Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2015, 22:16   #91
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Cieplutko, miękko, miło… wtulona w kochanka Marjolaine pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. Musnęła paluszkami nagi tors Gilberta delikatnie. I wtuliła się mocniej w ukochanego, a potem… do coraz bardziej rozbudzonej świadomości hrabianki dochodziły echa wczorajszych wydarzeń. Zarówno tego co wydarzyło się w karocy, jak i tego… co wydarzyło się tutaj.
I emocje powróciły, zarówno przerażenie, zagubienie, jak i inne emocje. Marjolaine przygryzła wargę i przesunęła paluszkami po torsie Maura, minęła bandaże i brzuch i… nadal nie natrafiała na jakikolwiek skrawek tkaniny. Sama zaś czuła że ma na sobie jedynie sfatygowany gorsecik i pończoszki. Otarcia zaś przypominały o tym co zrobiła… i jak.
Czerwień zalała twarzyczkę hrabianki, zarówno wstydu jak i czegoś jeszcze… mrocznego pożądania, które wczoraj pochłonęło ją całkiem.
Oddech przyspieszył, panika pojawiła się w coraz szerzej otwartych oczach hrabianki. Pisnęłaby, gdyby nie to że bała się zbudzić swego Satyra.
Co wczoraj zrobiła?! I czemu?!

To nie mieściło się główce Marjolaine. Przecież nie zaliczała się do tych chutliwych bab o wielkich biustach, które miały kilku kochanków do zaspokajania swych pragnień. Ona sama zaś była grzeczną i dobrze wychowaną panienką. A takie nie majtają uniesionymi w górę nogami, gdy ich narzeczony robi to...i to tak gwałtownie. I nie powinno być jakiejś kołderki okrywającej ich poczynania? Jak mogła tak… bezwstydnie oddawać się rozpuście?
To przecież nie było w jej naturze.
Owszem lubiła pocałunki i pieszczoty… choć tylko te grzeczne. No i czasami pozwalała narzeczonemu na nieco więcej, ale to… i to tak…
Przecież miłosne igraszki nie były tym czego pragnęła od swych wielbicieli. Komplementy, tak. Słodycze, ależ oczywiście. Pocałunki, pieszczoty delikatne… tylko od tych wybranych.
Ale to?! Dziki akt, godny kart księgi którą niedawno przeglądała?
To nie pasowało do delikatnego aniołka Antoniny Pelletier d’Niort. To była jego wina.
To przez niego czuła się tak dziwnie wczoraj i dziś. Chciała go uderzyć w klatkę piersiową. Ale się bała.
Bo wtedy się obudzi, bo wtedy spojrzy, bo wtedy Marjolaine może poczuć się dziwnie i zapragnąć by zrobił coś skandalicznego z nią.
Postanowiła się wymknąć póki jeszcze spał. Nie mogła się wszak na niego obrażać i dąsać z gołą pupą na wierzchu.
Ostrożnie i powoli, cały czas patrząc na swego Satyra, panienka wysunęła się z łoża. Zaczęła rozglądać się za suknią, która obecnie również przypominała obraz nędzy i rozpaczy.
Ale hrabianka w tej chwili się tym nie przejmowała. Musiała się ubrać szybko i cicho. Musiała uciec stąd póki Gilbert spał. Bo gdy się obudzi, gdy ją zobaczy jedynie w tych niedobitkach bielizny na jej ciele to…
Marjolaine wiedziała, że nie zdoła wyjść. Nie zdoła się oprzeć jego pieszczotom i argumentom. Nie była pewna, czy będzie chciała się oprzeć.

To było trudne. Dotąd hrabianka nie ubierała się sama. Zawsze do pomocy miała jakąś pokojówkę. Teraz nie miała nikogo, w dodatku musiała to robić cicho jeśli nie chciała zbudzić Maura. Ubierała się ostrożnie, zamierając za każdym razem w przerażeniu, gdy oddech Gilberta zmieniał tempo. Wtedy czekała, aż się uspokoi, a następnie dalej ostrożnie naciągała suknię. A założywszy ją na swe ciało chyłkiem dotarła do drzwi, powoli i ostrożnie je otworzyła i równie ostrożnie zamknęła za sobą. A następnie rzuciła się do ucieczki.


Ciasto.. pachnące słodką obietnicą. I czekoladą. I smakowało równie dobrze.


Koiło nieco nerwy hrabianki, ale nie odpędzało natrętnych myśli i pragnień. Wczorajszy dzień był bowiem żywy w pamięci Marjolaine i noc też. W tej chwili, pachnąca po kąpieli z utrefionymi puklami i w pięknej sukni wydawała się być sobą… delikatną panienką z dobrego domu, której przez myśl by nie przeszło zarówno strzelanie do ludzi, czy też oddawanie się rozpuście.
Non, w tej sukni wręcz wydawała się być wcieleniem niewinności. I o ile łatwo było wyprzeć w mrok niepamięci dymiącą lufę pistoletu trzymanego w dłoni, o tyle… to co się stało później tak łatwo odgonić się nie dało.
Zabierając “dziewictwo” Gilbert otworzył nowe drzwi w świadomości hrabianki, która wszak niewiniątkiem nie była. Wczorajsze pieszczoty i ów “pierwszy raz”, co chwila wracał do niej. Bądź co bądź Marjolaine straciła dziewictwo właśnie z ciekawości… i owszem, wtedy zawiodła się na rodzaju męskim.
Ale wczoraj było inaczej. Wczorajsze wspomnienia budziły motylki w jej brzuchu i przyspieszały oddech. Wyobraźnia wzbogacona przez kartki znalezionej niedawno księgi podsycały ów ogień. Wyobraźnia mimowolnie podsuwała inne sytuacje z nią i jej narzeczonym. Inne układy ciał… i inne działania jej narzeczonego.

To sprawiało że jedynie drobnymi kęsami skubała owe ciasto, wzdychając cicho i próbując zapanować zarówno nad pragnieniami jak i ciekawością.
Nie był to wszak pierwszy raz, gdy Gilbert wprawił ją w taki stan. Tuż po podobnych wydarzeniach z karocy fantazja hrabianki również szalała przez jakiś czas. Ale wtedy miała możliwość ochłonąć i zapanować nad swoimi pragnieniami. Teraz Maur był zbyt blisko, a doznania zbyt świeże…

I co więc hrabianka miała zrobić?
Porozmawiać z maman?
W tej chwili nie mogła. Antonina wraz ambasadorem wybrała się na przejażdżkę z polowaniem. Marjolaine zazwyczaj nie przepuszczała takich okazji. Bo cóż przyjemniejszego było od jazdy konnej i pięknie prezentowaniu się w nowej sukni do polowań. Oczywiście sama nie strzelała, co najwyżej roziskrzonym wzrokiem przyglądała się co przystojniejszym myśliwym. Ale w tej chwili huk broni palnej nieprzyjemnie się hrabiance kojarzył. Antonina jeszcze nie wiedziała o tym co stało się w drodze powrotnej. Béatrice Paquet dopilnowała tego. Bądź co bądź ostatnie czego potrzebowała Marjolaine to więcej kłopotów. Wszak gdyby maman się dowiedziała, wpadłaby w histerię.
Nie było też sensu pytać mateczkę o sprawy damsko męskie, wszak hrabianka wmówiła jej iż wraz ze swym narzeczonym nie tracą czasu w sypialni. Non… maman nie mogła jej pomóc.
Lorette? …
Ona tym bardziej. Miała wszak mniej doświadczenia niż Marjolaine. Choć niewątpliwie chętnie i z wypiekami wysłuchałaby narzekań hrabianki na temat ostatniej nocy. I na pewno by się z uwagą przysłuchiwała każdej wypowiedzi Marjolaine. Non. Panienka Pelletier d’Niort nie widziała potrzeby zaspokajania ciekawości przyjaciółki, gdy jej własna ciekawość została… rozbudzona.
Béatrice Paquet?
Non... non. Nie wypadało rozmawiać o takich sprawach ze służbą. Nawet najbliższą. To byłoby wstydliwe.
Giuditta Piscacci… więc?
Jakkolwiek ta gwiazda opery nie słynęła z tego, by opierała się męskim wdziękom. Niemniej miała przynajmniej doświadczenie dotyczące alkowy. A hrabianka dramatycznie potrzebowała rad, by okiełznać swego narzeczonego i własne pragnienia. Bo nie mogła udawać, że to co się stało w alkowie wczoraj w nocy nie miało na nią wpływu.
Księga…
ta księga którą znalazła w gabinecie Maura. Te obrazki które wtedy zobaczyła. Ożywały obecnie w jej wyobraźni, tyle że ciemnoskóre postacie były zastępowane przez delikatną panienkę i jej osobistego Satyra.
Marjolaine westchnęła cichutko przygryzając wargę i nadal skubiąc ciasto zamyślona. Musiała coś zrobić z tą sytuacją, tylko co?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-04-2015 o 17:35.
abishai jest offline