Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2015, 13:55   #1
one_worm
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[DnD3.5] Osadnicy +18


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gb133m_AEnY[/MEDIA]
Neverwinter było pełne ludzi. To co dawało się zauważyć na pierwszy rzut oka, to fakt, iż tłumy nieprzebrane kręciły się po dzielnicach miasta. Ktoś mógłby uznać, że to dobrze, miasto żyje i rozwija się…jednak uważny obserwator zauważyłby coś jeszcze- masa ludzi, która praktycznie nic nie kupuje. Za to łatwo stracić mieszek. Po nocy za to życie.
Częstym widokiem jaki ukazywał się strudzonym wędrowcom był widok wisielców z tabliczkami Zdrajca! jak widać było na jednej z nich. Podżegacz do wojny domowej! To była kolejna. Idąc obok murów, dało się zauważyć różne trupy, te starsze i te nowsze, które straszyły przed zbrodniami. Miasto żyło wyprawą, do której pozostał raptem miesiąc.
Coraz więcej ludzi wszelkiej maści przybywało wraz z nowymi plotkami, wraz z wieściami odnośnie tego, co się dzieje we wsiach lub okolicznych osadach. Dawne waśnie jak i całkiem nowe, które wychodziły na wierzch, były często nie do zniesienia. A to elfy z krasnoludami pożarły się z tylko sobie znanych powodów. A to jakiś szlachcic rozpoznał innego szlachcica i wypomina krzywdy pradziada.
Mimo tego i tych zamieszek, a nawet prób puszczenia z dymem portowych magazynów, w mieście bywały spokojne miejsca i były chwile wytchnienia.
Większość obstawiała nadchodzącą wiosnę, którą było czuć w powietrzu. Inni wyprawę, jeszcze inni brak rozrywek! W końcu taka tłuszcza musi mieć rozrywki!
Straż pilnowała porządku i wiele osób, także tych szemranych, zostało powołanych do właśnie straży. Nie przekładało się to zbyt dobrze na wszelkiego rodzaju bezpieczeństwo, ale mimo wszystko, dawało jakoś radę ten porządek zaprowadzić.

Kier Loten
Stałaś właśnie w dzielnicy portowej leniwie obserwując cały zgiełk. Statki, które były rozładowywane i załadowywane, sprawiały wrażenie jednego, większego organizmu…
- Nie bój się skarbie, każdy podróżnik od czegoś zaczyna. Shallan też nie od razu została tym kim była.- Głos mentorki i głównej prowodytorki całego zajścia rozbrzmiewał w głowie. Mogłaś tylko skinąć głową, przyznając mu rację. Słowa pewności tego głosu były na tyle silne, że jakiekolwiek lęki czy wahania musiały ustąpić na rzecz pewności siebie. Zdecydowania.
Ruszyłaś, biorąc głęboki wdech, w głąb miasta.
Szłaś mijając kolejne ludzi oraz wozy, docierając na główny plac, sam środek miasta i kierując się do siedziby gildii magów.
W kieszeni miałaś tajemniczą notkę, którą dostałaś idąc „wciągnąć się na listę”. Osoba która napisała tę notkę była oszczędna w słowach, ale też miała piękny charakter pisma. Nie wiedziałaś czy jest to spowodowane tym, że czekało na Ciebie przeznaczenie, które popychało i realizowało Twoje marzenie wielkiej przygody, czy też przekleństwo. Tak czy inaczej nie pozostawało wątpliwości tego, że to ktoś odnalazł ciebie i teraz chce koniecznie się spotkać, by ustalić i coś zapewne zaproponować. Sądząc po miejscu spotkania, byłaś pewna, że chodzi o jakiegoś maga lub też magini. Zaczęłaś się zastanawiać- w zasadzie będą tam jacyś magowie? I czemu chcieli się spotkać akurat z Tobą? Byłaś świadoma, że w śród tych, którzy się zgłosili byli doświadczeni poszukiwacze przygód, którzy pragnęli złota i chwały. Byli po prostu lepsi…przynajmniej jeszcze! Ty dopiero zaczynałaś!

