Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2015, 14:15   #219
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólnymi siłami do życia forumowego powołany

SHANDO UWOLNIONY


Duchy zwykle nie odczuwają bólu, jednak wrażenie towarzyszące śmierci chowańca zgięło eterycznego Shando Wishmakera w pół. Cząstka duszy, dotychczas uwięziona w Kaszmir została z niej brutalnie wyrwana i teraz wolno dryfowała, przyciągana do swojej pierwotnej jaźni. Gdy zespoliła się z ektoplazmą czarodzieja, ból ustał, a calimshanin wyprostował się. I wybuchł.
- ZE WSZYSTKICH GŁUPOT, JAKIE UCZYNIŁAŚ, DURNA BABO, TA JEST NAJGORSZA! - oczy ducha zapaliły się żywym ogniem, pozostałością ifiriciej krwi - BEZCZELNA SAMOLUBNA DZIKUSKA SPROWADZIŁA ZGUBĘ NA WAS!
Przestał. W końcu i tak go nie słyszeli.
Shando wciąż pamiętał, jak Korferon wkładał mu do głowy myśli, tak bliskie i znajome jego duszy, że uczynienie czynów z podszeptów zdawało się dziecinnie łatwe. Tylko więź z chowańcem pozwoliła mu zachować wierność wobec towarzyszy. Chowańcem, którego już nie było.
Będę musiał podjąć jakieś decyzje, kroki, pomyślał czarodziej, wolałbym przedyskutować to z pozostałymi, ale niespecjalnie było jak. Chyba że...
Gdy tylko Tibor i Var się oddalili Shando Wishmaker obrócił się w stronę Mary, z eterycznym sercem pełnym nadziei
- Maro? Słyszysz mnie? MARO! MARO!!!
- Shando? - dziewczynka zesztywniała naraz i poczęła rozglądać się wokół. I dokończyła już w myślach co by nie zaciekawić zbytnio Kostrzewy paplaniem do siebie. “Ty… nie odszedłeś?”
A później już tylko wsłuchiwała się w słowa martwego czarodzieja zaciskając bezwiednie palce na barku niziołka.

Gdy Mara usłyszała w końcu czarodzieja, ten nie posiadał się z radości. W końcu dotarł do nie, a to oznaczało kontakt z resztą. Nie wiadomo było ile czasu mu zostało, więc poprosił by przekazała Tiborowi, że źródło, które chce oczyścić może mieć dopływy i jeżeli skażone jest źródło pierwotne, oczyszczenie zda się psu na budę, bo nieoczyszczona woda będzie dalej spływać do sadzawki. Chyba że przed próbą odetną dopływy. Niech sprawdzą wrzucając coś do wody w ich okolice, będzie widać gdzie płynie woda. Wtedy zresztą nawet powinno być to łatwiejsze. Przekazał też, że chowaniec chronił jego ducha przed wpływami Zewu i teraz, gdy go nie ma może się zwrócić przeciw nim, gdy zajdzie słońce. Będzie więc musiał odejść dla ich i swojego bezpieczeństwa, jeżeli czegoś nie wymyślą, by go ochronić przed potężną nekromancją.
- I na koniec: Trzymajcie te dzikuski z dala ode mnie. I od siebie lepiej też - warknął duch Shanda do ucha dziewczynce, aż ją zmroziło od złości Wishmakera - i żywej i martwej tylko dobro klanu w głowie, my jesteśmy nieistotni.

Przemyślenia martwego czarodzieja
Shando nie był za życia osobą o miękkim sercu, czy łatwo nawiązującym przyjaźnie, ale prawdę rzekł mu mistrz Brimstone "Walka ramię w ramię zbliża ludzi bardziej niż cokolwiek innego". Dlatego mimo że znał Vara, Tibora, Marę i Burra od niedawna - garści dni zaledwie - czuł z nimi zbyt dużą więź. Nie byli mu obojętni i nie chciał by zginęli. Nieszczególnie ciekawiły go zaświaty, zwłaszcza, że czuł, że nie zakończył swojego życia na ziemi, ale rozważał odejście. Jeżeli nie wymyśli jak ochronić się przed Zewem, zostanie niewolnikiem nekromanty odpowiedzialnego za to zamieszanie. Bo nie było wątpliwości - zaklęcie w końcu się do niego dobierze, jak do niemal każdego trupa w tej krainie. I nie miało znaczenia, że pod wpływem uroku czuł się wspaniały i potężny, uwolniony od przyziemnych wątpliwości i więzów z żywymi, to był tylko słodki lep na muchy. A niewolnikiem Wishmaker zostać nie chciał. Rozwiązaniem byłby powrót do życia. Nie do końca wierzył, że źródło ma taką moc, w końcu Arnie się nie udało a podobno była arcyzdolna - jak na prymitywną dzikuskę oczywiście. Może jednak, jeżeli poleci Tiborowi zszyć rany na swoim martwym ciele i "ułoży" się w nim, gdy będą pławić je w sadzawce to podziała? Chciał żyć. Tęsknota za czuciem, smakowaniem, za przepływem magicznych energii w ciele była bardzo nęcąca. Nieważny mróz, ból i niedogodności. Musi wrócić do życia. To by rozwiązało wszystkie problemy. W końcu... czy oni poradzą sobie bez niego? Musi być ktoś, kto przeciwstawi się głupocie druidki, bo kto wie w jaką kabałę znowu wszystkich wciągnie? Musi być ktoś, kto pomoże im stawić czoła niebezpieczeństwu. Var sam nie może być wszędzie, a Tibor mimo że orężny i odważny jest na pierwszym miejscu kapłanem. Potrzebują go.
Nie mówiąc już o tym, że pierwszą rzeczą, którą zrobi, jak zmartwychwstanie, będzie walnięcie pewnej półorczycy w pysk tak mocno, że będzie srała kłami przez tydzień…


Mara pokiwała skwapliwie wysłuchując wywodu do końca.
- Burro, ty kmiń zaklęcie komunikacyjne. Ja biegnę do Vara i Tibora przekazać słowa Shanda. Shando… ty trzymaj się blisko mnie.
- Nic nie kmiń, nic nie kmiń. - Burro wcisnął za pazuchę pergamin i pokręcił głową. - Na to jest jeszcze czas, nikt nas nie goni. Poza tym ta cała magiczka… no źle jej z oczu patrzyło, a ja się na ludziach znam. - Zdenerwowany kucharz nie zauważył że gada do siebie, bo Mara już pobiegła gdzieś. - A chyba już durnotą by było wysyłanie do niej wiadomości z samej Doliny, skoro może namierzyć skąd z nią gadamy. Tak więc to może poczekać. - rozejrzał się dookoła. - Mara?

A Mara biegiem puściła się za kapłanem i olbrzymem a gdy dopadła do nich zdyszana dość chaotycznie przekazała im słowa czarodzieja.
- On może mieć rację - chuderlawa pierś to podnosiła się to opadała. - Oczyszczenie sadzawki może nic nie dać. Najpierw pasowałoby sprawdzić źródło, może tam się zaczyna skażenie? I trzeba się śpieszyć, po śmierci chowańca Shando ulega zewowi, możliwe że mamy czas jedynie do zmierzchu?
- Oczywiście że mogę mieć rację - parsknął duch - jestem bezcielesny, nie bezrozumny. Poza tym myślicie że Arna sama wam powiedziała o tym, że źródło tej sadzawki jest gdzie indziej? Ja jej to podsunąłem. Cały czas wiedziała że tu jestem, rozmawialiśmy. Tyle że cwaniara powiedziała to tylko Kostrzewie - dodał z pogardą - Bo to "klanowe" sprawy, zapewne.

Trudno opisać radość Oestergaarda na wieść o tym że Południowiec oparł się Zewowi. Łaska Pana Poranka ciągle była z nimi! Tym niemniej, pamiętając słowa Kostrzewy, odezwał się dla upewnienia iż faktycznie mają do czynienia z Wishmakerem a nie jakimś oszukańcem:
- Zapytaj - chyba że Shando mnie słyszy? - komu co obiecał jak nauczy się magii i wzrośnie w siłę, gdyśmy wędrowali do osady Maurów. Chcę mieć pewność że to on.
Czarodziej uśmiechnął się do swoich wspomnień i przytoczył rozmowę, o której mowa, dodając trochę od siebie. Powiedział też Tiborowi co dostał od niego w prezencie ślubnym, a Burrowi o snutych planach nawiązania handlowych kontaktów między ich rodzinami.
- Tak, to ja. A za ostrożność macie duży plus - odpowiedział Shando, co Mara przekazała.
- Shando, nie wiem czy jesteśmy w stanie zatkać dopływy - Tibor powiedział, bezwiednie rozglądając się naokoło. - Czy dasz radę zanurzyć się, sprawdzić te ujścia, spróbować znaleźć źródło pierwotne? Nie wiemy co tak naprawdę skaziło źródła - jeżeli magia to, jeśli Pan Poranka okaże swą łaskę, niepotrzebne będzie szukanie i gmeranie - poświęcenie wody w sadzawce powinno dać efekt, no… rozprzestrzenić się. Oby - dodał z ociąganiem, po raz kolejny przeklinając swoją ignorację ale i pech, który sprawił że Runa Connere wyjechała z Ybn w przeddzień zaćmienia. Ona pewnie wiedziałaby co robić…
- Mara, chodź z nami, Shando również - powiedział, czując dziwną lekkość głowy na myśl o tym jak nierzeczywista jest ta scena. Przemawiał do … duszy, nawet nie nieumarłego. To już rozmowa z Arną była łatwiejsza do zaakceptowania!


Kiedy reszta kompanii, ogarnięta niezdrowym podnieceniem, zajęła się pilnym przygotowywaniem do popełnienia tego samego aktu herezji, jakiego dopuściła się Kor Pheron, Kostrzewa powoli dochodziła do siebie, powoli dźwigając się spod lawiny emocji, które spadły na jej barki. W pełni otrzeźwiły ją dopiero słowa Mary. A więc duch maga nie odszedł! Czepiał się iluzji życia w sposób, który nie przystawał żywym i odsłaniał prawdziwe oblicze zmarłego maga. Shando nie był już dłużej poległym towarzyszem, człowiekiem, którego druidka znała - i mimo wielu sprzecznych sygnałów - kochała na swój dziki, pokręcony sposób. Nie; mag przestał być osobą, stał się potworem, nieumarłą zjawą, rażącym wypaczeniem praw natury. I najpewniej opętał swoją chorobliwą żądzą mocy młodego kapłana, bo inaczej jak wytłumaczyć to, że Tibor z takim uporem dążył do wskrzeszenia zmarłego, łamiąc dogmaty swojej wiary? Nie dbała o głupców, którzy chcieli pomóc mu w tym dziele - wszak sami szykowali na siebie zgubę - ale wskrzeszenie maga mogło mieć nieobliczalne skutki dla źródeł… i klanu. Kto wie, do czego zdolny będzie przywrócony na świat mag, który na pewno poznał w swej eterycznej formie wołanie Kora?
Mimo to, że druidka wiedziała, że nie może poddać się teraz, przy końcu całej tej historii, czuła się pusta i wypalona, jakby nic nie trzymało jej więcej na ziemi. Ruszała się ociężale, rozbita i zdekoncentrowana. Zdawała sobie sprawę, że później nie może mieć okazji skontaktować się z klanem; przytroczyła więc list Tibora do nogi Wredoty i pożegnała się z krukiem, przekazując mu instrukcje, jak ma odnaleźć Keldabe i Karla Skiratę; żałowała tylko - chyba po raz pierwszy - że nie potrafi stawiać “tych głupich znaczków”, by powiadomić kapłana o szaleństwie, jakiego chcą dopuścić się jej towarzysze.


Patrzyła krótką chwilę za oddalajacym się ptakiem, a potem z ciężkim westchnieniem skierowała się do wnętrza wieży w dół po schodach, ku jezioru. Teraz napędzała ją tylko determinacja; nie gniew, nie konieczność, ale to przytłaczająca świadomość, że trzeba dokończyć to, co się zaczęło.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 18-01-2015 o 14:32.
TomaszJ jest offline