Należało działać wściekle szybko.
Doskonała myśl przewodnia dla kogoś, kto ma rychłą perspektywę randki z rozjuszonym gangiem makaroniarzy. Wrócił Doug, który wspiął się po połach płaszcza swego pana i wypiszczał swój raport. Scully odruchowo przytakiwał, jakby wysłuchiwał starego kumpla przy szklaneczce Bourbona.
- Nieźle się spisałeś skurczybyku! - podrapał szczura po grzbiecie, tak ja ten lubił najbardziej.
- Młoda - rzucił do Victorii. Nie było dalej sensu utrzymywać Maskarady przed kimś, kto i tak wiedział zbyt dużo by żyć poza ich światem (albo żyć w ogóle). - Bądź tak miła rozpieprz każdego, kto waży wychylić się za tych drzwi. Dzięki z góry i załóż maskę, będziemy szli tunelem.
Scully odnotował w myślach słowa kobiety na temat Elizjum. W świetle popieprzonych wydarzeń ostatnich kilku godzin, mogły się one okazać istotne.
Nie czekał na resztę - spakował do kieszeni tyle granatów, ile dało rady, a także odnalazł ukrytego kameleona. W sumie nie wiedział czemu to robi, ale czuł podświadomie, że gadzina może coś wiedzieć. Nie miał pojęcia jak obchodzić się z jaszczurkami, więc zdał się na Bestię.
- Spokojnie bratku - wyszeptał w dziwnej Mowie i schował go do wypełnionej granatami kieszeni (rzecz jasna nie tej, w której siedział Doug).
- Słuchajcie - rzucił do dwóch kobiet i harlejowca. - Wynosimy się tą drogą, którą przyszedł Road Devil. Poślę Douga przodem - patrzcie na niego uważnie - będzie zatrzymywał się przy pułapkach. Sugeruję nałożyć PeGazy, chlor może nieźle poparzyć oczy i gardło, gdy któremuś z nas przyjdzie gadać w jego oparach.
Miał już ruszać, gdy niesiony instynktem, w ostatniej chwili sprawdził celę, w której według Douga znajdował się jakiś trup. |