Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-01-2015, 21:56   #596
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Stać! Cofnąć się! - Detlef zatrzymał wychodzących z tunelu khazadów. Sam pozostał przy wejściu i rozglądał się po jaskini, mając przy tym skaveny na oku.

- Pochodnie gasić. - Cofając się Dirk kontynuował szeptem - czekamy aż się wytłuką czy ich bijemy? A może jeden z nas strzelając, sprowadziłby skavów w tunel, moglibyśmy ich zatłuc w wąskim tunelu. Albo pod osłoną strzelców podkraść się do śpiących skavów i ich wyeliminować.

- Lepiej ich nie ruszać. Jeśli wybijemy szczury, to przylezą tutaj orki - a tak pilnują się nawzajem i mają przy okazji zajęcie. - Odrzekł thazor.

-Nie sądzę by szybko odpuścili. Ni jedni ni drudzy odezwał się Roran, któremu często się to ostatnio nie zdarzało - Jeśli ich nie ominiemy, a na to wielkich szans nie ma to w końcu się wysieką, ani jedni ani drudzy nie odpuszczą łatwo. Jeśli by orki w końcu trafiły któregoś z rywali to by wprowadziło zamieszanie i może odsłonilo by się na to wejscie obok wskazał ku najbliższemu z korytarzy - ale wątpie by tak się stało..

- Dlatego lepiej pójść w lewo. - Detlef wskazał kolejne przejście, które dostrzegł za trzema głazami. [/i]- Jeśli usuniemy śpiących, to tamci mogą w ogóle nie zauważyć, że przechodzmy. Ja, Grundi i Khaidar - po cichu dajemy pod ścianą i bierzecie się za tych dwóch śpiochów, ja zabezpieczam. Tylko bez kombinowania - od razu ostrze w gardło, żeby nie zdołali ostrzec pozostałych. Tego od środka jaskini nie ruszamy - za duże ryzyko. [/i]- Wydał dyspozycje. - Pozostali czekać tutaj i szykować kusze, rusznica tylko w ostateczności. Im dłużej zielonoskórzy na górze nie wiedzą co tu się dzieje, tym lepiej. Thorinie, ustal kolejność ze względu na stan rannych i zadbaj o ciszę i porządek. Na mój znak pojedynczo zaczniesz wysyłać resztę - my w tym czasie zabezpieczamy przejście i tunel. Bądźcie gotowi na walkę chociaż liczę na to, że tym razem uda się jej uniknąć, jeśli tylko postaramy się nie hałasować.- Przekazał khazadom. - Wszystko jasne?

- Sostafic ich?! Na falujomcom blode Glimnila blacia, kiedyśta i gcie sgubili jajca? hm? Mose gcies po dloce nie daleko? Flocić po nie?- żachnał się Kyan ładujący kuszę.

- To nie po klasnolucku psemykac siem nicym spicastouche wielbiciele dsef… nie podoba mi siem to… nic a nic…jesce fe flasnym domu...Detlefie fybijmy skulfieli... - spojrzał złowrogo na panoszące się skaveny, a pięść zacisnęła się mimowlnie z furii jaką dusił w sobie.

Dirk przyglądał się komnacie ostrożnie się wychylając, tak by samemu pozostać niewidocznym. Gdy rozejrzał się wrócił i zwrócił się do towarzyszy. - Są trzy skaveńskie grupki. jedna śpi i moglibyśmy wykończyć ich po cichu. Dwie kolejne atakując z zaskoczenia powinniśmy rozgromić w krótkim czasie. A jeśli orki by postanowiły zejść do nas to wystrzelamy ich tak jak to zrobiły skavy. Dirk patrzył po twarzach kompanów. Dirk nałożył rękawice ostrożnie, wolał mieć je na rękach gdyby doszło do walki.

Kyan przeniósł wzrok na Dirka, następnie przeniósł wzrok na Galeba, który nie dalej jak wczoraj rzucał wyniosłe słowa przysięgi przy kaplicy.

“Pomścimy tą obelgę, Praojcze nasz, wyczekuj naszych czynów, zielonych ścierw agonalny jęk jak modlitwa do Ciebie poniesie się.No to orki są, szczury są, słowa padły, pomsta czeka…”

Ognistobrody krasnolud był oburzony postawą towarzyszy, wszystko jak po najmniejszej linii oporu. Boczkiem, boczkiem może się uda byle swoją dupę uchować, a gdzie honor!? gdzie obowiązek!? Kurwa!! Te ścierwa panoszą się po naszym domu! Zabijają żony, dzieci, a z czaszek naszych wojowników robią sobie manierki na wodę. Niszczą nasze maszyny, plugawią kopalnie. Jednak nic nie mógł z tym zrobić i tak będzie jak Detlef zadecyduję. Sapnął ciężko i zamilkł.

- Połowa z nas sama nie potrafi się wyszczać, skoro już o jajcach wspominasz. - Rzekł Kyanowi. - Nie jesteśmy oddziałem azulskiej armii i nasze zadanie nie polega na zabijaniu każdego wroga w okolicy. Mamy się przebić na zewnątrz i ujść z oblężenia. - Powiedział spokojnie. - Ale jeśli masz inny pogląd na tę sprawę, to trzeba było zostać przy jeziorku i pilnować komina. Z pewnością mógłbyś wykazać się mordując thagorraki - przynajmniej do czasu, aż one nie zabiłyby ciebie. - Dodał nieco ostrzej. - Obiecałem, że przeprowadzę was przez górę. Jeśli przy tym trzeba będzie zabić kilka skavenów albo orków, to dobrze. Może gdybyśmy byli w pełni sił, to nie dyskutowałbym na ten temat tylko dał rozkaz ataku. Ale sam wiesz w jakim stanie znajduje się wielu z nas. Każda rana więcej, każdy niezdolny do walki khazad albo taki, którego trzeba nieść może oznaczać, że nigdy stąd nie wyjdziemy. Zginiemy dlatego, że nie wiedzieliśmy kiedy należy odpuścić. Mamy wyjść na powierzchnię. Jeśli wtedy stwierdzisz, że wolisz wrócić i zabijać wrogów naszej rasy oblegających Azul to nikt cię nie będzie zatrzymywał. Masz do tego prawo i szacunek pozostałych. Armia Gorfanga jeszcze długo będzie w okolicy i wrogów ci nie zabraknie. Ale nie teraz. Bowiem teraz muszę wyprowadzić stąd rannych i unikać dalszych strat. Czy to jest jasne? - Zakończył pytaniem, rozglądając się wokół i patrząc w oczy wszystkim o porywczych umysłach.

Kyan kiwnął głową oszczędnie.
- Aye, fiem se mas lacje Detlefie i to najlosondniejsa decysja jakom mosna podjac, jednak na sama mysl se sostafiamy syfe te sdechlaki sa nami as gotuje siem fe mnie kref - skwitował

- To wejście na naszym poziomie może nas zaprowadzić na górę. Dzięki niemu możliwe że ominiemy skaveny i zajdziemy zielonych od tyłu. - powiedział ponuro Galeb - Obaj macie rację. Trzeba pomścić Boga Przodka, ale i też wyjść na powierzchnię. Rzucając się jak głupcy na otwartą przestrzeń więcej szkody uczynimy sobie niż im. - kowal run wskazał ostrożnie dłonią ku górze - Idziemy tak jak powiedział Detlef.

Dorrin poklepał Kyana po ramieniu:- Nie przejmuj się. - burknął z cicha. - Mi też unikanie walki się nie podoba, ale lepiej przeżyć, ten dzień, nie oddać życia za darmo i pewnego dnia odpłacić się, przelewając morze krwi.. - wyjął składaną kuszę, załadował bełty i skinął Detlefowi.

Grundi tylko wybałuszył gały słuchając tych radosnych rozmów. ”Pojebało?” Pomyślał. Na koniec tylko przejechał krawędzią otwartej dłoni po gardle. Co to miało znaczyć? Chuj wie. Może że zamierza poderżnąć wszystkim gardła? Następnie skinął Detlefowi na znak zgody, wyciągając topór zza pasa i był gotowy do wykonania rozkazu.

Na widok miny Detlefa, Dorrin wzruszył tylko szerokimi ramionami. Poperorować nie można, pomyślał.

Thorin przyjął do wiadomości polecenie Detlefa parskając, lecz skinął głową na znak zgody. W jego dłoniach znalazła się tarcza i topór zwany Ysassą. Gdy reszta dyskutowała , stał z boku, przy ścianie niespecjalnie mogąc obserwować co się dzieje w jaskini, ale będąc gotowym do uderzenia na cokolwiek co mogłoby z niej wyleźć.

Huran cichaczem ściągnął z pleców tarczę i chwycił ją pewnie lewą dłonią, w prawicy znalazł się jego topór, zważył go jakby w dłoni i przełknął nerwowo ślinę. - Dobre że nie w głowach wam bitka na teraz, moglibyśmy temu nie podołać. Ja pomogę Roranowi w przejściu. - Szepnął stary wiarus i podszedł do Ronagaldsona by ten mógł wesprzeć się na jego ramieniu.

- Dobra - nie traćmy czasu, bo nie wiadomo jak długo oni będą ze sobą tańcować. - Skinął na skavenów wyczekujących pod otworem w suficie. - Ruszamy. - Pochylony wysunął się z tunelu i szybkimi krokami, choć nie biegnąc, ruszył wzdłuż ściany po lewej.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline