Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2015, 01:16   #68
Halfdan
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał


Joslyn Castle, zwany też Lynhurst. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych budynków Omahy, zbudowana na początku XX wieku przez Georga Loslyna, właściciela drukarni. Została zaprojektowana w stylu Scottish Baronial, który wiele inspiracji czerpał ze średniowiecznych zamków oraz wież. Budowla ma cztery piętra, w których mieści się 35 pokoi w tym recepcję, salę balową, koncertową, bibliotekę, pracownię malarską wraz z wystawą a nawet kręgielnię. Obok znajduje się parking oraz dwa budynki gospodarcze, w jednym z nich znajduje się kolekcja karoc i stajnia. Całość jest otoczona pięcioma akrami ogrodu. Oaza spokoju w centrum dużego miasta.
Nic dziwnego że książę zagarnął taki budynek na swoją oficjalną siedzibę. Nie mieszkał tutaj jednak na stałe, jego prawdziwe schronienie było nieznane. Kustoszem posiadłości był Gerold Wademann. W dzień mieści się tutaj kierownictwo kilku prestiżowych szkół, oraz akademik dla uczniów których rodzice mają zbyt dużo pieniędzy albo mają to szczęście być podopiecznymi Gerolda.

Susan Bury pierwszy raz w życiu łamała prawo. Wraz z piątką towarzyszy weszła w nocy do budynku, przekraczając policyjną taśmę "police line do not cross". Drzwi były otwarte, nie było też żadnego strażnika. Minęli recepcję i doszli do ogromnej sali ze schodami.



Na obitych drewnem, bogato zdobionych ścianach w całym budynku wisiała broń, mnóstwo broni białej. Nie żadne repliki tylko prawdziwe naostrzone miecze, topory, halabardy, szable, włócznie, młoty, łuki, kusze, tarcze, zbroje, sztylety, buzdygany, gwiazdy poranne i maczugi. Co ciekawe była tam tylko europejska broń - nie było żadnej japońskiej katany, nunczaku, czy scimitara. Jej towarzysze oglądali z uznaniem te okazy i każdy wybrał coś dla siebie. Susan umiała tylko kroić marchewkę, więc zdjęła tylko sztylet. Weszli po schodach i Miguel poprowadził ich do pokoju numer 24, obok biblioteki.
W pokoju znajdował się gabinet. Jedyna ściana z oknem była zastawiona przez masywne dębowe biurko, drugie mniejsze stało obok ustawione pod kątem prostym wzdłuż rogu pomieszczenia. Stało na nim prawdziwe pióro do pisania oraz kałamarz. Kto jeszcze używa takich rzeczy? Resztę ścian zasłaniały regały z przeróżnymi papierami i księgami. Były też drugie drzwi, pewnie prowadzące do biblioteki.
Gdy reszta przeszukiwała pokój, Susan została wyznaczona do stania na czatach, wyglądała ukradkiem przez drzwi. Odetchnęła z ulgą, na szczęście budynek był pusty. Co ja tutaj robię? - myślała za każdym razem gdy skrzypnęła deska lub zawiał wiatr. No właśnie, co mnie z nimi trzyma? Może powinnam odpuścić i nie zadzierać z diabłem tak jak oni? Spojrzała na swoich towarzyszy.



Jeśli można by uznać kogoś za dowódcę tej grupy, byłby to Miguel Vasquez. Niedawno świętowali jego trzydzieste urodziny. Pochodzi z Meksyku z Tijuany, ale bardzo niechętnie mówił o swojej przeszłości. Wiadomo że od dziecka był członkiem gangu, który prowadził odwieczną wojnę o wpływy z innym gangiem. Walki były naprawdę krwawe i Miguel wzdrygał się na samo wspomnienie tego dantejskiego piekła. Wspomniał tylko raz swoją ciężarną siostrę, której dziecko zostało wyszarpane z brzucha na jego oczach. Po wielu latach odkrył że całym tym konfliktem zarządza dwóje ludzi: każdy był szefem jednego gangu. Nie, te osoby nie były już ludźmi. Przynależeli do czegoś większego, a sami zwali się "Lasombra". Cała ta wojna, nakręcona spirala nienawiści która była dla Miguela całym życiem, była dla nich tylko grą, jakby szachami. Spotykali się jak starzy kumple i przechwalali się który z nich zmusił swoich podwładnych do okrutniejszych czynów. Miguel wpakował im w te plecy po których się poklepywali cały magazynek, Lasombra jednak niewiele się tym przejęli. Przyzwali ciemność. Nastoletni wtedy chłopak zdołał jakoś uciec i ucieka tak po dziś dzień. Został uznany za zdrajcę i kartel Tijuana ciągle za nim węszy. Miguelowi udało się samodzielnie zlikwidować trzech Kainitów. Przed śmiercią poopowiadali mu trochę o wampirzym społeczeństwie. Ostatni z nich musiał być kimś znaczącym, latynos musiał się więc zaszyć gdzieś na końcu świata. Omaha była idealna. Szybko się tu zadomowił i zwerbował Mikasiego.



