Kolejny dzień w kopalni złota, jak się okazało. Dirk cenił złoto, w końcu urodził się pod znakiem Złotego Koguta, jednak ponad wszystko cenił życie i wiedzę. Po przeprawie przez jezioro był wycieńczony. Dlatego leżał owinięty w koc niedaleko ognia i rozmyślał. Miał niemal wszystkie składniki by ponownie przygotować Ogień Klanu Lisa. Co prawda niektóre składniki, takie jak żywica, były w nietypowych miejscach, choć wciąż dostępne. Thorin na pewno nie potrzebował wiecznie wymazanego w żywicy plecaka. Mało było oliwy, którą Detlef zarządził rozlać do lamp, a zamiast węgla drzewnego można było użyć kamiennego, choć ten drugi należało dokładniej zmielić. Dirk w pusty worek po prowiancie umieścił kawałki węgla, wyszukał także odłamków skał zawierające miedź.
Galeb zajął się wrotami, a gdy już były otwarte, Dirk przejrzał stosy kamieni, szukał płaskich odłamków przypominających klin. Jak się okazało nie tylko Dirk planował zaczopować wrota. I jak się okazało Detlef wpadł na podobny pomysł. Podczas gdy Detlef z Khaidar blokowali ławą wrota Dirk zaproponował, że będzie szedł ostatni. Gdy napotkał podejrzliwy wzrok Detlefa wyjaśnił mu: – mam płaskie kamienie, które wbijając po obu stronach wrót można je zablokować i to solidnie. Zerknij na nie Detlefie, kształtem przypominają klin. Wbijając węższym końcem w przestrzeń pod drzwiami zablokujemy je na stałe. Im mocniej ktoś będzie napierał na drzwi tym bardziej je zaklinuje. Drewno mogłoby nam się jeszcze przydać, szkoda je tu tak zostawiać.
Korytarz w którym się znaleźli był bardzo ciasny, ciasny dla znakomitej większości khazadów. Dirk był chudzielcem, był niemal kadawerycznie chudy. Dlatego też zdołał przecisnąć się pomiędzy Khaidar i Detlefem tak by zostać na końcu i zaczopować przejście. Płaskie kamienie cieńszym końcem wbijał obuchem czekana, a że miał ich spory zapas to obficie nawbijał tych kamieni-klinów. Nie mógł ich wbić tak jakby sobie tego życzył z powodu obrażeń dłoni, jednak miał już na tyle sprawne aby przypasować, czekanem ulokować, a stopą dobić.
Marsz wąskim przejściem obfitował w zabawne sceny, w których główną rolę grail grubasy. Zbyt obfite kształty co poniektórych kompanów sprawiały, że od czasu do czasu blokowali przejście i trzeba było im pomagać. Dirk szedł tuż za Detlefem śmiejąc się radośnie pod nosem gdy ponownie Dorrin lub inny grubasek utknął. W końcu dotarli do końca korytarza. Przy pomocy liny i opracowanego przez Detlefa sposobu opuszczania się dość sprawnie poszła przeprawa. Kolejne były nowiny od Kyana, Hurana i Ergana. Byli ponoć blisko wyjścia. Dirk przykładając zimny kawałek skały do czoła cieszył się na te wieści. Tęsknił za otwartą przestrzenią, za powiewami wiatru, za zapachami, które wiatr niósł, za przestrzenią, a przede wszystkim za promieniami słonecznymi. Odchody orcze nie wróżyły niczego dobrego, a uświniona kapliczka Grungiego sprawiła, że krew zawrzała. Jednak Dirk nie kwapił się do czyszczenia kapliczki, nie z ranami, w które mogłoby wdać się zakarzenie. Przed snem wzniósł modlitwę do Grungiego i Morgrima. A z otrzymanego przydziału złota wybrał najpiękniejszą grudę i zlożył ją w ofierze, ale dopier wtedy gdy kapliczka była oczyszczona. Następnie przyszła kolej na wcieranie maści w gojące się kolano i poparzone dłonie.
Nad ranem Detlef zarządził wymarsz w kierunku powierzchni.
__________________ Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.
Ostatnio edytowane przez Manji : 17-01-2015 o 13:02.
|