Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2015, 17:36   #592
Stalowy
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Złoto. Czymż jest złoto? Wyznacznikiem bogactwa? Wyznacznikiem statusu społecznego? Nie. Złoto było tak naprawdę uniwersalnym towarem, który można było wymienić na wszystko. I to była jedyna jego funkcja.

Kiedy Detlef rozdawał każdemu jego dolę Kowal Run stał nad całą sytuacją i przyglądał się jej. Bandaże skutecznie maskowały wyraz jego twarzy, a spojrzenie... ciężko było wyczytać z niego cokolwiek. Nieporadnie otworzył swoją torbę i umieścił w niej wydzieloną mu część.

Złoto. Jednocześnie tak potrzebne, a tyle zabierające tym, który przeceniają jego wartość.

***

Powierzchnia... była blisko...

Jednak Galeb czuł pewien żal. Niedługo mieli opuścić podziemia, a gdzieś tam pozostały ślady po Mistrzu Run i jego Uczniu. Co mogli zrobić? Co mogli począć? Galeb mógł tak naprawdę teraz tylko się pomodlić za pozostałych Runiarzy. Może ich jeszcze spotka? Może będą mogli mu opowiedzieć co się wydarzyło, kiedy się oddalili?

Modlitwa jednak nie mogła być spokojna. Oto dostali się na Pierścień i pierwsze co im sie ukazało to zbezczeszczona przez zielnoskórych kapliczka Wszechojca. Wielki był gniew i złość Galeba, nie tylko na to że orkowie dopuścili się takiego bezeceństwa, ale też dlatego że niewiele mógł z tym zrobić. Wziął więc młot ujął go nieporadnie w obie dłonie i modlił się do Grungniego, kiedy jego towarzysze zajmowali się czyszczeniem kapliczki. Jego głos zabrzmiał w tunelu, a runotwórca wlał w słowa całą swoją pasję i wiarę.

Ojcze nasz przedwieczny, ty który powiodłeś nas przez góry
Ty który odkryłeś przed nami podziemne królestwa
Ty który nadałeś nam dar tworzenia rzeczy
Zielona plaga zalega nad tą krainą ubliżając swoją egzystencją Twojemu majestatowi
My wierne dzieci Twoje nie zapomnimy tego


Kowal run zacisnął okrytą płócienną rękawicą dłoń na młocie i uniósł go wysoko w dramatycznym geście. I choć ręka zapiekła jak jasna cholera i choć palce protestowały Galeb wytrwał w tej pozie.

My zrodzeni z kamienia, o skórze z żelaza i kościach ze stali
Pomścimy tą obelgę, którą orcza orda uczyniła wobec Ciebie
Praojcze nasz, wyczekuj naszych czynów, wsłuchuj się w nasze wołania
Zielonych ścierw agonalny jęk jak modlitwa do Ciebie poniesie się.


Po tym Kowal Run przyklęknął i oparł młot o ziemi. Dłoń trochę się rozluźniła, ale ból pozostał. Galeb odetchnął. Wytrwał w takiej pozie dopóki jego towarzysze nie skończyli czyścić kapliczki. Modlił się przy tym za towarzyszy jak i pomyślność dla zaginionych runiarzy oraz dla Azul, które choć obeszło się z nimi jak obeszło, ale jednak było Krasnoludzką Twierdzą.

***

Odpoczął. Dłonie i twarz goiły się bardzo powoli, ale runiarz był cierpliwy. Wszystko miało swoje przyczyny i powody. Popełnił tam przy oczyszczarce błąd i ból i powikłania były ceną za niego. Najważniejsze jednak, że nadal mógł chodzić. Miał tylko nadzieje, że dane im będzie dotrzeć w końcu do jakiejś bezpiecznej przystani. Galeb skinął głową na rozkaz Detlefa.

- Ano ku powierzchni.
 
Stalowy jest offline