Icarus Sepecador oraz Donagrim Silnoręki

Ikarus siedziałeś w karczmie grając na lutni. Zabawiałeś ludzi, elfy, krasnoludy, niziołki, półorka i cholera wie kogo. Grałeś właśnie sobie wesołą melodię która pasowała do wnętrza, do ludzi żądnych przygód, chwały i bogactwa. Wszyscy którzy tutaj byli, a był to „Rozbity Dzban”, gospoda prowadzona przez elfa, szli na wyprawę, a przynajmniej taki mieli zamysł. Wiedziałeś, że ktoś się do Ciebie odezwie. Czekałeś na tę osobę. Miała zaoferować pieniądze, podobno dobrą pracę i podobno potrzebowała kogoś tak utalentowanego jak ty. Nikt inny. Nie raz i nie dwa siedziałeś po karczmach grając, ale oczekiwanie powoli dobijało. Znałeś datę i porę dnia- ale to też było orientacyjne. Każdy gorsz się przyda, a obietnica sowitej zapłaty była jeszcze bardziej kusząca, na tyle, by przynajmniej wysłuchać danej osoby. Podziwiałeś karczmę, która była urządzona gustownie, palce same snuły po strunach, a głos śpiewałam z siebie, jakby z oddali. Dopiero teraz widziałeś dokładnie piękne obrazy i draperie na ścianach, urządzone z gustem. Wydawać by się mogło, że miejsce to jest ostatnią ostoją w dokach. Ostoją piękna i kunsztu. Ludzie co i rusz wchodzili i wychodzili rozglądając się za wolnym miejscem. Byłeś zły, ze nie wiedziałeś nawet jakiej rasy będzie osoba, która Ciebie szuka, a co gorsza, nawet nie znałeś płci. Mogła być to piękna dziewoja- co wywoływało uśmiech, ale sądząc po Twoim szczęściu będzie to raczej jakiś facet, do tego wyższy, silniejszy, brzydki jajk noc i wybitnie rzucający się w oczy. A później zapewne ciebie zamkną za sam fakt, że zadawałeś się z jakimś „podejrzanym” typkiem…
…Który mógłby być krasnoludem w zbroi, który popijał piwo w konsternacji. Dość sporej. Widać było, że Donagrim jesteś pogrążony w myślach. Głównie z powodu osób, które mogłeś zobaczyć wszędzie, ale nie tutaj! Co do cholery robili Ori oraz Kori? Czemu zatrzymali się tutaj, czemu w ogóle tutaj przybyli i co najważniejsze! Gdzie jest Dori? Przecież powinni się trzymać razem! Ba! Powinni być teraz tam gdzie każdy szanujący krasnolud! Na posterunku alboi w kuźni albo w kopalniach! A nie w karczmie jakiegoś elfa! Widziałeś, że popijają jakieś siki zwane szumnie piwem. Nie widzieli Ciebie, byli pogrążeni w rozmowie i cholera wie czy na kogoś czekali, czy też przeciwnie, umilali sobie czas. Tylko to było bez sensu, czemu tutaj, a nie w jakiejkolwiek innej karczmie? Można by rzec, że przypadki chodzą po ludziach czy krasnoludach. Jednak najbardziej niepokojący był fakt, co sprawdziłeś, że nigdzie nie było widać Dori. Nigdzie. Tak jakby osoba o takim imieniu nigdy nie istniała! Widziałeś przecież ich warsztat w mieście! Rozpytywałeś się dyskretnie! Nazwij to jakimś przeczuciem, ale ewidentnie było coś nie tak. Coś nie grało. Tylko co i czemu?

Gryfin Halsem

Siedziałeś właśnie w przesławnej Akademii Bohaterów. Jak zwykle, ktoś musiał się zająć nieostrożnymi, ot fucha jak każda inna, spadek po zmarłym niedawno Paladynie Nelsonie Gryzimieczu. Zanim zakon przyśle kogoś nowego, to właśnie Ty miałeś się opiekować przyszłymi bohaterami.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że powinieneś być teraz w Rozbitym Dzbanie pochłonięty negocjacjami. Wiedziałeś, że masz działać szybko i sprawnie i tego od ciebie wymagano. Nie tylko tutaj, ale gdziekolwiek! Pogoda była piękna, ale nawet to nie mogło poprawić humoru. Cały czas w głowie miałeś instrukcje, które spaliłeś po przeczytaniu. To była norma w końcu tajemnica lekarska zobowiązuje. Westchnąłeś ciężko, starając się uwinąć z robotą jak najszybciej. No i ruszyć w kierunku Rozbitego Dzbanu, mając nadzieję, że ten przeklęty elf będzie siedziała tyłku i grzecznie czekał. Wiedziałeś jak wiele może się spieprzyć po drodze i to przerażało Ciebie. Nagle okazało się, że przez tę cholerną wyprawę nie masz kiedy zjeść albo przespać się, a ciągle ktoś coś chciał, ktoś coś robił, ktoś czegoś żądał. Zastanawiałeś się jakby zareagowali Twoi przełożeni, gdybyś zażądał urlopu. Uśmiechnąłeś się krzywo widząc ich zaskoczone miny, a później westchnąłeś ciężko kończąc robotę tutaj.

