Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2015, 19:59   #66
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację
Wampirzyca przygniatała gangstera do podłogi. Trzymała za dłoń z granatem, wbijając kolano w głęboką bruzdę powstałą z powyrywanych żeber. Unosiła nad donem uzbrojoną w szpony łapę. Widziała, jak samymi źrenicami śledzi kołysanie unurzanych w życiodajnej cieczy pazurów. Krew zbierała się na ich czubkach i powoli ściekała na całą, jeszcze, szyję mężczyzny. Spalając Vitae, rozjuszona walką, z trudem powstrzymywała się, aby szybko tego nie zmienić. Ostatecznie nasyciła się bezsilnością w oczach starca, gdy Scully zatopił naostrzone drewno w jego sercu.

Podniosła się z ziemi. Zaszczyciła spojrzeniem ocalałą. Nie uciekła. "Dobrze i tak bym ci nie pozwoliła". Zbliżała się powoli, widząc w niej kogoś znajomego, może siebie, z przeszłości. Wyciągnęła ramię. Zaciekawiona badała pole otaczające kobietę. Przyjrzała się wnętrzu swojej dłoni. Strząsnęła z niej coś pomiędzy pieczeniem, kłuciem i wyładowaniem elektrostatycznym. Przekrzywiła głowę. Uniosła usta w nikłym uśmiechu. Rozmytym ruchem przemieściła się za plecy śmiertelniczki i pchnęła ją do piwnicy. Delikatnie, na tyle delikatnie, na ile pozwalały opite osoczem mięśnie. Nie chciała jej przewrócić, ani... złamać kręgosłupa.

- Wyjście jest там - wyjaśniła. Krótko i zwięźle. Nie lubiła swojego głosu w chwilach, gdy Bestia wypływała ku powierzchni. Był niski i charczący. Dopełniał obrazu umazanej krwią istoty, wyjętej z sennych koszmarów. - Policja z zaświatów. Ścigamy niebezpiecznych uciekinierów... - Łgała, ledwo zachowując powagę. - Agent Smith, a to jest agent Jone... agent Jones się nie pokaże, jest bardzo nieśmiały! - Zaniosła się śmiechem. Złym i bezdusznym.

Wciągnęła do składu zwłoki martwej dwójki spod piwnicznych drzwi. Zniszczyła oświetlenie na korytarzu. Wrota zamknęła i zaryglowała. Teraz miała pewność, że ewentualni, zwabieni strzałami, podwładni dona, nie będą mieli jasności zaistniałych zdarzeń, że samo sforsowanie wejścia zajmie im wystarczająco dużo czasu. Złapała trupy za kołnierze, przesunęła w ciemny kąt, między beczki, gdzie mogła się swobodnie pożywić. Wyszła z ciemności, jeszcze bardziej obryzgana niż poprzednio. Powoli wracała do siebie, psychicznie. Oblizała wargi z brunatnej czerwieni. Ponownie zawiesiła spojrzenie na uratowanej dziewczynie.

- Wyjedź, zapomnij, żyj i... trzymaj się z dala od Omahy. - Nie brzmiało to jak prośba, ani porada, bardziej jak zawieszona w powietrzu groźba.

Odwróciła się i zabrała za przetrząsanie zbrojowni, sprawdzenie skrzyń, zawartości butelek i zamurowanego przejścia.

- Przepraszam, przepraszam, że nie zdążyłam - powiedziała cicho, tak że nikt poza nią samą nie rozróżnił słów.
 
Cai jest offline