[media]http://www.youtube.com/watch?v=zf6W9TMol6U[/media]
Specter wsłuchiwał się w wrzask szefa, mieszcząc się na granicy gniewu i samo-pożałowania. Czuł się jak chodząca porażka niszcząca wszystkiego czego dotknie. Zaczynało się robić naprawdę przygnębiająco, detektyw pragnął tylko wrócić do łóżka i jakoś to przespać. Naprawdę potrzebował odpoczynku, nerwy zaczynały go puszczać wprawiając jego ciało w rytmiczne drgawki. Nie należało nawet mówić o dłoniach, które skakały jak małe pchełki skryte pod podniszczonym stołem.
Mimo wszystko Ted w miarę znał szefa i wiedział, że ten musi spuścić parę by zacząć nieco racjonalnie myśleć. Tak stało się i tym razem. Przełożony nieco zluzował kapiąc tylko wymiętym sarkazmem i z zwątpieniem patrząc na Spectera, jak na wagarowicza z podstawówki. Należało podjąć skruchę, szczerą i zasłużoną.
-Żadnych akcji na własną rękę. Do widzenia szefie.- wymamrotał cicho Ted i skierował się w kierunku rozwalonych drzwi chcąc uciec z tego cholernego miejsca w którym najwyraźniej przytrafiały mu się same złe rzeczy. Wyszedł na wczesno-popołudniową ulicę azjatyckiej dzielnicy i zapalił papierosa. Nie smakował mu zbytnio więc szedł do auta i ćmił go ledwo się zaciągając. Miał całkowity mętlik w głowie. Ostatnio taki chaos widział na wojnie, Specter był totalnie załatwiony. Zaczynało go mdlić z głodu i wycieńczenia. Wrócił do domu z wyłączonym odtwarzaczem, z głową pełną eterycznego niebytu.