokonań jednak przypłaconych nie małą ceną. Czy miał już z czym wracać? Czy byłby to powrót z tarcza czy na tarczy? Zbyt wcześnie było na takie pytania, zwłaszcza że wciąż jeszcze nie wyszli na zewnątrz, a najbliższe dni miały dopiero zaserwować im nowe trudy i przeszkody. Jedno było pewne, Thorin był gotów do drogi i do przyjęcia zadań wyznaczonych mu przez Detlefa. Po oczyszczeniu kapliczki , po raz kolejny odprawił swój codzienny rytuał nad najciężej rannymi i jak zwykle przez to jako ostatni gotów był do drogi.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 15-01-2015 o 13:02.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172