Przemykanie się przy skavenach.
Było to jak najbardziej rozsądne w ich sytuacji, aby unikać niepotrzebnej walki. Ale czy na pewno. Szybko się okazało, że pomysł jednak nie był tak dobry jak przypuszczano. Nawet ostrożnie stąpający wojownicy, nie byli w stanie być bezszelestni. Kamienie chrzęściły pod buciorami, kolczugi podzwaniały.
Nie trzeba było długo czekać. Zaledwie parę kroków od tunelu po sali poniosły się wzruszone piski szczuroludzi.
Cholera.
Krasnoludzcy wojownicy wylegli z tunelu i ustawili się w formacji. Na tyłach pozostał tylko Galeb i Roran oraz Huran, który postanowił ich osłaniać.
Po paru chwilach bitwa rozgorzała. Galeb krzyknął tylko najgłośniej jak umiał swoje bojowe zawołanie.
- Za Grungniego! Za Grombrindala! Za Dni Dawnej Chwały!
Chcąc wzmocnić ducha swoich towarzyszy nabrał powietrza i wydobył z siebie hardym głosem pieśń wychwalającą Valayię i proszącą Boginię-Matkę o opiekę nad swoimi dziećmi w trakcie bitwy. Pieśń była podniosła, pełna mocy... niestety w pewnym momencie dołączył się do śpiewu Roran, który fałszował niemiłosiernie. Słowa i rytm traciły strasznie na tej kakofonii, a i Galeba opuściło natchnienie. Przerwał więc zaśpiew i pozostał przy ostatnim co mógł robić.
Modlić się.
W szczególności do Grungniego do którego w imieniu drużyny skierował przysięgę przelania orczej krwi. Kowal Run włożył w tą modlitwę całą swoją gorliwość, mając nadzieję że Bóg Przodek spojrzy przychylnie na jego towarzyszy i na niego samego. |