Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2015, 22:43   #293
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Petru przyglądał się z fascynacją zmieniającej się Ta'Vi. Siłą woli powstrzymał dłoń która miała wielką ochotę sięgnąć po rękojeść runicznej broni. Nie rozumiał tego co widzi, a to budziło ukrywającą się w nim agresję.

Swoją drogą, mógł teraz zrozumieć co Rulf albo Aust czuli gdy jego magiczne zdolności objawiły się płomieniami ogarniającymi znienacka jego dłonie...

- Nie mam niczego co by należało do chłopaków - powiedział, narzucając sobie spokój gdy spoglądał w niezwykłe oczy szamanki. - Austowi oddałem bomby, a cała reszta, z tego co mogłem mieć od M'kolla, była w plecaku, ten zaś straciłem... poza mapami - przypomniał sobie naraz. - Jedną z nich dostałem od M'kolla, ale to po prostu kopia, nie sądzę by przywiązywał do niej wagę. I było to dość dawno temu. Ceth, w tobie nadzieja - zerknął na druida.

W jakimś przebłysku zdał sobie sprawę z tego że NADAL nie wiedział jakie bóstwa wyznają mieszkańcy wsi. Może zamiast wiary w bogów praktykują kult duchów przodków, jak wosowie, ale śladów tego również nie dostrzegł w czasie spaceru po osadzie i to go martwiło. O co tu na demony chodzi?

- Daj tą mapę - odparła krótko Ta'Vii, nie zwracając szczególnej uwagi na nagłe napięcie mięśniu u Petru. - Nada się bardziej niż twój czerep, zwłaszcza że przy rytuale mógłbyś mieć wizje przeszłości, przynajmniej w tym konkretnym wypadku, a tych lepiej uniknąć w twoim przypadku.

Wzruszyła ramionami, przyjmując od tropiciela pomiętą mapę, rozkładając ją i oglądając z pewnym zainteresowaniem.
- Ręcznie rysowana a mimo to dość dokładna... Nieźle.

Następnie, ku zaskoczeniu siedzącej naprzeciwko dwójki, ułożyła papier rozłożony ponad ogniskiem, tak by środek mamy znajdował się bezpośrednio nad muskającym go językiem ognia.

O dziwo, pomimo dziwnego, poszarpanego dymu który zaczął unosić się znad kartki, sam pergamin nie zajął się ogniem, drżąc tylko od podmuchów ciepłego powietrza generowanych przez ognisko. Po kilku sekundach zaczął dosłownie podskakiwać nad płomieniem, wypuszczając z siebie coraz więcej tej dziwnej, ciemnej esencji.

Tropiciel zacisnął szczęki, słysząc komentarz na swój temat. Tym niemniej milczał. Jeśli istniała szansa że Ta'Vi pomoże mu znaleźć M'kolla czy Skuldyjczyków to gotów był na dużo więcej niż wysłuchiwanie jej złośliwości.

Po chwili zdał sobie sprawę z tego że niekoniecznie musiały być to tylko złośliwości. Kto wie, biorąc pod uwagę jego pochodzenie, co mogłoby wypełznąć pod wpływem magii szamanki. Co, albo kto, i jak bardzo mogłoby to być nieprzyjemne - zreflektował się spoglądając na odrastające w ekspresowym tempie pazury.

Niespecjalnie miał jednak czas się nad tym zastanawiać. Płomień lizał mapę z oznaczeniem zbiorników wody, ujęć i przeróżnych innych wskazówek ułatwiających przeżycie na Naz'Raghul - na tyle na ile tropiciele Palenque spenetrowali krainę wokół Miasta Światła. Była to wiedza zdobyta w nader gorzki sposób i okupiona licznymi ofiarami, sama zaś mapa - starannym kompromisem pomiędzy koniecznością zapewnienia jak największej dokładności poszukującemu pomocy, a obawą przed zdradzeniem zbyt wiele gdyby karta wpadła w niepowołane ręce. Dajmy na to, kultystów.

Petru wiedział ile jest warta ale nie pisnął ani słowa. To ciągle był tylko przedmiot, tak samo jak łuk, pancerz czy nawet runiczna klinga. Jeśli miał ją poświęcić by pomóc przyjaciołom, niech i tak będzie. Na razie jednak trzymał gębę na kłódkę i w skupieniu przyglądał się widowisku, zastanawiając się co Ceth o nim myśli. Staruszek pewnie więcej z tego rozumiał...

Albo i nie, biorąc pod uwagę jak z uniesionymi brwiami wodził wzrokiem pomiędzy nucącą coś szamanką a mapą.

Dym nad mapą zaś, o ile w ogóle był to dym, zaczął splatać się, zbijać i formować niczym bańka powietrza pod wodą, popychana i miażdżona gwałtownymi prądami morskimi.

Po kilku sekundach całość rozdęła się, jakby do granic możliwości, a następnie cofnęła gwałtownie w sobie i spłaszczyła do grubości kartki papieru. Brzegi dziwnej materii falowały, środek zaś był gładki niczym lustro.

Lustro, w którym zarówno Ceth jak Petru dostrzegli niewyraźne kształty. Kilka powyginanych drzew, trudnych do odróżnienia od ciemności zalegającej pomiędzy nimi. Zarośla. Krzaki.

Płomień.

Płomień, i siedząca przy nim, okryta płaszczem postać chroniąca się przed podmuchami wiatru.

Druid przełknął ślinę.
- Czy to...?

Jakby słysząc jego głos, postać drgnęła, poderwała się na nogi i obróciła wokół własnej osi.



M'koll.

Twarz przyjaciela mignęła Pelorycie tylko ułamek sekundy, nim nałożona na łuk strzała została pchnięta przez cięciwę prosto w to, co po drugiej stronie zwierciadła zobaczył zaskoczony zwiadowca.

Obraz eksplodował, odkształcając się przez sekundę na kształt grotu strzały. Ta'Vii wrzasnęła dokładnie w tej samej chwili i machnęła dłonią, zrzucając z ognia kopcącą się mapę.
- Sukinsyn… - jęknęła boleśnie, jedną dłonią zasłaniając oczy.

- M'koll, to ja, Petru! - krzyknął tropiciel, podrywając się na nogi nawet mimo tego że wiedział iż było już za późno.

- Ugaś mapę! - krzyknął do Cetha, ale sam przypadł do Ta'Vi, przeklinając się w duchu że zapomniał o tym jak M'koll może zareagować na zbyt wnikliwe próby podejrzenia go. Przyklęknął przy dziewczynie.
- Ta'Vi, co ci się stało? - możliwie łagodnie sięgnął do jej dłoni zasłaniającej twarz. - Pokaż oczy!

M'koll żył! Żył i miał się dobrze! Mimo całego niepokoju o Ta'Vi Petru poczuł ulgę tak wielką że z trudem powstrzymał się od podziękowania na głos Ojcu Słońce za Jego łaskawość i opiekę nad przyjacielem. Zamiast tego łagodnie spróbował odsunąć dłoń dziewczyny, spodziewając się bogowie jedni wiedzą jak okropnego widoku. Może atak zwiadowcy w jakiś sposób zranił szamankę?

Szamanka syknęła, dała Petru po łapach i skrzywiła się.
- Mogłeś ostrzec że to jeden z tych co trafiają muchę w locie… - mruknęła niechętnie, odejmując dłoń od twarzy. Z kącika jej lewego oka płynęła jakaś ciemna ciecz.

Na pierwszy rzut oka Petru uznał że to krew, i już był gotów rzucić się na dziewczynę z zaklęciami leczniczymi gdy ta prychnęła tylko gniewnie, poprawiając przekrzywioną opaskę na głowie.
- Dam sobie radę, uczucie bólu to jedno, faktyczna rana, drugie. Tutaj otrzymała po prostu bardzo realistyczną symulację strzały w oku...

Ceth, który z zaskoczeniem odkrył że mapa nie jest nawet ciepła, spojrzał na szamankę.
- Co to za czary...?

- Niecywilizowane - przedrzeźniła go Ta'Vii znów siadając przy ogniu. - Moje. Dobra, ilu jeszcze mam odszukać. Bo jeszcze jedna taka strzała w oko i stracę zainteresowanie pomaganiem wam, obojętnie od tego co ci obiecałam.

Jej ton pozostawił jednak sugestię że ponowne przekonywanie jej nie było jednak wykluczone z wachlarza możliwości.

- Nie wiedziałem czego się spodziewać - przyznał Petru i usiadł przy Ta’Vi, nieco uspokojony. - Czy ten ktoś dojrzy albo usłyszy kogoś obok ciebie? M’koll, Rulf… i Aust również - zerknął na druida, jakby spodziewając się że ten zaprzeczy iż półelf mógł przeżyć walkę - to wyśmienici tropiciele, czujni i bystrzy. Nie wiem czy przy następnej próbie nie będzie podobnie - powiedział z przygnębieniem. - Ale jeśli chłopaki zobaczyliby albo usłyszeli mnie… albo ciebie przemawiającą w moim czy Cetha imieniu - może by się udało! Ceth, wymyśl coś! Może są w pobliżu!
Palenquiańczyk był rozgorączkowany i pod wrażeniem. Nigdy nie słyszał o czarach jakie ujrzał przed chwilą. Jeśli Ta’Vi potrafiła w tak młodym wieku nauczyć się czegoś… czegoś takiego, to co będzie potrafiła za kilka-kilkanaście lat?

Druid pokiwał tylko głową, lekko tracąc rezon na wspomnienie tropiciela. Ta'Vii zaś przewróciła oczami, obserwując jak starzec zaczyna przerzucać rzeczy w swojej torbie, szukając czegoś związanego z pozostałą dwójką towarzyszy.
- Mogłabym nadać cieniowy wygląd któregoś z was, co do przemówienia, wszystko zależy od odległości... W przypadku tego twojego M'kolla musiał być najwyższej dwieście, trzysta kilometrów stąd bo najwyraźniej dosłyszał trzask ogniska. Im dalej, tym gorzej...

- A ile wysiłku by cię to kosztowało? - zapytał Ceth, nie podnosząc głowy znad torby.

- Trochę - szamanka wzruszyła ramionami. - Jednak przy następnej strzale w oko...

- Wiem, wiem, koniec współpracy. - w ręku druida pojawił się sztylet o szerokim ostrzu, obleczony w powypalaną skórę. Rękojeść była krzywa i ciut stopiona, ostrze ciemne od nagrzania w wysokiej temperaturze.

Ta'Vii z zainteresowaniem obejrzała otrzymaną broń.
- Piorun go trafił?

- Miałem go przy sobie stojąc wewnątrz kręgu przez który przepływała dzika energia. Na biodrze mam po nim wypalony ślad... Dostałem go od Rulfa gdy stwierdził że moje oganianie się kosturem od kultystów wygląda przynajmniej komicznie.

Ta'Vii dorzuciła gałązek do ognia.
- To który mówi? - zapytała krótko.

- Ja - powiedział Petru. - Bez urazy, Ceth, ale jeśli Rulf ma zareagować tak samo szybko jak M’koll to lepiej żebym to ja go wypatrywał i działał. Ale dostrzegam też inny problem - odwrócił się do Ta’Vi - jeśli tak bardzo jesteśmy rozrzuceni, musimy znaleźć punkt orientacyjny by wiedzieć gdzie się szukać...

- Mam! - strzelił palcami i spojrzał na Cetha - Wulkan. Czynny wulkan który widziałem po teleportacji! Dzień szybkiego marszu stąd był całkiem dobrze widoczny, choć wśród gór. Nie wiem ile mu podobnych jest w pobliżu - zakłopotał się i znowu popatrzył na Ta’Vi. - Chyba że znasz inne miejsca, na tyle okazałe by mogły służyć jako wskazówka. Albo by w inny sposób zlokalizować chłopaków.

- Będę cię prosił byś później … jeszcze raz odszukała M’kolla - dodał zacinając się i prosząco spoglądając szamance w powleczone czernią oczy. - Spróbuję powstrzymać go przed atakiem. Wiem że nie odwdzięczę ci się do końca życia, ale zrób to dla mnie, Ta’Vi.

- Spróbujmy wulkan… - mruknęła Ta'Vi, po raz kolejny przewracając oczyma. - Przodkowie, czemu ja się na to zgadzam...

Spojrzeniem uciszając Cetha, który już otworzył usta by to skomentować, umieściła sztylet ponad ogniskiem i ponownie pozwoliła by płomień okopcił go niemal w całości a następnie zaczął powoli przezeń przenikać pod postacią nieregularnych strzępków.

Strzępki te, powoli i z pewnymi trudnościami znów zbiły się w dziwną, cienistą masę która tym razem, dla odmiany, zbliżyła się do Petru i tym razem nie przybrała postaci lustra, ale raczej kuli która bez ostrzeżnia uderzyła w twarz Peloryty.

Efekt był podobny do podmuchu wiatru.

Przed oczami Petru pojawiły się mgliste obrazy, w jego uszach zaś... rozległ się znajomy głos.

- Nawiedzony z ciebie wariat, wiesz...?

- Spierdalaj - drugi głos był zachrypnięty, ale o wiele bardziej znajomy. - Ty i twoi koleżkowie.

- No dalej, poopowiadaj o Naz'Raghul. Wszyscy chcą posłuchać!

- Spierdalaj mówię...

- Hah! Głupi pijak! Ten idiota zdezerterował, wrócił do garnizonu i uparcie zaczął wciskać pułkownikowi że muszą go wysłuchać, że za południową granicą są całe hordy heretyków i że trzeba ratować jakąś dziewczynę, bo jest im potrzebna do jakiegoś rytuału! No dalej, poopowiadaj jeszcze o Pelorytach w Naz'Raghul, bagiennych krasnoludach i wróżkach. Nie chcesz? Może to rozwinie ci język...

Chlust. Następnie świst, jęk, głuche uderzenie. Potem kolejne. I kolejne. W międzyczasie dźwięk tłuczonego szkła i przewracanych mebli.

Kiedy obraz finalnie uformował się w coś zrozumiałego dla Petru, oczom tropiciela ukazało się coś podobnego do sali wspólnej w Pelanque. Były tam ławy, stoły, krzesła...

A przy długim blacie za którym ustawiono liczne butelki stał Rulf, obecnie trzymający za włosy jakiegoś wyrywającego się mężczyznę i walącego jego twarzą raz za razem o blat.

- Ty... skurwy... SYNU! - ryknął, odrzucając nieprzytomnego biedaka, przyjmując na twarz prawy prosty od kolegi sponiewieranego rozmówcy a następnie łamiąc nowemu napastnikowi rękę brutalnym blokiem.

Trzeciego z nagabującej go grupy kopnął w krocze, następnie rozbijając mu na twarzy butelkę. Czwartemu po prostu wbił trzymaną w ręku szyjkę głęboko w bark i zataczając się wrócił do kontuaru.

Sięgając po swój kufel, zamarł gdy po drugiej stronie blatu dostrzegł coś, co mogło być widmowym obrazem Petru.
- O kurwa... Delirka...

Czary Ta'Vi mogły być niedoskonałe na duże odległości, ale dla początkującego zaklinacza i kapłana jakim był mieszaniec, ocierały się o prawdziwy, cholerny cud. I nie chodziło tu o efekty pojawiające się w momencie zadziałania, ale tego że - jak Petru sobie uświadomił z nagłą jasnością - dziewczyna swą magią dotarła do miejsca nigdzie indziej jak w Skuld... Naprawdę nigdy się nie wypłaci Ta'Vi...
- Rulf, to ja, Petru! - ryknął czym prędzej, znając biegłość z jaką Skuldyjczyk wywijał toporkami. - Jest ze mną Ceth i Lu'ccia! Odpowiedz coś!!!

- O w mordę… - mruknął harcownik, pochylając się nad szynkwasem. - Gada...

- Razem z Cethem i Lu'ccią jesteśmy w siedzibie plemienia jeźdźców-nomadów wodza Wikmaka na północy Naz'Raghul, sojuszników Skuld. Wiemy że M'koll żyje i spróbujemy go odszukać, nie wiemy co z Austem ale spróbujemy go odnaleźć jeśli żyje. Potem ruszymy do Skuld!

Podpity mężczyzna zamurgał niepewnie.
- Nomadzi... Plemiona...? - trybiki w jego głowie chyba zaczęły działać. - Cholera, to chyba jednak nie są haluny... Gdzie wy...?

Zaczął, a następnie zaklął, gdy ktoś chwycił go za ramię. Petru nie znał się na prawach panujących w ojczyźnie swoich dawnych towarzyszy, ale odruchowo zadany cios tyłem głowy, który rozkwasił nos mężczyzny stojącego za Rulfem mógł mieć opłakane skutki.

Nieznajomy miał na sobie płaszcz, hełm i kolczugę, tak samo jak jego trzej stojący ciut z tyłu towarzysze.

Rulf westchnął, gdy zrozumiał swoją sytuację.
- W mordę...

Sekundę później trzech strażników miejskich siła rozpędu rozpłaszczyła go na ladzie, unieruchomiło rękę i zaczęło siłować się z kajdanami. Rulf uśmiechnął się mimo to, puścił Petru oko i szarpnął się gwałtownie.

Ostatnią rzeczą jaką Peloryta zobaczył nim obraz rozwiał się do reszty był wybijający szybę brodacz, wyskakujący z karczmy przez okno.

Z tyłu dobiegł go głos Cetha.
- Cholera, mogłaś uprzedzić że nic nie będę widział!
- Wizja się kończy, zaraz ci wszystko opowie...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline