Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2015, 12:16   #601
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Thorin czuł mieszaninę bólu, wstydu, dumy i radości. Dziwne jak wiele odczuć potrafiła wyzwolić jedna walka. Cieszył się z ran jakie zadał przeciwnikom, mimo że cześć ciosów nie była taka jak oczekiwał po swym toporze, to jednak dołożył swoje trzy miedziaki do ogólnej puli zniszczeń. Choć przypłacił to nowymi , ciężkimi ranami. Zasadniczo czuł jeszcze pewien żal , za to że rozwój walki był zaskoczeniem dla oddziału, a nie dla skavenów wraz z orkami. A przecież to oni zostali zauważeni pierwsi...

- Na przyszłość zapomnijmy o przekradaniu – skwitował głośno i wyraźnie pomysły szefa, kiedy przemywał ranę Grundiego spirytusem. Było to dla niego oczywiste, banda ciężko poranionych i opancerzonych khazadów przeciwko czułym zwierzęcym zmysłom. Sprawa mogłaby wyglądać inaczej gdyby ci byli rzeczywiście daleko, ale przekradanie się pod ich samym nosem , od początku pachniało porażką i rozbiciem oddziału. Dzięki bogom, skaveny wyczuły ich od razu, dzięki czemu oddział uniknął rozproszenia i podziału na silnych i zdrowych i odsłoniętej rannej reszty w której skaveni niechybnie zrobiliby rzeź.

Nie mówił nic więcej, wiedział że Detlef miał dobre chęci i starał się jak potrafił, coraz bardziej jednak przypominał Rorana w swym zawzięciu i myśleniu o własnej nieomylności. Thorin pamiętał że ktoś miał dobry pomysł z zwabieniem skavenów do tunelu, no ale nie było co płakać nad rozlanym piwem.

Walka przyniosła kolejne rany i ból, starcia pogrążały coraz bardziej oddział khazadów, którzy coraz mniej nadawali się do kolejnych potyczek. Ile jeszcze? Thorin wiedział, że gdyby orków było dwa , trzy razy więcej, nie wyszli by z tego żywi. Nie bez bomb Dirka na które tak każdy klął, a które jak by nie patrzeć potrafiłyby też zmienić wszystko na korzyść khazadów. Wyjątkiem od reguły była sytuacja gdy broń obracała się przeciwko użytkownikowi. Gdy armata czy inny samopał wybuchały po odpaleniu, gdy cięciwa kuszy pękała i strzelała kusznikowi po twarzy. Rzecz jasna z materiałami wybuchowymi szansa na owe nieszczęście znacząco rosła, jednak trzeba było tez przyznać że jej skuteczność i rozmach powodował że gra warta była świeczki, zwłaszcza gdy było się pod murem.

Thorin zajmował swe myśli przy kolejnych opatrunkach. Niebezpiecznie szybko kończyły się zapasy czystych bandaży, do drobniejszych i oczyszczonych zranień począł już używać tych z odzysku. Zostało mu już niewiele spirytusu, maksymalnie na jeszcze jedną walkę. A co potem? Przynajmniej zapas nici miał spory , zresztą podstawowe zasoby dawno już by się skończyły gdyby nie handel wymienny z medykiem napotkanym w ostatnim bastionie. Zastanawiał się jak sobie radzą pobratymcy w twierdzy.

Światło dnia i świeże powietrze podnosiło wyraźnie morale. Nie mniej jak fakt iż wrogowie walczą ze sobą, sama możliwość, że złączyli siły jaką kilka dni temu obrazował im Dirk, była naprawdę złowieszcza. Wszystko jednak wskazywało że zupełnie nieprawdziwa. Choć kto wie. Byle bałwan zimy nie czyni. Co prawda w tym przypadku wróg mojego wroga nadal był moim wrogiem, jednak dobrze było wiedzieć, że zajęci są sami sobą, to dawało szansę , przypominało tez plany Thorina z okazji zalania podziemi o próbie skierowania skavenów do walki z orkami. Może miał wówczas nieco naiwny plan, ale kierunek myślenia był jak najbardziej słuszny.

- Będziesz żył – stwierdził na koniec Grundiemu – przynajmniej jeszcze trochę. – dodał już pod nosem i przeszedł do kolejnego poszarpańca... Starał się jednocześnie zdiagnozowac komu by podać eliksir. Trzeba było przyznać , że nieźle stawiał na nogi , obawiał się tylko ich bezefektywnego zmarnowania, jakie czasem miało miejsce gdy ranny był zwyczajnie zbyt ciężko poraniony aby Krwawy Litwor mógł zdziałać swoje cudeństwa. Zamierzał więc sprawdzić rannych włącznie z sobą raz jeszcze pod koniec dnia nim komukolwiek zaaplikuje najlepsze lekarstwo jakie mieli.

Przy opatrywaniu, zszywaniu, czyszczeniu ran modlił się tez po cichu do Valayi. Powoli wchodziło mu to w krew i nie była to kwestia przypadku, czy też chwilowego natchnienia. Coraz częściej jego myli kierowane były ku bogini-matce.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 26-01-2015 o 12:19.
Eliasz jest offline