Einar Riccetti i Shana

O ile samo miasto było wielkie i stwarzało możliwości, o tyle szybko okazało się, że wiele ciekawych, jeśli nie ciekawszych rzeczy dzieje się poza nim. Shana obserwowała czwórkę mężczyzn. Trójka poruszała się przez okoliczne krzaki, czwarty zaś śledził trójkę, która podążała ewidentnie w kierunku lasu. Dwoje z tych mężczyzn było ubranych w barwy strażników, do czego zdążyłaś już dojść. Trzeci był brodaty i posiadał na sobie dość piękną i kolorową odzież. Czwarty, ten chowający się i śledzących trójkę miał w sobie zaciętość i jakąś nienawiść. Było jasne, że coś go łączy z tamtymi ludźmi. Może z tym w kolorowym ubraniu? Na pewno był skrępowany i nie miał swobodnego dostępu do broni, którą miał przy pasie. Czyżby strażnicy byli na tryle nieporadni, że jej nie widzieli? Odstawała od ubrania! To było tak doskonale widoczne! Może nie dla nich?
Dinar zaś widziałeś Hakima. Przypadek sprawił, że rozpoznałeś go i dwójkę strażników…strażników, dobre sobie! Szumowiny, które jakimś cudem dostały się do straży i zapewne ściągały opłaty za ochronę, a teraz prowadziły związanego Hakami, najpewniej po to, by wykonać na nim wyrok. Rozmawiał do nich o złocie, o dzieleniu łupów, nie błagał jednak o litość. Tak jakby chciał przekonać ich o jego fortunie którą z nimi się podzieli, gdyby ci jednak zechcieli puścić go wolno. Taaaak… Hakim musiał mieć złoto, a przynajmniej zgrywał takiego, który to złoto posiada. A jak było na pewno? A kogo to może obchodzić? Musiał zginąć!
Wtedy stałą się rzecz niesłychana, najpewniej dla „strażników”. Związane ręce Hakami stały się wolne, a sztylet śmignął wprost w gardło tego po lewej, co sprawiło, iż ten zsunął się na ziemię. Drugi strażnik dobył miecza. Hakim teraz miał dość pewny wyraz twarzy, tryumfu rzec by można było.

Aldan Tonomer

Siedziałeś w pałacu spoglądając leniwie na kupców, handlarzy, na właścicieli statków. Widać było, iż brat chciał byś nauczył się rządzić. A przynajmniej negocjować. Służący podszedł dolewając wina na suto zastawionym stole. Tak, jak zwykle było pełno tutaj ludzi, którzy chcieli ubić interes. Westchnąłeś. Miałeś w sumie dość ciekawszych zajęć, niż siedzenie i wysłuchiwanie skarg, wysłuchiwania i przebijania kolejnych ofert. Vertes Longowie i tak złożył najlepszą ofertę i tak, a jego statki miały właściwie już ładowany towar do przetransportowania, jednak reszta głupców uznała, że „nawet dekret królewski można zmienić” przyszła się targować oferując i tak wyższe niż Vertes. Ich raban i przekrzykiwanie się uspokoiło dopiero wejście Alamrtyn. Wszyscy wiedzieli kim jest ta kobieta, wszyscy wiedzieli, że przy niej nie można podnosić głosu. Westchnąłeś
- Widzę, że lepiej jak na targu- Rzekła wesoło- Dobrze… Aldanie, Vertes prosił o spotkanie w sprawie dogadania się z Frarilem, względem listy towarów do przewiezienia. Jeżeli mógłbyś rzucić okiem na te listy już teraz. Planiści kłócą się co jest niezbędne teraz, a co będzie później przydatne…- Westchnęła, wachlując się grubym plikiem kartek.
Wstałeś od stołu i wyszedłeś za nią. Jej niebieska suknia podkreślała piękne szafirowe oczy. - No w końcu- Rzekła rozbawiona wręczając kartki…które były puste!- Aż żal było patrzeć, jak się tam…”targowali- Zaśmiała się- No dobrze, problem jest poważniejszy i nie dotyczy Frarila…Widzisz, obawiam się, że szumowiny, które są w straży popsują nam opinię, ale to nie wszystko. Twój brat pragnie, byś osobiście nadzorował całą wyprawę. Osobiście, czyli w domyśle masz jej przewodzić, być tam. Oczywiście dostaniesz doradców, ale..Westchnęła i chyba nad czymś myślała- Ale niepokoi mnie to, że większość osób które idą na tę przeklętą wyprawę jest dość niepewna. Ciągle dostajemy donosy i wygląda to tak, jakby połowa ludzi na tej wyprawie była szpiegami- pokręciła głową z pobłażliwym uśmiechem- Chcę ciebie uczulić na wrogi wywiad i nie tylko… W tej oto kopercie- Wręczyła Tobie zalakowaną kopertę- Masz wyjaśnienie, dlaczego tam idziemy, po co naprawdę jest ta cała wyprawa. Spal, gdy przeczytasz, a uprzednio naucz się tego, co tam jest napisane bo to jest bardzo ważne- Minę miała poważną- A jako paladyn będziesz idealnym kandydatem na to, by…przeczytasz, to zrozumiesz! Sprawa wagi państwowej!- Powiedziała to z bardzo wyraźnym zacięciem.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 14-01-2015 o 14:21.
one_worm jest offline