Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2015, 21:09   #61
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Księżyc wisiał wysoko nad okrytym śniegiem lasem. Niewysoki, otulony kożuchem kształt przemykał wśród drzew, zostawiając za sobą płytkie odbicia stóp. Tajga była nieprzyjaznym miejscem. Natura nie okazywała litości jej nielicznym mieszkańcom. Robiło się dużo gorzej, gdy ci sami sobie stawali się największymi z wrogów. Kłusownicy, zbiegli więźniowie, plejada typów spod ciemnych gwiazd. Ostatnio w pobliże siedziby wędrowca zawitała jedna z takich grup.

Człowiek zatrzymał się, zdjął kaptur. Pozwolił rudym, gęstym włosom wysypać się na plecy. Dziewczyna, miała nie więcej niż trzynaście lat. Stała przytulona do pnia. Nasłuchiwała. Przyszli z południa. Okradli ich ze skór, zabrali zapasy żywności, pobili ojca, gdy próbował się sprzeciwić. Kręcili się po okolicy. Nie chcieli odejść. Rozochoceni, stawali się coraz bardziej niebezpieczni. Ponownie zjawili się przed dwoma dniami. Wydaj swoje córki, wydaj bo spalimy cię z chałupą, rechotali. Od ponad tygodnia nie pozwoliła rodzeństwu powrócić do domu. Zamieszkali w jednej z jaskiń. "Не волнуйтесь. Старшая сестра будет защищать вас". Zawsze mówiła im przed snem.

Mocniej ścisnęła karabin, długością prawie dorównywał jej wzrostowi. Zbliżała się do obozu. Niosły się z niego śmiechy, niewybredne żarty i pijackie zawodzenia. Spojrzała na skaliste wzgórze wyłaniające się znad drzew. Zwali je Wilczymi Kłami - kamienne kolumny wznosiły się ku niebu, zataczając łuk podobny żuchwie. Chroniły nieckę polany przed zawieją.

- Хорошее место - pochwaliła wybór, wchodząc na górę jedyną z wygodnych ścieżek. Kucnęła, zrzucając z ramienia tobołek. Dłuższą chwilę majstrowała przy wnykach, rozstawiając i maskując pułapkę. Niedługo potem leżała między skałami, obserwując świat z perspektywy lunety. Twarz brodatego mężczyzny oświetlona w płomieniu ogniska wydała się jej obrzydliwa, niegodna człowieka.

- Мой лес. Вы моя добыча - szept opuścił usta dziecka razem z parą. Zatrzymał się na grubym wełnianym szalu. Wymierzyła w pierś i pociągnęła za spust. Czekała. Nie otworzyła się ziemia, by porwać ją w głąb siebie. Z niebios nie zstąpili aniołowie. Śmierć ludzkiej istoty niczym nie różniła się od śmierci jelenia. Przeładowała broń i obrała za cel następnego bandytę. Przy pełni księżyca, na Wiedźmiej Polanie przelała się krew.

Próg domu przekroczyła nad ranem. Niewielka chałupa z drewnianych bali. Może ciasna i pozbawiona wygód, ale za to ciepła. Ojciec leżał pod futrami mamrocząc niespokojnie. Od czasu uderzenia w głowę silnie gorączkował. Dorzuciła drewna do metalowej kozy. Zdjęła odzienie grzejąc się w bliskości skwierczącego ognia. Zwróciła rumiane oblicze w stronę nadchodzącego świtu. Wciągnęła rześkie powietrze. Przeciągnęła się. Wstawał nowy dzień. Potem zapadła ciemność. Rudowłosa osunęła się na ziemię. Jej oczy uciekły pod powieki, całym ciałem wstrząsnęły dreszcze, a z ust potoczyła piana. Aniołowie przybyli z opóźnieniem. Śniła koszmary - podszepty rozbudzonej krwi przodków.

~*~*~*~

Wampirzyca zacisnęła gniewnie zęby. W swoim życiu przemierzyła morza trupów. Jednak niepowodzenie w uniknięciu kolejnych zabolało. Nie wiedziała dlaczego. Przecież piony musiały zostać zbite, torując drogę do figury. Swoim odejściem zapewniały Maskaradzie niewzruszony sen. Teraz straciło to na znaczeniu. Za późno na cokolwiek innego. Tym co chciała zrobić ponad wszystko, było dać upust frustracji.

Przestąpiła nad stygnącym ciałem zabitej. Przejrzała się w odbiciu zeszklonych, martwych oczu. Nikt inny, bezduszny, samolubny potwór. Niezdolny do poświęceń. Don przemieszczał się po planszy wykonując swój ruch.

[MEDIA]http://fc07.deviantart.net/fs70/i/2012/298/0/e/vampire_clan_gangrel_by_z_grimv-d5iw3xp.jpg[/MEDIA]

Przeraziła się na swój widok. Wahała. Chwilę później uspokoiła wsłuchana w modlitwę.

- Bóg cię wysłuchał - minęła kobietę, stając na drodze pocisku, przygotowana na ukąszenie ołowianej kuli.

Ruchy Золy nabierały nienaturalnej gracji. Odwróciła się w stronę Włocha, a obraz jej twarzy zawibrował, rozmyty podobnie do uderzonej struny. Trwał, blakł i stał się przezroczysty, podczas, gdy Spokrewniona, rozpędzona mocą krwi, zbliżała się do celu. Zostawiała za sobą ciemne, poszarpane smugi. Rozciągniętą linię czerwonych ślepi, przecinającą nienawistne widmo. Wino, czy benzyna? Nieważne. Nasze miejsce jest w piekle.

Pierwszy, żądny rozrywania mięsa, druzgotania kości cios zmierzał na skos, przez bark, obojczyk i mostek. Drugim, napędzanym skrętem bioder atakiem miała zamiar wprowadzić dłoń w osłabiony staw i pozwolić ramieniu gangstera, temu z granatem, oddzielić się od reszty tułowia. Dać mu wolność, możliwość poznania piwnicznych zapasów szybując parę metrów od ciała.
 

Ostatnio edytowane przez Cai : 18-01-2015 o 21:21.
Cai jest offline