Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2015, 17:54   #576
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Jak mawiają elfy, raz drowowi śmierć. Świecący Hell Ligh nie był wam szczególnie na rękę. Trudno podróżować nie zwracając na siebie uwagi, jeśli nosi się na plecach latarnię. Tudzież, biorąc pod uwagę specyfikę latarni, którą był sejmitar, można wręcz powiedzieć, że nie średnio na rękę wam było podróżowanie z latarnią w pochwie… Gah… Tak… Co jak co, ale warto było zaryzykować i dotknąć Hell Light. Kiti wyraziła słuszne obawy, że będzie naprawdę mniej wesoło jeśli przypadkowo Hell Light dotknie ktoś, kto nie powinien go dotykać. Tak więc nastał czas. Dirith chwycił za rękojeść, dotykając odsłoniętej części ostrza. I… I nic. Żadnych piorunów [poza tymi które i tak już towarzyszyły szalejącej burzy], grzmotów [to samo], trzęsień ziemi [to samo], apokalipsy [to samo]… Dirith też nie odczuł nic szczególnego [plus nie dostał wysypki, nie wypadły mu włosy, nie zemdlał itp.] Wydawało się, że ktoś robi was w balona, kiedy po kilkunastu sekundach światło bijące z Hell Light zaczęło przygasać. Sejmitar świecił coraz słabiej i słabiej, aż zgasł. Niemal zupełnie. Tlił się teraz bardzo delikatnym, ledwie widocznym z bliska światłem.
* * *
- Oooooh! – Verion zapiał z rozbawienia i radości. – Szach i mat!
Shabranido zamierzał nachylić się do niego i jednocześnie obrócić się swoją „twarzą” jego kierunku, ale ostatecznie zrobił to trochę bardziej zamaszyście niż planował i kiedy z rozdziawionej paszczy wydał gniewny ryk dezaprobaty, kilka centymetrów przed Verionem, fala jaka wstrząsnęła Mgłami wokół wyrzuciła Veriona w powietrze i posłała go w dość karkołomny, długi lot, zakończony lądowaniem na twarzy na niewidzialnym gruncie Mgieł. Leżąc w przepięknej pozycji [tak powstała yoga] z nogami rozkraczonymi nad własną głową i z twarzą rozplaśniętą na gruncie Mgieł, Verion wydał z siebie pocieszny, rozbawiony chichot dziecka zachwyconego z zabawy. Zdołał przekręcić swoją cielesną powłokę do bardziej właściwej dla niej pozycji i usiadł, właśnie w momencie, kiedy Shabranido podszedł i znów błysnął swoimi jedenastoma ślepiami kilka centymetrów od Veriona.
- Coś się stało? – z Mgieł dobiegł spokojny, ciekawski głos.
Twarz Veriona rozpromieniła się jak buzia dziecka na widok mamy.
- Haaaai, Mistress!;3 – z rozkochanym uśmiechem rzucił się z ramionami i objął nogi swojej Mistress, która podeszła bezszelestnie i stanęła tuż za nim. – Naaah, everything is perfect!;3 - zapewnił grzecznie, ocierając się łepkiem o jej kolana.
Shabranido milczał, trochę jak ojciec, który bawiąc się z dzieckiem rzucał nim na łóżko i na widok żony zamierzał zapewniać, że zabawa jest w pełni bezpieczna i zrobi z malca prawdziwego mężczyznę.
* * *
Burza zaczęła nagle dawać za wygraną. Dało się dosłownie wyczuć moment, w którym wiatr stał się dwukrotnie mniejszy a deszcz przestał padać, jakby ktoś zakręcił kran w chmurach. Od tego momentu stopniowo, ale wciągu kilku minut, wiatr ustawał, deszcz przestał padać, a kłębiące się dziko chmury pojaśniały i dosłownie jakby wsiąkły gdzieś w niebo. Kilka minut i olbrzymie fale uspokoiły się, burza zniknęła, zrobiło się ciepło, a wy odzyskaliście widoczność na horyzont, na brzegi wyspy, ba, nawet dalej, na wyspę; w oddali widać było zarysy wież jakiegoś miasta. Po morzu wokół waszej łodzi dryfują jakieś resztki, prawdopodobnie wypłukane z pokładu waszej łodzi właśnie. Dobra… Nikt nie wspomniał, że Hell Light to taka dobra różdżka przeciw złej pogodzie, mogli tak od razu. Gdyby o tym wspomnieli wcześniej pewnie nie byłoby tego całego bałaganu… Ok., a po czym poznać ile macie czasu, jaki termin został wyznaczony?! Hmmmh, czy ten Hell Light ma jakiś wyświetlać, czy coś...? jak się to kurde obsługuje...?!
* * *
Eligor by yuchenghong on DeviantArt
- Wszyscy są?! – elfy wypatrywały swoich towarzyszów.
Nieopodal drugi ze smoków miał drobne problemy z podniesieniem się do lotu z wody, ale wyglądało na to, że wszyscy są i są żywi. Elfy wyławiały swoich towarzyszy jeden po drugim na smoczy grzbiet.
– Burza ustała – zauważył odkrywczo kleryk.
– Tak…
– Dlaczego ustała? – zaczęli się natychmiast zastanawiać.
Oczywistym było, że burza przyszła i poszła z konkretnego powodu.
– Bounder Timewalkera…?
– Kest tam – jeden z elfów ukradkiem wskazał na łódź w oddali unoszącą się n falach. - Są oboje.
– Żyją.
– Dokładnie. Więc dlaczego burza ustała?
Elfy są stworzeniami, które muszą wiedzieć co i jak. Jeśli nie wiedzą co i jak, czują się z tym źle, niewyraźnie, i to je drażni. Elfy nie lubią być rozdrażnione.
– Mam takie małe przeczucie, iż ta burza nie przepada za nami, bracia – zauważył któryś.
– Zdecydowanie…
– Zgadzam się. Ta burza wcale nie chciała zabić boundera Timewalekra. Chciała nas od niego oddzielić.
– Prawdopodobnie…
– W takim razie póki jesteśmy przy nim, jest zagrożony tak samo jak my.
– To tylko drow i kleryk…
– To bardzo utalentowany drow i utalentowany kleryk. Skoro radzili sobie bez naszej pomocy i to poradzą sobie bez niej nadal.
– Jedno z nich jest bounderem Timewalkera! W każdej wiosce, w każdym mieście, ludzie mogą go zatłuc widłami i pochodniami! To drow! Gdziekolwiek pójdzie…!
– Nie możemy iść z nimi – zdecydował dowódca. – Nasza obecność tylko komplikuje sytuację.
* * *
Pozostała kwestia dostania się na ląd i regularnego oczyszczania łodzi ze wszystkiego co na nią próbowało wleźć i co się przyczepiało na gapę oraz zrzucanie przy pomocy Tysiąca Ostrzy ryb trenujących ewolucję.
O…! Na horyzoncie pojawiło się… wsparcie? Venorik postanowił jednak wrócić. Zabawne. Wyglądał na średnio szczęśliwego, ale chyba mało kto były szczęśliwy po tym co zaszło przed chwilą.
[kilka minut wcześniej...]

