Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2015, 06:32   #235
obce
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Irga stała pośrodku niewielkiej salki, kilka kroków od starej jak czas kobiety, a na twarzy ciągle czuła dotyk jej wątłych palców. Zimno bezlitośnie ciągnęło od kamiennej podłogi, wkradało się przez wąskie okna, mroziło zmęczone kości do samego szpiku i szeptunka dygotała jak w najbardziej mroźną noc.

Nie znajdowała słów, którymi mogłaby odpowiedzieć na pytania staruchy.
A gdy znajdywała - nie chciały przecisnąć się przez jej usta.

Czując na sobie wzrok innych, nie wiedziała jak powiedzieć o tym, co przydarzyło jej się za Zasłoną. Jak wytłumaczyć smak jadu węży i smutku szamana? Jakimi słowami opisać kształt świata, pozbawionego kształtu, zmieniającego się z każdym oddechem, topiącego się pod każdym spojrzeniem jak woskowa świeca? Jak opowiedzieć o bracie Mówcy, który zatracił ludzką formę, oddryfował od tego co ludzkie na podobieństwo rzuconego na rzekę liścia? Jak mówić o tych wszystkich rzeczach, których sama nie pojmowała do końca?

Są rzeczy, które najwyraźniej rozbrzmiewają w milczeniu.
W ciszy rozciągającej się pomiędzy słowami.

A potem pomyślała, że Kri - w swojej starości, która przerastała jej własną - zrozumie i jedno, i drugie.
Ciszę i słowa jednako.


* * *


Słysząc życzenie Kri, szeptunka jedynie skinęła głową. Jej twarz zmarszczyła się jednak wyrazie ni to frasunku, ni to zamyślenia i widać było, że jątrzą się w niej jakieś myśli.

Nie miała pewności. A co jeśli się pomyliła? Czy mogła się pomylić? Czy wyczerpała swoją rolę tutaj? Czy powinna zrobić coś więcej? Przekrzywiła głowę, nasłuchując wiatru gwiżdżącego pomiędzy skałami. Przesunęła wzrokiem po cienkich jak pajęczyna włosach usadowionej na kamiennym tronie staruchy, szukając znaku, omenu, wskazówki. Wpatrzyła się w zalegające po kątach cienie, drgania płomieni świec. Wszystko jednak milczało. Świat zamknął się przed nią z trzaskiem, nie pozwalając się odczytać.

Ostrożnie podniosła swoje naczynie z kamiennej posadzki i wyciągnęła rękę do Bernarda.

- Pomóż mi wstać, Kamieniu - poprosiła.

Kat podał jej ramię z uśmiechem. Od kiedy dotarła do niego w pełni decyzja plemienia, twarz mężczyzny była spokojna i lekko uśmiechnięta. Mimo patyny brudu, zmęczenia i bagażu strasznych przeżyć znów powoli zaczynał przypominać dawnego siebie, jeszcze z Trudu.

W jej oczach nie przynależał do tego małego świata pełnego duchów i starych tradycji.

Pod lodowatymi palcami, które zaciskała na jego przedramieniu wciąż czuła tą samą rozwibrowaną siłę, którą zauważyła jeszcze w Wysokim Mieście. Jak mordercze żelazo skryte w spękanej, wysłużonej pochwie. Wygładzony rzeką życia kamyk ukryty w miękkiej łupienie orzecha, więdnącym powoli ciele. Pozornie gładki, pozornie bezbronny - niemożliwy do skruszenia. Jeszcze mógłby być kimś innym. Jeszcze tkwiły w jego losie ziarna, z których mogła narodzić się wielkość, która wyniosłaby go ponad mieszkańców jego miasta.

- Dlaczego tu? Wśród obcych? - spytała, kuśtykając powoli w kierunku wyjścia z sali i jego towarzyszy podróży. - Są jeszcze dla ciebie ścieżki, na których możesz mieść wszystko co miałeś w Wysokim Mieście. A nawet więcej. Kim będziesz tu?

- Mam nadzieję, że nikim szczególnym. - Kat uśmiechnął się łagodnie. - Przeżyłem i zobaczyłem dość, by starczyło na kilka istnień. Moje dni dobiegają kresu; mam nadzieję, że przynajmniej ostatnie z nich spędzę w spokoju.

- Chciałbyś wiedzieć co cię czeka? - Zadarła głowę, przyglądając mu się spod oka. - Chciałbyś wiedzieć, co mogło być?

- Na wszystkich bogów, nie! - Spojrzał na Irgę z dystansem, choć w jego oczach pojawił się też strach i zdumienie. - Kto chciałby wiedzieć takie rzeczy? - Pokręcił głową. - Tedy całe życie straciłoby swój sens, gdyby każdy miał wgląd w to, co mu pisane. Mogło być lepiej, a i gorzej też mogło. I to wystarczy mi za cały wgląd w przyszłość…

- Kto chciałby? Wszyscy, co szukają wróżdów i wieszczek. Lub nawet prostej rady. - Popatrzyła na niego raz jeszcze. Inaczej niż przed momentem. Zamemłała bezzębnymi ustami, zasyczała przedziwnie z głębi gardła. - Ale może dlatego jesteś Kamieniem.

Może dlatego był Kamieniem i znał swoje miejsce tak bardzo lepiej od niej, której niemal całe życie było wędrówką. Może dlatego był Kamieniem pozostającym niewzruszonym na wszystko, co poza nim.

Szanowała ten cichy opór, tą przedziwną samowystarczalność losu.
Tą pewność.

I gdzieś na obrzeżach serca żałowała, że ich losy splotły się na tak krótki czas.


* * *


Przyglądała im się jakby widziała ich po raz pierwszy. Dziewczynie o włosach jak łupina orzecha, zwinnej jak łasica łuczniczce, jasnowłosemu niziołkowi, który prawie dorównywał jej wzrostem. W końcu zaś mężczyźnie z blizną na twarzy i - najdłużej - uzdrowicielce.

- Jesteście cali. Cieszę się - powiedziała szczerze. - Brzozo - zwróciła się do medyczki. - Nie powinnam prosić Dhintay Ka, by posłał cię przez Zasłonę. Za bardzo chciałam wygrać. Ten błąd spoczywa na mnie.

Kesa popatrzyła na staruchę.

- Więc jednak wróciłyście… - Na jej twarzy odmalowała się ulga. - Byłam pewna, ze jeżeli podejmiecie taką decyzje to się wam uda. Nie mam do was żalu. Powiedzcie mi tylko - po co to uczyniłaś? Na co liczyłaś? I dlaczego nie zaufałaś mi na tyle, żeby poinformować o swoich planach co do mnie. To najbardziej mnie boli.

Irga wsparła się mocniej na ramieniu Bernarda, na moment prawie zawisła na nim całym swoim kruchym ciężarem. Jakby szukała w nim oparcia, jakby czerpała z jego siły nowo odzyskanej siły i spokoju. Ale ciągle patrzyła dziewczynie prosto w oczy - spokojnie, pewnie, całkowicie szczerze.

- Gdy spotkałam Mówcę, gdy poprosił mnie o pomoc, gdy wypiłam jad jego węży, nie było cię już ze mną. Myślałam, że zdążę porozmawiać z tobą po drugiej stronie, ale… - Przerwała, przymknęła oczy, próbowała ubrać w najprostsze, najbardziej zrozumiałe słowa to, co było najważniejsze. - Śladem Źródła ruszył mężczyzna, które Kamień nazwał Stalowookim. Ten człowiek musiał zginąć - powiedziała, tym swoim cichym, szeleszczącym głosem - Po tej stronie nie udało mi się spleść jego śmierci. Jestem stara i niedługo umrę, wiedziałam, że za Zasłoną będę silniejsza od niego. Nie wiedziałam tylko, Brzozo, czy wystarczająco. Dlatego Mówca posłał moim śladem także ciebie. Wraz ze Stalowookim. Zebyś pomogła mi go zabić. I gdybym nie mogła wrócić, żebyś przekazała wiadomość. Teraz rozumiesz?
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline