Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2015, 21:32   #23
Hazard
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Hildigrim Underbough

Odyseja Hildigrima


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Kgjp2Y3fULk[/MEDIA]

Niknące światło zachodzącego słońca, po raz ostatni dziś rozjaśniło mokre od potu czoło Hildigrima, który skręciwszy w boczną ulicę slumsów, pogrążył się w mroku. Znalazłszy kawałek białej szmaty, przycisnął ją do poważnie krwawiącej rany. Każdy kolejny krok sprawiał mu niewyobrażalny ból, jednak nie zwalniał. Jego zdeterminowany wyraz twarzy i pałające żądzą zemsty oczy skierowały się w stronę staraj kamienicy, w której sklep miał pewien alchemik.

Wchodząc do środka poczuł tak intensywny zapach ziół, że głośno kichnął, co wywołało wyraz bólu na jego twarzy. Za biurkiem znajdującym się na samym środku pokoju siedział drobny mężczyzna -mający już najpewniej najlepsze lata życia za sobą - z popękanymi okularami na nosie. Za jego plecami znajdowała się wysoka i długa jak cała ściana szafa z dziesiątkami małych szufladeczek, które zostały oznakowane za pomocą wyrytych na nich cyfr, liter i symboli.

Staruszek poprawia okulary by dokładniej się Tobie przyjrzeć.
- Och! Nareszcie klient zawitał w moich skromnych progach! - wykrzyczał głosem zgrzytliwym jak źle nastrojone skrzypce.
- Co panu dolega? - zapytał podnosząc się z siedzenia i ruszając w stronę tysięcy szuflad znajdujących się za jego plecami.
- Kaszel? - wyciągnął jakąś brązową fiolkę, po czym szybko ją schował. - Zaparcia? Problemy jelitowe? Już wiem! Gorączka! Ostatnio jakąś epidemię tu mamy, słowo daję! - mówił tak szybko, że trudno było Tobie się wtrącić słowem. W końcu, po wymienieniu dziesiątek przyrządzonych przez niego specjałów i podaniu jeszcze większej liczby dolegliwości, odwrócił się do Ciebie i zauważył paskudnie wyglądającą ranę, którą próbowałeś ukryć pod czerwoną od krwi szmatą.
- Hmm… Chyba mam coś odpowiedniego dla Ciebie… - powiedział odrobinę poważniejszym głosem i sięgnął do szuflady, z której to wyciągnął zielonkawą fiolkę.
- ...ale będzie Ciebie kosztować to 5 złotych koron. Zioła wymagane do przyrządzenia owej mikstury są dość rzadkie, a też mają brzydki zwyczaj psuć się w procesie mieszania, jak sam rozumiesz… bardziej zejść z ceną nie mogę.
Hildigrim spojrzał na sprzedawcę spode łba, z wykrzywionymi z bólu ustami.
-Nie jestem w sytuacji by się wykłócać o cenę – powiedział wyciągając z mieszka monety i kładąc je na biurku. Parę minut później wyszedł ze sklepu z pozornie zadowolonym wyrazem twarzy. Dobrze wiedział, że ma jeszcze sporo rzeczy do załatwienia tej nocy.

* * *

Godzinę później, z wciąż krwawiącą raną i przerażonym wyrazem twarzy znalazł się u progu niewielkiego domu. Niepewnie zapukał, a po kilku chwilach drzwi się uchyliły. Zapach alkoholu uderzył w niego z taką premedytacją, że aż oczy zaszły mu łzami. U progu stał człowiek średniego wzrostu, z długimi lepiącymi się do jego skóry włosami i nieregularnie zarośniętą twarzą.
Niziołek westchnął i wyciągną przed siebie butelkę chwilę wcześniej zakupionej gorzały.

- Potrzebuje usług cyrulika – rzekł, wiedząc, że słowa te padały w tym miejscu wiele razy, a ich właściciela zazwyczaj długo ich żałowali.
Cyrulik-moczymorda z ochotą przyjął butelkę i od razu pochłonął sporą część jej zawartości. Skrzywił się dosyć mocno i krzyknął:
-Achhhhh! Pali. Dobrze, przynajmniej nie starasz się mnie oszukać, jak ten poprzedni, co wodę do butelki nalał – rzekł wesoło. – Na całe szczęście, z tych brudnych bandaży, co mu je założyłem, dostał chłop zakażenia i zdechł w męczarniach. Ha ha ha.
Gromki śmiech cyrulika wywołał u Hildigrima ciarki na plecach. Ten bez zbędnych słów, usunął się trochę na bok, robiąc przejście niziołkowi i gestem zaprosił go do środka. Wchodząc do środka, przez myśl przeszło mu, że chyba wolałby znaleźć się teraz sam na sam z Bazrakiem niż tym szarlatanem. Jednak trzask drzwi za jego plecami uświadomił mu, że nie ma już odwrotu.

Przechodzący obok niewielkiego domu w slumsach Reikerbah ludzie, mogli usłyszeć tej nocy donośny krzyk z niego dochodzący. Potem krótką serie jęków. A na końcu nastąpiła długa cisza, którą raz co raz przerywała głos zachwytu: „achhhhh!” i stukot butelek. Aż w końcu, drzwi ponownie rozwarły się na oścież, a zza nich wyszedł zlany potem niziołek. O dziwo, brodząca krwią rana została skutecznie zszyta, a Hildigrim czuł się o niebo lepiej. Gdy odszedł kilka kroków, po raz ostatni odwrócił się w stronę chatki i w jej drzwiach ujrzał cyrulika z odchyloną delikatnie do tyłu głową, jedną ręką trzymającą już prawie pustą butelkę gorzały, która wlewała się skromnym strumieniem do jego ust, a drugą machającą Hildigrimowi na pożegnanie. Ów dziwaczna scena wyryła mu się w pamięci na długo.

* * *

Będą już w znacznie lepszym stanie, niziołek skierował się do najprawdopodobniej jedynego miejsca, gdzie wiedział, że zostanie ciepło przyjęty. Skręcając w coraz do ciaśniejsze i bardziej oddalone od centym części slumsów, dotarł w końcu do niewielkiej, pozornie wyglądającej na opustoszałą kamienicy. Drzwi były zamknięte, ale po zapukaniu w nie, wybijając charakterystyczny rytm, otwarły się jak na zwołanie. Wszedłszy do środka przywitał go szereg podstępnie uśmiechających się twarzy. Odwzajemniwszy się takim samym, ruszył w stronę sporej kanapy w dalszej części budynku. Hildigrim wymienił się szerokim uśmiechem z siedzącą na niej osoba i rzekł:

- Mam do was pewną sprawę...

* * *

Późno w nocy, położywszy się wreszcie we własnym łóżku, złodziej snuł nikczemne plany i zastanawiał się, co takiego przyniesie mu następny dzień. Nim się obejrzał, zasnął z tym samym szelmowskim uśmiechem, który na co dzień zdobi jego twarz.
 

Ostatnio edytowane przez Hazard : 10-03-2015 o 21:14.
Hazard jest offline