Wolfgang westchnął ciężko, gdy Ivan wparował do środka. Mogli opuścić las, ale zły los dalej za nimi podążał. W dodatku w formie, która uderzała w sumienie landsknechta. Bo jakże to, ze świętym inkwizytorem Sigmara, bojownikiem bożym mieli wojować? Ze złością spojrzał na staruszkę. Bez wątpienia była wiedźmą, być może w istocie spółkowała z diabłami, czy innym plugastwem. Ale z drugiej strony, uleczyła ich, dała im miejsce do odpoczynku, pomagała jak mogła. Nie mogliby się przeciw niej teraz zwrócić, to byłoby nie do pomyślenia. W dodatku, z tego co słyszał o Schmitzu, to raczej nie był znany rozważnego podejścia do sprawy. Raczej wysiecze ich wszystkich, nie pytając kto swój.
Wolf nie zamierzał umrzeć w tej jaskini, wliczony w poczet demonich sług. Nawet jeśli oznaczało to, że trzeba zakończyć karierę łowcy czarownic. Dlatego, choć miał nadzieję, że okrzyki Feliksa przemówią do rozsądku inkwizytora, wyciągnął prędko swój muszkiet i przyszykowawszy go, klęknął na wybranym przez siebie stanowisku i czekał, celując w tunel obok którego czaił się Ivan. Rzucił jeszcze tylko do Burkharda, by schował się w kącie. To nie było dobre miejsce dla dzieci. |