Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2015, 03:14   #63
Raist2
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Po słowach Tieraela, Raziel podszedł do Agahaela.
- Chciałeś ze mną porozmawiać? Jak widać w końcu znalazł się na to czas.
- Tak. Chodź ze mną do mojego gabinetu.

Archont przyjął Cię w swoim gabinecie. Był to niewielki pokoik, pozbawiony wszelkich niepotrzebnych luksusów ściany oświetlała jedna żarówka.. Archont, który pracował na swoim laptopie przymknął go i popatrzył na Ciebie.
- Tak chciałem zapytać się jak się czujesz w tym skrzydle ? Czy dogadujecie się. Wiesz nasza sytuacja jest poważna nie możemy pozwolić sobie na waśnie pomiędzy nami. Wróg tylko na to czeka. A to co wyprawiacie to jest karygodne. Egzarchini - przerwał na chwilę szukając odpowiednich słów. Archont cenił sobie Raziela jako żołnierza i w głębi serca go nie potępiał. Był jednak lojalny wobec Egzarchy jej słowo było w świątyni prawem. Choć zarówno on jak i większość wojowników niebyła zadowolona z panującego prawa.

Po wejściu do gabinetu, Ofielita ściągnął maskę i kaptur, widać wolał pokazywać swoją twarz tylko swoim bliskim lub przełożonym
- Ciężko mi powiedzieć. Ammisael wydaje się w porządku, z nim nie powinno być problemów, Tierael jest jakby..... trochę odrealniony, ale też nie powinien stwarzać trudności, najbardziej obawiam się Zeruelitów, i kompletnie nie mam pojęcia co myśleć o Iverionie, wygląda na doświadczonego, ale jest jeszcze bardziej odrealniony od Tieraela, jakby kompletnie nie słuchał co się do niego mówi. Trochę rozumiem gniew Egzarchy, to co zrobił któryś z aniołów najpierw z pierwszym śmigłowcem, a potem Iverion poprawił drugim...... to było nie potrzebne. Poza tym doskonale powinieneś sobie zdawać sprawę że żadne skrzydło nie będzie dobrze funkcjonować bez ściśle określonej hierarchii, potrzebny jest ktoś kto będzie miał decydujące zdanie, potrzebujemy w skrzydle dowódcy....... - patrzył się spokojnie na Agahaela, traktował go jak swojego przyjaciela, nawet jeśli nie byli tak blisko jak On i Zemekiel.

- Razielu chcesz znać moją opinię w sprawie. Ważne jest wykonanie misji jeśli uratujemy przy tym ludzi to dobrze. Nawet bardzo dobrze. Powinniśmy starać się ich ratować. Ale nie zawsze jest to możliwe, a ludzie mają wolną wolę i nie powinni pchać się na tereny działań wojennych. Chronimy tylu ilu możemy a oni nam wchodzą w drogę potem płaczą jaka im się krzywda dzieje. - Westchnął wstał i podszedł do niewielkiego barku wyciągnął z niego butelkę Szkockiej.
- Napijesz się? - Spytał szukając jakiś szklanek do drinków. Zabrzęczało szkło.

- Czemu nie. - pozwolił sobie usiąść na krześle na przeciwko biurka - Nie było Cię tam, nie widziałeś co nas atakowało, o ile dla nas nie stanowiły zagrożenia, tak dla ludzi były wręcz nie do pokonania. Nie wiem jak reszta, ale ja starałem się minimalizować straty, wiesz że mogło być gorzej przyznaj się. Obydwoje też wiemy że walka nie toczy się o ich dusze, ale masz rację, lepiej kiedy nie ma ofiar w.... cywilach. Ludzie są miękcy, a powierzone im zadanie już dawno spieprzyli, widać to chociażby po naszej tu obecności. - westchnął lekko - Jeśli naprawdę chcesz żeby ludzie nie obrywali, to są dwa wyjścia: albo się poddajemy, i wynosimy z miasta, albo ktoś silny, i nie mówię tu o fizycznej sile, musi dowodzić tym skrzydłem. Obawiam się że Iverion się nie nadaje kompletnie, nie wiemy też kto zniszczył pierwszy śmigłowiec.

Archont napił się.
- Słuchaj w historii wojny zdarzały się skrzydła, które pomimo dobrego dowódcy ponosiły klęskę ponieważ inne anioły olewały rozkazy. Wiesz jak jest niektórym palma bije w czerep. Inni bardziej uczuciowi są jak to ładnie określiłeś odrealnieni. A przyczyną tego jest posiadanie natchnionego. To według mnie nasz kolejny balast. Wiec moja propozycja jest taka że trzeba wyeliminować natchnionych i przekuć gniew aniołów na wroga. Wchodzisz w to? Uwierz mi to wyjdzie tylko na dobre dla nas i świątyni.

Raziel siedział chwilę w ciszy, fakt natchnieni byli ludźmi, ale jednak poznali część łaski Patronów. Wziął łyk ze swojej szklanki.
- Może i masz rację że są balastem, nie mi to oceniać, żadnego nie posiadam. Ale jednak, oni chociaż nam pomagają, przydają się, znają lepiej ten świat, i ich społeczeństwo niż my, do drobnych zajęć są wręcz idealni, dużo łatwiej poruszają się w ich świecie, nie którzy nawet dla nas zarabiają, a niestety bez użycia siły i zniewolenia ich nie dostalibyśmy wielu rzeczy. I pomimo tego że to ludzie, jednak mogą się do czegoś przydać. Zniewalając ich, i mordując bez namysłu stalibyśmy się jak Enim.

- Kogo wolisz wysłać do walki? Natchnionego czy wojownika pana?- Odstawił głośno szklankę na blat.
- Razielu ja nie mówię o mordowaniu bez namysłu. Chcę usprawnić nasze działania, ale mam też wątpliwości dlatego chcę zapytać się ciebie o radę. Jak widzisz całą sprawę co byś zrobił na moim miejscu. Egzarcha Ciśnie na relacje z ludźmi. Mechakielici narzekają na jej rządy. Źródło wysycha. I dodatkowo dziwne twory pojawiają się w mieście. Raporty są niepokojące. Zaobserwowano też Blaski w nocy coś jakby portale.

- Wiadomo że wolałbym posłać wojownika Pana. Pomysł bratania się z ludźmi jak z równymi mi też się nie podoba. Ale na Patronów posłuchaj siebie! - podniósł tutaj głos - Odtrącając całkowicie ludzi, ich pomoc, osłabimy się. - kontynuował już spokojnie - Pomyśl, ilu aniołów ma swoich Natchnionych? Myślisz że będą szczęśliwi jeśli się ich pozbędziemy w taki czy inny sposób? To się przerodzi w bratobójczą wojnę. Wróg tylko by się na to ucieszył.
Jego złote oczy spojrzały w głąb szklanki.
- Jej rządy są aż tak nie pewne? Wiedziałem że była za miękka, ale tylko ona i Ofiel wiedzą co w jej głowie siedzi. Ehh - westchnął ciężko - Na źródło mam nadzieję że coś znajdę, będę musiał później udać się do biblioteki. Te blaski o których wspomniałeś też bym z chęcią sprawdził, ale niestety się nie rozdwoję, i tak już mam czym się zajmować, a tak mało czasu.....

Mechakielita popatrzył na niego zachował spokój. Beznamiętnie nalał sobie alkohol do szklanki.
- Dam Ci czas do namysłu pomyśl o tym. Dobry z Ciebie wojownik i to w tobie cenię. Masz mało czasu wiec nie będę Cię zatrzymywać. Wiedz jedno. Nasza Pani też może się mylić. - Archont wypił duszkiem drinka. Popatrzył nieprzytomnym wzrokiem na Raziela. Ułomność ludzkiego ciała oraz alkoholizm dały o sobie znać. Anioł chwycił dłonią szyjkę butelki z zamiarem wlania w siebie dodatkowej ilości alkoholu.

- Znów za dużo pijesz? Uważaj z tym, to wbrew pozorom osłabia ciało. - wstał z krzesła, dokończył to co miał w szklance po czym odłożył ją na bat biurka.
Podszedł do drzwi, zanim jednak je otworzył przystanął na chwilę z ręką na klamce. - Ludzkie ciało. Piękna rzecz, choć dziwna. Daje takie możliwości, ma dostęp do tylu przyjemności, a jednak jest takie słabe i kruche. Mam na...... - przerwał w połowie zdania - Trzymaj się przyjacielu. - i wyszedł.
Na korytarzu ponownie zakrył swoją twarz. Udał się teraz do biblioteki. W bibliotece nie było praktycznie, i wcześniej, przed bitwą nie była zbytnio oblegana, większość aniołów nie ceniło sobie zbytnio wiedzy. Lecz teraz prócz niego i strażnika, nie było nikogo. Skierował swe kroki od razu do części ofielitów, do której to tylko ten zakon miał wstęp. Zaczął szukać różnych ksiąg na temat źródeł, energii, jej przepływu, a także rytuałów bazujących na mocy źródła. Niestety, wiedział że nie może wziąć tych ksiąg ze sobą do domu, dla tego był zmuszony do robienia notatek. Spędził tak pół dnia, na czytanie, pisaniu, odkładaniu ksiąg, braniu nowych i znów odkładaniu. Kiedy stwierdził że nic więcej nie może tutaj znaleźć. Wstał od biurka, spojrzał na zegarek - “14. No nic, nic tu więcej nie wskóram.” postanowił wrócić do domu, tam jednak lepiej mu się pracowało, gdyby tylko Ona nie……
Nie wyszedł przed świątynie, skorzystał z mniejszego wyjścia które prowadziło na wąski zaułek. Po tym co rano mówili w telewizji, nie miał zamiaru się pokazywać, ani nawet pozwolić żeby taka szansa zaistniała. Podszedł do włazu do kanałów, uniósł go jakby nic nie ważył po czym zszedł na dół zaciągając z powrotem pokrywę, i zeskoczył w dół. Przy lądowaniu rozległ się plusk, na dole byłe ciemno, duszno, i śmierdziało, ale Raziel nie przejmował się tym zbytnio. Wyjął latarkę z kieszeni i ruszył przed siebie oświetlając nią sobie drogę.
Dwa razy prosto, raz w lewo. Potem znów prosto i w prawo.” nie musiał o tym myśleć, znał drogę na pamięć. Zanim wyszedł, minęła ponad godzina. Znajdował się w jednej z podmiejskich dzielnic z willami, na przeciwko swojego domu. Z zewnątrz wydawał się na nie zamieszkały, nie wyglądał jak jakaś ruina, ale swoje lata świetności miał już za sobą, ogród zaniedbany, ściany budynku prosiły o pomalowanie, tylko okna i ogrodzenie były w naprawdę dobrym stanie. Ruszył do domu, nie trudził się przechodzeniem przez furtkę, nie próbował przeskoczyć przez płot, czy też zamienić się w formę adon i przelecieć, po prostu szedł na przód, tuż przed bramą znikając i pojawiając się 15 metrów dalej przed swoimi drzwiami, już z ręką na klamce. Otworzył drzwi, nie były zamknięte, nie musiały być, nie obawiał się że ktoś wejdzie i będzie chciał coś ukraść, co było wręcz nie do pomyślenia patrząc się na dom z zewnątrz, czy też, bardziej prawdopodobne, żeby wejść i nocować, czy rozwalać dla zabawy. Nie, o to nie musiał się bać, dobrze wiedział że ktokolwiek nie proszony by tu wszedł, już by stąd nie wyszedł.
Zdejmując maskę i kaptur ruszył dalej, do pokoi. Wnętrze w porównaniu z widokiem z zewnątrz było dobrze utrzymane, kilka obrazów w korytarzu wisiały na ścianie, szafka na buty i płaszcze, której od dawna nie używał. Dalej było jeszcze lepiej, w salonie telewizor HD 40’, zestaw kina domowego, sofa, fotele, i stół do kawy, wszystkie meble dobrej jakości, co prawda też od dawna z tego nie korzystał, ale też nie chciał się tego pozbyć, zresztą po co? Skierował swe kroki na piętro, do swojego biura.
- Wróciłeś? Jak miło, nareszcie. Stęskniłam się za Tobą. - kiedy przechodził obok swojego pokoju usłyszał z niego zza uchylonych drzwi kobiecy głos.
- Nie wejdziesz i nie przywitasz się? - głos zapytał figlarnie. - No nie bądź taki, pokaż się.
Wszedł do pokoju - Tak, jestem.
Na łóżku przykrytym czerwoną pościelą leżała Ona. Byłą naga, a jej piersi i prawa noga były zakryte cienką kołdrą. Jej długie rude włosy rozlewały się na łóżku niczym aureola na świętych obrazkach…. no tylko że żaden święty nie przedstawiał się z czerwoną jak krew aureolą. Spod długich rzęs spoglądały na niego niebieskie oczy, dzikie niebieskie oczy. Jej pełne usta pomalowane niebieską szminką uśmiechały się lekko w jego stronę, zalotnie. Na szyi miała mały tatuaż w kształcie jakiegoś wzoru. Przy łóżku na stoliku nocnym stała otwarta butelka wina, a obok kieliszek z małą ilością trunku na dnie.
- Fuj. Śmierdzisz. Coś Ty w kanałach się kąpałeś? - jej uśmiech momentalnie zastąpił wyraz zniesmaczenia - Idź się wykąp.
- Nie mam czasu, mam coś do zrobienia w gabinecie.
- O nie. Nigdzie nie pójdziesz poza łazienką. Najpierw kąpiel, potem twoja…. praca. - wstała łóżka okazując swe ciało. Była naprawdę piękna, płaski brzuch, gładka skóra, bez najmniejszej skazy, jędrne piersi w rozmiarze….. nigdy nie mógł zapamiętać rozmiarów kobiecego biustu, w każdym razie byłą piękna. Podeszła do niego i zaczęła go wypychać z pokoju - No idź, idź. Tylko do łazienki. - Kiedy Archidiakon znalazł już się za drzwiami swojego pokoju, i ruszył dalej w głąb domu, odwróciła się z powrotem w stronę łóżka i pokręciła głową.
“Może rzeczywiście najpierw się wykąpie.” po czym poszedł wziąć prysznic. Ubrania wrzucił do prania, a zniszczoną przez kwas górę wyrzucił. Po kąpieli wyszedł z pod prysznica wycierając sobie głowę ręcznikiem. Ona już na niego czekała.
- No posłuchałeś mię. Jak miło. - uśmiechnęła się - To może skoro już jesteś czysty, i nie masz na sobie ubrania….. - zbliżyła się do niego, zaczęła wodzić po jego umięśnionej piersi palcem.
- Nie mam teraz na to czasu. Są pilne rzeczy którymi muszę się zająć.
- Oj daj spokój. Aniołom też należy się trochę przyjemności. - powiedziała niby się dąsając.
- Powiedziałem że nie teraz.
Przybliżyła się do niego jeszcze bardziej, tak że jej piersi dotykały jego. Przybliżyła się do jego ucha - Przecież wiesz że tego chcesz, dam ci taką rozkosz…. - mówiąc to ugryzła go lekko w ucho. Kiedy zrobiła szybko pożałowa swojego czynu, ponieważ w tym momencie jej ciało przyszył ogromny ból, upadła na podłogę, jej tatuaż zaczął się jarzyć bladym błękitnym blaskiem. Na dłoni Raziela był taki sam tatuaż który też zaczął się świecić.
- Pamiętaj kto tu rządzi. Kiedy mówię nie, to znaczy nie.
Zwolnił pieczęć, po czym przeszedł nad nią zostawiając ją na podłodze.
Poszedł do pokoju się ubrać, a potem do biura, przejrzeć swoje notatki. Biuro, o ile w innych pokojach był bałagan, o tyle wchodząc do jego biura można było zobaczyć prawdziwy burdel. Na ziemi leżały jakieś pozapisywane kartki, pergaminy, książki w małych kupkach, oraz różne dziwne rzeczy, z których część od razu można by było połączyć z okultyzmem a część na pierwszy rzut oka uznać za zwykłe śmieci. Na dębowym biurku kilka ksiąg ułożone w stosik, i jedna otwarta, zasypana w połowie innymi kartkami, pusty kubek na rogu biurka, na środku otwarty laptop. Regały wypełnione książkami o różnej tematyce, od naukowych, przez okultystyczne książki new age, po zwykłą literaturę beletrystyczną, w niektórych miejscach ewidentnie brakowało kilku książek. Z tyłu za biurkiem korkowa tablica z przypiętymi zdjęciami różnych miejsc, osób, z notatkami, dla kogoś obcego wszystko co na niej jest było bez sensu, bez żadnego porządku, jakby sam Chaos wszedł do pokoju i zaczął się bawić tą tablicą. Przy drugiej ścianie po prawej od biurka, na przeciwległej od wejścia, stała mała szkolna tablica na kółkach, i znów dla kogoś kto by wszedł do tego pokoju to co znajdowało się na tej tablic nie miało żadnego sensu, jakieś znaki, figury geometryczne, dziwne pismo. A w innym rogu materac z kocem i poduszką.
Raziel podszedł do komody, która nie wiedzieć czemu stała akurat w tym pokoju, i założył z niej bieliznę. Usiadł przed biurkiem, zrzucił nie potrzebne mu stare notatki i książkę na podłogę, włączył komputer, i zaczął znów czytać notatki z biblioteki. Po jakiejś godzinie coś zaczęło mu przeszkadzać, jakiś dźwięk. Jego telefon który nie wiadomo kiedy i jak znalazł się na biurku. Znów nie zauważył jak Loloth weszła do biura i przyniosła mu telefon. Lecz on był teraz zajęty czym innym, rzucił bezwiednie telefon na materac i dalej pogrążył się w swych studiach.
Kiedy nastała już noc przyszła do niego.
- Nie, nie nie nie, to nie ma najmniejszego sensu. - mówił do siebie.
- Co nie ma sensu? - powiedziała spokojnie, była przyzwyczajona już do tego że ją tak karał jak dzisiaj w łaziencę.
- Wszystko nie ma sensu. Co znów za “Czerwona ciemność”? Jaki “Krwawy mróz”?
- Spokojnie, na pewno to rozgryziesz. Skoro udało ci się zemną, to i z tym sobie poradzisz. A tym czasem może byś odpoczął? Rozluźnił się? To ci pomoże. - podeszła do niego od tyłu, nachylając się nad nim, miała na sobie tylko białe koronkowe stringi. Zaczęła jeździć po jego ciele palcami, drapiąc go przy tym lekko paznokciami - Wstaniesz jutro rano, z nowymi pomysłami. Ze świeżą głową. - szeptała mu do ucha dalej go pieszcząc, drażniąc jego skórę.
Złapał ją za rękę, mocno, lecz nie na tyle by sprawić jej ból, ona zaczęła przygryzać go w szyję - Chodź, zostaw to.
Zaprowadziła go do pokoju, posadziła go na łóżku. - Poczekaj tu chwilę, przygotuję się.
Po kilku chwilach wróciła do niego ubrana w lateksowe majtki, rękawiczki, i zasłoniętymi przez lateksowe pasy, sutkami. W jednej ręce miała pejcz, a w drugiej kajdanki.
- A teraz już ja się postaram żebyś prędko nie zasnął - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem na ustach.
********
Obudził się w nocy, a w zasadzie to obudził go grzmot. Z bardzo dziwnego snu, ale czuł że to nie był tylko sen, że to był ważny sen.
 

Ostatnio edytowane przez Raist2 : 16-01-2015 o 19:02. Powód: Błąd, mały ale jednak.
Raist2 jest offline