Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2015, 04:17   #111
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Bardziej z odruchu niż z potrzeby, emisariusz ściągnął prawą ręką lejce. Kary, acz drobny na te partie Wybrzeża Mieczy koń zwolnił do stępu gdy jeździec, z daleka patrząc zakuty w dziwnie łuskaną i składaną zbroję o kolorze nocnego nieba wyprostował się w znoszonym, startym jakby piaskiem miotanym przez wichry siodle. Nawet nie spoglądał na ludzi zbliżając się do nich, jak gdyby jasnym było, że odgłos kroków konia zwróci ich uwagę, a postać w ornamentowej, egzotycznej i wyraźnie antycznej zbroi przykuje ją na dłużej.
Zbliżył się, nie przerywając ciszy, aż do samego wozu.
Starszy mężczyzna siedzący na wozie i obserwujący do tej chwili swoich dwóch towarzyszy podróży spojrzał w stronę nadciągającego Tahira i zamarł. Również młodszy, piegowaty zauważył jeźdźca i obserwując go wyglądał jakby był w transie, nie wiedząc czy należy już uciekać, czy jeszcze nie. Ten, którego głos słyszał emisariusz odwrócił się, aby po chwili, poddenerwowanym tonem zwrócić się do starszego na wozie.
- Zróbże przejście. - jak uderzony czarem wóz zaczął zmieniać powoli pozycję za sprawą woźnicy, robiąc miejsce dla Tahira.
Ten na moment, jak gdyby zauważając obecność ludzi, obrócił prawie że garnkowy hełm w stronę starszego mężczyzny na wozie. Po mniej jak trzepocie skrzydeł kolibra, pochylił się nieco w siodle, kierując niewątpliwie spojrzenie prosto na najbardziej hałaśliwego z przygodnych podróżników. Do dość szerokiej szpary z których wyczuwalny był wzrok nie dochodziło dość światła z letniego słońca by ukazać cokolwiek, zwłaszcza, że górująca sylwetka rzuciła cień na młodziana. Przez chwilę trwała zupełna cisza, jak gdyby jeździec…
...próbował sobie przypomnieć.
Co… o bogach - ton był miękki jak szelest atłasowej apaszki na wietrze, i donośny jak skrzep pękającego od pierwszych promieni słońca szronu z delikatnej warstwy rosy na piasku na absolutnie cichej pustyni - ...jest warte takiej gniewności na szlaku?
W tym momencie zapalczywy, ciemnowłosy młodzian jakby odzyskał trochę pewności siebie, bo odpowiedział, chociaż jego ton został odarty z twardej nuty, chociaż w jego słowach wciąż słychać było niezachwianą pewność.
- Bogowie… Bogowie dopuścili się zdrady. Zdradzili nas, śmiertelnych.[/i] - urwał wpatrzony w Tahira, nie rozumiejąc czemu czuje się tak nieswojo w jego obecności.
- Doprawdy… - ciągnął, nie bez akcentu emisariusz, lecz tym razem jedno jego przedłużone słowo mogło u niektórych wyssać wszelkie ciepło z letniego dnia - Głosi tak jakiś prorok?
- Tak, tak. Widzący przepowiedział wszystko, a teraz w swej prawdziwej mądrości postanowił ostrzec tych, którzy zechcą wysłuchać tego ostrzeżenia. - żarliwie przekonywał młodzian. - Bogowie gotują się na wojnę, ale nie przeciw sobie nawzajem, o nie… Jeszcze nie.
- Jeszcze? - lakonicznie zachęcił nieznajomy jeździec, zapominając o pozostałych mężczyznach.
- Po tym, co się wydarzy nadejdzie wielka wojna bogów, którą tylko najpotężniejsze byty przetrwają, ale zanim to nastanie… Zanim to nastanie bogowie rzucą się na śmiertelnych, co właśnie się rozpoczęło. Zdrada, zdrada! Oni nas nie potrzebują, o nie. Dlatego proroctwo się wypełni, a krwią spłynie Toril.
- Czy ta wielka dusza… Widzący. - gdyby nie jałowość tonu Tahira można by zgadywać rozbawienie… lub pogardę, rzeczy zazwyczaj trudne do pomylenia - Jest do znalezienia w Waterdeep?
-Skąd ty… - zaczął, ale ugryzł się w język, zbyt późno. - Nie tak łatwo dostąpić zaszczytu spotkania Widzącego…
- A jednak, byłbym zobowiązany… - podkreślił emisariusz, przechylając się nieco w siodle bliżej młodziana - Gdyby powiedzieć mi, co robią ci, którzy tego zaszczytu dostępują.
- Muszą wykazać się cnotą duszy i odwagą, która jest tak potrzebna w tych czasach, jak i umieć spojrzeć. Widzieć. A nie wystarczą do tego oczy. - odparł twardo młodzian.*
Jeździec znowu wyprostował się w siodle. Nie patrzył już w młodziana - po hełmie tusząc, jego wzrok wędrował za horyzontem, w kierunku Miasta Wspaniałości.
Jest znaną personą, czyż nie?
- Jest znany tym, którzy chcą go odnaleźć. I wtajemniczonym, znajdującym się na wyższym stopniu. - odwrócił wzrok. - Są takie osoby… w Waterdeep.
- Jak ich odnaleźć? - zapytał Tahir, wysuwając spod czarnej, acz błyskającej odcieniem brązu lub karmazynu peleryny drugą rękę, odsłaniając nią rękojeść spoczywającego w pochwie sejmitaru, i opierając rękawicę z ciemnogranatowego metalu na sakwie.
Młodzian właśnie uniósł wzrok, aby zobaczyć ten gest i pewnie odsunąłby trochę, gdyby nie był już odgrodzony od drogi ucieczki wozem.
- Nie znam ich! Znaczy… znam… trochę… tak jakby… - wydukał.
- Nie rzeczesz chyba, iż stawiasz w hazard swą nieśmiertelną duszę przez… - młodzian znajdował się w polu widzenia szczeliny hełmu, mimo, że tym razem emisariusz się nie poruszył - Zasłyszane plotki? - mimo neutralnego tonu, w pytaniu słychać było znowu albo szyderstwo… albo zadziwiająco trudną do odróżnienia odeń obojętność.
- Panie, nie, nie, nic z tych rzeczy! Można… Można ich znaleźć blisko świątyń… Ostatnia chyba była Selune. Jak i… i… - urwał coraz bardziej wystraszony, jeżeli nawet nie zaczęło go ogarniać coś większego.
- Mogę podarować ci zapłatę… lub radę cenniejszą niż wszystkie bogactwa tego świata. - rzucił jeździec, niepomny na nikogo poza młodzianem. W jego… nieobecności można było dociec, iż dociekanie o Widzącego nie wzbudzało jego zainteresowania tak bardzo, jak wskazywałyby na to działania, jak gdyby naprawdę zamierzał go odnaleźć, lecz sądził, że był to bezcelowy wysiłek.
- W zamian polituj nam czasu... i powiedz, po czym ich poznać.
- Jeżeli nie po tym, co mówią… - sięgnął pod koszulę, aby wyciągnąć drewniany wisiorek na sznurku. Zdjął go i pokazał Tahirowi. Emisariusz zobaczył mało kunsztownie wycięty w drewnie symbol, który przedstawiał proste oko przecięte jedną, agresywną kreską. Nic nadzwyczajnego. Młodzian spojrzał na tego, który go przerażał w oczekiwaniu.
Ten zaś wyciągnąwszy rękę po wisiorek obejrzał go z bliska, nieśpiesznie, z każdej strony. Nie zwracając wisiorka, odpiął połę peleryny zawiniętej wokół jego szyi, odsłaniając niewielką szarfę do której doczepił amulecik, jak też święty symbol Myrkula, Boga Umarłych, zwisający na szczerozłotym, pobłyskującym w słońcu mocowaniu bezpośrednio do okolic szyi zbroi. Zawinął pelerynę ponownie, zachowując wisiorek młodzieńca.
Jakiej zapłaty sobie życzysz?
Ten stracił głos obserwując Tahira, jak i jego broń. Spiął się w końcu w sobie i wydusił jedno słowo, które kosztowało go połacie odwagi.
-... Radę…*
- Ach… - skwitował Tahir, jak gdyby po raz pierwszy wykazał jakiekolwiek zainteresowanie całą konwersacją - Mędrzec. Może i twoi towarzysze skorzystają, jeśli strach nie odejmie im uszu. - Tahir oparł wolną rękę o brzeg wozu obok młodzieńca, jeszcze bardziej go odgradzając, i nachylając się tuż obok, tak że dało się wyczuć
różę pustyni, balsamy, zaschłą krew, świeżą rosę
i wiele innych rzeczy, nie będących wszak zapachami.
Wszyscy umrą. Miast szukać bogów na ulicach, módl się do choć jednego, by zabrał cię z Miasta Sądu do następnego życia. - jeździec pozostawił implikacje duszy pozostawionej w domenie Myrkula, wyraziwszy ideę dość prosto nawet dla plebejusza, zwłaszcza bywalca Waterdeep. Nieśpiesznie odepchnął się dłonią od brzegu wozu by wyprostować się w siodle, a jego wierzchowiec ruszył stępem i potem kłusem po trakcie, już prawie u celu, zostawiając w tyle głupców i mędrca i ich wóz.
 
-2- jest offline