Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2015, 21:45   #4
del martini
 
del martini's Avatar
 
Reputacja: 1 del martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumnydel martini ma z czego być dumny
Podziękowania dla Zombianny za dialog

Attaché prasowy amerykańskiej ambasady w Islamabadzie, Jeremy Newport

- Masz rację, chodźmy – dyplomata pokiwał głową i odpiął pasy. Spojrzał na Monicę uśmiechając się do niej. W trakcie całej swojej kariery nie przydzielono mu nigdy bardziej odpowiedzialnego zadania niż właśnie teraz. Miał reprezentować najpotężniejszy kraj świata! Wypowiedzi i wywiady były zwykłą codziennością, a szansa oficjalnego przywitania żołnierzy na lotnisku mogła się nigdy nie powtórzyć. Atmosfera niezwykłego podniecenia udzielała mu się od samego rana, kiedy tylko dowiedział się o chorobie przełożonego.
Mam nadzieję, że przysłali nam jakiegoś łebskiego faceta... – pomyślał Jeremy wychodząc na płytę lotniska. W ambasadzie powszechne było przekonanie o nieudolności każdego poprzedniego dowódcy. W każdym razie, major Ralph Coleman wywarł na nim co najmniej dobre wrażenie. Wyglądało na to, że gość zna się na rzeczy. Zobaczymy, poczekamy, czas zweryfikuje.
Po przywitaniu majora nastąpiła swojego rodzaju „konferencja prasowa”. Jeremy był stworzony do rozmawiania z prasą i w takich sytuacjach czuł się jak ryba w wodzie. Szczególną uwagę dyplomaty przykuła pewna wysoka brunetka o bladej, niezdrowej cerze i przekrwionych oczach. Sprawiała wrażenie jakby długo nie spała, a jedyne co ją podtrzymywało przy życiu to podwójne espresso. Ubrana była na ciemno, nosiła okulary, a jej zachowanie było w ocenie Jeremiego nieco nadpobudliwe. Cały ten obraz sprawił, że przeszło mu przez myśl, iż owa kobieta wygląda jak zombie i parsknął śmiechem z powodu swojego odkrycia.
Kobieta-zombie była zdecydowanie najaktywniejszą uczestniczką w rozmowie z panem Newportem. Nawiązał się między nimi dialog pełen złośliwości i cynizmu:
- Wiadomo coś o zaginionych turystach i obywatelach zachodniego pochodzenia? Są szanse, że jeszcze żyją?
- Wszystko mamy pod kontrolą, odpowiednie służby zostały poinformowane. W najbliższych dniach powinniśmy dowiedzieć się nieco więcej, a media zostaną poinformowane w odpowiednim momencie – nie do końca wiedział co odpowiedzieć, więc użył typowego, wyuczonego zwrotu.
- Czy nieobecność głównego ambasadora ma związek z ostatnimi atakami separatystów? - widząc nerwowe ruchy kobiety, dyplomatę po raz kolejny naszła myśl, że jej jedynym pożywieniem jest kawa.
- Nic takiego. Ambasador leży chory w łóżku, oby to nie było nic poważnego.
- Planujecie utrzymać zakaz ujawniania zdjęć i materiałów filmowych załamanych i zniszczonych wojną marines? – Kolejny raz pytanie, niewygodne pytanie po raz kolejny...
- Marines idąc na tą wojnę wiedzieli na co się piszą. Nie jest tajemnicą, że Pakistan jest niebezpiecznym rejonem. Jak w każdej pracy, tak i tu zdarzają się załamania i depresje. Czy ja proszę panią o pokazywanie zdjęć zmęczonych, znerwicowanych, przyrośniętych do klawiatury dziennikarzy? – powiedział z zaciśniętymi zębami.
- Zamierzacie zignorować terrorystów i rosnące fale demonstrantów na ulicach, a może szykujecie drugie Abu Ghraib?
- Problem demonstracji należy do władz lokalnych. Amerykanie przybyli tu w misji pokojowej i nic nie będziemy robić bez zgody tutejszych. Jedyne jak możemy w tej chwili działać to rozmowy i na pewno nie skończy się na jednej.
- Czy pana rodzina uważa pańskie ubezpieczenie na wypadek śmierci jako wystarczające?
- Proszę o takie rzeczy pytać się ich, nie mnie. Nikt takiego scenariusza nie przewiduje, immunitet zapewnia pełną ochronę, a ja nie wątpię w skuteczność służb, które wynajmujemy – odpowiedział szczerze.
- Jestem zdania, że życia nie sposób przeliczyć na pieniądze... Choć, jak pan uważa… Co Pan spieprzył, by tu się dostać? – No co za wstrętny babsztyl...
Ostatnie pytanie pozostawił bez komentarza.
Dosłownie kilka chwil później usłyszał krzyk tłumu. „Rakieta” – zadźwięczało mu w uszach. Przemieszane złość, zdziwienie, niepokój i ciekawość kazały mu się odwrócić w stronę, gdzie patrzył teraz każdy z gapiów. Kurwa – zamruczał pod nosem. W myślach dodał jeszcze niejedno przekleństwo, które można było odczytać jedynie z ruchu jego ust. Jak oniemiały patrzył, co dzieje się z maszyną. Nie wiedział kompletnie jak zareagować w takiej sytuacji. Jednak, gdy samolot wylądował, a ogień napastników nie ustawał, coś w jego głowie powiedziało: „Rusz dupę!”. Potrzebujemy wsparcia, natychmiast. A chłopcy niech się dzielnie trzymają, póki nie nadejdzie odsiecz. Sięgnął do kieszeni marynarki i wyjął najnowszy na rynku model smartfona. Ale nie miał zamiaru robić selfie, jak stojąca nieopodal blondynka. Wybrał numer do ambasady. Odebrała recepcjonistka:
- Halo, dzień dobry panie Newport.
- Tragedia! – mówił spanikowany, nie dając rozmówcy dojść do głosu. – Samolot z naszymi został zaatakowany! Potrzebne nam wsparcie z powietrza. Proszę powiadomić każdego, kto może wysłać posiłki - naszych, Pakistańczyków, a nawet Rosjan! – nie mówił z sensem, ale sytuacja wymagała natychmiastowej reakcji, a ciężko spodziewać się logicznego myślenia po spanikowanym człowieku. - Nie wiem ilu jest napastników, ale sprawa wygląda bardzo źle! – bez słowa pożegnania odłożył telefon.
 
__________________
I am not in danger, I AM THE DANGER
-Walter White

Ostatnio edytowane przez del martini : 24-01-2015 o 23:42. Powód: literówki + tytuł
del martini jest offline