- Oh, come on… - westchnął Venorik.
Elfy ze swymi legendarnymi kamiennymi minami a la Thranduil celowały do niego z łuków.
– Nie chcę nikogo skrzywdzić! – zapewnił Venorik.
– Nie wydaje mi się, żeby Dirith miał nam za złe… - mruknął jeden elf do drugiego.
– Nie, ten raczej nie jest przyjacielem Diritha….
Cięciwy zatrzeszczały.
– Moment, oczywiście, że jestem przyjacielem Diritha! – warknął Venorik. – My drowy trzymamy się razem tak jak wy elfy!!!
Elfy z sarkastycznym i uśmieszkami rozejrzały się wokół.
– Oh really? Więc gdzie on jest?
– Zagubiłem się w burzy, ten wiatr zagnał mnie do brzegu, niczego nie widziałem w tym deszczu! Ale teraz, teraz kiedy burza ustała, ja… - wskazał ręką za siebie, w morze. – Ja właśnie zamierzałem wrócić po Diritha, kiedy zauważyłem, że nie dotarł do brzegu…
– Oh really…
– Yeah… ekhym… Właśnie tam wracam, po Diritha i po… po kleryka oczywiście… Kleryk też jest moim przyjacielem, oczywiście! Sami widzieliście!...
– Yhymm…
– My tu gadu-gadu, a Dirith się tam gdzieś topi… - zażartował słodko Venorik. - To ja już będę leciał…! – zawrócił, warcząc pod nosem.
[...]
– Przeklęta burza! – warknął, dorzucając kilka drowich wiązanek pod nosem. – Podrzucić was do brzegu? Nie wiem gdzie podział się ten gamoń...? Przynajmniej mniej dźwigania…
No cóż, przynajmniej jest szczery… W gruncie rzeczy mimo wszystko oferował komfortowy i szybki transport na brzeg. Łodzią raczej nie powiosłujecie, jest całkiem spora, drow z wiosłem, nawet gdyby je skombinował, raczej nie ruszy z miejsca takiego dryfującego kloca. Znaczy Może ruszy, ale trochę to zajmie, no i kto będzie wtedy strząsał towarzyskie rybki opętane króliczki wielkanocne z pokładu? A Może By Tak zabrać się z Venorikiem? Elfy też gdzieś posiało i ich smoki również. Co ciekawe, mieliście wręcz wrażenie, że widzieliście coś na kształt smoków startujących z wody i… ulatniających się ponad wyspą. Coś w stylu „lecimy na imprezę, dołączymy później!”. Tudzież był to desant w stylu „promocja w Lidlu”. Najwyraźniej nie zauważyli, że brakuje im kilku pasażerów… Gah, ich rasizm jest naprawdę legendarny… „Chłopaki, chyba coś zgubiliśmy…” „A, te drowy? Nie, one poszły się kąpać, lol!”.
* * *

- Zejdź mi z oczu!!! Jesteś tylko duchem, zjawą!!! Nie możesz mi nic zrobić, nie możesz mnie tknąć!!!

Dragons -with progress vid- by Sunima on DeviantArt

Jednak sam widok Lavendera doprowadzał Timewalkera do szału i nie potrafił zignorować obecności nietypowego natręta. Kiedy Lavender nieznośnie się zbliżał, Timewalker ział ogniem w jego kierunku, chociaż setki razy już sprawdził, że ogień, kły i pazury przenikają przez niematerialną powłokę zjawy martwego Wojownika Bieli. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, o ile jakaś istota więziona tyle czasu w odmętach Chaosu nadal go zachowała, Timewalker nie potrafił zignorować obecności manifestacji smoka Bieli. Połowę czasu jaki mógłby poświęcić na palenie miast i wsi poświęcał na opędzanie się od Lavendera i próby wyżycia się na jego manifestacji. Zimny spokój Lavendera i jego ignorancja wobec gróźb i fal ognia doprowadzała Timewalkera do czystego szału. Mimo wszystko, zachował niezdrowe resztki nadziei, że za którymś razem, rażony płomieniami Lavender zawyje z bólu... Wyznawcy Bieli, którzy próbowali mu uprzykrzać życie, byli z kolei przez większość czasu ignorowani przez Timewalkera.
How to capture a dragon by noah-kh on DeviantArt
Timewalker momentami zapominał, że jakieś mikrusy testują na nim swoją magię i oręż. Otrząsał się z nich już kilkukrotnie. Póki co trzymali się z dala.
- Powiedziałem zejdź mi z oczu!!! Liczysz, że naprawisz swój błąd, że zmażesz tę kompromitację sprzed lat?! Nie rozśmieszaj mnie, żałosna zjawo!!! Gdybyś...!
Timewalker zamilkł gwałtownie, a jego ślepia zrobiły się wielkie ze zdumienia.
- Ten głos...! – szepnął.
Grape Flavored Delsym by noctem-tenebris on DeviantArt

Zionął wściekle ogniem w Lavendera, ział ile mu starczyło tchu. Wiatr oczywiście rozwiał płomienie, a manifestacja Lavendera pozostała nietknięta.
- Co to za głos?! – ryknął wściekle Timewalker i widząc błysk zdumienia w ślepiach Lavendera, uderzył mocno skrzydłami, wzbijając się wysoko ponad chmury, najwyżej jak zdołał.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline