Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2015, 19:06   #11
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Telflamm, 4. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Noc minęła względnie spokojnie, tym razem już bez zbędnych zamachów na czyjeś życie, prób kradzieży i co najważniejsze, niepokojących snów. Poranek również nie należał do szczególnie nerwowych, oczywiście odejmując rejs niedługo po śniadaniu, związanego Kneliera, tajemniczą wyspę i fakt, że ostatnia załoga skończyła jako rozsmarowana po pokładzie jucha.

Drużyna miała czas zjeść spokojnie śniadanie, wykąpać się, przyszykować i sprawdzić dwukrotnie ekwipunek, w końcu głupio by było dopłynąć na Ferrbeth i zorientować się, że torba ze składnikami została pod łóżkiem. Słońce wschodziło już nad horyzont gdy cała grupa wyszła z miejsca noclegu i udała się do doków. Zycie w Telflamm zaczynało się mocno przed świtem, handlarze zajęci byli rozkładaniem straganów i zwożeniem świeżych dostaw na Plac Szemszarr, port zaś od rana startował z przyjmowaniem i odprawianiem statków wiozących dobra luksusowe do każdego zakątka świata. Aż ciężko było uwierzyć że o porze, w której w każdym zachodnim mieście można było dostać jeszcze po pysku i stracić sakiewkę, tutaj wszyscy stali na nogach: marynarze zwozili i wwozili skrzynie na pokład, kwatermistrzowie sprawdzali spis zawartości, kapitanowie kurwowali pod niebiosa na to, ile jeszcze muszą czekać z rozładunkiem aż jakiś cap powypełnia papierki, strażnicy rzecz jasna pilnowali porządku lub swojego udziału w łapówkach za nie do końca legalne transporty.

Ośmioosobowa drużyna w porcie może nie wzbudzała wielkiej sensacji, ale na pewno przyciągała spojrzenia. Pomijając liczne grono adeptów sztuki tajemnej, to prawie roznegliżowana Awiluma oraz wielki półork z toporem wzbudzali największe zainteresowanie. Prawdopodobnie z uwagi na obecność tego drugiego żaden marynarz nie odważył się rzucić zabawnej zaczepki dotyczącej kiepsko ukrywanych wdzięków elanki. Co jakiś czas pojedynczy strażnik miejski zbadał wzrokiem skrępowanego łotrzyka szturchanego przez Blod’whuna.

Jak Cromwell powiedział, tak było, Pamięć Laury czekała prawie gotowa do odcumowania. Dwudziestoosobowa załoga wilków morskich wiązała jedne liny, drugie zaś odwiązywała. Jedni wnosili zaopatrzenie w postaci jedzenia i narzędzi na pokład, inni zwyczajnie go szorowali. Wszystkiego nadzorował z nabrzeża Cromwell sprawdzając i odhaczając różne pozycje na długiej liście. Od czasu do czasu wydawał polecenia pojedynczym marynarzom i osobiście sprawdzał stan statku pilnując, by ślad po ostatnio zaginionej załodze został dokładnie zmyty. Gdzieś między tym wszystkim, z racji braku lepszych wyjść tymczasowo przywiązano Kneliera do masztu w pozycji siedzącej dzięki czemu ten był ciągle na widoku i nie trzeba było marnować miejsca w ładowni.

- Statek jest już praktycznie gotowy do odcumowania, jeszcze tylko formalności. Poznajcie Olega, on dowodzi tymi wszystkimi ludźmi i to on dowiezie was na Ferrbeth, Oleg! - Cromwell zawołał wysokiego mężczyznę w czarnej chuście na głowie. Sądząc po ciemnej karnacji i kilkunastodniowym, czarnym zaroście, kapitan bez wątpienia był rdzennym mieszkańcem Teflamm. Jak na swój wzrost był całkiem barczysty co dało się zauważyć na opiętej koszulce bez ramion w granatowe paski. U pasa wisiał mu piracki kordelas, zaś sam mężczyzna sprawiał wrażenie kogoś, kto potrafi odróżnić ostry koniec miecza od rękojeści.
- Oleg, jeżeli będziecie czegoś potrzebować, walcie do mnie - przywitał się, ściskając dłoń Blod’whuna i po kolei witając się z pozostałymi.
- Panie Cromwell, załoga jest gotowa do odcumowania, możemy wyruszać nawet zaraz.

Cromwell skinął kapitanowi, po czym wręczył stojącemu najbliżej niego Vade’owi (którego słusznie uważał za swoistego rzecznika drużyny) mapę Ferrbeth oraz podpisane przez siebie pełnomocnictwo do reprezentowania go wśród górników w celu uniknięcia ewentualnych nieporozumień już na wyspie.
- Zgodnie z ustaleniami, zaliczkę dostaliście wczoraj, resztę dostaniecie wraz z pierwszym statkiem żelaza - powiedział, po czym skinął na pożegnanie, pożyczył powodzenia i zszedł z pokładu.

***

Niedługo po wypłynięciu z Telflamm wydarzył się pierwszy, nieoczekiwany incydent, a zapowiadało się ich w najbliższym czasie dużo więcej. Decyzję o rozwiązaniu nocnego gościa postanowiono podjąć na pełnym morzu, kiedy główny zainteresowany nie będzie już miał możliwości uciec. Wynikła z tego nawet niewielka kłótnia między zwolennikami - wywalmy go do morza, a bardziej dyplomatycznymi - dajmy mu szansę, w końcu nam pomógł. Spór rozwiązał sam Knelier w pewnym momencie po prostu wydostając się z więzów. Złodziej nie rzucił się jednak od razu w kierunku burty, ku słodkiej wolności, tym bardziej też nie zamierzał pertraktować. Czym prędzej skoczył w stronę swojego ekwipunku leżącego w skrzyni przy wejściu do kajut załogi. W zasadzie (z czystej grzeczności) nikt nie kwapił się do przeszukiwania gratów łotrzyka w nocy, tak więc samotny worek oraz leżące obok niego miecz półtoraręczny i sztylet były dla drużyny niewiadomymi.

Heroiczny bieg Kneliera zakończył się mniej więcej na pięści półorka, który w oka mgnieniu dopadł do uciekiniera i przywalił mu z całych sił w nos. Tego łotrzyk widocznie się nie spodziewał, bo mimo zakrwawionej twarzy nie omieszkał zakląć mocno i wygłosić kilku epitetów o matce Blod’whuna. Overtur rozejrzał się dookoła, Meriel już stała za berserkerem szykując się do użycia magii, drużynowi czarodzieje wycofali się na wyższe pozycje, zaś gdzieś na granicy zasięgu widzenia, złodziej dostrzegł flankującego go Jagana. Zaklął jeszcze raz, po czym rzucił się w stronę burty przeskakując barierkę zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Wraz z głośnym chluśnięciem wody rozwiązał się, przynajmniej chwilowo, problem Kneliera Overtura. Kto wie, czy drużyna jeszcze będzie miała nieprzyjemność go spotkać?

Stojąca najbliżej Meriel pochyliła się nad ekwipunkiem łotra w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogło jej powiedzieć o intencjach intruza. W worku znajdowały się głównie rzeczy codziennego użytku jak mydło, sztućce i ubrania na zmianę. Nie trzeba było być detektywem żeby domyślić się, że Knelier ostatnie kilka tygodni żył w biegu, być może przed czymś uciekając. Z całej tej kupki bezużytecznych przedmiotów czarodziejka odsiała jednak kilka perełek. Po pierwsze była to broń - sztylet i miecz półtoraręczny bez wątpienia wykonane były z alchemicznego srebra, zaś charakterystyczne mrowienie w palcach powiedziało Meriel, że długie ostrze było zaklęte.

Druga rzecz, o ile bardziej przydatna, zawierała również informacje. Było to małe zawiniątko schowane na samym dnie worka. Po rozwinięciu okazało się zawierać złoty pierścień z herbem przypominającym tarczę oraz pięknie wykonaną koszulkę kolczą, bez wątpienia z mithralu. Oba znaleziska również emanowały magią, zaś zbroja zdawała się być w pewien sposób inna, to jak nienaturalnie odbijała światło słoneczne wyglądało jakby część z niego przepuszczała przez siebie. W rękawie koszulki kolczej znajdowała się pognieciona karteczka.

Cytat:
Skłóć ich, zasiej wśród nich niepewność i zwróć przeciwko sobie. Później ukradnij i odnieś mi znalezisko.

A.
***

Rejs mijał całkiem spokojnie, załoga rzeczywiście znała się na swoim fachu, co dla drużyny najemników oznaczało w zasadzie dobę odpoczynku. Przewidywane przybycie na wyspę szacowano na poranek dnia jutrzejszego, a zbliżało się dopiero południe. W skrócie, kupa czasu na leniuchowanie i zajęcie się swoimi rzeczami. Telflamm już dawno zniknęło z horyzontu i teraz dookoła widać było tylko niekończące się Morze Spadających Gwiazd. Oczywiście nic nigdy nie może przebiec spokojnie i od tak, bez problemów…

- Aaaaargh! - Z pod pokładu dało się słyszeć paniczny krzyk. Krzyk człowieka przerażonego, a wilki morskie zazwyczaj tak nie krzyczały o ile nie działo się coś naprawdę strasznego. Kilka sekund po alarmującym wszystkich wrzasku klapa prowadząca na niższy pokład otwarła się z trzaskiem prawie wypadając z zawiasów. Z wewnątrz, po drabinie wybiegł potykając się jeden z marynarzy. Był blady ze strachu i pusta pochwa na sztylet sugerowała, że w biegu upuścił dobytą z jakiegoś powodu broń.
- Poprzednia załoga! Poprzednia załoga była pozamykana w skrzyniach i wróciła! Na Umberlee, skrzynie pod pokładem otwierają się od środka i wyłażą z nich żywe trupy!
Krzyczał, dwóch innych marynarzy próbowało go uspokoić ale ciągle wierzgał się i miotał. Z dołu dało się słyszeć ciche zawodzenie i szuranie czegoś poruszającego się najwyraźniej w kierunku prowadzącej na górę drabiny. Jeżeli zaś zajrzeć na dół, dało się dostrzec żywego trupa powoli idącego przed siebie, a także pozostałe skrzynie otwierane od wewnątrz.


Zombie nie były jeszcze w fazie mocnego rozkładu, co sugerowało zamknięcie w skrzyniach od maksymalnie kilku dni. Najgorsze było to, że ciężko było określić ile tego faktycznie siedzi w skrzyniach…
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline