Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2015, 17:37   #292
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Tydzień przerwy.

Nie było chyba niczego lepszego od ciężkiej, skropionej krwią i potu pracy od zasłużonego odpoczynku w najbardziej rozrywkowym mieście kontynentu. Sklepy czekające na odwiedzenie, tawerny i zajazdy, restauracje ze świetnym jedzeniem i oczywiście status Inkwizytora, otwierający niemal wszystkie drzwi.

W wybornym towarzystwie, całość przypominała niezbyt grzeczną czy moralną sielankę z miastem rozpusty w charakterze tła. Heishiro błąkał się za swoją panią, jej nierozłączną przyboczną oraz wszelkimi niespodziewanymi kompankami ich wojaży niczym cień, nie do końca świadom czemu ciągle odczuwał potrzebę pilnowania Tsuki.

A nie, chwila, przecież ulice miasta wręcz pękały od plotek na temat kryzysu dyplomatycznego, oskarżeń Esomii wobec Skuld i generalnego szykowania się do wojny, którą niechcący zapoczątkowała relaksująca się po barach Tsuki.

Rankiem, dnia ósmego, kiedy to słodkie dni beztroski minęły jak z bicza strzelił, Laurie podniosła głowę znad poduszki i spojrzała smętnie na Tsuki.

-Ej, a może udasz że jesteś chora?- zapytała z nadzieją kapłanka, wstając w rozcheustanej, błękitnej koszuli.

Ostatnich kilka dni było naprawdę, bardzo przyjemne.

-Byłoby miło, ale trzeba pracować. W końcu jakoś okazuje się, że złoto, które nagromadziłam, a które pozwoliłoby mi żyć komfortowo przez długi czas tutaj czy dowolnym innym miejscu, jakoś szybko się rozpłyną w tamtych wioskach, mimo faktu, że do tej pory jakoś utrzymywały się dobrze bez tego złota, które wniosę.-

Tego nie rozumiała, ale pewnie Laurie miała jakiś powód by tak mówić. No bo skoro wioski się utrzymywały bez problemu to czemu przeniesienie się tam kosztowałoby ją takie krocie, że nagroda za zabicie demona byłaby tak szybko zużyta?

Jedna z tych rzeczy, których nauczy się pewnie w przyszłości.

-Ale po powrocie pewnie nie dadzą nam od razu zadania... albo dadzą, cholera wie, ale przynajmniej będziemy mogły ogarnąć nasze mieszkanie, wywietrzy się je i będziemy mogły spać w naszym łóżku. Nie to by te tutaj było złe... ale jest coś dobrego w możliwości spania we własnym łóżku.-

-Ta... Generalnie to jechanie na twojej reputacji bohaterki zaoszczędziło nam sporo wydatków.- Laurie uśmiechnęła się lekko, siadając na łóżku i przeciągając.

Westchnęła, kiedyś gdzieś z dołu rozległ się odgłos uderzeń młotkiem o coś twardego, najpewniej rozgrzaną stal, tak notorycznie przekształcaną w pancerz poprzez zakwaterowanego w piwnicy Yoshiego.

-Cholera, on się czai żeby tylko zacząć jak się obudzimy... ?- mruknęła, rozgoryczona.- Po za tym, on tam manufakturę założył?! Szlag by to...

Dziewczyna wstała i zebrała z krzesła swoje rzeczy.

Generalnie, nie było tak źle. Zabuza bardzo wziął sobie do serca zadanie opancerzenia Heishiro i przez bity tydzień giął, przekuwał, rozgrzewał i hartował stal, nie raz do późnej nocy lub od bladego świtu, przy czym to ostatnie irytowało nie tylko Laurie ale także innych mieszkańców kamienicy.

Szczęśliwie, Tsuki umiała przemawiać, a opis tego gdzie wetknięte miały zostać obcęgi Yoshiego jeśli się nie ogarnie był nad podziw barwny. Od tamtej pory, kuł już w bardziej cywilizowanych godzinach.

Trzask drzwi po drugiej strony korytarza był delikatną sugestią że Heishiro też wstał, i standardowo poleciał zapytać czy jego zbroja jest już gotowa.

Laurie westchnęła.

-Jak dziecko... Generalnie, ciekawe co u Walshwooda.


Ta. Inkwizytor sprzedał Tsuki cynk o podejrzanym zakonie Pana Światła nieopodal jej przyszłych ziem i zniknął, mając zająć się pograniczem z Esomią oraz przygotowaniem wojska do walki.

Fuksiarz, z dala od procedur i polityki.

-Pewnie się śmieje i zaciera ręce, że on będzie zajmował się przygotowaniami do bitki, a my będziemy musiały udać się na sprawdzenie podejrzanego zakonu... na 90% podejrzany to demon, nekromanta, demonolog, okultysta lub seksualny dewiant. I najpewniej przyjdzie nam znowu walczyć z demonem lub awatarem jakiegoś demona lub bóstwa. W sumie... to nie byłby pierwszy raz gdy to się zdarzyło.-


Wzruszenie ramionami z jej strony i lekki uśmiech.

-Cóż... pora zacząć dzień, nie ważne jak bardzo się nie chce...-

Tsuki naprawdę rozumiała ból Laurie. Po prawdzie, podzielała go, ale trzeba popracować i zarobić na utrzymanie. Nie to, by groziła jej głodówka. Ostatnia wypłata była zacna, jeśli pominąć wcześniej zebrane pieniądze.

-Ta... Ale generalnie miło że Catwalk do nas wpadła. W sumie, nie spodziewałem sie jej tutaj tak szybko...

Ubierając się, rzuciła kątem oka oceniające spojrzenie na Tsuk i w trakcie ich porannego rytuału zawiązała przyjaciółce obi, siłując się z nią jednocześnie na spojrzenia.

W chwili go otworzyła usta, żeby poruszyć temat złodziejki i jej nietypowej roli w ich dość stabilnej relacji, drzwi podskoczyły w zawiasach.

Kapłanka westchnęła, cofając się o krok.

-Co tym razem Heishiro?!- krzyknęła, poirytowana.- Kawałek karwasza, naramiennika czy może ochraniacz na jajka?!

-Em...- stojący po drugiej stronie drzwi samuraj odchrząknął, ciut speszony.- No w sumie wszystko po trochu, ale generalnie Carl czeka na dole...

Ach, stary dobry żółwik.

-Będziemy za moment...-


Gdzie... ach, pod łóżkiem.

Miała całkiem nowy pas do swojego kimono, ten sam kolor i długość, ale nie był tak zużyty. Bo to nie tak, że mogła kupić kimono tutaj, jak już to pewnie wyglądałoby bardziej na coś wyciętego z worka na ziemniaki niż porządny twór jaki nosiła.

-Chyba widziałam twój pancerz w kuchni...-

Co on tam robił, nie miała pojęcia, ale leżał rozłożony na stole z jakiegoś powodu. Jej własny był spokojnie odłożony w kąt pokoju.

I... gdzie te skarpetki?

Na lampie, razem z wczorajszą bielizną Laurie.

Świętowanie ostatniego dnia wolności poszło chyba ciut bardziej ekstremalnie niż pamiętała to Tsuki, ale niczego nie żałowała. Ostatecznie, pomagając Laurie z zapięciami jej napierśnika, wyszły z pokoju do czekającego na zewnątrz Heishiro.

Kapłanka zmarszczyła brwi.

-I gdzie ten twój pancerz, co... ?

-Na dole, ostatnie poprawki, nitowania i zdobienia. Powinien być gotowy na dowolną robotę którą zamierza nam zlecić nasz ulubiony chuderlak. Generalnie, nie wygląda jednak na szczególnie zachwyconego...


Generalnie, osobowość Carla uniemożliwiała mu bycie złym bezpośrednio na Tsuki i jej grupę, o jakimkolwiek niezadowoleniu lub krytycyźmie nie wspominając. Wniosek był tylko jeden.

Robota którą mieli się zająć, mogła nie przypaść im do gustu.

Stojąc na parterze, pod schodami na piętru, uśmiechnął się nerwowo i uniósł na powitanie dłoń, ciut wybity z rytmu ciągłym stukaniem z piwnicy.

-Em... Witajcie! Dość tu głośno!

A może to dlatego tak się denerwował bo przy ich ostatnim spotkaniu Tsuki kazała Heishiro wrzucić go do jednego z tych miejskich przybytków gastronomicznych, gdzie na stołach wiły się półnagie tancerki niemal wszystkich ras.

Kto wie?

Kto wie, kto wie...

-Carl.-

Lekkie skinięcie głową i, po upewnieniu się, że wszyscy byli gotowi, skierowanie się ku klasztorowi zakonnemu. Jakoś Carl czuł się tutaj pewniej i bezpieczniej, a specjalnie się temu nie dziwiła. Znał teren i w końcu jeśli tutaj nie mógł liczyć na bezpieczeństwo to ciężko było by gdziekolwiek je czuł.

Poza swoim żółwim pancerzykiem, naturalnie.

-Nie trzeba empatii by wyczuć, że nie jesteś w najlepszym humorze. Wal prosto z mostu, tak będzie najlepiej.-


-Ech... To ta nowa robota...- zaczął, ruszając wraz z dość egzotyczną trójkę przez miasto. Rzecz jasna mieszkańcy tej konkretnej dzielnicy przywykli do kręcącej się tam elfki z chichoczącą kapłanką oraz wielkim ochroniarzem, reszta miasta zaś jakoś potrafiła kalkulować fakty na tyle dobrze że wyspiarka z Czarną Oznaką na ramieniu zwykle oznaczała Tsuki, wielką bohaterkę.

Od czasu incydentu w Ambasadzie, samurajka chowała swój znak statusu pod płaszczem.

Laurie westchnęła.

-W jakie bagno pakujesz nas tym razem... ? Kultyści? Heretycy? Demony?

-Straż miejska.-
odparł krótko.- Potrzebują pomocy a mistrz Fendel uznał że potrzebujecie ciut więcej obycia przed objęciem władzy nad własnym kawałkiem ziemi.

Miła starcza twarz, siwa broda i częsty uśmiech na twarzy cudnie maskowały sadystyczne skłonności Wielkiego Mistrza Inkwizytora.

Heishiro zmarszczył brwi.

-A dlaczego ty jesteś taki struty?

-Bo to ja będę odpowiadał jeśli w gniewie Tsuki potnie jakiegoś dupka sądzącego że mu wszystko wolno. Wskazane jest załatwić sprawę bezkrwawo...


-Nie potnę jeśli naprawdę o to nie poproszą... jedynie będę bić po pyskach. I Heishiro będzie bił po pyskach.-

Wzruszenie ramionami.

-A Laurie zrobi tą swoją minę co sprawia, że czujesz się jakbyś zrobił coś niewybaczalnego. I też w sumie przywali, ale z gracją jakiej mi i Heishiro brakuje.-

Kolejne wzruszenie ramionami.

-Nie martw się! Nie zapeszę, ale jestem pewna, że nie użyjemy przemocy bez uzasadnienia... a co dokładniej mamy w ogóle zrobić?-

-Cóż... Co powiesz na temat szmuglu odstawianego przez nieprzyzwoicie bogatych szlachciców nie rozumiejących że jesteśmy w stanie aktywności wojennej i ciche wywożenie z kraju broni z prywatnych arsenałów może źle się dla nas skończyć?

Laurie zmarszczyła brwi.

-Ale skoro to prywatne arsenały, nie możemy nic w związku z tym zrobić aż do ogłoszenia stanu wojennego...

-I to jest pies pogrzebany.-
Carl pokręcił głową.- Mają prawo wszystko sprzedawać i wymieniać na wybrane przez siebie dobra, i najpewniej do czasu gdy Rada Kupiecka posłucha nas i zrobi co trzeba, większość broni trafi na północ i zachód.

Heishiro zmarszczył brwi.

-Nie można ich po prostu oskarżyć o zdradę? Bo robią to rozmyślnie, tak?

-Robią to, bo uważają że wojna negatywnie wpłynie na ich interesy. Po co sprzedawać broń własnemu krajowi po cenach hurtowych skoro taki Wislew zapłaci półtora razy więcej z pocałowaniem ręki. Patriotyzm u kupców nie jest szczególnie wyeksponowaną cechą...

Chwila ciszy i lekki uśmiech.

-Cóż, to co wiem o prawie Skuld wystarczy by relatywnie legalnie to zablokować, więc nie powinno być... zbytnio wielkich problemów, bo jakieś na pewno będą. Kupcy raczej postarają się o to, ale w drugą stronę, i tak pewnie znają bardziej znane osoby z Inkwizycji i wiedzą, że mam opinię bardzo... szybkiej do walki.-

No i był jeszcze Heishiro. Wielka góra mięśni była przydatna jakby nie patrzeć.

-Chociaż pewnie będzie trzeba użyć odrobiny bełkotu, ale damy radę...-

-Generalnie mam kilka adresów pod którymi możecie szukać interesujących nas osób... Was osób. Ja... Ja jakoś wolę nie brać w tym udziału.-
zakonnik uśmiechnął się niepewnie.- Generalnie jednak, nie musicie przejmować się ani zaproszeniami, ani nawet ich chęcią spotkania z wami.

-W końcu porządna, inkwizycyjna robota.-
Heishiro uśmiechnął się pod nosem.-A generalnie gdzie my idziemy?

-Walshwood poprosił mnie przed wyjazdem o zainteresowanie się pewnym zakonem, o ile wiecie o czym mówię. Tym zajmiecie się potem, po mojemu przynajmniej ale generalnie... Jak bardzo powszechne waszym zdaniem jest wpłacanie do klasztoru małej górki złota żeby przyjęto doń czyjąś córkę?

Laurie zamarła.

-Każą sobie płacić za przyjmowanie adeptek?

-Tak.


Już tutaj coś nie pasowało.

-Ta... szybko rozwiążemy tą sprawę z wywozem broni i zajmiemy się zakonem. Przy okazji...-


Chwila zastanowienia.

-Ile wpływu ma Inkwizycja na handel w Skuld? Przykładowo, mogłaby ona wprowadzić drobny podatek lub nowe przepisy, bez konsultacji i czekania, jeśli uzna to za potrzebne z jakiegoś powodu? Przykładowo problemów z aktywnością demonologów i złapaniem sporej grupy w trakcie przywoływania demonów na terenach Skuld? Taki powód starczy jako usprawiedliwienie dla nagłego wprowadzenia przepisów?-

-Zależy czy przepis będzie adekwatny, chociaż łatwiej jest znieść czyjeś prawo niż na szybko stworzyć nowe.-
odparł Carl, skubiąc się po policzku.- Tylko Lordowie Inkwizytorzy, czyli niedługo także ty, mogą tworzyć prawa na podległych im ziemiach a czasami nawet po za nimi, ale wtedy sytuacja musi być naprawdę krytyczna. Pamiętam jak w czasie Wielkiej Inwazji pewien inkwizytor zabronił opuszczania miasta mimo że ludzie chcieli uciekać przed nadchodzącą armią heretyków. O świcie okazało się że pod murami od dawna tkwiły rozdzieracze, potwory potrafiące zagrzebać się w ziemi i w ciągu sekund wymordować tuzin nieopancerzonych celów.

-A.-
Laurie uśmiechnęła się nerwowo.- Musisz o Leporze Wzniesionym. Tak, generalnie inkwizytor uratował im wtedy życie. Szkoda że o świcie tłuszcza go powiesiła, wybiła jego przybocznych a potem otworzyła bramy, tylko po to by z powrotem je zamknąć gdy kilku pierwszych uciekinierów zmieniło się w chmury krwi i mięsa.

Heishiro prychnął.

-Ten kontynent jest jednak głupi...

-To nie jest wielkie odkrycie.-


To naprawdę nie było. Ludzie z tego kontynentu byli głupi. No, ale nie na co dzień stwierdzamy, że woda jest mokra lub słońce jest jasne. Takie rzeczy zaczynają szybko przestawać zawracać nam głowę.

Niedługo i on przestanie zwracać na to uwagę. Kwestia przyzwyczajenia.

-Pytanie tylko czy się bronił. Bo wiem, że jeśli mnie by próbowali zlinczować lub, niech ich bogowie ich bronią, zranić kogoś pod moją komendą, to populacja miasta by spadła.-


-Lepore miał wtedy prawie siedemdziesiąt lat i sześciu przybocznych do ochrony. Kilkunastu mieszczan pewnie zginęło zanim przytłoczyli ich swoją ilością.- odparła spokojnie dziewczyn, odprowadzając wzrokiem szereg nowych rekrutów do straży miejskich, musztrowanych na ulicy przez krzykliwego sierżanta.- Jakby zaatakowali nas... Cóż, pewnie stos trupów byłby dość duży by móc się wycofać za niego. Z resztą, na Cuthberta, ta tłuszcza którą rozsiekaliście w Drevis. Ilu ich tam było?

-Dużo.-
odparł krótko Heishiro, uśmiechając się pod nosem.- Bardziej problematyczny był tamten wampierz który prawie uciekł wtedy Tsuki...

Co prawda, to prawda.

Generalnie jednak, miasto tętniło życiem i była to częściowo zasługa elfki. Ludzie mając w perspektywie wojnę, starali się żyć pełnią życia. Jak zauważył w czasie pijatyki Gorves, wskazując na jednego ze swoich ludzi odstawiającego wygibasy na parkiecie "Tylko ktoś kto zajrzał w oczy śmierci może tak machać łapskami na parkiecie!"

Nawet pod koszarami inkwizycji Św. Cuthberta było znacznie więcej ludzi niż normalnie. W chwilach zagrożenia, współpraca z tą organizacją musiała być kojarzona z ochroną.

Że też w okresie spokoju ludzie po cichu psioczyli na inkwizytorów, ciesząc się jednocześnie że są to prawdziwi łowcy demonów a nie Esomijcy wariaci.

-Cosik żywo tutaj... dobrze.-


Jeśli było tyle żywych osób to przynajmniej wiadomo, że ruch nie zamarł więc pieniądz w obrocie. Nawet ona, mimo niezbyt wielkiego doświadczenia, wiedziała jak ważne jest by nawet w trakcie wojny, ludzie kontynuowali swoje życie.

-Użyjemy wymówki, że z powodu ataku kultystów i ich prób przywołania demonów, każdy okręt wypływający musi zostać sprawdzony dokładnie w poszukiwaniu jakichkolwiek śladów korupcji. Od deski do deski, czy ktoś nie ukrywa osób konszachtujących z wrogami kraju.-


Albo coś innego.

Można było wymyślić setki powodów.

-Sporządzę odpowiednie pismo i podetknę je Zahardowi pod nos jak tylko go znajdę.-
odparła z uśmiechem Laurie.

Carl westchnął.

-Ta... Już widzę radość celników z nowych obowiązków, konieczności grzebania się w górach papierów i... i...-
zmarszczył brwi.- I generalnie przy czymś taki rozlew krwi jest równie prawdopodobny co nagłe zaprzestanie prze El'Jango nazywania cię "donna".

Zakonnik uśmiechnął się radośnie, pełen ulgi a następnie spojrzał na Tsuki, wchodząc do holu gdzie strażnicy unieśli nawet lekko tarcze w nieformalnym salucie w stronę elfki.

-Mam dane trzech głównych handlarzy odpowiedzialnych za uszczuplanie naszych zasobów wojennych. I o ile dwóch to ostatnie dupki, trzeci jest nie tyle zachłanny co pod niewłaściwym wpływem.

-Czyyyli że co?-
Heishiro zmarszczył brew.

-Ten kupiec to Boris Kvazarevicz, szlachcic ze wschodniego Wislewu. Przybył tutaj ledwie miesiąc temu i nie zna do końca sytuacji naszej polityki wewnętrznej oraz stosunków z sąsiadami. Plus wierzy w solidarność szlachecką i w to że pozostała dwójka, hrabia Von Kirkwald oraz wielmożny Sarren z Westalii...

-Wcale nie wykorzystuje go jako pionka.-
dokończyła Laurie.- Sssłodko.

-Zaczniemy od niego skoro wieży w solidarność szlachecką to raczej wysłucha co ma do powiedzenia odpowiednik królowej małego państwa. Zdetronizowana, ale jednak nadal.-


Ziemie Klanu Wiru były może nie największe, ale na pewno należały do bogatszych terytoriów. Kiedyś, przed najazdem. I kiedyś znowu będą należeć do jej krwi.

-Co do tamtych dwóch... cóż, jestem pewna, że w przeszłości składali fałszywe donosy na konkurencję, ja sama chcę anonimowo zgłosić donos, że ponoć przemycają oni ciężarne kobiety do odprawiania mrocznych rytuałów. Trzeba będzie sprawdzić ich transporty...-


Hmm... a może wprowadzi podatek od głupoty? Im głupsi tym więcej płacą, zbankrutuje pewnie połowę kupców w mieście, ale ile złota popłynie do skarbca miasta!

-Hmm... Może wybierzmy jedno, ich statki tak czy siak zostaną sprawdzone jak tylko Lord Zahard postawi prafkę gdzei trzeba, po co jeszcze na nich donosić... ?-
zaczął Carl ale uniósł brwi gdy Laurie zachichotała diabolicznie, budząc do działania swoją wewnętrzną sucz.

-Potrzebne mi będę tylko nazwy ich statków towarowych.

-O bogowie.-
zakonnik przewrócił oczami, przeszedł przez hol i o dziwo, nie ruszył schodami na dół, jak do tej pory, ale na wyższe piętro.

Bycie oficjalnym kapelanem śledczym wiązało się chyba z kwaterą lepszą niż knitka nieopodal archiwów.

-Pozwólcie że najpierw podrzucę wam odpowiednie dokumenty na ich temat, potem wymyślicie jak najskuteczniej rzucić im kłody pod nogi.


Otworzył drzwi kluczem zdobne, dębowe drzwi. Heishiro zamarł.





-Em... Carl... ?- mruknął, kiedy zakonnik długim krokiem pokonał stosik pergaminów rozsypanych tuż za progiem.

-Tak?

-Ile już tu rezydujesz... ?

-Trzy dni.-
Carl przerzucił kilka opasłych tomów z szafki na podłogę i obejrzał się przez ramię.- A co... ?

-Cóż... Szybko się rozgościłeś.


Delikatnie mówiąc.

-Jestem całkiem pewna, że kładzenie książek na podłodze, tak samo zwojów, nie jest najbardziej przyjazne i bezpieczne.-


Łatwo coś rozlać lub nadepnąć na coś. Zdarzyło się jej, nie z książkami i zwojami, ale w dzieciństwie kilka razy rozlała mleko gdy, idąc po ciemku z kuchni, przywaliła w ścianę.

Im mniej się powie o tym jaką gapą była, tym lepiej.

Na pewno musimy postarać się by zrobić wszystkie procedury jak najbardziej nużącymi, dłużącymi się i upierdliwymi. Przykładowo, potrzebę posiadania trzech kopii potwierdzenia o opłacie ceł, dodatkowo potwierdzony lokalnie świstek papieru mówiący o legalnym pochodzeniu towaru by wiadomo kto uczciwie handluje.

-Więc... jakieś pomysły jak ich pognębić?-

Carl pokiwał nieprzytomnie głową, niby przyjmując do siebie uwagę na temat zaprzestania sortowania papierów wedle filozofii "pierwszej wolnej przestrzeni pod ręką" i z tryumfalnym okrzykiem wyciągnął spod jakiejś grubej księgi skórzaną, płaską torbę przewiązaną sznurkiem oraz zalakowaną czerwonym woskiem.

-Oto wasze dane wywiadowcze... Razem z dodatkiem na temat pewnego zakonu.


Laurie, znając obyczaj, złapała plik i otworzyła go na szybko, by następnie przejrzeć blisko dwa tuziny dość gęsto zapisanych kartek.

-Boris Kvazarevicz, Adolf Von Kirkwald i Giovani Sarren...-
zmarszczyła brwi.- Ale z tego co tutaj pisze, wynika że ci dwaj ostatni mają ledwie po transportowym karaku a Boris...

-Boris ma galeon.- Carl skinął głową.- "Chlubę Wissu". I jak pewnie się domyślacie, problemy logistyczne jego kolegów zniknęły z chwilą zawarcia z nim sojuszu handlowego.

Chwila ciszy i zastanowienia, przerwana prostym...

-Trzech kupców ma trzy statki? To nie są najwidoczniej zbyt bogaci.-

Nie wiedziała jak określić poziom bogactwa tutaj, ale słyszała o wielkich flotach kupieckich i rodach mających dosyć okrętów by, jeśli doszło do wojny, podwoić wielkość floty kraju gdzie zamieszkiwali!

Prywatyzacja była silna tutaj, na pewno silniejsza niż na Jadeitowych Wyspach. Nie dawali takich wpływów osobom nie będących w rodzie lub będących sojusznikami owego rodu.

-Przynajmniej mamy jakiś argument czemu tak zależy im na stosunkach z nim. Jak rozumie... byłoby wygodniej gdybyśmy postarali się ograniczyć zniszczenie mienia publicznego do minimum?-

-Wspominałem o tym...-
Carl przewrócił oczami.- Wiesz, kilkukrotnie. Mało rozwałki, mało zabitych i... ach, no tak... To ja oberwę jeśli uznasz że załatwienie tego w dotychczasowym stylu jest najlepszym rozwiązaniem wiec proszę cię, zaklinam...

-Tak, tak.-
Laurie skinęła głową.- Ej... Tutaj mam rozkłady ich dnia, ulubione miejsca na rozrywkę, opisy wszelkich brudów... Czy zakon kazał ich szpiegować, czy co?

-Nie. Nie zakon.-
skryba uśmiechnął się.- Straż Miejska Lantis z rozkazu Rady Kupieckiej. Von Kirkwalda i Sarrena podejrzewano o szpiegostwo handlowe. Mieli ich na oku więc my mamy teraz całkiem ładną bazę wywiadowczą.

Heishiro uśmiechnął się pod nosem.

-Pytanie tylko czy chcemy to załatwić uprzejmie, czy grozić im wiadrem ich własnego szamba... ?-
jego uśmiech wyraźnie sugerował ze to drugie bardziej mu odpowiada.

-Póki co będziemy uprzejmi i porozmawiamy z ich partnerem, tym miłym i nowym. Wyjaśnimy mu sytuację oraz poinformujemy, że jego partnerzy są podejrzewani o szpiegostwo handlowe oraz działania na rzecz osłabienia ekonomii Skuld, po czym jeśli ma rozum, postanowi się odciąć od nich by nie zostać pociągniętym.-

Wzruszenie ramionami ze strony elfki, która lekko się uśmiechnęła.

-A jeśli ma więcej rozumu w głowie niż przeciętne krzesło to szybko się połapie, że zawiązali ten sojusz by korzystać z jego statku i, gdy dojdzie co do czego, użyć go jako zasłony dla swoich działań. W końcu oni wszystko robili legalnie i nie wiedzieli nic o nieczystych praktykach ich nowego wspólnika.-

Całkiem dobre gdyby nie to, że tak w sumie, wystarczyło trochę pomyśleć by znaleźć motyw.

A to, że dostała informacje od Zakonu, wcale nie miał nic do rzeczy z jej "genialną" dedukcją. Wcale!

Czasami trzeba sobie podnieść samoocenę.

-Ta...-
Lurie uśmiechnęła się leciutko, przeglądając te dwie strony poświęcone właśnie Borisowi.- Hmm... I właśnie tutaj może być problem.

-Znaczy?-
Heishiro uniósł brwi, i nim kapłanka otworzyła usta, Carl zaśmiał się nerwowo.

-Cóż... Jest uprzedzony względem inkiwzycji. Generalnie. Miał styczność głównie z Esomijczykami i tak trochę... No ten...

-Sugerujesz że musimy go przekonać bez odkrywania tego z kim naprawdę współpracujemy?-
Heishiro założył ręce na piersi.

Zakonnik uśmiechnął się nerwowo.

-Doookładnie...

Laurie westchnęła.

-Cóż... Możemy się ku temu w jakiś sposób przygotować, ale z tego co tu widzę, jeśli nie jest w wynajmowanej przez siebie rezydencji, krąży pomiędzy torem wyścigów konnych, areną do walk rycerskich i stowarzyszeniem szermierczym.- dziewczyna zerknęła na Tsuki.- Przynajmniej nie ma nudnych zainteresowań.

-Ta...-
Heishiro zmarszczył nos.- Bogaty paniczyk lubiący obstawiać który koń wygra, kto pierwszy da sobie tępym mieczem przez łeb lub nienaostrzoną szpadą w...

-Nienienie!-
dziewczyna pokręciła głową.- On w tym wszystkim sam uczestniczy.

Aha. Robiło się coraz ciekawiej.

-Cóż, oznakę mogę zdjąć, nie będzie problemu. I zawsze mogę mu powiedzieć, że jestem luźno związana z Inkwizycją ze Skuld, nie esomijskim odpowiednikiem. Biorę zlecenia, które pozwalają mi polować na kulty związane z demonami lub skorumpowanych oficjeli.-


Przewróciła oczyma.

-W razie czego, zgarniemy obu kupców podejrzanych o działania przeciw Skuld i przytargamy ich do celi na, przepisowo możliwe, 48 godzin przetrzymania gdy prowadzone jest śledztwo.-


-Cóż, jeśli nie chcesz wpaść na niego na ulicy i zacząć gadać od rzeczy na temat swoich korzeń oraz plotek na temat jego koleżków, lepiej zaaranżować to w ciut bardziej przemyślany sposób.-
Carl przewrócił oczami.- Jakby co, Zakon może pomóc.

-Hmmm... cóż, chyba nie zostaje wielki wybór. Rzucę mu wyzwanie do pojedynku, żadnej stawki, jedynie porównanie naszych umiejętności.-


Zawsze coś.

-Jazda konno to nie moja specjalność, tak samo turnieje. A mieczem... umiem walczyć, nawet przyzwoicie.-

-Hmm...-
Carl skubnął swoją krótką, niezbyt gęstą bródkę.- To może się udać...

-O ile załatwimy to w sposób możliwie dystyngowany.-
dokończyła Laurie.- I wybacz Tsuki, jesteś wspaniała jako przełożona i wiem że wioska którą nam powierzą trafi w dobre ręce ale...

-Jesteś bezpośrednia.-
dokończył szybko Heishiro, nie chcąc mieć dwóch boczących się na siebie kobiet przy boku.- To dobrze. Mało która kobieta taka jest ale w tej sytuacji...

-Pojedynek musi zostać odpowiednio zainicjowany. Konwersacją. Ładnym strojem.-
Carl dołączył się do zbiorowego wysiłku wyjaśnienia Tsuki że wpadnięcie do klubu szermierczego i wyzwanie Kvazarowicza na miecze bez odpowiedniej gry wstępnej może okazać się... niewystarczające. Zakonnik przełknął ślinę.- Wiesz, bogata wyspiarska szlachcianka, odpowiedni... strój. Spotkanie na torze wyścigów konnych, odpowiedni dobór słów...

