Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2015, 21:00   #16
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał

Z lasu niczym chmara wielkich ptaków wzniosły się dziesiątki kilkumetrowej długości machin. Były to bezzałogowe drony należące do Ferramentii. Kilka z nich oddało strzały ostrzegawcze w kierunku maszerującej żwawo armii Marricka. Była to nie tyle oznaka kurtuazji ze strony Malie, co zagranie taktyczne mające na celu zatrzymanie wroga nim ten zbytnio oddali się od lasu który stanowił dla niej dogodne miejsce do odwrotu w razie gdyby bitwa poszła nie po jej myśli.
Gdy oddziały Marricka zatrzymały się i w panice zaczęły się przegrupowywać, na skraju lasu pojawiły się olbrzymie machiny kroczące - bojowe golemy Malie, zwane też mechami.
- Mówiłam że nie pozwolę ci tak po prostu odejść! - oświadczyła wyniośle królewska gwardzistka, której głos rozbrzmiewał teraz z trzech oddalonych od siebie miejsc w których znajdowały się identyczne oddziały metalowych kolosów. - Zapłacisz za to co zrobiłeś Victorii Ivelan! Zaraz pokażę ci co się dzieje gdy zadzierasz z królewską gwardią i gildią techników!
Bitwa szła niezwykle pomyślnie. Marrick spędzał większość zajmując się w oddali walką z Andym, w chwili gdy jego wojsko skupiało się głównie na nie zginięciu podczas ucieczki.
W pewnym momencie przywdóca bezbarwnych, dając z siebie wszystko zaczął pędzić na Malie. Zakrawiony, ranny i popażony. W wyraźnie złym stanie po spotkaniu z wampirem. Andy gonił go, chociaż był wyraźnie wolniejszy.
- Ty SUKO! - wrzeszczał Marrick. - Jesteśmy po tej samej stronie do cholery!
- Bylibyśmy po tej samej stronie gdybyście rok temu siedzieli grzecznie w stolicy, zamiast wszczynać rebelię - odparła niewzruszona Malie, której mech wycelował gigantyczne laserowe działo prosto w białowłosego. - Czy to oznacza że się poddajesz?
- Oczywiście, że się poddaję. - przyznał Marrick, zatrzymując się nagle. Niezwykle blisko Malie. - Macie zbyt dużo wojsk. Puśćcie moich ludzi wolno. - zarządał.
- A niby czemu miałabym to zrobić? - zapytała chłodno gwardzistka. - Może nie posiadamy tutaj lochów, ale od czego są nasi nowi sojusznicy? Jestem pewna że Grandianie nie będą mieli oporów przed zamknięciem kilkuset jeńców wojennych. Ale nie przejmuj się, w wojnie z twoim bratem przyda nam się karta przetargowa, więc zostawimy przy życiu wszystkich którzy złożą broń.
Splunął pod maszynę Malie.
- Nie ma takiej opcji. - uznał. - Masz ich puścić wolno. Wszystkich. W zamian powiem ci więcej, niż chcesz wiedzieć.
Andy zatrzymał się za Marrickiem, z niezbyt przyjemnym wyrazem twarzy. - Malie?- spojrzał niepewny, wyraźnie gotowy do egzekucji.
- Cóż, taka oferta brzmi już lepiej - zgodziła się Malie. - Niech będzie. Andy, skuj go. Żołnierze, zostawić w spokoju uciekających i wycofać się za linę drzew! - ostatnie zdanie wypowiedziała przez opal, przekazując rozkaz wszystkim swoim generałom. - Co prawda nie mam pewności że powiesz nam prawdę, ale sądzę że twoje informacje mogą okazać się bardziej wartościowe niż resztki twojej armii. Swoją drogą, gdzie podziały się te wielkie machiny które ukrywałeś wcześniej w namiocie? Nie widziałam ich nigdzie na polu bitwy.
- Na pewno mu ufasz? - Zdziwił się Andy, prostując. Ogień w jego dłoniach ugasł. - Może nam obiecać cokolwiek, a potem Vendie ruszy za nami z trzy razy taką armią.
- Sprzedaliśmy je Grandii. - wtrącił Marrick. - Jeszcze przed bitwą. Zostały w ich obozie gdy zaczęliśmy wycofywać wojska. Ciekawe ile osób wybuchło razem z nimi. - uśmiechnął się. - Jestem sadystą, ale tylko tam, gdzie trzeba.
Dziewczyna odpowiedziała milczeniem na słowa pokonanego. Po chwili zaś zwróciła się do Andiego:
- Jesteśmy na nieznanych nam terenach. Lepiej żeby przyszedł do nas niż my do niego. Jeśli jest sprytny to zaszyje się w jakiejś twierdzy i będzie na nas czekał. W takim wypadku informacje będą dla nas dużo bardziej wartościowe od kilku jeńców - wyjaśniła.
Andie przytaknął skinieniem głowy. - Przypilnuję aby w trakcie rejsu nadawał się do przesłuchań. - obiecał, kładąc rękę na ramieniu mdlejącego już Marricka.


To była pierwsza noc po rozpoczęciu rejsu w stronę nieznanej wyspy, oraz tajemniczego miejsca w którym więziono Rubię.
Wedle informacji od Nine, Rubius wylądował w zupełnie przeciwnym kierunku od nich i zgubił się w okół różnych wysp. Pełno tam Membrańczyków i innych problemów. Obiecał oznaczyć miejsce spotkania gdy tylko zdobędzie jakąś mapę. Zarazem kazał skupić się na odbiciu swojej córki.
Grupa Amensa i Eabiosa raportowała, że widzą wyspę oraz ogromne wyrastające z niej drzewo. Najprawdopodobniej stracą zasięg. Planują zatrzmyać się tam na krótki postuj i poczkeać na Malie, rozważając czy jest szansa na ścięcie drzewa. W tym czasie wyślą mniejszą grupę na pogoń za Rubią.
Tego wieczora przy kolacji w kajucie kapitańskiej, spokój Malie zakłócił krzyk i nagły hałas z dolnego pokładu. Nim się podniosła, Graham wkroczył do kajuty. - Pożar w kajucie jeńca. - oznajmił. - Raczej pod kontrolą, ale nie wiadomo kto jest winny.
- Pożar? - spytała Malie zaskoczona, gdy nawiedziła ją niepokojąca myśl. - Gdzie jest Andy? Czy jeniec jest bezpieczny?
Graham milczał. - Pożar najprawdopodobniej zaczął się na twarzy Marricka, jeżeli mam być szczery. Andiego nigdzie nie ma. Ani magowie, ani alchemicy nic nie obiecują - zmróżył oczy - Możemy zawsze poprosić Nine.
- Też nigdzie go nie wyczuwam. Musiał wypalić całą moją manę - zauważyła techniczka. Zacisnęła pięść i uderzyła w nią biurko przy którym siedziała, po czym poderwała się z miejsca. - Niech to diabli. Co mu strzeliło do głowy? Idę porozmawiać z Marrickiem. Teraz. Przekaż kapitanom rozkaz przeszukania wszystkich okrętów w poszukiwaniu Andiego i dołącz do mnie - poleciła.
Gdy Malie biegiem udała się do pomieszczeń w których znajdował się jeniec, wszyscy schodzili z drogi.
Zapach spalenizny szybko doszedł do jej nozdrzy. Bardzo dokładnie było widać skąd rozchodził się ogień, podpalonym faktycznie musiał być Marrick.
Był on w tym momencie zlepkiem ciała i...stopionego metalu. Magowie robili co mogli, ale nie wyglądało na to, aby miał w sobie chociaż odrobinę życia.
Nine orkiestrowała całe to zdażenie. Widzą Malie, spojrzała na nią. - Byłaby chyba tylko jedna opcja. Ale nie wiem, czy chcę nadużywać tej magii. - wspomniała o zdolności, którą odkryła podczas bitwy.
- Zrób to - nakazała Malie bez chwili wahania. - Konsekwencjami będziemy przejmować się później. Teraz najważniejsze to dowiedzieć się co tu zaszło i uratować naszego jeńca.
Nine skrzywiła się lekko, po czym wyprostowała ręce w stronę Marricka.
Klejnoty za jej plecami uniosły się i zaczęły świecić. Przedziwna energia magiczna zaczęła opuszczać jej ciało i otaczać Marricka. Ten regenerował się, jednak nawet gdy czas dla niego się cofał, nie wyglądał na kogoś kto jest w stanie długo przeżyć. Nawet z Ferramencką medycyną.
Ocknął się jednak i niemrawo, bardzo delikatnie podniósł głowę. Spojrzał po zebranych aż dojrzał Malie. - Nie dasz mi...po prostu umrzeć? - spytał.
- Jeśli wiesz, powiedz mi gdzie jest Andy - rozkazała tonem dużo bardziej poważnym niż zwykle. - Miałeś mówić mi o wszystkim co wiesz. Dlaczego cię zaatakował?
- W drodze do domu. - uśmiechnął się Marrick. - Pewnie już go nie zobaczysz. Nie chciał, abyś źle go pamiętała. Ja nie chciałem ci mówić żadnej prawdy. Pomógł nam obu...
- W takim razie dlaczego chciał ci pomóc? Sądził że bym go nie puściła? Przecież wyraziłam się jasno że jest od teraz wolnym człowiekiem - rzekła, zaś jej powieka drżała przy tym konwulsyjnie. Ciężko było powiedzieć czy bardziej przejmuje ją utrata wartościowych informacji, czy też akt zdrady Andiego.
- On nigdy nie był po twojej stronie. Ani po mojej. Miał swój własny, mały front. - zaśmiał się Marrick, a przynajmniej spróbował. - Próbował przeżyć bez żadnej nadziei, aż tu nagle widzi szansę na zemstę. To uciekł. Przedtem, kłamał. Albo raczej mówił co mu klątwy kazały. - wywnioskował Marrick. - Komu jesteś lojalna, Malie? Jako strażnik królewski?
- Dalej nie rozumiem dlaczego to zrobił. Jeśli tak mu na tym zależało, to pomogłabym mu. Tak jak wiele razy on pomógł mi… - westchnęła, opierając się ręką o ścianę kajuty. Chyba po raz pierwszy była czymś tak wstrząśnięta. Po dłuższej chwili spojrzała w końcu z powrotem na Marricka. - Po pierwsze jestem lojalna wobec ludzkości. Następnie wobec Rubiusa. Do czego zmierzasz?
Marrick pokiwał przecząco głową. - Jedno nie jest prawdziwe, drugie jest złym idolem. Ludzie nie chcą walczyć z Sidhe. Chcą przeżyć i mieć święty spokój. - mrugnął. - "Andy" chce po prostu zrobić swoje. Prędzej by umarł niż wziął cudzą pomoc. - Marrick rozluźnił się nieco, opierając o ścianę. - W Ferramentii...była tylko jedna rodzina, która mogła utrzymywać wampiry. Przynajmniej przed tobą.
Powoli zamykając oczy, Marrick umarł. Magia Nine o ile silna, o tyle nie była w stanie cofnąć jego życia na stałe do momentu, w którym jego śmierć nie byłaby kwestią chwili. Wycieńczona, dziewczyna opadła na kolana, o mało nie mdląc.
Podobnie do niej czuła się Malie, jednak zdołała utrzymać się na nogach. Chwiejnym krokiem przeszła obok Nine, kładąc jej na moment rękę na ramieniu.
- Dziękuję, Nine. Na razie niech Graham przejmie dowodzenie okrętem. Muszę przemyśleć kilka spraw… - stwierdziła, wychodząc z kajuty.


Ostatnim rozkazem jaki wydała Malie było by flota utrzymała ten sam kurs. Później tej samej nocy postanowiła opuścić swój okręt. Nie informując nikogo zakradła się do hangaru, gdzie odnalazła jeden ze swych eksperymentalnych wynalazków. Wielkie przypominające ptasie skrzydła wykonane ze stali i płótna, które ktoś w innym świecie mógłby nazwać lotnią. Techniczka przypięła je do siebie skórzanymi pasami i rzemieniami, po czym wyszła na pokład i pod osłoną nocy bez wahania wyskoczyła za burtę. Na szczęście zdążyła już wcześniej przetestować wynalazek i nie miała wątpliwości co do jego skuteczności, choć wiedziała że wciąż można było dokonać kilku usprawnień by uczynić go szybszym. Mimo to szybkie uderzenia zasilanych silnikiem parowym ogromnych skrzydeł zdołały unieść ją w górę nim ta rozbiła się o taflę wody. Następnie zaś rozbłysły rozmieszczone wzdłuż kontrapcji szmaragdy, dzięki którym przyspieszyła znacznie, szybko zwiększając odległość dzielącą ją od okrętu. Na ekranie który trzymała w dłoniach widniała zaś pojedyńcza klatka zarejestrowana przez drony zwiadowcze które kazała rozesłać po ostatniej rozmowie z Marrickiem. Widniała na niej sylwetka otoczona przez płomienie uformowane w kształt feniksa.



Dziewczyna uderzyła palcem dwukrotnie w ekran, powodując zbliżenie. Mimo słabej ostrości wynikającej z prędkości z jaką się poruszała, nie było wątpliwości że osobą znajdujacą w środku był Andy. Zmierzał on zaś w kierunku wyspy na którą niedawno dotarli Amens oraz Eabios. Malie wciąż brakowało kilku puzzli by dojść do prawdy, jednak czuła jak układanka w jej głowie powoli zaczyna łączyć się w całość i nabierać zrozumiałych dla niej kształtów.
 
Tropby jest offline