Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2015, 22:29   #603
PanDwarf
 
PanDwarf's Avatar
 
Reputacja: 1 PanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputacjęPanDwarf ma wspaniałą reputację
No i ruszyli… ledwie krasnolud zdążył pokręcić głową zrezygnowany usłyszał dźwięki jakie poniosły się po sali i korytarzach… szurururu…tryk tryk tryk… chrzęst…chrzęst…chrzęst… lup, cup…

Krasnolud jedynie pacnął się ręką w czoło, a raczej hełm, który zakrywał jego oblicze.

- I tyle jesli choci o efekt saskocenia… pofiadam fam nie losposnaliby doblego planu nafet jakby ofy fyskocył s ksakuf i kopnol ich f dupem… Krasnolud f sfoim syciu pofinien sabic sielonca, napic siem ciemnego mocnego pifa i legulalnie chemdosyc, a nie skladac siem nicym pield Tholina po kolytasach. S takim psemykaniem to nafet na falcie mógłby stać slepy z gluchym i tak by im siem nie udało... - wymamrotał do towarzyszy

Krasnolud może narzekał, może marudził, może się nie zgadzał, jednak gdy dowódca skwitował iż ma innym pogląd na tą sprawę przyjął to do wiadomości i wykonywał rozkazy zgodnie jego wolą.

Nagle piski poniosły się po Sali, następnie krótki rozkaz Detlefa by kusze wychynęły z tunelu i zaczęły pruć do wroga.

Oczywiście w drużynie znaleźli się osobnicy, którzy uznali że co tam dowódca ich może wiedzieć, przeca oni są wyśmienitymi taktykami przed którymi narody klękały. Zamiast wykonywać polecenia gdy już nie było czasu na gadki, sami zaczęli miotać swoimi sprzecznymi i wykluczającymi się rozkazami. Przez to na moment burdel się zrobił niczym na karczemnej pijatyce.

Thorin darł ryja by się wycofać i zabrać dowódcę z resztą do tunelu, Dirk kazał ukryć się i szykować do szarży gdy natrą szczury na Detlefa i do tego czasu nie strzelać. Do tego dołączył się jeszcze Roran i zaczął dziamdziać dziwne w jakimś zjebanym narzeczu.

Kyan uniósł jedynie lekko brew z geście zdumienia, jednak przedłużające się przekrzykiwanie poczęło gotować krew w tarczowniku, aż w końcu nie wytrzymał.

- - SAFSEĆ JAPY ! Sami kulfa dofodcy siem snalesli, a stselac nie ma komu... – ryknął potężnie dudniącym głosem

Odwrócił się dupą do nich i ruszył ku wyjściu tunelu z naładowaną kuszą, kątem oka widział Ergana ładującego swoją. Po chwili dołączył do nich Thorgun ze swoją strzelbą, poszła pierwsza salwa, która dosięgła nadbiegających sierściuchów mocno nadwątlając ich pewność siebie. W końcu w tunelu pozostali jeno ciężko ranni. Gdyż reszta drużyny uzupełniła pierwszą linię tuż przed tym jak doszło do zwarcia.

Strzelcy utrzymywali pozycje na prawo od kotłowaniny gdzie unosiły się i opadały ostrza, krew lała się gęsto, a po sali niósł się huk parowań i zbić.
Z tyłu dobiegał ich głos okrzyku bojowego kowala run, jednak nie było czasu rozglądać się przeładowując swą kuszę. Dreszcz podniecenia przeszywał krasnoluda jak przy każdej potyczce, może to było trochę szalone, ale uwielbiał na swój sposób ten stan zagrożenia pomieszany z podnieceniem.
Strach i swoiste napięcie zawsze było przed i na początku bitwy, potem to jedynie walka o być albo nie być. Zarżnij albo sam zostaniesz zarżnięty, w bitwach nie było litości, ni kurtuazji.

Ergan opuścił kuszę dobywając młota ruszył i uzupełnił lukę w szyku jaka utworzyła się tuż koło Grundiego.Khazady walczyły zacięcie nie cofając się ni o stopę w tył.

Jeden ze skavenów uzbrojony w tarczę i topór twardo stawiał opór Grundiemu i Erganowi na raz, Kyan przymierzył, wyrównał oddech i puścił bełt między głowami swoim towarzyszy prosto w serce opancerzonego skavena. Wbił się pięknie dochodząc celu o czym świadczyła gęsto tryskająca jucha spod pancerza. Skurwiel jednak dalej stał i walczył.Siedmiu dobrze opancerzonych skavenów ścierało się w tym momencie z khazadami, i mimo zbierania porządnych batów nie odpuszczali. Zrobiło się bardzo ciasno i kusza w tym momencie stała się totalnie bezużyteczna.

Nie pozostawało nic innego jak sięgnąć po młot i tarczę, następnie ruszył do szarży na przeciwnika z którym męczył się Ergan. Okrzyk bojowy poniósł się po sklepieniu sali, wbił się w przeciwnika zadając cios w nogi, impet tego uderzania wywrócił ciężko opancerzonego skavena wbijając go w podłogę.
Skaveny w jednej chwili poczęły padać na całej linii jeden, drugi, trzeci… jednostki wroga szybko topniały, uwidaczniała się przewaga khazadów. Walczyli ramię w ramię jak dobrze naoliwiona maszyna, bez wytchnienia, bez zawahania, biła od nich pewność siebie i determinacja.
Panika poczęła brać górę nad przeciwnikiem, który w sumie z odwagi nie słynął chyba że miał wielokrotną przewagę liczebną.

A nasza mała puszka leząca u stóp trzymała się życia niczym upierdliwy owad ogrzej dupy.

Ergan przydzwonił młotem w hełm stwora wgniatając go znacznie, oszołomiony przeciwnik widać było iż marzy już tylko by dać tyły. Podniósł się spanikowany na czworaka, Kyan nie czekając ni chwili zamachnął się swoim młotem trafiając w bark stwora, który niezdarnie próbował jeszcze się bronić.
Cios zmiażdżył pancerz w miejscu trafienia jednak skurwiel dalej nie zamierzał paść, zerwał się i wystrzelił niczym z procy uchodząc z walki.
Reszta skavenów poszła w jego ślady. Jednym się udało inne zdychały u stóp bitnych krasnoludów.

Na początku dzielnie stawały walcząc jak równy z równym jednak czas grał na korzyść khazadów, wyszkolenie, taktyka i niezachwiana wiara w zwycięstwo przechyliły szalę. Gdyby nie ciężkie pancerze walka skończyła by się szybciej, a szczurki rozlałyby się o ich szeregi niczym szczyny o skałę…

Wtem krasnoludy ujrzały jak cztery orcze ścierwa zsunęły się po linach i rozbiegły po sali. Skurwysyny były ogromne, łapy jak krasnoludzkie udźce, piana na pyskach i ogromne rębacze w łapskach.

W khazadów wstąpiła nowa siła i determinacja, a spojrzenia zdradzały jedynie nienawiść i obietnice rychłej bolesnej śmierci. Po szeregu przeszły pomruki wzmożonej agresji i ekscytacji. Detlef wydał rozkaz przegrupowania, jednak tylko Kyan go wykonał, a reszta jak zahipnotyzowana wpatrywała się w zielońców. Chyba nikt nie zarejestrował oprócz niego wydanego rozkazu, krasnoludy wyglądały jak oszalałe niedźwiedzie, które czekają tylko na znak by zaszarżować i wypruć im flaki.

Orki rozpoczęły swą straceńczą szarże, był to inny przeciwnik od skavenów, czysta furia gotowa nawet umierając udusić przeciwnika własnymi flakami. Upierdolisz mu nogi to jeszcze leżąc pogryzie ci kostki. Jeden z orków pogonił za umykającym szczurem…

„Może miał ochotę na nowe buty?” - przeszło przez myśl krasnoludowi.

Ergan wycofał się ponownie dobywając kuszy, wypuszczał bełty najszybciej jak potrafił.
Poleciał pierwsze bełty i wystrzały zza naszej linii jednak nie zrobiły większego wrażenia na ryczącym szarżującym przeciwniku. Orki były przynajmniej dwakroć wyższe od krasnoludów, jedna wielka kupa mięcha potrafiąca miażdżyć w rękach czaszki. Żadnego pancerza nie posiadały nie wliczając jakiś szmat, które je okrywały. Czerwone ślepia łypały nieprzytomnie, pieniąc się biegły ku swej zgubie…

Kyan poczuł lekkie drżenie podłogi , Grundi nie wytrzymał wyrwał się z linii i zaszarżował na orka, Detlef to samo, zaraz cała linia poszła za nimi, nie wytrzymując napięcia. Do zwarcia miało dojść w pełnym pędzie…
Grundi złożył pierwszego orka jednym ciosem, rozłupał czaszkę jak dorodny owoc, wyprzedzając manerw przeciwnika.

Dalej nie widział co się działo w tamtym rejonie walk, jego też poniosło i wieki złej krwi między rasami i uraz kazały szarżować. Kransoludy pieniły się nie mniej niż orki, w ich oczach lśniła rządza mordu. Zawsze to tak wyglądało jak ork spotkał krasnoluda…

Wtem na prawej flance na Ergana poczał szarżować ogromny ork. Ten był inny od swych braci, miał dwie potężne bronie w normach krasnoludzkich byłyby one dwuręczne, a na łańcuchu u pasa wisiała kolekcja czaszek khazadów i ludzi. Nawet jak na standardy swojej rasy był wielki… gdy ryczał w szarży, rozwartość szczęki spokojnie by pomieściła łeb krasnoluda w środku. Żółte kły ociekały pianą, a czaszka była jedną wielką linią blizn.
Widząc to Kyan także nie wytrzymał, czaszki jego rasy to było za wiele dla khazada, ryknął i popędził na orka nie bacząc na wsparcie czy swoje bezpieczeństwo.

Gdy się spotkali, ork wyskoczył w powietrze wyprowadzając ciosy swoimi morderczymi ostrzami, opadający siekacz nie trafia celu i skrzesał iskry na skalnej podłodze tuż przed nogami krasnoluda. Topór poziomym cięciem miał na celu zdjęcie jego głowy z karku, jednak instynktowna zasłona tarczą uratowała go przed tym losem. Moc ciosu była potężna, odłupała część tarczy z którą się zetknęła, drzazgi poleciały we wszystkie strony, a całe ramię zdrętwiało. Wstrząsnęło to krasnoludem i może ktoś innym zostałby zmieciony samą siła ciosu jednak krasnolud niczym marmurowy posąg nie ustąpił i ustał.

Odpowiedź khazada była natychmiastowa, cios w ryj, który miał ogłuszyć to ścierwo. Mimo że głowica młota przytuliła się pieszczotliwe do policzka orka miażdżąc go, nie udało się go oszołomić. Błyskawicznie drugi cios zmierzał na kolano jednak gdy młot dotarł w to miejsce jego już tam nie było i przeciął jeno powietrze. Krasnolud zaklął siarczyście, wiedział że to nie będzie spacer po królewskich komnatach lecz ten skurwiel zadziwiał go im dłużej walka trwała. Dreszcz przeszył go wzdłuż kręgosłupa , gdy spojrzał na wiszące czaszki na łańcuchu. Ten łańcuch za każdy spojrzeniem wzbudzał to nowe pokłady furii i nienawiści.
Kyan spoglądając wprost w krwistoczerwone ślepia wyprowadził cios w sam środek szerokiej klaty orka, nieudolne parowanie nie miało prawa zatrzymać jego pędzącej głowicy. Po chwili z pomiętych płuc wyleciały resztki tchu jakie ork posiadał . Zielonego to tylko mocniej rozjuszyło, desperacko wyprowadził zamach siekaczem, jednak zaciśnięte płuca nie pozwoliły mu nawet dobrze nakierować toru lotu potężnej broni, która rozłupała jeno skalne podłoże nieopodal. Krasnolud nie spodziewał się za to że tak błyskawicznie w ślad za siekaczem nadlatuje topór, instynktowna próba zasłony była za wolna i cios dotarł celu miażdżąc kółka kolczugi i gruchocząc żebra. Siła ciosu jak można było się spodziewać była powalająca. Poleciał niczym ścięte drzewo na lewy bok.

W tym momencie pojawił się Grundi wbijając swój topór w obojczyk orka, który ryknął przeraźliwie i odpędził się jak od wrednej muchy. Kolejny cios nie mógł już go zaskoczyć i został sparowany krzesząc iskry. W ślad za nim pojawił się Dirk przebijając mieczem udo tego wrednego skurwiela o grubości pnia, zza jego pleców wyskoczył jeszcze Thorin wbijając swój topór w plecy przy tym okrutnie rąbiąc żebra. Posoka zrosiła gęsto całe towarzystwo. Ork wydał z siebie ryk nieopisanej furii, krwawiąc ze wielu poważnych ran ale mimo to stał niestrudzenie.

Bełt z Erganowej kuszy śmignął miedzy towarzyszami otaczającymi to dziwadło i wbił się w pierś stwora, który nerwowo wyrwał go natychmiast i złamał niczym zapałkę. To był mistrzowski strzał, niewielu by się go podjęło gdyż ryzyko ustrzelenia walczących przyjaciół była spora. Grundi ponowił atak i tym razem cios był czysty wbił się w bebechy i zatopił „po same jaja” w nich. Gdy go wyrwał wraz z flakami trysnęła uryna i kał, ochlapując biednego prowodyra tych wydarzeń.
Ork mimo to dalej walczył i zasłaniał się jak mógł, postanowił wyrwać się z kręgu śmierci i zaszarżował na Grundiego w berserkerskim szale. Pęd, masa i siła stwora wyrzuciła biednego krasnoluda w powietrze, na domiar złego Grundi nie zdążył jeszcze spotkać się z matką ziemią gdy ork wyprowadził cios toporem który przyspieszył ten proceder przyszpilając go.
Płyta na klacie jaką ten krasnolud miał na sobie okazała się warta każdej złotej monety wydanej na nią.
Szalejącemu orkowi nie przeszkodziły nawet plątające się przy ziemi jego własne jelita i wnętrzności, już prawie wyswobodził się z kręgu gdy nadbiegł Detlef i jednym szybkim ciosem sztyletu z pazura, przebił ogromną kwadratową szczękę orka, żuchwę i wbił się w podniebienie, pazury wyszły przez nos i oczy.
Wszyscy jakby na chwilę zamarli, każdy odetchnął, Kyan podbiegł ale zobaczył że ork już dogorywa na pazurach Detlefa, coś tam się jeszcze szamotał, gówno płyneło po nodze, oko drgało, wargi nerwowo unosiły się i opadały… nie można powiedzieć by żył...ale jeszcze drgał.

Kyan wkurwiony chwycił stwora i pociągnął go na glebę, gdy ten upadł zerwał z niego łańcuch z makabrycznymi trofeami, uniósł młot obiema rękami nad głowę i rozłupał jego łeb robiąc z niego miazgę. Kawałki czaszki, płynów i mózgu rozbryzgały się na szeroki obszar, chociaż tego ostatniego było jednak nie za wiele. Splunął na truchło z odrazą.

Podniósł głowę rozglądając się, widział zdziwione miny towarzysz, które spoglądały na niego pytająco

– No co…? Jesce polusal siem i dlgal… – wytłumaczył się szybko

***************

Po bitwie wszyscy zajęli się bieżącymi sprawami, Kyan postanowił przeszukać sale i zdać meldunek dowódcy, Dotarli do jaskiń w zachodniej części Stalowego Szczytu. Wyjściowe tunele nie miały żadnych oznaczeń, dwa z nich biegły w poziomie, a dwa pozostałe opadały w głąb. Odkrył też w małym załomie jakiegoś węża całkiem sporego, jednak nie mógł powiedzieć o nim nic więcej.

Kyan w Sali odkrył połowę brunatnego niedźwiedzia górskiego, lekko nadjedzony, jednak i tak pozostawało sporo dobrego mięsiwa dla nich wszystkich do wykorzystania. Kolejnym odkryciem było stado nietoperzy, oceniając porę roku powinny składać jaja.
Jeżeli mieli robić zapasy, Kyan potrzebował pomocy gdyż stan jego żeber nie pozwalał na zbytnie szarżowanie. Węża trzeba było upolować, niedźwiedzia sprawić i usmażyć.


Kolejne kroki krasnolud poczynił w stronę Thorina by obejrzał jego obolałe żebra. Mimo że topór nie wbił się w ciało fale bólu jakie pulsowały były niepokojące.
 

Ostatnio edytowane przez PanDwarf : 26-01-2015 o 23:17.
PanDwarf jest offline