Oni sugerowali... sugerowali przebieranki, półsłówka i generalne wodzenie zagranicznego kupca za nos. Jej! Wojowniczce z Klanu Wiru, jego Dziedziczce i przyszłej władczyni sporego kawałka ziem na Jadeitowych Wyspach!

Długa, długa wiązanka przekleństw i obelg w jej myślach, które były wymierzone na wszystko co można.

-Załóżmy, że to zrobię... ubiorę się w kimono, po prostu nie wezmę pancerza. I pójdę... obstawiać wyścigi konne. Porozmawiam z nim i będzie walka. Żadnych bali. Żadnych... rozmów na temat mariaży.-


I widząc jak Carlowi otwierają się usta, szybko ucięła jego słowa.

-Na więcej, nie ma mowy. Zawsze mogę odstawić sprawę by inna osoba się tym zajęła.-


Laurie pokręciła głową, gdy Carl chciał zaprotestować, przez co w ostateczności zakonnik pokręcił głową i westchnął cicho.

-Cóż... Liczmy w takim razie na to że szorstka, egzotyczna ślicznotka która zna się na mieczach będzie dla niego dostatecznie interesująca żeby chcieć konwersować. Chociaż nie, chwila, on jest ze wschodniej tundry... Każda ślicznotka powinna go zainteresować.


Heishiro przewrócił oczami.

-Znaczy że ja mam robić za ochroniarza czy zniknąć... ?

-Dogadamy to znajdując Tsuki odpowiednią kieckę, która będzie pasować do Benihime zatkniętej za jej pas.-
odparła Laurie, łapiąc przyjaciółkę pod łokieć i ruszając w stronę drzwi.- Załatw nam trzy miejsca w loży na wyścigach i możliwość wejścia do tego całego klubu.

-Co ja?! Bileter jestem?!-
Carl zrobił urażoną minę i rozłożył ręce.

Laurie uśmiechnęła się pod nosem.

-On to powiedział, nie ja...

-Kieckę...-


Chwila ciszy.

-Mogę kupić kimono jeśli znajdziemy kogoś kompetentnego do wykonania go, ale nie założę tego co miejscowi uznają za suknię w jakiejkolwiek formie.-


Miała swoją dumę, do cholery!

-Wiesz, pamiętasz jak po zjedzeniu sushi z mojego brzucha...-
zamarła.- Nie, zakładam że tego nie pamiętasz. Ja sama nie jestem pewna czy to nawet faktycznie miało miejsce... Tak czy siak, znalazłyśmy tamtą uliczkę zaludnioną głównie przez twoich rodaków.

-Tak, ja to pamiętam.-
Heishiro nagle zainteresował się własnymi paznokciami.- Pomijając twoje deklaracje zbudowania drugiego pałacu Cesarza w Górach Popielnych i zapraszania wszystkich jak leci by się tam przenieśli, zrobiliśmy zaskakująco dobre wrażenie... ty zrobiłaś, pani.

Laurie uśmiechnęła się nerwowo.

-A to sushi... ?

-Nie wiem, Catwalk wykopała mnie z alkowy nie szczególnie bawiąc się w podawanie przyczyny.

-Cóż, tak długo jak to będzie porządne kimono, żadna nieudolna próba podrobienia ich przez miejscowych albo tworzenia karykatur przez rzekomych "geniuszy".-


Było wielu takich co niby mieli niesamowity talent i tworzyli różne dziwadła, które potem reklamowali jako najnowsze trendy. Obrzydliwe.

-Plan mamy, o tamtym zakonie, który mamy sprawdzić, możemy porozmawiać po tym jak zajmiemy się kupcami.-


Heishiro uśmiechnął się.

-Ale będzie zabawa...-
rzucił, pełnym nieszczerego współczucia głosem w stronę Tsuki.- Aż żałuje że z wami nie idę.

-Idziesz.- Laurie uśmiechnęła się okrutnie.- Ciebie też trzeba ubrać. Ochroniarz, pamiętasz?

Heishiro spojrzał z przerażeniem na swoją panią.

-Założysz swoją nową zbroję, będziesz miał przy czym się pokazać.-

I niewinne spojrzenie, lekkie wzruszenie ramionami po czym, z delikatnym uśmiechem, spojrzenie na Laurie.

-Za to ty ubierzesz się by wyglądać mądrzej niż normalnie wyglądasz, co będzie trudne, ale zrobimy z ciebie mojego doradcę. Nic nowego.-

Zaiste, nic nowego.
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline