Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2015, 15:28   #37
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
przy współpracy z innymi graczami oczywiście

Kiedy wszyscy sobie poszli, Megan zajęła fotel naprzeciwko Daniela i długo przypatrywała mu się w milczeniu. W końcu westchnęła i zaczęła rozmowę, którą trzeba było przeprowadzić. Mimo, że będzie trudna.

- Nie sądzisz, że ich motywy są tutaj kluczowe? - mówiła cicho i tak delikatnie, jak tylko potrafiła - Ukarałeś ich, ale to niczego nie rozwiąże. Maddy… była naprawdę przerażona. Bała się zasnąć… - pokręciła głową, szukając właściwych słów ale nie potrafiła ich znaleźć. Wszystko brzmiało tak nieprawdopodobnie… - Nie możesz mówić, że nie obchodzi Cię, “dlaczego”. Bo to brzmi jakby oni Cię w ogóle nie obchodzili. Poza tym… to wszystko jest niepokojące, nie sądzisz? W tym domu naprawdę jest coś dziwnego.
Daniel, który chwilę wcześniej trochę odruchowo wziął do rąk pozostawioną przez Arniego aktówkę, przyglądał się jej przez pewien czas słuchając Meg. Potem odłożył jednak z powrotem na stół i spojrzał uważnie na szwagierkę.

- Nie powiedziałem, że mnie to nie obchodzi, Meg. Powiedziałem, że teraz nie będę w to wnikał. Teraz gdy wszyscy tu sobie siedzieliśmy. To nie był dobry moment, żeby pytać ich “dlaczego”. W zasadzie żaden nie będzie dobry… Powinni jednak wiedzieć, że przekroczyli pewną granicę. Bez względu na okoliczności. I tym bardziej bez zrzucania winy na dom.

- Moim zdaniem to okoliczności mają tu kluczowe znaczenie i powinniśmy o tym porozmawiać właśnie wszyscy razem. Madd nigdy nie zachowywała się tak dziwnie a teraz bredzi coś o demonach. Myślę, że powinieneś…

- Wysłucham jej - przerwał jej niecierpliwie już - Wysłucham.

- O ile teraz w ogóle będzie chciała Ci cokolwiek powiedzieć. Myślisz, że coś brała albo zmyśla, prawda? Że próbuje w tak idiotyczny sposób ukryć swoje małe grzeszki? Dan, każde z nas było nastolatkiem. Ale ja bym nigdy nie wciskała rodzicom kitu o demonach jeśli widziałabym je na haju. Cokolwiek można powiedzieć o Twojej córce to na pewno nie że jest głupia. - żachnęła się Megan - Mi też zdarzają się tu dziwne rzeczy. Jak ten włączony laptop. Śnią koszmary. Prześladują ptaszyska. Coś z tym miejscem jest nie tak… Wszyscy omijają ten dom, siostra Berta nie przyjęła zaproszenia na kawę i chyba tylko jedna jedyna piekareczka za wszelką cenę usiłuje się tu wprosić. - dodała niezamierzenie złośliwie.

- Tak - pokiwał głową, choć wyraz twarzy miał nieco kpiący - To zły dom, kazał wczoraj Maddy włazić na pakę czyjegoś pickupa z jakimś 5 lat starszym od niej gnojkiem. I zły dom wlał Jake’owi w gardło hektolitry piwa. I zapewne poszedł jeszcze za Steve’em i uderzył go w twarz. Wiesz Meg? Koszmar to miałem wczoraj ja. Mogłem ich stracić. Oboje. I z tego co wiem nadal mogę bo opieka społeczna przyjdzie do nas by sprawdzić, czy się nadaję na ojca. A Ty mi jeszcze cholera jasna mówisz, że zachowuję się jakby mi nie zależało.
Wstał z fotela i ruszył ku wyjściu z domu.
Megan poderwała się z fotela i zastąpiła mu drogę.

- Nie graj teraz świętoszka, nie takie przecież rzeczy robiliśmy w młodości. I dobrze wiesz, że nie chodzi mi ani o jej granie dorosłej ani o jego przeholowanie z piwem. Chodzi o to, że Madd podcięła sobie żyły, po czym usiadła na łóżku i wyglądała jak lunatyczka. Nie cięła się jak zbuntowana gówniara a porecyzyjnie cięła wzdłuż żył i to tak, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Ocknęła się dopiero, kiedy wrzasnęłam. Nie wiem jak dla Ciebie, ale dla mnie wydaje się to dziwne. Nie mniej dziwne, niż błąkanie się nocą nago po lesie. To nie było jego pierwsze piwo do cholery, nie powinien się tak spić, żeby aż tak stracić nad sobą kontrolę i kompletnie stracić pamięć! - kobieta mimowolnie mówiła coraz głośniej, głos jej drżał. Po wcześniejszym opanowaniu nie pozostał ślad.

Pewnie skończyłoby się kłótnią albo szarpaniną, bo Megan nie zamierzała ustępować i pozwolić szwagrowi odejść bez słowa, ale akurat w tym momencie choroba Arniego postanowiła dać o sobie znać i kompletnie zagubiony wziął ją za Marthę, co na tyle wytrąciło kobietę z równowagi, że odpuściła. Cała złość uszła z niej jak z przekłutego balonu, pozostawiając tylko ból i żal... przede wszystkim żal do siebie, że nie miała czasu dla siostry, gdy ta jej potrzebowała najbardziej. Czy to by coś zmieniło? Może tak, może nie... ale nawet nie spróbowała i za to będzie się winić do końca życia.

Niemal odruchowo ruszyła po mop, by posprzątać mokrą plamę z podłogi i zmyła hol na tyle daleko, na ile zdołała, nie wchodząc Arniemu w zasięg zwroku. Wciąż jeszcze nie odnalazł się w rzeczywistości a widok jej twarzy, kojarzony teraz z Marthą, z pewnością mu w tym nie pomoże.

Dlatego też skierowała swoje kroki na górę, ze szczerą chęcią porozmawiania z Maddison. O ile ta w ogóle będzie chciała rozmawiać. Obrażone nastolatki bywają... męczące.
Okazało się jednak, że Madd nie jest sama. Rozmawiała ze Steve'm, całkiem spokojnie. Może będzie dobrze. Dym papierosowy, lekko wyczuwalny w powietrzu, zignorowała i odetchnęła głęboko nasłuchując jeszcze przez chwilę, nim cicho zapukała do drzwi. A te - nie do końca domknięte - uchyliły się nieco, ukazując stojącemu przy oknie rodzeństwu kawałek sylwetki Megan. Nie wiadomo, jak długo stała pod drzwiami, nim zdecydowała się zapukać i jak wiele z ich rozmowy usłyszała, ale wyglądała na mocno… niepewną. Niemniej pchnęła mocniej drzwi i weszła do pokoju, starannie zamykając je za sobą, jakby tym samym pozbawiała Maddison możliwości taktownego wyproszenia jej z pokoju. A potem przysiadła na łóżku i przez chwilę wpatrywała się w oboje, po czym poprosiła cicho, z wyraźnym napięciem w głosie.
- Opowiedzcie mi, co Wam się przydarzyło dziwnego w tym domu.
Nie wyglądała jak ktoś, kto za chwilę wyśmieje wszystko, co zostanie powiedziane. Raczej jak ktoś, kto bardzo nie chce usłyszeć tych słów, bo uprawdopodobnią coś nieprawdopodobnego… pozwolą uwierzyć w coś, w co nie dało się wierzyć.
O ile cokolwiek zostanie powiedziane.

Steven spojrzał na Maddison, na Megan, ostatni raz pociągnął papierosa aż dopalił się do filtra. Wychylił się przez okno i zdusił go o murek pod parapetem. Odetchnął głębiej. Z ulgą. A potem powoli powtórzył wszystko, co przed chwilą zostało powiedziane, pozwalając Maddie uzupełniać swoją wypowiedź o szczegóły, które mu umknęły. Dziewczyna była początkowo mocno spięta, szczególnie gdy wyrzuciła papierosa przez okno na wejście ciotki. Ale gdy stało się jasne, że nie będzie bury a rozmowa powoli dołączała się do słów Steva wyznając to co zresztą już raz powiedziała. Ze ma dziwne sny, że wypchany kruk pojawił się na jej biurku sam i zaczął krakać, że po domu w środku nocy wałęsa się coś, jakby cień. Do tego doszły historie Steviego o drapaniu i głosie zza ściany, o pierścieniu, który znalazł i wszystkich informacjach wyszukanych w internecie.

- Tak - skończył wreszcie, - coś z tym domem jest nie tak i jeśli nie dowiemy się co, skończymy jak poprzedni właściciele.
Maddie poparła brata gorliwym skinieniem.
- I dla jasności - uniosła nadgarstki ukazując bandaże. - Ja sobie tego nie zrobiłam. To on. Chociaż tata i tak mi nie uwierzy.

- A ty - zwrócił się bezpośrednio do ciotki, - wierzysz nam?

Milczała długą chwilę, nim się odezwała.
- Mi też dzieją się na rzeczy… nie do końc… wytłumaczalne. - westchnęła i skrzywiła się z niesmakiem - Pierwszej nocy obudziło mnie coś, jakby czyjaś obecność przy łóżku. Oczywiście nikogo tam nie było ale… - spojrzała ze zrozumieniem na Maddison, ale nie dokończyła. Zamiast tego wzięła głęboki oddech i mówiła dalej - Kiedy wreszcie usnęłam, śnił mi się potworny koszmar, biegłam przez las i chociaż nie wiedziałam przed czym uciekam, wiedziałam że walczę o życie. Oczywiście ptaszydła też tam były. Goniły mnie. Potem to zarobaczone truchło w stodole i ten gawron, który wbił mi się w okno… spałam jak zabita, niczego nie słyszałam. A potem… potem ten sam las zamigotał na ekranie mojego laptopa tuż zanim krakanie wypchanego kruka obudziło Ciebie, Madd…
Kobieta milczała przez chwilę, po czym westchnęła i nerwowym gestem przeczesała dłonią włosy.

- Słuchajcie… ja wam wierzę. Wierzę, że w tym domu dzieje się coś dziwnego i najwyraźniej groźnego. - wskazała spojrzeniem bandaże na nadgarstkach dziewczyny - Mam też wrażenie, że od kiedy tu się przeprowadziliśmy, Arniemu błyskawicznie się pogarsza. Dopiero co pomylił mnie z Marthą a Daniela wziął za groźnego szaleńca i chciał zabrać mnie do domu… - przez twarz Megan przebiegł bolesny skurcz. Znów westchnęła - Nie miejcie pretensji do ojca, on naprawdę się stara. Realne problemy są dla niego ważniejsze, niż duchy… Nie ma co ukrywać, nie popisaliście się. Facet na pace… bójka… bieganie nocą po lesie… - Steven skrzywił się i chciał jej wejść w słowo, lecz podniosła dłoń, by uciszyć ewentualne protesty i uśmiechnęła się mimowolnie - ...nie oceniam, sama byłam młoda. Ale po tej próbie samobójczej Dan może stracić prawo do opieki nad wami i tego się boi najbardziej. Tak bardzo, że reszta wydaje się nieważna. Obrażanie się na siebie nic nie da… może pójdę po niego i powtórzycie mu na spokojnie to samo, co powiedzieliście mnie? Póki jeszcze jest na to czas... - zaproponowała, podnosząc się i kierując w stronę drzwi.

Odwróciła się jednak, nim je otworzyła i pociemniałe od bólu spojrzenie utkwiła w Stev’ie.
- Nie masz pojęcia jak to jest obserwować kogoś ukochanego, kto mimo Twoich starań oddala się coraz bardziej. Oddala, by ostatecznie odejść. Karen odeszła i wy też powinniście pozwolić jej odejść. A jeśli obwiniacie ojca o jej śmierć… - pokręciła głową, pozwalając włosom zakryć twarz i ukryć łzy napływające do oczu - On się dostatecznie mocno sam obwinia. Moglibyście oszczędzić mu dodatkowego bólu. Bo jak tak dalej pójdzie to się tu naprawdę pozabijamy. Być może ten dom i jego duchy karmią się emocjami, a co jest silniejszego niż strach i nienawiść...?

Wyszła, nim łzy na dobre popłynęły po jej twarzy.
Karen, tak bardzo Cię przepraszam…

Stała tak przez chwilę, nim pełnym wściekłości gestem wytarła łzy z twarzy. Musiała być silna, dla nich wszystkich.
Zeszła na dół, by tak jak obiecała, przyprowadzić Daniela.
 
__________________
Jeśli zabałaganione biurko jest znakiem zabałaganionego umysłu, znakiem czego jest puste biurko?
Albert Einstein
Viviaen jest offline