Mikasi miał dwadzieścia osiem lat i był indianinem z plemienia Omaha. Jego imię oznacza "kojot". Pochodził z West Point, niedaleko rezerwatu. Duża część jego rodziny wyjechała do miasta w poszukiwaniu lepszego życia. Po paru miesiącach kontakt się urwał, więc Mikasi ruszył do miasta w poszukiwaniu dwóch swoich sióstr, wujka oraz kuzyna. Jedną siostrę znalazł w burdelu, druga już nie żyła. A reszta zapadła się pod ziemię. Wszystkie tropy prowadziły do osoby która przedstawiała się jako Bosa Stopa. Poszedł na policję, tam jednak został pobity i zagrożono mu że go zabiją jak się będzie nim interesował. Mikasi był zdesperowany, najął detektywa i wspólnie obserwowali Bosego. Wkrótce spotkali kogoś kto również chce go upolować. Był to Mi'-mi-te, "urodzony w nowiu". Nakryli go w trzymetrowej hybrydy wilka i człowieka. Detektyw uciekł w panice, ale Mikasi nie odczuwał strachu. Potwór zamienił się w człowieka, jego współplemieńca. Zaprzyjaźnili się. Mimite opowiedział mu o tym że Bosa Stopa jest wampirem. Wiedział również jak zwalczać wampiry. Po miesiącu przygotowań urządzili zasadzkę na Bosą Stopę. Niestety zmiennokształtny został pojmany a na Mikasego urządzono polowanie. Wtedy spotkał go Miguel, który był już zaprawiony w ukrywaniu się. Indianin przystał do latynosa i razem stworzyli zespół.





Trzecim kompanem był James, nazwiska nigdy nie podał, na oko był koło czterdziestki. Nie mówił wiele o swojej przeszłości. Wiadomo że był drwalem, pracował w rzeźni i pochodził z Kanady. Jego motywacja do polowania na wampiry była zupełnie inna niż reszty. James był ghulem, nie chciał jednak mieć pana i być marionetką. Polował więc na wampiry dla ich krwi, by przedłużyć swoją młodość i nadzwyczajną siłę oraz chęć do życia. Po dwóch piciach wystawiał je na słońce. Dorwał już dziesięciu Kainitów gdy poznał Jessie, czwartą kompankę. Dziewczyna pochodziła z Valentine w hrabstwie Cherry. Czyli z największego zadupia w całych stanach. W jej rodzinnej wiosce nie było nic ciekawego do roboty. Spała już z wszystkimi chłopakami w okolicy i żaden nie jej nie zadowolił, alkohol się jej znudził, narkotyków nie było. Zostały polowania, dziewiętnastolatka szczyciła się tym że ustrzeliła dwie kaczki jednym strzałem. Wiało nudą, do czasu gdy przybył James. Od razu przypadli sobie do gustu. Razem upolowali Dallasa, wampira za którym gonił drwal. Spróbowała krwi i jej świat odzyskał barwy. To było sto razy lepsze niż lokalne imprezy. A James był lepszym kochankiem niż wszyscy ze wsi razem wzięci. Chciała więcej, ale wampir niestety uciekł. Ruszyli więc za nim, trop prowadził do Omaha. Niesamowitym przypadkiem spotkali Miguela i Mikase i tymczasowo się do nich przyłączyli. Będzie zabawa!



