Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2015, 00:06   #591
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Spośród znalezionych przy martwym thagorraki przedmiotów Detlef wziął tylko dziwny, pokryty znakami patyk. Pozostałe nie przedstawiały żadnej wartości i nie wzbudziły choćby ciekawości, jak wspomniany kawałek wonnego drewna. Nie poświęcając truchłu więcej uwagi zawrócił, po drodze instruując Grundiego i Dorrina co do przeszukiwania tuneli wyrobiska.

Po powrocie do reszty dopilnował, by każdy był gotowy do drogi. Kilka osób zajęło się organizacją jedynego w ich sytuacji dostępnego źródła pożywienia, jakim były liczne szczury - na szczęście zwyczajnych rozmiarów. Opiekane nad ogniem szczurze mięso nie jest wyszukanym, ani nawet jakkolwiek przyprawionym daniem, ale dla wygłodzonych krasnoludów okazało się całkiem smaczne. Gdyby zamknąć oczy zdawać by się mogło, że to jakiś gołąb jest, chociaż wrażenie psuł ogon z nieznanego thazorowi powodu nie usunięty przed pieczeniem.

Podczas kilku godzin potrzebnych Galebowi do rozpracowania mechanizmu blokującego przejście i charakteru chroniącej przejścia runy zdołali posilić się, zamocować ławę pod wybierakiem dźwigu do transportu osób i ekwipunku tak, by uniknąć ponownej kąpieli w lodowatej wodzie oraz uszykować się do wymarszu. W tym czasie docierały do nich odgłosy pracy kilofem dochodzące z tuneli, w których eksploatowano złoże złota - Grundi i Dorrin starali się uzupełnić stan oddziałowej sakiewki. Nie zapomnieli też o stałej obserwacji komina sitowego - wróg mógł nadejść w każdej chwili.

Okazało się, że ewakuacja za pomocą ławy nie była konieczna, ale za to świetnie sprawdziła się dla wracających z cennym urobkiem Fulgrimssona i Zarkana. Duma zhufbarczyka z rozwiązania kwestii naglącej ewakuacji, gdyby taka była potrzebna, uległa szczerej radości z przyniesionego przez powracającą dwójkę ładunku.

- Świetna robota! - Wyraził głośno to, co myśleli chyba wszyscy. Nie bez wysiłku przeniósł oba cebrzyki na jeden ze stołów, z którego zgarnął piach. Po krótkim namyśle zaczął dzielić żółte grudki na trzynaście miłych oku stosików, nie pomijając żadnego z khazadów. Wszyscy tu obecni walczyli z wrogiem i starali się uczynić wszystko co w ich mocy, by wyprawa się powiodła. I wszystkim za dotychczasowe trudy należała się nagroda. Był jeszcze jeden powód - zostawienie podziału złota na później oznaczałoby wyczerpujące dźwiganie kruszcu samemu lub obciążenie tym kogoś innego.

Dodatkowy, trzynasty stosik był przeznaczony na potrzeby oddziału. Thorvaldsson przystąpił do dzielenia grudek wedle swojego konceptu - po kolei dokładał jedną grudkę do każdego stosiku, co trzecią kolejkę dokładając dodatkową grudkę dla siebie i dwie na potrzeby oddziału. W ten sposób na każde trzy grudki dla każdego z tworzących oddział khazadów, dla siebie miał cztery, a na zaopatrzenie oddziału pięć grudek. Wydawało mu się to podziałem sprawiedliwym, szczególnie biorąc pod uwagę kompletną beztroskę towarzyszy w kwestii przygotowania do wyprawy. Był przekonany, że pieniędzy na zaopatrzenie nigdy będzie dość. Prowiant, opatrunki i leki - wszystko to kosztowało krocie, jednak mogło zdecydować o życiu i śmierci.

Podział przeprowadzał w sposób jawny, starannie dobierając grudki pod względem wielkości tak, aby całkowita ilość kruszcu była zbliżona dla każdego z członków oddziału. Gdy skończył, po kolei przywoływał khazadów do siebie i przesuwał w ich stronę kolejny stosik.
- Podział zysków. - Mówił. - Obyśmy dożyli chwili, kiedy będzie można z tego skorzystać. - Dodawał, chociaż pogodny ton przeczył słowom. No bo jak tu martwić się dalszą drogą, stanem rannych i deptającym po piętach wrogiem, kiedy w dłoni ciężka od złotych grudek sakiewka? Swoją dolę dostał też Roran - jemu złoto przyniósł Detlef nie chcąc niepotrzebnie forsować ciężko rannego. Kruszec przeznaczony na zaopatrzenie dorzucił do sakiewki, w której brzęczały monety od Thorina za wykup zdobycznego naszyjnika.

W końcu przejście ukryte runą stanęło otworem. Dobrze się stało, bowiem thagorraki znowu zaczęły węszyć w kominie sitowym, a nawet ostrzelać khazadów na dole. Odpowiedź Thorguna spłoszyła przeciwników, ale nie można było odetchnąć - mogły wrócić w każdej chwili.

Szybko zebrali manatki i ruszyli w głąb odkrytego przejścia. Detlef obejrzał wrota dokładnie mając nadzieję na obmyślenie sposobu ich zatrzaśnięcia. W tym celu odciął z wybieraka dźwigu ławę i przytargał ją do przejścia. Gdy wszyscy zniknęli w korytarzu wraz z Khaidar przesunął wrota na pierwotne miejsce i zastawił je zapartą o nierówności wąskiego tunelu ławą. Upewniwszy się, że mocno trzyma podążył za resztą. Tunel był wąski i nie było mowy o minięciu drugiego krasnoluda. Gdzieś z przodu przyszła informacja, że został odnaleziony właz w podłodze. Po jakimś czasie został otwarty i mogli pojedynczo przedostać się na niższy poziom. Detlef zjechał na dół ostatni, wcześniej stosując swoją metodę ze pętlą zawiązaną na jednym końcu liny przełożonej przez rurę służącą do podniesienia pokrywy włazu. Będąc na dole pociągnął za jeden koniec liny i ta po chwili w całości znalazła się na dole. Powrót na górę nie był niemożliwy, jednak wymagał wielkiej zręczności i całkiem sporej dawki szczęścia przy posługiwaniu się liną i kotwiczką. Wracać jednak nie zamierzali.

Sprofanowana kapliczka Grungniego nie obruszyła zanadto Detlefa, bowiem nigdy nie był zbytnio religijny. Bardziej zżymał się na samą obecność zielonoskórych w khazadzkiej kopalni i pod khazadzką górą. Nie zamierzał jednak przeszkadzać innym, jeśli tylko czują obowiązek doprowadzenia kapliczki do porządku. I tak mieli zostać tutaj na czas odpoczynku. Thorvaldsson zastanawiał się nad kierunkiem dalszej wędrówki. Pierścień wokół Azul, jak opisali go Ergan i Kyan, a także jeszcze niżej położona droga prowadząca na wschodnią część góry były niepewne, być może opanowane przez wroga, a długa podróż oznaczała całkiem prawdopodobne problemy z prowiantem oraz wodą i z tego względu były mniej atrakcyjne od prowadzącej ku powierzchni drodze na zachód.

