Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2015, 00:06   #591
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Spośród znalezionych przy martwym thagorraki przedmiotów Detlef wziął tylko dziwny, pokryty znakami patyk. Pozostałe nie przedstawiały żadnej wartości i nie wzbudziły choćby ciekawości, jak wspomniany kawałek wonnego drewna. Nie poświęcając truchłu więcej uwagi zawrócił, po drodze instruując Grundiego i Dorrina co do przeszukiwania tuneli wyrobiska.

Po powrocie do reszty dopilnował, by każdy był gotowy do drogi. Kilka osób zajęło się organizacją jedynego w ich sytuacji dostępnego źródła pożywienia, jakim były liczne szczury - na szczęście zwyczajnych rozmiarów. Opiekane nad ogniem szczurze mięso nie jest wyszukanym, ani nawet jakkolwiek przyprawionym daniem, ale dla wygłodzonych krasnoludów okazało się całkiem smaczne. Gdyby zamknąć oczy zdawać by się mogło, że to jakiś gołąb jest, chociaż wrażenie psuł ogon z nieznanego thazorowi powodu nie usunięty przed pieczeniem.

Podczas kilku godzin potrzebnych Galebowi do rozpracowania mechanizmu blokującego przejście i charakteru chroniącej przejścia runy zdołali posilić się, zamocować ławę pod wybierakiem dźwigu do transportu osób i ekwipunku tak, by uniknąć ponownej kąpieli w lodowatej wodzie oraz uszykować się do wymarszu. W tym czasie docierały do nich odgłosy pracy kilofem dochodzące z tuneli, w których eksploatowano złoże złota - Grundi i Dorrin starali się uzupełnić stan oddziałowej sakiewki. Nie zapomnieli też o stałej obserwacji komina sitowego - wróg mógł nadejść w każdej chwili.

Okazało się, że ewakuacja za pomocą ławy nie była konieczna, ale za to świetnie sprawdziła się dla wracających z cennym urobkiem Fulgrimssona i Zarkana. Duma zhufbarczyka z rozwiązania kwestii naglącej ewakuacji, gdyby taka była potrzebna, uległa szczerej radości z przyniesionego przez powracającą dwójkę ładunku.

- Świetna robota! - Wyraził głośno to, co myśleli chyba wszyscy. Nie bez wysiłku przeniósł oba cebrzyki na jeden ze stołów, z którego zgarnął piach. Po krótkim namyśle zaczął dzielić żółte grudki na trzynaście miłych oku stosików, nie pomijając żadnego z khazadów. Wszyscy tu obecni walczyli z wrogiem i starali się uczynić wszystko co w ich mocy, by wyprawa się powiodła. I wszystkim za dotychczasowe trudy należała się nagroda. Był jeszcze jeden powód - zostawienie podziału złota na później oznaczałoby wyczerpujące dźwiganie kruszcu samemu lub obciążenie tym kogoś innego.

Dodatkowy, trzynasty stosik był przeznaczony na potrzeby oddziału. Thorvaldsson przystąpił do dzielenia grudek wedle swojego konceptu - po kolei dokładał jedną grudkę do każdego stosiku, co trzecią kolejkę dokładając dodatkową grudkę dla siebie i dwie na potrzeby oddziału. W ten sposób na każde trzy grudki dla każdego z tworzących oddział khazadów, dla siebie miał cztery, a na zaopatrzenie oddziału pięć grudek. Wydawało mu się to podziałem sprawiedliwym, szczególnie biorąc pod uwagę kompletną beztroskę towarzyszy w kwestii przygotowania do wyprawy. Był przekonany, że pieniędzy na zaopatrzenie nigdy będzie dość. Prowiant, opatrunki i leki - wszystko to kosztowało krocie, jednak mogło zdecydować o życiu i śmierci.

Podział przeprowadzał w sposób jawny, starannie dobierając grudki pod względem wielkości tak, aby całkowita ilość kruszcu była zbliżona dla każdego z członków oddziału. Gdy skończył, po kolei przywoływał khazadów do siebie i przesuwał w ich stronę kolejny stosik.
- Podział zysków. - Mówił. - Obyśmy dożyli chwili, kiedy będzie można z tego skorzystać. - Dodawał, chociaż pogodny ton przeczył słowom. No bo jak tu martwić się dalszą drogą, stanem rannych i deptającym po piętach wrogiem, kiedy w dłoni ciężka od złotych grudek sakiewka? Swoją dolę dostał też Roran - jemu złoto przyniósł Detlef nie chcąc niepotrzebnie forsować ciężko rannego. Kruszec przeznaczony na zaopatrzenie dorzucił do sakiewki, w której brzęczały monety od Thorina za wykup zdobycznego naszyjnika.

W końcu przejście ukryte runą stanęło otworem. Dobrze się stało, bowiem thagorraki znowu zaczęły węszyć w kominie sitowym, a nawet ostrzelać khazadów na dole. Odpowiedź Thorguna spłoszyła przeciwników, ale nie można było odetchnąć - mogły wrócić w każdej chwili.

Szybko zebrali manatki i ruszyli w głąb odkrytego przejścia. Detlef obejrzał wrota dokładnie mając nadzieję na obmyślenie sposobu ich zatrzaśnięcia. W tym celu odciął z wybieraka dźwigu ławę i przytargał ją do przejścia. Gdy wszyscy zniknęli w korytarzu wraz z Khaidar przesunął wrota na pierwotne miejsce i zastawił je zapartą o nierówności wąskiego tunelu ławą. Upewniwszy się, że mocno trzyma podążył za resztą. Tunel był wąski i nie było mowy o minięciu drugiego krasnoluda. Gdzieś z przodu przyszła informacja, że został odnaleziony właz w podłodze. Po jakimś czasie został otwarty i mogli pojedynczo przedostać się na niższy poziom. Detlef zjechał na dół ostatni, wcześniej stosując swoją metodę ze pętlą zawiązaną na jednym końcu liny przełożonej przez rurę służącą do podniesienia pokrywy włazu. Będąc na dole pociągnął za jeden koniec liny i ta po chwili w całości znalazła się na dole. Powrót na górę nie był niemożliwy, jednak wymagał wielkiej zręczności i całkiem sporej dawki szczęścia przy posługiwaniu się liną i kotwiczką. Wracać jednak nie zamierzali.

Sprofanowana kapliczka Grungniego nie obruszyła zanadto Detlefa, bowiem nigdy nie był zbytnio religijny. Bardziej zżymał się na samą obecność zielonoskórych w khazadzkiej kopalni i pod khazadzką górą. Nie zamierzał jednak przeszkadzać innym, jeśli tylko czują obowiązek doprowadzenia kapliczki do porządku. I tak mieli zostać tutaj na czas odpoczynku. Thorvaldsson zastanawiał się nad kierunkiem dalszej wędrówki. Pierścień wokół Azul, jak opisali go Ergan i Kyan, a także jeszcze niżej położona droga prowadząca na wschodnią część góry były niepewne, być może opanowane przez wroga, a długa podróż oznaczała całkiem prawdopodobne problemy z prowiantem oraz wodą i z tego względu były mniej atrakcyjne od prowadzącej ku powierzchni drodze na zachód.

Zarządził postój, rozdzielił warty i uszykował się do snu. Kto wie, być może ostatni raz w azulskich podziemiach? Szczęśliwie nikt nie zakłócił im odpoczynku. Budzącym się i szykującym do wymarszu towarzyszom powiedział krótko:
- Idziemy na zachód. Na powierzchnię. - może mu się zdawało, ale chyba usłyszał ciche westchnienia ulgi. Wielu z nich miało już dosyć mrocznych i dusznych korytarzy pod Azul.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline