Konstabl Mürdow okazał się być całkiem sympatycznym człowiekiem o aparycji pastucha świń. Zostali do niego skierowani, gdy udali się we czterech do siedziby Straży Miejskiej Nuln, aby zasięgnąć informacji na temat śmierci swojego kompana, Markusa Oppela.
- Przykro mi – po powitaniu konstabl zasiadł za stołem w swoim gabinecie, zagraconym papierami, glinianymi garnkami i szklanymi butelkami. W usta wsunął uciętą na długość palca słomkę, którą wyciągnął ze stojącego na blacie cynowego kubka. Odkaszlnął. – Przykro mi, że wasz kompanion padł ofiarą mordercy. A jeszcze bardziej mi przykro, że nikt się na poważnie tą sprawą nie zajął. Mamy poważne braki osobowe. Ledwo starcza ludzi na ogarnięcie tego całego burdelu w mieście, a doszły te cholerne zamieszki. Ktoś donosił o mutantach i tym się też nie zajęliśmy. Cyrk i parodia, powiadam.
- Jeśli chodzi o zwłoki zamordowanego, to możecie udać się do Świątyni Morra przy Kultzenfriedhof. Tam przewieziono ofiarę celem odprawienia pochówku. Wiecie, rozumiecie, jak się sprawy mają. Nie ukrywam, że ktoś taki jak wy... W końcu licencjonowany łowca nagród, kapłan, magister uczony... Powiem wprost! Zajmijcie się sprawą, zdejmijcie ciężar dochodzenia z barków przepracowanej i niedoinwestowanej Straży. W innym przypadku, powiadam, to śledztwo zostanie umorzone. Tak się sprawy mają.
- A do tego cała ta nieszczęsna sprawa z Ministrem Skarbu – westchnął, gdy zorientował się, że awanturnicy podejmą się tego zadania. Wypluł słomkę, zaczął memlać następną. – Jego syn, Reuben Kuhn Trzeci, podobno zaginął. Wysoki Konstabl po rozmowie z ministrem zlecił zająć się tą sprawą. A jak dla mnie, to gówniarz pobalował i teraz dochodzi do siebie w pulchnych ramionach jakiejś kochaneczki. No ale jakbyście coś się na ten temat przy okazji dowiedzieli, dajcie znać.
Jeszcze chwila rozmowy i dowiedzieli się, gdzie zostało znalezione ciało Markusa Oppela. Miejsce zbrodni znajdowało się niedaleko miejsca, w którym Markus odłączył się od drużyny i ruszył w tany z przygodnie poznanymi żakami. Był to jakiś wąski zaułek, w którym z trudem mogłyby się minąć dwie osoby, całkowicie zawalony śmieciami i cuchnący zgnilizną i moczem. Wokół toczonych robactwem stert śmieci krążyły tłuste muchy. |