Piątym jej kompanem był Robert Hawling. Weteran Wielkiej Wojny miał siedemdziesiąt pięć lat i niedawno odeszła jego żona. Ich jedyne dziecko, córka Margareta nie odzywała się do nich od dwudziestu lat. Nie pokłócili się, nic z tych rzeczy. Po prostu kontakt się urwał i już. Z dnia na dzień. Gdy Margareta nie pojawiła się na pogrzebie matki coś w nim pękło. Poszedł do córki, ta jednak zbyła go szybko. Szukał pomocy w wielu miejscach. Robert znalazł rozwiązanie u wróżki do której regularnie chodziła jego żona. Stara wiedźma o dziwo mu pomogła - dała mu namiary na Miguela i na Suzan borykającą się z podobnym problemem. Tam dowiedział się że jego córka jest pod wpływem więzów krwi wampira. Chcąc zdjąć zły urok, postanowił przyłączyć się do grupy i zgładzić pomiota Szatana.



Ostatnia jestem ja, bezbronna uczennica liceum - pomyślała Susan - Co mnie z nimi łaczy? Oczywiście wampir. Moja ukochana siostra Christine jest w sidłach jednego z nich. Zapomniała już o rodzinie, unika nas jak tylko może. To wszystko wina uroku. Muszę go z niej zdjąć, inaczej nie wybaczę sobie tego do końca życia! - jej rozmyślania przerwał głośny szept:
- Mam! Ta wiedźma miała rację! - Miguel rozłożył podpisane imieniem i nazwiskiem teczki na biurku - Patrzcie, są wszystkie wampiry w mieście - Otworzył jedną z nich - Zdjęcia, imiona sług, schronienia, miejsca żerowania! Teraz ich dorwiemy!
Przeglądając dalej trafił na teczkę podpisaną "owce udające wilki". Tym razem Miguel już się tak nie cieszył - Kurwa mać! my też tu jesteśmy - zobaczył dane na swój temat, zaciekawił go dopisek "nasłać ich na tego nowego Nosferatu" - Ja pierdolę, byliśmy cały czas na muszce. Skąd wiedzieli, byliśmy ostrożni... - usłyszał wrzask gdzieś na zewnątrz - Dobra, Suzan, ładuj to do plecaka i spadamy stąd.
Miguel nauczył Suzan że broń palna kiepsko działa na wampiry. W Meksyku miał ksywkę machetero i dobrze posługiwał się ostrzami. A tych na ścianach nie brakowało. Wybrał dla siebie krótki miecz w prawej ręce i sztylet w lewej. Indianin miał łuk, włócznię i tomahawk. James zdjął ze ściany spory topór, znacznie lepszy niż ten którym posługiwał się do tej pory. Jessie miała dwa rewolwery, zaś starzec kuszę i pistolet. Suzan wyjęła z kieszeni sztylet, ale gdy schodzili w dół po schodach stwierdziła że musi jednak znaleźć dla siebie coś lepszego... Może halabarda?




Jefferson Midnight dojechał do pałacu jako pierwszy. Zaparkował trochę dalej by włamywacze nie zobaczyli go jak parkuje. Wyszedł z auta i zaczął skradać się w kierunku głównego budynku. Przycupnął za drzewem i zobaczył światła latarek w jednym z pomieszczeń na drugim piętrze. Wyciągnął pazury i już miał wchodzić do środka gdy zobaczył jak jego ręka odpada od tułowia. Chwilę później poczuł piekielny ból. Odwrócił się i zobaczył wampira w białym płaszczu, gdy ten zadawał mu drugi cios swoimi pazurami. Zdążył tylko krzyknąć zanim jego głowa upadła na ziemię, a ciało rozsypało się w proch. Charles prychnął, splunął, schował się za drzewem i zniknął.




Gdy doszli do ogromnych podwójnych schodów w kształcie litery U, Mikase dostrzegł na drugim końcu sali kilka postaci. Jedna z nich miała szpony i ostrze w rękach.
- Wampiry! Szykujcie się! Suzan, znajdź inne wyjście, my zatrzymamy ich tutaj! - słyszała Suzan jak przez mgłę. Zobaczyła go. To on jest wampirem! To on więzi jej siostrę!
- MORGAN! JAK MOGŁEŚ! - krzyknęła, ale w tym momencie starzec szarpnął ją i zaciągnął za drzwi.
- Szybko młoda panno, nie ma czasu do stracenia. Szukaj innych schodów! - zdecydowany, wojskowy ton Roberta nie pozostawiał miejsca na dyskusję. Zobaczyła tylko jak James zdejmuje ze ściany tarczę z jakiej rzymscy legioniści robili żółwia w tym nowym francuskim komiksie o Galach, a Miguel przewraca pomnik Lenina. Albo Rasputina, kto tam ich rozróżnia...




Doug wyskoczył z kieszeni swojego pana. Wreszcie! Było mu tam ciasno, nie mógł się szwędać. Szczur najpierw pogrzebał w martwych drzewach. Czuł przyjemny zapach czarnego proszku co tak fajnie błyska i świszczy gdy się pali. W jednym powalonym i wydrążonym, dość sporym konarze w nienaturalnym kwadratowym kształcie był proszek w metalowych szyszkach, w drugim był w metalowych krowich plackach. No i w metalowych patykach, ale tego wszędzie jest pełno. Nuda. Były też sztuczne ludzkie twarze, papiery, metalowe krążki. Podszedł do nowej ściany jaskini, pełno w niej było dziur. Przecisnął się przez jedną, ale zaraz się zawrócił, gdyż zobaczył w środku zdechłego chodzącego człowieka, śmierdzącego tak że Dougowi aż łzawiły oczy. Minął rozdygotaną dziewczynę i podreptał do mniejszej sali, w kierunku woni która męczyła go odkąd tutaj weszli.
SER! DUŻO SERA! I mięcho. Wszystko naturalne, wiszące na gałęzi jak jabłka. Szczur zaczął obchodził pomieszczenie dookoła, próbując znaleźć odpowiednie miejsce do wspinaczki. Gdy już je znalazł poczuł jak coś powaliło go na ziemię i wyrwało mu spory kawał futra. Spojrzał do góry i zobaczył ukrytą na ścianie jaskini pokrytą łuskami istotę, łypiącą na niego zezowatymi oczyma. Stwór wciągnął do buzi swój długi język na którego koniuszku był przylepiony kawał futra. I parę pcheł. Co za debilna istota, jakbym miał taki język to sięgnąłbym sera, a nie zżerał pchły. Na drugi cios długim lepkim językiem Doug był już przygotowany. Zrobił unik i dostał tylko w ucho. Dziabnął za to pazurami. Szybko podbiegł do ściany, wyskoczył jak mógł najwyżej i wbił głęboko zęby w napastnika. Powisiał trochę na przeciwniku, szarpiąc zębami aż w końcu dostał ogonem i spadł. Stwór wycofał się wyżej, poza zasięg skoku Douga, wciąż trzymając się ściany swoimi czterema chwytnymi łapami. Jego poharatany pysk zaczął się szybko zrastać, Doug zapiszczał wesoło. Zwycięstwo! Ser jest mój!




Veronica nie stała jak osłupiała. Podniosła broń dona i zaczęła celować w drzwi, na wypadek gdyby wszedł tu jakiś gangster. Wiedziała że don nie pozwoli jej wyjść stąd żywej. Nagle ogarnęło ją dziwne uczucie współczucia, solidarności, poczuła że te dwie dziwne postaci, Smith i Jones są jej sojusznikami.

Elizjum zaraz zapłonie – powtarzała na głos swoje myśli, które wyraźnie nie były jej - Kim jesteś? Co to jest Elizjum? Pomogę ci, ale jeśli to bezpieczna przystań to chciałabym się tam teraz znaleźć.
- Kurwa jego mać – usłyszała a w pomieszczeniu pojawiła się kolejna postać. Przerażający mężczyzna wyszedł z miejsca, które wskazywała jej agentka Smith. Wyglądał na motocyklistę, ale śmierdział chlorem a nie wódką. Powiedział parę zdań, coś o tunelu prowadzącym na zewnątrz, o pułapkach i o gazie. Pułapki gazowe w tunelu? Może któraś z tych masek się nada... Powoli podeszła do świeżo postawionej ściany, zerknęła na górę i znalazła po drugiej stronie trumnę. To pewnie tam spał ten wampir! Teraz to już bez znaczenia, gdyż potwór miał kołek w sercu.
 

Ostatnio edytowane przez Halfdan : 27-01-2015 o 10:11.
Halfdan jest offline