Zarządził postój, rozdzielił warty i uszykował się do snu. Kto wie, być może ostatni raz w azulskich podziemiach? Szczęśliwie nikt nie zakłócił im odpoczynku. Budzącym się i szykującym do wymarszu towarzyszom powiedział krótko:
- Idziemy na zachód. Na powierzchnię. - może mu się zdawało, ale chyba usłyszał ciche westchnienia ulgi. Wielu z nich miało już dosyć mrocznych i dusznych korytarzy pod Azul.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 16-01-2015, 17:36   #592
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Złoto. Czymż jest złoto? Wyznacznikiem bogactwa? Wyznacznikiem statusu społecznego? Nie. Złoto było tak naprawdę uniwersalnym towarem, który można było wymienić na wszystko. I to była jedyna jego funkcja.

Kiedy Detlef rozdawał każdemu jego dolę Kowal Run stał nad całą sytuacją i przyglądał się jej. Bandaże skutecznie maskowały wyraz jego twarzy, a spojrzenie... ciężko było wyczytać z niego cokolwiek. Nieporadnie otworzył swoją torbę i umieścił w niej wydzieloną mu część.

Złoto. Jednocześnie tak potrzebne, a tyle zabierające tym, który przeceniają jego wartość.

***

Powierzchnia... była blisko...

Jednak Galeb czuł pewien żal. Niedługo mieli opuścić podziemia, a gdzieś tam pozostały ślady po Mistrzu Run i jego Uczniu. Co mogli zrobić? Co mogli począć? Galeb mógł tak naprawdę teraz tylko się pomodlić za pozostałych Runiarzy. Może ich jeszcze spotka? Może będą mogli mu opowiedzieć co się wydarzyło, kiedy się oddalili?

Modlitwa jednak nie mogła być spokojna. Oto dostali się na Pierścień i pierwsze co im sie ukazało to zbezczeszczona przez zielnoskórych kapliczka Wszechojca. Wielki był gniew i złość Galeba, nie tylko na to że orkowie dopuścili się takiego bezeceństwa, ale też dlatego że niewiele mógł z tym zrobić. Wziął więc młot ujął go nieporadnie w obie dłonie i modlił się do Grungniego, kiedy jego towarzysze zajmowali się czyszczeniem kapliczki. Jego głos zabrzmiał w tunelu, a runotwórca wlał w słowa całą swoją pasję i wiarę.

Ojcze nasz przedwieczny, ty który powiodłeś nas przez góry
Ty który odkryłeś przed nami podziemne królestwa
Ty który nadałeś nam dar tworzenia rzeczy
Zielona plaga zalega nad tą krainą ubliżając swoją egzystencją Twojemu majestatowi
My wierne dzieci Twoje nie zapomnimy tego


Kowal run zacisnął okrytą płócienną rękawicą dłoń na młocie i uniósł go wysoko w dramatycznym geście. I choć ręka zapiekła jak jasna cholera i choć palce protestowały Galeb wytrwał w tej pozie.

My zrodzeni z kamienia, o skórze z żelaza i kościach ze stali
Pomścimy tą obelgę, którą orcza orda uczyniła wobec Ciebie
Praojcze nasz, wyczekuj naszych czynów, wsłuchuj się w nasze wołania
Zielonych ścierw agonalny jęk jak modlitwa do Ciebie poniesie się.


Po tym Kowal Run przyklęknął i oparł młot o ziemi. Dłoń trochę się rozluźniła, ale ból pozostał. Galeb odetchnął. Wytrwał w takiej pozie dopóki jego towarzysze nie skończyli czyścić kapliczki. Modlił się przy tym za towarzyszy jak i pomyślność dla zaginionych runiarzy oraz dla Azul, które choć obeszło się z nimi jak obeszło, ale jednak było Krasnoludzką Twierdzą.

***

Odpoczął. Dłonie i twarz goiły się bardzo powoli, ale runiarz był cierpliwy. Wszystko miało swoje przyczyny i powody. Popełnił tam przy oczyszczarce błąd i ból i powikłania były ceną za niego. Najważniejsze jednak, że nadal mógł chodzić. Miał tylko nadzieje, że dane im będzie dotrzeć w końcu do jakiejś bezpiecznej przystani. Galeb skinął głową na rozkaz Detlefa.

- Ano ku powierzchni.
 
Stalowy jest offline  
Stary 16-01-2015, 23:38   #593
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Kiedy w sakwie dało się już odczuć słodki ciężar kruszcu o kolorze miodu, Grundi rozpromienił się na chwilę. Oto mogli odpocząć, zjeść i napić się czegoś ciepłego, a dodatkowo może coś się zwróci za tę szaleńczą wyprawę.

Czemuż się nie cieszyć? Ano temuż że wróg siedział im na karku jak jakaś upierdliwa wsza i zdawać by się mogło że cała szczurza armia uwzięła się właśnie na tą małą grupkę khazadów. Jednak szczury, pomimo że były upartymi bydlakami to daleko im było do uporu i twardości synów gór, co potwierdzać mogły skaveńskie ścierwa, które zostawili za sobą. Oczekiwanie aż Galeb otworzy ukryte drzwi nie było tak długie jak mogło by się wydawać. Ponowne pojawienie się szczurzych mord na kracie komina sitowego trochę odwróciło uwagę od pozornej nudy. ~Abyście przemarzły tam małe obkurwieńce. Na ustach Fulgrimssona pojawił się uśmieszek. Śmierć z wyziębienia, czy śmierć od khazadzkiej stali. Grundiemu było wszystko jedno, byle parszywce gryzły piach. Lecz nim mogło dojść do jakiejkolwiek konfrontacji, przejście zostało otwarte i można było ruszyć dalej.

Po przeprawie przez wąskie gardło pęknięcia skalnego, znaleźli się na głównym szlaku okalającym Azul. Wieść to była dobra, gdyż stąd już parę kroków dzieliło ich od powierzchni. Lecz co czeka ich na zewnątrz? Orki, Ogry, inne ścierwo które trzeba będzie rozsiec? Lecz co dalej? Gdzie iść? Gdzie znaleźć jakieś pożywienie? Jak dotąd sprawa była dość prosta. Tunel. Za nimi wróg, gdzieś przed nimi wyjście, a na powierzchni? Choć Grundi zwiedził już spory kawał świata, to jednak preferował stabilne środowisko krasnoludzkich twierdz. Przynajmniej deszcz nie lał się na łeb, a śnieg nie zawiewał w oczy. Lecz cóż było czynić?

***


Widok zniszczonej kapliczki niemal wywrócił flaki Grundiemu. Orki! Zielone bydlęta aż prosiły się aby je wypatroszyć. Fulgrimsson przejechał ręką po bliźnie na policzku i zdławił w sobie wściekłość. Nie było większego sensu ją teraz okazywać. Grundi wolał podsycić złość w sobie niczym żar w palenisku, aby w odpowiednim momencie odpłacić zielonej zarazie za to że w ogóle śmie oddychać tym samym powietrzem co reszta świata. Nie rzucił się jednak do oczyszczania posągu. Dwójka jego kamratów już się tym zajęła i jeden więcej, a tylko wchodzili by sobie pod nogi i bardziej przeszkadzali, niż przyśpieszali prace. W ciszy pomodlił się wraz z Galebem, zaciskając tylko pięść na stylisku topora i postanowił trochę odpocząć.

Czas postoju Fulgrimsson poświęcił na dalsze rycie run na obrzeżu tarczy. Całe zdania wychodziły jeszcze kiepsko. Thorin mógłby rzec że tragicznie, ale wychodziły. Grundi skupił się na pojedynczych znakach i wyrazach: "Ork" "Ścierwo" "Oczyścić". Gdy brakowało mu słowa albo nie wiedział jak dokładnie je zapisać postanowił pozawracać trochę głowę Galebowi. Dawno już nie gadał z Kowalem Run, a ten i tak ostatnimi czasy nie cierpiał na nadmiar zajęć, w przeciwieństwie to Thorina. No i warto było zerknąć jak tam trzyma się jego noga. Tajemnicą nie było że lepiej często sprawdzać i doklepywać nity, niż pozwolić się raz rozlecieć i kupić nowe. O ile w ogóle mieli by gdzie kupić cokolwiek.
Ten mały przegląd przypomniał Grundiemu o jego własnym sprzęcie. Należało go oczyścić ze śladów korozji i zabezpieczyć. Lecz jak? Oliwa nie dość że na wykończeniu to jeszcze niezbędna do tego aby widzieli cokolwiek... Szczury! Małe, wkurwiające i pyszniutkie jebańce miały przydać się po raz kolejny. Grundi wybrał więc ze wspólnego zapasu najtłustszego skurwysyna jakiego dojrzał i po wyczyszczeniu zbroi, jego tłuszczem zabezpieczył pancerz. Może to niewiele, ale obecnie najlepsze co miał. Nie brał dużo, bo dotąd głodująca część ekipy gotowa była go zlinczować za marnowanie jedzenia. Co jak co, ale o zbroje trzeba było dbać jak o własną dupę, gdyż to ona tę dupę zabezpiecza.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 17-01-2015, 12:44   #594
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kolejny dzień w kopalni złota, jak się okazało. Dirk cenił złoto, w końcu urodził się pod znakiem Złotego Koguta, jednak ponad wszystko cenił życie i wiedzę. Po przeprawie przez jezioro był wycieńczony. Dlatego leżał owinięty w koc niedaleko ognia i rozmyślał. Miał niemal wszystkie składniki by ponownie przygotować Ogień Klanu Lisa. Co prawda niektóre składniki, takie jak żywica, były w nietypowych miejscach, choć wciąż dostępne. Thorin na pewno nie potrzebował wiecznie wymazanego w żywicy plecaka. Mało było oliwy, którą Detlef zarządził rozlać do lamp, a zamiast węgla drzewnego można było użyć kamiennego, choć ten drugi należało dokładniej zmielić. Dirk w pusty worek po prowiancie umieścił kawałki węgla, wyszukał także odłamków skał zawierające miedź.

Galeb zajął się wrotami, a gdy już były otwarte, Dirk przejrzał stosy kamieni, szukał płaskich odłamków przypominających klin. Jak się okazało nie tylko Dirk planował zaczopować wrota. I jak się okazało Detlef wpadł na podobny pomysł. Podczas gdy Detlef z Khaidar blokowali ławą wrota Dirk zaproponował, że będzie szedł ostatni. Gdy napotkał podejrzliwy wzrok Detlefa wyjaśnił mu: – mam płaskie kamienie, które wbijając po obu stronach wrót można je zablokować i to solidnie. Zerknij na nie Detlefie, kształtem przypominają klin. Wbijając węższym końcem w przestrzeń pod drzwiami zablokujemy je na stałe. Im mocniej ktoś będzie napierał na drzwi tym bardziej je zaklinuje. Drewno mogłoby nam się jeszcze przydać, szkoda je tu tak zostawiać.

Korytarz w którym się znaleźli był bardzo ciasny, ciasny dla znakomitej większości khazadów. Dirk był chudzielcem, był niemal kadawerycznie chudy. Dlatego też zdołał przecisnąć się pomiędzy Khaidar i Detlefem tak by zostać na końcu i zaczopować przejście. Płaskie kamienie cieńszym końcem wbijał obuchem czekana, a że miał ich spory zapas to obficie nawbijał tych kamieni-klinów. Nie mógł ich wbić tak jakby sobie tego życzył z powodu obrażeń dłoni, jednak miał już na tyle sprawne aby przypasować, czekanem ulokować, a stopą dobić.

Marsz wąskim przejściem obfitował w zabawne sceny, w których główną rolę grail grubasy. Zbyt obfite kształty co poniektórych kompanów sprawiały, że od czasu do czasu blokowali przejście i trzeba było im pomagać. Dirk szedł tuż za Detlefem śmiejąc się radośnie pod nosem gdy ponownie Dorrin lub inny grubasek utknął. W końcu dotarli do końca korytarza. Przy pomocy liny i opracowanego przez Detlefa sposobu opuszczania się dość sprawnie poszła przeprawa. Kolejne były nowiny od Kyana, Hurana i Ergana. Byli ponoć blisko wyjścia. Dirk przykładając zimny kawałek skały do czoła cieszył się na te wieści. Tęsknił za otwartą przestrzenią, za powiewami wiatru, za zapachami, które wiatr niósł, za przestrzenią, a przede wszystkim za promieniami słonecznymi. Odchody orcze nie wróżyły niczego dobrego, a uświniona kapliczka Grungiego sprawiła, że krew zawrzała. Jednak Dirk nie kwapił się do czyszczenia kapliczki, nie z ranami, w które mogłoby wdać się zakarzenie. Przed snem wzniósł modlitwę do Grungiego i Morgrima. A z otrzymanego przydziału złota wybrał najpiękniejszą grudę i zlożył ją w ofierze, ale dopier wtedy gdy kapliczka była oczyszczona. Następnie przyszła kolej na wcieranie maści w gojące się kolano i poparzone dłonie.

Nad ranem Detlef zarządził wymarsz w kierunku powierzchni.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 17-01-2015 o 13:02.
Manji jest offline  
Stary 19-01-2015, 05:58   #595
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
14 Vharukaz, czas Salferytu, Anugaz Veaghir 5568 KK
Wielki Pierścień Azul, droga na zachód ku powierzchni


Po oczyszczeniu kapliczki humory pewnie się poprawiły u kilku z khazadów gdyż ów miejsce kultu wyglądało od razu inaczej, trudno oczywiście było mówić o dostojeństwie podziemnej kapliczki ulokowanej gdzieś na trakcie ale jednak serce i tak rosło gdy wyrzeźbiona w kamieniu twarz boga Grungniego odzyskała swój dawny, ponury, obiecujący zemstę wygląd. Ergan i Thorin zrobili kawał dobrej roboty gdyż ich wysiłek pozwolił na niemalże perfekcyjne dotarcie kamiennej płyty i pozbawienie jej śladów łajna, krwi i bogowie raczyli wiedzieć czego tam jeszcze, widać boleśnie obaj odczuć musieli bezeceństwa jakich dopuścili się urukazi i to dodało im sił. Gdy kaplica została już należycie oczyszczona zrobiło się niemalże mistycznie, Galeb odmawiający głośno modlitwy wespół z modlącymi się w ciszy Grundim, Erganem, Huranem, Thorinem i Dirkiem, to był nie byle jaki widok biorąc pod uwagę okoliczności w jakich znajdowała się grupa. Do tego akt ofiary ze strony Urgimssona w postaci największego samorodka złożonego na płycie przed praojcem krasnoludów, to było nie byle co. Gest ten byłby może i skromny z punktu widzenia wielu osób ale napełnił on Dirka nadzieją i wiarą, ciarki przeszły mu po plecach tak mocne że aż nieprzyjemne, uczucie uniesienia równe temu które zwykło się przeżywać w wielkich świątyniach podczas oficjalnego odprawiania modłów, tak, z jakiegoś powodu Dirk od razu poczuł się lepiej na duchu. Wkrótce po odpoczynku, modlitwie, posiłku i zebraniu maneli, grupa ruszyła dalej, zgodnie z planem Detlefa obrana została zachodnia droga a wszystkie jej odnogi pominięte, od tej pory podziemny trakt prowadził ku górze zatem każdy krok nie był już tylko krokiem przed siebie ale i męczącym krokiem po nierównej skalnej rampie, która zbliżała się ku powierzchni, każdy już to czuł na swój sposób. Tunel którym podążała drużyna był całkowicie wykuty przez matkę naturę, zatem był bardzo trudnym do przebycia, krzywe podłoże było zdradliwe szczególnie dla rannych którzy mieli niewiele sił w nogach, nitka korytarza wiła się pod różnymi kątami przez co łatwo było stracić orientację. Bywało tak że tunel rozrastał się do gigantycznych rozmiarów, innymi razy malał tak okrutnie że jedynie na kolanach można było go pokonać i choć droga nie była w zasadzie daleka to dłużyła się niemiłosiernie, szczególnie że ranni poważnie Roran i Thorgun decydowali o prędkości pochodu, a to oznaczało najwolniejszą z możliwych prędkości marszu.



Gdzieś nad górami noc zamieniła się właśnie w dzień kiedy grupa zrobiła pierwszy postój, krótki odpoczynek na posiłek i podróż została wznowiona co wykańczało niemalże każdego z krasnoludzkich wojowników w oddziale. Detlef i Grundi trzymali się najlepiej, odrobinę gorzej było jedynie z Khaidar i Thorinem gdyż ci wciąż cierpieli z powodu dużej głębokości na jakiej się znajdowali, trzeba było jednak przyznać że z każdą przebytą milą ta słabość przemijała a to było najlepszym dowodem tego że grupa wędrowała konsekwentnie ku powierzchni. Zrobiło się znacznie chłodniej niż początkowo przypuszczano, skalne ściany mieniły się blaskiem co było spowodowane światłem latarni i pochodni odbijającym się od bardzo cienkiej lodowej warstwy jaka je pokrywała. Z ust każdego z wędrowców wydobywały się kłęby pary a przez ciągły wysiłek fizyczny niektórzy odczuwać poczęli w piersiach kłucie spowodowane zimnym powietrzem. Po kolejnych kilku godzinach marszu zarządzono postój, co prawda na powierzchni było dopiero późne popołudnie ale podziemny świat rządził się swoimi prawami i na tę chwilę był to czas na dłuższy odpoczynek. Po posiłku okazało się że jadła i wody starczy jeszcze na góra jeden dzień, z czego jeśli o to pierwsze szło to racje żywnościowe miały być mniejsze nawet niż połowa, nie wyglądało to dobrze tym bardziej że poza ucztą z pieczonych szczurów, grupa od jakiegoś czasu już posilała się mocno okrojonymi porcjami jadła co odbić się mogło nie tylko na braku sił czy chęci przebycia dalszej części drogi, ale nawet dość poważnie na zdrowiu w tych trudnych klimatycznie warunkach.


Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
15 Vharukaz, czas Hyrvelitu, Anugaz Veaghir 5568 KK
Zachodni trakt podziemny, wielka grota nocnych łowców


Nadszedł kolejny dzień, po kolejnej nocy, na szczęście znów spokojnej. Kto wie, być może Detlef i Dirk faktycznie zdołali zablokować sekretne skalne wrota w kopalni złota i tym samym odcięli podążający za nimi pościg. Zakładając taki scenariusz można by śmiało założyć że przewaga oddziału khazadów i tak nie byłaby duża gdyż skaveny przemieszczały się bardzo szybko pod pręgierzem swych panów, natomiast oddział Detlefa wędrował niezmiernie wolno ze względu na rannych i brak rozeznania w terenie. Najważniejsze jednak że można było wznowić marsz w spokoju. Tego dnia każdy już czuł w nozdrzach powiew świeżego powietrza, musiało ono dostawać się pod ziemię jakimś większym otworem niż zwyczajne kanały wentylacyjne, to było ewidentnie czuć. Po kolejnych postojach, posiłkach i zaspokajaniu pragnienia można było wędrować dalej w nieco lepszych humorach, jednak warto było zauważyć że w manierkach i bukłakach było już niemalże pusto a żywność była tylko wspomnieniem, do tego zostało kilka pochodni co z jednej strony odciążyło tragarzy a z drugiej było niczym obietnica nadchodzącej ciemności prowadzącej w nieznane. Droga dalej pięła się ku górze gdy idąca na szpicy Khaidar dostrzegła coś leżącego pod ścianą, po bliższych oględzinach stało się jasne że to martwy skaven, kilkanaście kroków dalej leżał kolejny, i następny… w sumie było tam sześć ciał. Każdy z thaggoraki był przebity włócznią lub rozchlastany toporem, trudno było na pierwszy rzut oka powiedzieć jak długo ciała już tam leżały. Niedługo później do nozdrzy krasnoludów dotarł zapach palonego drewna i pieczonego mięsiwa, a im dalej zapuszczała się grupa tym tunelem tym więcej różnych odgłosów słyszała. Pierwej jakieś ryki, dziwne, krótkie jakby urywane, później coś jakby się złamało, być może gałąź! Odgłosy były bardzo osobliwe, w końcu jednak poza słuchem, krasnoludy mogły wreszcie wykorzystać wzrok, ich oczy wychwyciły w głębi korytarza jakieś światło. Gdy grupa zbliżyła się do końca tunelu wtedy wszystko stało się jasne, wraz z tym dlaczego ci którzy byli w podziemnej ogromnej sali nie zauważyli nadchodzących dawi, a to dlatego że przebywające tam skaveny były uwikłane w jakiś dziwny pojedynek słowny!



Szczuroludzi w ogromnej jaskini było dziewięciu z czego trzech spało w pobliżu wielkich głazów po lewej od tunelu którym przybyli khazadzi. Daleko, w głębi sali było dwóch skaveńskich wojowników którzy stojąc w snopie światła, które padało z niewielkiej szczeliny w sklepieniu jakieś sto pięćdziesiąt stóp nad poziomem podłogi, ćwiartowali chyba jakiegoś zwierza, po czym obdzierali go ze skóry. Najciekawsza była jednak grupa czterech thaggoraki po prawej stronie, dwóch z nich stało pod ścianą z kuszami wycelowanymi w dziurę w suficie, a kolejna dwójka stała na obrzeżach wielkiej sterty orczych ciał i w swym wstrętnym języku wykrzykiwała coś do góry. Po kilku zdaniach nastała krótka cisza, po niej zaś w okrągłym otworze umiejscowionym jakieś sześćdziesiąt stóp nad podłogą, pojawiła się jakaś gęba i rzuciła kilka słów w charczącym, kalającym słuch języku, było bardziej niż pewne że tak język jak i głos należą do orka. Wtedy z dołu znów rozpoczęła się tyrada piskliwych zdań w queekish, na to z góry poleciały w odpowiedzi grube czarne strzały które wbiły się w stertę orczych kadawerów… sądząc po ilości strzał orków musiało być najmniej cztery. Co ciekawe, owa wymiana zdań oraz pocisków z broni miotającej, w ogóle nie zbudziła śpiącej trójki skaveńskich wojowników. Z otworu, z którego nadleciały strzały, wisiały trzy grube liny, ich dolne końce były skryte gdzieś w stercie trupów urukazi, których musiało być najmniej dwanaście… na górze liny były zaczepione gdzieś poza zasięgiem tych którzy przebywali w grocie. Na jednej z lin, wisiał głową w dół ork, którego noga uwięziona była w zwojach grubego powrozu, zielonoskóry osobnik był martwy, co zauważyć dało się nie tylko po tym iż ciekła z niego krew lub że się nie ruszał, ale najlepszym tego dowodem było ze dwie dziesiątki bełtów którymi było naszpikowane jego całe ciało. Z otworu z którego zwisały liny nie dobiegało światło inne niż słaba i migotliwa poświata być może z pochodni lub ogniska, drugi otwór, ten wysoko w wyższym stropie sali, z całą pewnością prowadził na zewnątrz, przezeń do groty dostawał się snop światła które pozwalało zauważyć w niewielkich niszach w ścianach, niesamowicie wielką kolonie nietoperzy która o dziwo, zdawała się nie reagować na pokrzykiwania skavenów i orków. Poza wspomnianymi już, w grocie było pięć wielkich głazów, trzy po lewej licząc od pozycji oddziału Detlefa oraz dwa, mniej więcej w centrum sali, każdy z nich był wysoki mniej więcej na trzy stopy i szeroki na sześć do ośmiu stóp. W ścianach sali było nie mniej jak dwanaście półek skalnych na których były wejścia do tuneli, trzy z wejść były na poziomie podłogi, właśnie w jednym z takich tuneli stała grupa khazadów, kolejne trzy miały wejścia na wysokości piętnastu stóp i po trudnej wspinaczce dałoby rade się do nich dostać, jednak pozostała szóstka wejść była rozsiana na różnych wysokościach po ścianach które były całkowicie poza zasięgiem krasnoludów.



Na tę chwilę khazadzi pozostali w ukryciu, dzięki temu że szczuroludzie byli uwikłani w swego rodzaju utarczki słowne z orkami, nie zdołali oni zauważyć światła pochodni khazadów, to jednak było jedynie kwestią czasu gdy się zorientują co i jak.
 
VIX jest offline  
Stary 20-01-2015, 21:56   #596
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Stać! Cofnąć się! - Detlef zatrzymał wychodzących z tunelu khazadów. Sam pozostał przy wejściu i rozglądał się po jaskini, mając przy tym skaveny na oku.

- Pochodnie gasić. - Cofając się Dirk kontynuował szeptem - czekamy aż się wytłuką czy ich bijemy? A może jeden z nas strzelając, sprowadziłby skavów w tunel, moglibyśmy ich zatłuc w wąskim tunelu. Albo pod osłoną strzelców podkraść się do śpiących skavów i ich wyeliminować.

- Lepiej ich nie ruszać. Jeśli wybijemy szczury, to przylezą tutaj orki - a tak pilnują się nawzajem i mają przy okazji zajęcie. - Odrzekł thazor.

-Nie sądzę by szybko odpuścili. Ni jedni ni drudzy odezwał się Roran, któremu często się to ostatnio nie zdarzało - Jeśli ich nie ominiemy, a na to wielkich szans nie ma to w końcu się wysieką, ani jedni ani drudzy nie odpuszczą łatwo. Jeśli by orki w końcu trafiły któregoś z rywali to by wprowadziło zamieszanie i może odsłonilo by się na to wejscie obok wskazał ku najbliższemu z korytarzy - ale wątpie by tak się stało..

- Dlatego lepiej pójść w lewo. - Detlef wskazał kolejne przejście, które dostrzegł za trzema głazami. [/i]- Jeśli usuniemy śpiących, to tamci mogą w ogóle nie zauważyć, że przechodzmy. Ja, Grundi i Khaidar - po cichu dajemy pod ścianą i bierzecie się za tych dwóch śpiochów, ja zabezpieczam. Tylko bez kombinowania - od razu ostrze w gardło, żeby nie zdołali ostrzec pozostałych. Tego od środka jaskini nie ruszamy - za duże ryzyko. [/i]- Wydał dyspozycje. - Pozostali czekać tutaj i szykować kusze, rusznica tylko w ostateczności. Im dłużej zielonoskórzy na górze nie wiedzą co tu się dzieje, tym lepiej. Thorinie, ustal kolejność ze względu na stan rannych i zadbaj o ciszę i porządek. Na mój znak pojedynczo zaczniesz wysyłać resztę - my w tym czasie zabezpieczamy przejście i tunel. Bądźcie gotowi na walkę chociaż liczę na to, że tym razem uda się jej uniknąć, jeśli tylko postaramy się nie hałasować.- Przekazał khazadom. - Wszystko jasne?

- Sostafic ich?! Na falujomcom blode Glimnila blacia, kiedyśta i gcie sgubili jajca? hm? Mose gcies po dloce nie daleko? Flocić po nie?- żachnał się Kyan ładujący kuszę.

- To nie po klasnolucku psemykac siem nicym spicastouche wielbiciele dsef… nie podoba mi siem to… nic a nic…jesce fe flasnym domu...Detlefie fybijmy skulfieli... - spojrzał złowrogo na panoszące się skaveny, a pięść zacisnęła się mimowlnie z furii jaką dusił w sobie.

Dirk przyglądał się komnacie ostrożnie się wychylając, tak by samemu pozostać niewidocznym. Gdy rozejrzał się wrócił i zwrócił się do towarzyszy. - Są trzy skaveńskie grupki. jedna śpi i moglibyśmy wykończyć ich po cichu. Dwie kolejne atakując z zaskoczenia powinniśmy rozgromić w krótkim czasie. A jeśli orki by postanowiły zejść do nas to wystrzelamy ich tak jak to zrobiły skavy. Dirk patrzył po twarzach kompanów. Dirk nałożył rękawice ostrożnie, wolał mieć je na rękach gdyby doszło do walki.

Kyan przeniósł wzrok na Dirka, następnie przeniósł wzrok na Galeba, który nie dalej jak wczoraj rzucał wyniosłe słowa przysięgi przy kaplicy.

“Pomścimy tą obelgę, Praojcze nasz, wyczekuj naszych czynów, zielonych ścierw agonalny jęk jak modlitwa do Ciebie poniesie się.No to orki są, szczury są, słowa padły, pomsta czeka…”

Ognistobrody krasnolud był oburzony postawą towarzyszy, wszystko jak po najmniejszej linii oporu. Boczkiem, boczkiem może się uda byle swoją dupę uchować, a gdzie honor!? gdzie obowiązek!? Kurwa!! Te ścierwa panoszą się po naszym domu! Zabijają żony, dzieci, a z czaszek naszych wojowników robią sobie manierki na wodę. Niszczą nasze maszyny, plugawią kopalnie. Jednak nic nie mógł z tym zrobić i tak będzie jak Detlef zadecyduję. Sapnął ciężko i zamilkł.

- Połowa z nas sama nie potrafi się wyszczać, skoro już o jajcach wspominasz. - Rzekł Kyanowi. - Nie jesteśmy oddziałem azulskiej armii i nasze zadanie nie polega na zabijaniu każdego wroga w okolicy. Mamy się przebić na zewnątrz i ujść z oblężenia. - Powiedział spokojnie. - Ale jeśli masz inny pogląd na tę sprawę, to trzeba było zostać przy jeziorku i pilnować komina. Z pewnością mógłbyś wykazać się mordując thagorraki - przynajmniej do czasu, aż one nie zabiłyby ciebie. - Dodał nieco ostrzej. - Obiecałem, że przeprowadzę was przez górę. Jeśli przy tym trzeba będzie zabić kilka skavenów albo orków, to dobrze. Może gdybyśmy byli w pełni sił, to nie dyskutowałbym na ten temat tylko dał rozkaz ataku. Ale sam wiesz w jakim stanie znajduje się wielu z nas. Każda rana więcej, każdy niezdolny do walki khazad albo taki, którego trzeba nieść może oznaczać, że nigdy stąd nie wyjdziemy. Zginiemy dlatego, że nie wiedzieliśmy kiedy należy odpuścić. Mamy wyjść na powierzchnię. Jeśli wtedy stwierdzisz, że wolisz wrócić i zabijać wrogów naszej rasy oblegających Azul to nikt cię nie będzie zatrzymywał. Masz do tego prawo i szacunek pozostałych. Armia Gorfanga jeszcze długo będzie w okolicy i wrogów ci nie zabraknie. Ale nie teraz. Bowiem teraz muszę wyprowadzić stąd rannych i unikać dalszych strat. Czy to jest jasne? - Zakończył pytaniem, rozglądając się wokół i patrząc w oczy wszystkim o porywczych umysłach.

Kyan kiwnął głową oszczędnie.
- Aye, fiem se mas lacje Detlefie i to najlosondniejsa decysja jakom mosna podjac, jednak na sama mysl se sostafiamy syfe te sdechlaki sa nami as gotuje siem fe mnie kref - skwitował

- To wejście na naszym poziomie może nas zaprowadzić na górę. Dzięki niemu możliwe że ominiemy skaveny i zajdziemy zielonych od tyłu. - powiedział ponuro Galeb - Obaj macie rację. Trzeba pomścić Boga Przodka, ale i też wyjść na powierzchnię. Rzucając się jak głupcy na otwartą przestrzeń więcej szkody uczynimy sobie niż im. - kowal run wskazał ostrożnie dłonią ku górze - Idziemy tak jak powiedział Detlef.

Dorrin poklepał Kyana po ramieniu:- Nie przejmuj się. - burknął z cicha. - Mi też unikanie walki się nie podoba, ale lepiej przeżyć, ten dzień, nie oddać życia za darmo i pewnego dnia odpłacić się, przelewając morze krwi.. - wyjął składaną kuszę, załadował bełty i skinął Detlefowi.

Grundi tylko wybałuszył gały słuchając tych radosnych rozmów. ”Pojebało?” Pomyślał. Na koniec tylko przejechał krawędzią otwartej dłoni po gardle. Co to miało znaczyć? Chuj wie. Może że zamierza poderżnąć wszystkim gardła? Następnie skinął Detlefowi na znak zgody, wyciągając topór zza pasa i był gotowy do wykonania rozkazu.

Na widok miny Detlefa, Dorrin wzruszył tylko szerokimi ramionami. Poperorować nie można, pomyślał.

Thorin przyjął do wiadomości polecenie Detlefa parskając, lecz skinął głową na znak zgody. W jego dłoniach znalazła się tarcza i topór zwany Ysassą. Gdy reszta dyskutowała , stał z boku, przy ścianie niespecjalnie mogąc obserwować co się dzieje w jaskini, ale będąc gotowym do uderzenia na cokolwiek co mogłoby z niej wyleźć.

Huran cichaczem ściągnął z pleców tarczę i chwycił ją pewnie lewą dłonią, w prawicy znalazł się jego topór, zważył go jakby w dłoni i przełknął nerwowo ślinę. - Dobre że nie w głowach wam bitka na teraz, moglibyśmy temu nie podołać. Ja pomogę Roranowi w przejściu. - Szepnął stary wiarus i podszedł do Ronagaldsona by ten mógł wesprzeć się na jego ramieniu.

- Dobra - nie traćmy czasu, bo nie wiadomo jak długo oni będą ze sobą tańcować. - Skinął na skavenów wyczekujących pod otworem w suficie. - Ruszamy. - Pochylony wysunął się z tunelu i szybkimi krokami, choć nie biegnąc, ruszył wzdłuż ściany po lewej.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 25-01-2015, 01:34   #597
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Przemykanie się przy skavenach.

Było to jak najbardziej rozsądne w ich sytuacji, aby unikać niepotrzebnej walki. Ale czy na pewno. Szybko się okazało, że pomysł jednak nie był tak dobry jak przypuszczano. Nawet ostrożnie stąpający wojownicy, nie byli w stanie być bezszelestni. Kamienie chrzęściły pod buciorami, kolczugi podzwaniały.

Nie trzeba było długo czekać. Zaledwie parę kroków od tunelu po sali poniosły się wzruszone piski szczuroludzi.

Cholera.

Krasnoludzcy wojownicy wylegli z tunelu i ustawili się w formacji. Na tyłach pozostał tylko Galeb i Roran oraz Huran, który postanowił ich osłaniać.

Po paru chwilach bitwa rozgorzała. Galeb krzyknął tylko najgłośniej jak umiał swoje bojowe zawołanie.

- Za Grungniego! Za Grombrindala! Za Dni Dawnej Chwały!


Chcąc wzmocnić ducha swoich towarzyszy nabrał powietrza i wydobył z siebie hardym głosem pieśń wychwalającą Valayię i proszącą Boginię-Matkę o opiekę nad swoimi dziećmi w trakcie bitwy. Pieśń była podniosła, pełna mocy... niestety w pewnym momencie dołączył się do śpiewu Roran, który fałszował niemiłosiernie. Słowa i rytm traciły strasznie na tej kakofonii, a i Galeba opuściło natchnienie. Przerwał więc zaśpiew i pozostał przy ostatnim co mógł robić.

Modlić się.

W szczególności do Grungniego do którego w imieniu drużyny skierował przysięgę przelania orczej krwi. Kowal Run włożył w tą modlitwę całą swoją gorliwość, mając nadzieję że Bóg Przodek spojrzy przychylnie na jego towarzyszy i na niego samego.
 
Stalowy jest offline  
Stary 25-01-2015, 11:20   #598
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Oddział maszerował ku powierzchni. Dirk rozpamiętywał modlitwę przy kapliczce Grungiego, a raczej uczucie jakie się pojawiło po złożeniu skromnej ofiary z rudy złota. Syn Urgrima idąc analizował dotychczasowe swoje wpadki. Przy czym mamrotał coś pod nosem sam do siebie prowadząc monolog. Karcił się w myślach za brawurową przeprawę przez komnatę pełną pułapek. Wystarczyło użyć czekana i zabrać ze sobą pochodnię. Jednak najbardziej winił się za błąd, który popełnił w komnacie oczyszczarki. Zamiast dokończyć pierwotny plan dał się ponieść emocjom oraz swemu skąpstwu. Dirk planował po ciśnięciu pierwszej bomby cisnąć kolejną w korytarz. Jednak skąpstwo wygrało nad dobrym planem. Żal było Dirkowi pozbywać się kolejnej bomby, dlatego wymyślił aby strzelać umaczanymi w specyfiku bełtami w celu zaoszczędzenia na jednej z bomb. Po raz kolejny poprzez skąpstwo stracił więcej niż by zyskał, po raz kolejny w życiu skąpstwo przyczyniło się do straty. Został poparzony, stracił wszystkie bomby, zniszczył zbroję oraz poharatał Rorana i Galeba. Także Ergana, który w wyniku następstw podjętej akcji podyktowanej skąpstwem, trafił w odmęty podziemnej rzeki. Oddział był zły na Dirka, to wyczuwało się na każdym kroku, w każdym geście i nieprzychylnym spojrzeniu. Szczególnie widoczne to było w poczynaniach Kyana. Który obchodził łukiem Dirka plecak. Podejrzliwie zerkał na Dirka gdy ten sięgał po leki w miedzianych pojemnikach. No i oczywiście Roran, który poważnie ucierpiał po kontakcie z dwoma żywiołami. Jedynie Thorin i Galeb choć na pewno mieli żal do Dirka to nie okazywali tego, za co obaj khazadzi zyskali szacunek w oczach Dirka. Ci dwaj byli ponad to, ci dwaj potrafili dostrzec i docenić pomoc Dirka lub biegle maskowali niechęć. Tak czy siak, Dirk stawiał tą dwójkę ponad resztą.

Maszerowali, przystawali na odpoczynek, ponownie podejmowali marsz. Aż w końcu dotarli do miejsca wypełnionego wonią pieczeni. Od razu potoki śliny uderzyły niczym fala przyboju na zęby. Dirk musiał szybko przełykać ślinę by się nie opluć. Przestał myśleć o czymkolwiek, głód wyostrzał zmysły, woń pokarmu budziła w nim dzikie instynkty. Nie minęło wiele czasu gdy dotarli do wejścia do jaskini, w której byli skaveni. Detlef na szybko wymyślił, że będą się przemykać.
“Przemykać! Co za głupota!”
Dirk zerknął do środka jaskini. Trzy grupki skavenów były oddalone od siebie wzajemnie, do tego ta najbliższa spała w najlepsze. Ostrzelanie śpiących nie powinno być problemem, łatwo i po cichu można byłoby ich wyeliminować. Możliwe, że nawet nie zorientowaliby się pozostali w tym, że śpiący kompani są już martwi. Możliwe, że kusznicy zdołaliby przeładować kusze, a wtedy ostrzelano by z kusz i broni palnej pozostałe szczurki. Do tego Dirk dostrzegł liny sterczące z sufitu jaskini, oraz stosik orków. Nie trzeba było być geniuszem aby wywnioskować, że skaveni trzymali w szachu orków. Jasnym było dla Dirka, że gdy skaveni znikną orki zejdą po linach. I gdy powrócił do oddziału by podzielić się swoimi spostrzeżeniami, okazało się, że Detlef ma te informacje za nic. I jak nawiedzony uparł się by rozpocząć przekradanie się. Wszyscy w ciężkich zbrojach zapewne będą skradać się jak koty, a wśród opancerzonych Roran zapewne przemknie niczym duch, a Galeb mocą woli powstrzyma skrzypienie swej protezy. Dirk niemal parsknął Detlefowi prosto w twarz, uprzedził go Thorin, a Kyan rozpoczął atakować honor dowódcy. Jednak Detlef był nie wzruszony, miał cel który za wszelką cenę chciał osiągnąć i z uporem maniaka obstawał przy swoim.

Detlef ruszył wraz z Khaidar i Grundim.
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Manji jest offline  
Stary 25-01-2015, 11:36   #599
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Dorrin religijny nie był, rzec to trza, ale tym razem modlitwa miała dla niego znaczenie. Wreszcie wyrwą się z tych kazamatów, Zarkan czuł to sercem całym. Miał już dość szlajania się podziemnymi korytarzami Azul, chciał odetchnąć powietrzem, choćby i ostatni raz w swym nie tak znowu długim życiu. Tedy modlił się do Grungniego z zażartością, jaką znać u niego było dotychczas tylko w czas walki. Obejrzał kapliczkę i myślał, co zrobi, gdy wreszcie na zewnątrz znajdzie się. Czym się zajmie? Nie mógł znaleźć ni jednej odpowiedzi na choćby i jedno z jego pytań. Miast tego obejrzał się na rozmodlonym towarzyszy. Co chcą osiągnąć? W jakiej intencji składają swe modły? Czego pragną od życia? Dorrin poprawił kurtę, płaszcz i wstał z zimnych, twardych kamieni.

Czuł się już o niebo lepiej, choć nadal bolał go każdy niemal mięsień, każda niemal kość zdawała się pogruchotana. Resztki oka również. Zaklął i poprawił opaskę na oko. Przeciągnął się. Coś chrupnęło, a krasnolud po raz kolejny przeklął swe rany. Chciałby położyć dupę na miękkim sienniku, napić się piwa... dużo piwa. I pochędożyć. Nie był z kobietą od... szlag, zapomniał już, kiedy to było. Czuł się lepiej fizycznie, prawda... ale psychicznie... gdyby nie perspektywa wyjścia z tej pieprzonej sieci podziemnych korytarzy, załamałby się, zapewne. Miast tego przeklął matkę konstruktora owych korytarzy, opisał, jakim to zawodem się trudniła i zażyczył konstruktorowi, by ciało jego trupojady wydupczyły. A dzieci jego i dzieci ich... i dzieci ich dzieci i tak dalej francę złapały, psiamać.

Maszerowali, maszerowali. Potem pieczeń... zaraz, zaraz... pieczeń? Ech... no właśnie, że nie pieczeń. A Detlef przemknąć cichaczem się chce. Głupota, głupota i zabobon. Szanse jakieś pewnie są, ale małe... ale są. Gdyby nie to, dołączyłby się do litanii Kyana, zelżyłby honor Detlefa.

Detlef ruszył wprzód, wraz z Grundim i Khaidar. Purpurooki nie miał złudzeń. Zobaczą ich...

Kuszę miał w ręce.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 25-01-2015, 22:24   #600
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Droga przez kolejnymi korytarzami ciągnęła się kolejne klepsydry, rozdzielana postojami. Wody ubywało, lecz z każdą kolejną milą dało się odczuć że powierzchnia jest coraz bliżej. Widać to było również po tych towarzyszach, którzy nienawykli do dużych głębokości. No może nie po Roranie, gdyż ten cały czas wyglądał jak żywy trup, który dopiero co uciekł z jakiejś wspólnej mogiły.

Tak czy inaczej czas sobie spokojnie mijał i wydawać by się mogło że udało im się odciąć od ścigających ich skavenów, gdy natknęli się na grupę parszywców u wyjścia z tunelu. Najpierw nozdrza khazadów wyczuły kuszący zapach pieczeni, a w dużej jaskini będącej rodzajem rozgałęzienia szlaku, oczy dostrzegły obozującą grupę szczuroludzi. Część pogrążona była we śnie, a część stała przy linach zwisających z sufitu i stosie orczych trupów, prowadząc dziwaczną nie to rozmowę ni kłótnię z orkami na górze. Od czasu do czasu w dół poleciała jakaś strzała, a w górę bełt, lecz nic nie wskazywało na eskalację konfliktu.



Tę właśnie chwilę khadzadzi pod wodzą Detlefa postanowili wykorzystać na to aby spróbować prześlizgnąć się bokiem i zniknąć w jednym z tuneli. Taki przynajmniej był plan. Realizacja natomiast pozostawiała wiele do życzenia, gdyż ciężkozbrojni khazadzi w okutych buciorach niezbyt nadawali się na bezgłośne przemykanie w cieniu i już po pierwszych krokach chrzęst żwiru zaalarmował skaveny. Światło wpadające przez otwory w sklepieniu nie pomogło krasnoludom i po chwili szczury z piskiem biegły w ich kierunku.
Walka przebiegała wręcz wzorowo i kolejne szczury padały jak muchy, kiedy to grupa orków zjechała po linach do sali i z rykiem ruszyła do ataku. Skaveny jak to skaveny próbowały uciec z okrarzenia, a orki jak to orki rozdzieliły się przy ataku. Debilne bestie pojedynczo ruszyły na zwartą grupę khazadów i miły za to zapłacić odpowiednią cenę.
Z khazadzkiej strony poleciały pociski, a gdy pierwszy stwór szarżował najwyraźniej na Thorina, Grundi postanowił wejść mu z drogę, osłaniając medyka. Topór krasnoluda wbił się zielonemu w czerep i utknął głęboko pozbawiając bestię żywota, lecz ogronme ostrze orka również zagłębiło się w udzie Fulgrimssona. Ból był ogromny i Grundi mógłby przysiąc że poczuł jak żelazo uderza w kość. Jedynym pocieszeniem było to że ork skończył gorzej. Jednak marne było to pocieszenie, gdyż Grundi również przez dłuższą chwilę nie mógł nadążyć za walką.
Kiedy w końcu dokuśtykał do wroga, już porządnie wkurwiony najnowszą raną, ciął parszywca z całych sił. Ostrze topora idealnie rozrąbało pancerz i przecięło brzuch z którego trysnęła krew, flaki i gówno. Lecz euforia była krótka, gdyż orczy topór trafił Fulgrimssona niczym wagonik z urobkiem jakiejś kopalni, podbijając go na chwilę do góry i w następej sekundzie przygwoździł niczym robaka do ziemi. Uderzenie było na tyle potężne że wgięło płytę napierśnika i przebiło ją, zagłębiając zimne żelazo w brzuchu. Grundi poczuł ciepłą krew sozlewającą po skórze i z nienawiścią spojrzał na orka nad nim.

Niemal w tej samej chwili, pazury Detlefa przebiły orczy łeb, definitywnie kończąc życie zielonoskórego.


Chociaż tyle że parszywiec nie wyszarpnie ostrza i nie zada kolejnego ciosu. Fulgrimsson powoli wyciągnął orczy tasak z brzucha i starał się ocenić rany. Napierdalało go wszystko równo i musiał się zastanowić dłuższą chwilę co mu tak naprawdę jest.
Trzeba było jak najszybciej pozbierać i dołączyć do reszty. Wrogów mogło być więcej, lecz nie chciał niepotrzebnie dorabiać roboty Thorinowi przez zbyt gwałtowne, nieprzemyślane ruchy.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172