Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2015, 10:50   #41
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Jake siedział nieruchomo i patrzył w jeden punkt przed siebie. Na słowa ojca tylko skinął głową. Czuł się jakby coś wyżęło go całkowicie z energii. Nie miał siły się podnieść. Widać było że ostatnie wydarzenia zrobiły na chłopaku wielkie wrażenie.
Usiłował wytłumaczyć sobie racjonalnie co się stało. No najprościej to by było tak… Spił się, wyjarał jointa, bzyknął tą dziewczynę i stracił potem orientację w terenie więc biegł jak kretyn przed siebie aż w końcu cudem znalazł się w domu. Tyle że… no właśnie.
Nie wypił ani wyjarał tyle by urwał mu się film. Przecież za całą imprezkę wypił trzy puszki, nie więcej. Jointa też pociągnął parę razy tylko. No i co się stało z Ravenną? No i czemu był nagi, gdzie się podziało jego ubranie, komórka? Przecież nie rozbierali się całkiem, to pamiętał jeszcze. Gdzie ona przepadła? Czemu zostawiła go. To z takich racjonalniejszych wątków, bo tego wrzasku nad głową nie chciał pamiętać. Zacisnął oczy i odruchowo zatkał uszy jak tylko wspomniał ten dźwięk.
A jeszcze to co się stało z Maddie. Aż tak to wszystko źle na nią wpłynęło? Ta przeprowadzka i kruk i cały ten syf? Nie był w stanie uwierzyć że mogła coś takiego zrobić. Odnalazł ojca, odczekał kiedy można było zamienić z nim kilka słów na osobności.
- Tato ja… - zerknął na ojca po raz pierwszy odkąd usiadł w salonie. - To nie było…
Urwał i pokręcił głową.
- Tu się dzieje coś nienormalnego. - dokończył cicho. -Wiem jak to brzmi i nie chcę byś myślał że się próbuję wykpić czy usprawiedliwiać…
Odetchnął głębiej, pomilczał chwilę.
- Terrence Harper. - powiedział w końcu, odwracając głowę. - Taksydermista z okolicy, chyba jego znak jej na tym kruku z pokoju Maddie. Może trzeba z nim pogadać. Ja… gdybym mógł wczoraj zadzwonić, to bym to zrobił. Nie wiem co się stało…
Ojciec obejrzał się na syna. Siedział w salonie w fotelu już od dobrych kilku minut zanim przyszedł Jake. Miał usiąść tylko na moment. Tak, o. Złapać oddech. Jego skrzynka z narzędziami, którą wygrzebał stała obok, a on sam przebrał się w zniszczone jeansy i koszulę. Miał zamiar w końcu wziąć się za tą dziurę wyrąbaną w poddaszu przez Steve’a. Zobaczyć co będzie musiał dokupić. I czy poradzi sobie z tym sam. Zająć myśli.
Westchnął.
- Nie wiesz? Jake… Wróciłeś nagi do domu. Znalazłem Twoje rzeczy nad samym jeziorem. Ubrania, komórkę... Wiesz co sobie pomyślałem?
Westchnął ponownie i przez chwilę jakby się uśmiechnął smutno. Szybko jednak pokręcił głową.
- Więc co nienormalnego Ci się wczoraj przydarzyło?
Jake długo milczał, bo nie wiedział co powiedzieć. Było mu wstyd, a jednocześnie jego charakter hamował go przed tą rozmową. No co ojcu powie? Że poszedł w krzaki z dziewczyną, którą spotkał godzinę wcześniej. Potem najprawdopodobniej odjechał po wypitym piwsku i wyjaranym ziole, po czym wystraszył się cholera wie czego… Sowy, jakiegoś pieprzonego ptaszydła i biegał gołodupny jak debil zanim nie trafił przypadkiem do domu? No ale z drugiej strony Jake jakoś tak w tyle głowy czuł, że wokół zbiera się jakiś shitstorm. Nie wiedział czy to to miejsce, czy ludzie, czy oni sami ale coś nie było w porządku.
Przestąpił z nogi na nogę, podszedł parę kroków do okna i zmusił się do powiedzenia paru zdań.
- Ten kruk w pokoju Maddie… Sprawdź faceta, o którym ci powiedziałem. Może on zapamiętał dla kogo… sam nie wiem. Pomyślisz że zwariowałem, ale… - odetchnął ciężko. - Coś usłyszałem w lesie. Coś co przeraziło mnie tak, że byłem w stanie tylko uciekać na oślep.
Wyrzucił końcówkę jednym tchem i zamilkł znowu.
Ojciec pokiwał głową. Nie dało się z jego twarzy ocenić, czy wierzy synowi. Po chwili wskazał na ubranie Jake’a.
- Na razie to się przebierz. Pomożesz mi zrobić porządek na strychu. Za stropem, w którym Steve zrobił dziurę jest trochę śmieci i chyba jakichś rzeczy po poprzednich właścicielach… Trzeba to ogarnąć.
To powiedziawszy, wziął skrzynkę i skierował się w stronę schodów. Zatrzymał się jednak i odwrócił w stronę syna.
- Byłeś z kimś kiedy usłyszałeś to co Cię przeraziło?
- Nie. Wtedy byłem sam. - Uciął szybko i znowu odwrócił wzrok, choć teraz trochę z innych powodów. - Znaczy…
Taaak, chyba lepiej już powiedzieć prawdę, bo jak inaczej wytłumaczę to że łaziłem goły?
- No… wcześniej poznałem dziewczynę…- zaczął dukać jeszcze, ale w końcu zamknął się i zerknął na ojca.
Daniel kiwnął głową. Mecz wczorajszego popołudnia należał do Jake’a, a młodość miała swoje prawa. Jedną z pierwszych myśli było, czy w tym całym “nie wiem co się stało” doszło do tego czym skutkuje poznanie dziewczyny i czy w związku z tym nie zapomniał o zabezpieczeniu. Ale Daniel przegnał tę myśl tak szybko jak się pojawiła.
- Ona też to słyszała?
- Nie, wtedy już byłem sam. Nie wiem jak to się stało ale ocknąłem się w lesie. Ravenny nigdzie nie było, nie wiedziałem jak wrócić nad jezioro i co się stało… no z moim ubraniem. I wtedy to usłyszałem. Zacząłem biec, resztą już znasz… Nie chciałem żeby tak wyszło, znaczy.... - zaczął się plątać trochę. - No żebyś musiał mnie szukać, kiedy Maddie…
Brwi ojca ściągnęły się gdy ten zamyślił się nad czymś.
- Masz numer telefonu do niej? Albo do kogoś kto by ją znał? Wiesz czy wróciła z lasu?
- Nic nie wiem, nie… rozmawialiśmy wiele. Znam tylko imię. Przypuszczam że jest tutejsza, bo była chyba ze znajomymi. - Jake znowu zerknął na ojca. - Nie wiem co się z nią stało. Jak się ocknąłem nie było jej w pobliżu. Próbowałem wołać, ale nie odpowiedziała. Spróbuję się dowiedzieć czegoś o niej od chłopaków. Znaczy… jak już zdejmiesz szlaban.
Ojciec przez chwilę jeszcze myślał nad czymś, po czym kiwnął głową i bez słowa ruszył na górę.

Jake ruszył do pokoju, zerknął po drodze do Maddie. Chciał z nią pogadać, ale nie znalazł sił. Noc wyprała go z energii zupełnie, miał ochotę położyć się na wyrku i nie wstawać przez miesiąc. Zerknął na swój zabłocony telefon komórkowy, który znalazł ojciec.
To nie było w jego stylu. Jake zawsze był naenergetyzowany, pełen energii. Nie cierpiał nudy i bezruchu, teraz zaś od pół godziny gapił się w telefon na biurku, ciągle nie mogąc pozbyć się z głowy tego krzyku. Co dziwnego, Ravenna kiedy zniknęła wtedy w lesie, zupełnie zniknęła też z jego myśli. Z pewnym momencie zaczął się zastanawiać czy to w ogóle było realne. Może od początku ona też była częścią jakiegoś chorego majaku, który go przeraził. Potrząsnął głową, przetarł oczy. Nie chłopie, dość tego. Weź się cholera w garść.
Na propozycję ojca wspólnego zabunkrowania się w jego pokoju na noc, pokiwał głową. To był dobry pomysł. Choć przeszły mu już podejrzenia o to że to są wszystko żarty tubylców, to zaraz poparł jego inicjatywę.
- U mnie dużo miejsca, na razie. Jeszcze sporo rzeczy mam w pudłach. - Poza tym nie mówił tego na głos, ale ojciec chyba też chciał aby Maddie nie była w nocy sama.
 
Harard jest offline