Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2015, 22:30   #40
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie



Gdy wędrowała zdumiona tym miastem, pełnym ludzi nie traktowanych właściwie do ich stanu, dziwnych dźwięków i zapachów, na jej stanął wysoki, muskularny drow o przenikliwym spojrzeniu.
- Zgubiłaś się wielebna kapłanko?- zapytał skłaniając uprzejmie i z szacunkiem.
- Odważne słowa, samcze - Tulsis obrzuciła go chłodnym spojrzeniem. Musiała stąpać ostrożnie. I tak już popełniła błąd, rzucając się w oczy temu obcemu. Spokojnym, wystudiowanym tonem dokończyła zdanie, tak jak powinna je wypowiedzieć kapłanka Lolth - Powinieneś zachować się z większą rozwagą i nie odzywać się niepytany.
- Wybacz mi mą śmiałość o wybranko Lolth niemniej zauważyłem, że nie wiesz w którą stronę skierować swe kroki. Czyżbyś pierwszy raz zawędrowała tutaj… incognito? Nie widzę twego insygnium, a moją rolą jest właśnie pomoc zagubionym członkom Domów w dotarciu do miejsca przez nich pożądanego.- uprzejmie zignorował ostre słowa Tulsis, nie odstępując drowki na krok.
Pierwszą rzeczą, która dotarła do jej świadomości był fakt, że była obserwowana przez tego samca, prawdopodobnie od chwili gdy przekroczyła próg tej ludzkiej osady. Podejrzewała, że nawet jeżeli jakimś cudem uda jej się go odegnać, to będzie kontynuował swoją obserwację z dala. Irytacja wojowniczki jak zwykle znalazła swój wyraz w odruchowym wsparciu dłoni na pasie z bronią. Nie mogła jednak sięgnąć po miecze, tym to dopiero zwróciłaby na siebie niechcianą uwagę.
- Twoją rolą, samcze? - mruknęła - Twoją rolą jest bycie przewodnikiem po tym… przybytku?
- Dokładnie… wielebna kapłanko. Wszak nie uchodzi, byś musiała sama negocjować z ludzkim robactwem, prawda?- zapytał retorycznie drow.
Tulsis skrzywiła się i omiotła niechętnym spojrzeniem otaczających ją ludzi, zajętych swoimi sprawami.
- Nie zachowują się jak robactwo - burknęła niezadowolona, jej palce nerwowo wybijały rytm na rękojeści miecza. Ręka ją świerzbiła.
- Szukasz pani, oręża… tarczy, rozrywki jakiejś? Może najlepiej od rozrywki zacząć.- mruknął drow oceniając sytuację.- Enklawa pozwala zaspokoić kubki smakowe towarami z powierzhni, nie tylko tymi serwowanymi w Domach. Oferuje też rozrywki pochodzące z Mulhorandu. I niewolników szkolonych do przyjemności z Calimshanu. Choć… tak piękna kapłanka zapewne nie narzeka na niedobór wielbicieli i wielbicielek. A może szukasz towarzyszy ze swego Domu?
Tulsis prychnęła mimo woli. Skierowała wreszcie uwagę na samca i przyjrzała mu się bardziej przychylnym okiem. Płaszczył się i podlizywał jak należy.
- Komplementy i próby wyciągnięcia informacji - uśmiechnęła się oszczędnie, zaledwie odrobinę wyginając kącik ust - Bawisz mnie.
- Moim celem jest tylko zaspokojenie wszelkich twych potrzeb i kaprysów wielebna kapłanko.- skłonił się nisko drow. Jego masywna, acz szczupła sylwetka przypominała wojownika. Ale mielił ozorem jak męska zabawka kapłanek Lolth.
Tulsis zmrużyła oczy i przechyliła głowę. Zaczęła powoli obchodzić samca dokoła.
- Czym jesteś? Gadasz jak nakręcana lalka, ale wyglądasz jakbyś potrafił machnąć mieczem raz czy dwa - trąciła palcem jeden z mięśni by ocenić jego jakość.
Drow pochwycił jej dłoń i przycisnął do swego ramienia, twarde napięte mieśnie drżały mu pod materiałem koszuli. Przesunął jej dłonią po swym ramieniu, by mogła poczuć jego siłę.
- W czasie wojen, jestem plebejskim najemnikiem któregoś z Domów. Bronimy z siostrą miasta lub atakujemy wrogie drowy, ilithidy, każdego. W czasie pokoju jednak, chwytam się każdego zajęcia. Bycie ochroniarzem i oprowadzaczem po enklawie Thay, jest jednym z nich szlachetna kapłanko.- wyjaśnił nie puszczając jej dłoni i muskając ją pieszczotliwie swymi palcami.
Drowka musiała przyznać, że miała do czynienia z dobrze ukształtowanym wojownikiem. Co więcej, przyszło jej na myśl, że posiadanie takiego kogoś w kieszeni byłoby wielce opłacalne.
- Jak dużo ci płacą? - zapytała, zapominając na chwilę, że powinna mu odciąć dłoń za impertynencję.
- Różnie… zależy od pracodawcy. Ci zThay są dość hojni. Nawet pięć sztuk złota dziennie.- wyjaśnił z uśmiechem drow, masując swe ramię jej dłonią przez chwilę. Po czym dodał.- Jeśli twoim kaprysem jest obejrzeć mnie całego, to oczywiście… są odpowiednie miejsca w enklawie na taką prezentację.
Jedna z brwi drowki uniosła się z zaciekawieniem.
- Wiesz jak się sprzedać - trudno było stwierdzić, czy był to komplement, czy może obelga. Tulsis rzadko okazywała swe uczucia w tonie głosu, czy wyrazie twarzy - Jestem skłonna kupić twoje usługi… - skinęła głową - Ale nie kupię kota w worku.
- Oczywiście.- uwolnił dłoń drowki od swego ramienia.- Czego więc pragniesz szlachetna kapłanko?
Tulsis cisnęło się na język wyznanie wiary. Pragnęła chwały Selvetarma i niepodzielnej władzy jego Pani Lolth. Pragnęła zmieść z Podmroku wszelkie herezje i bluźnierstwa. Pragnęła by krew spłynęła uliczkami tej ludzkiej narośli na niezdrowym organiźmie drowiego miasta.
- Hm… Muszę zobaczyć jak radzisz sobie w walce - oznajmiła po krótkim milczeniu.
- W walce? To będzie trudne szlachetna kapłanko. - zamyślił się drow drapiąc po podbródku.- Ale czy można odmówić tak pięknym oczom jak twoje? Myślę że da się coś zorganizować podczas wieczornego dzwonu. Ale nie wcześniej. Jakie zaś twe kaprysy mogę spełnić teraz?
- Twój upór jest godny podziwu - Tulsis westchnęła. Miała jeszcze sporo czasu przed umówionym ze swymi podwładnymi spotkaniem. Rozejrzała się dokoła i wzruszyła ramieniem - Jestem głodna.
- Oczywiście. Jak ostrą zabawę… wielbi twój języczek. W enklawie działa kilka knajpek o różnym standardzie oferujących potrawy z powierzchni. Niektóre wolą łagodną kuchnie północy, inne oferują pikatne potrawy południa.- skłonił się z szacunkiem drow.
Tulsis pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Czy wszystko musisz obarczać seksualnym podtekstem? - prychnęła i szybko podjęła - Zjemy coś ostrego.
- Seksualnym… podtekstem? Nie rozumiem.- odparł z delikatnym uśmieszkiem drow i zaczął prowadzić drowkę w kierunku jednej z takich knajpek. Niezbyt wyszukanej pod względem wygód, ale obsługa była idealnie i niewolniczo uprzejma, a potrawy gorące niczym same dziewięć piekieł. W porównaniu z obozowym życiem i grzybowymi potrawkami z karaluchów… niebo w gębie.
Drowka była przyzwyczajona do surowych warunków, co jednak nie oznaczało, że nie potrafiła docenić dobrego jadła. Wręcz przeciwnie, rozpromieniła się na sam widok pełnego talerza, a właściwie zaledwie lekko uśmiechnęła.
- Dobrze - oceniła wybór swego towarzysza po pierwszym kęsie. W przeciwieństwie do niego była oszczędna w komplementach.
- Więc… jak ci na imię szlachetna kapłanko?- zapytał zaciekawiony drow.- Mnie mówią Marvin.
- Tulsis - odparła równie oszczędnie co wcześniej.
- To bardzo ładne imię. Delikatnie smakuje na języku.- stwierdził pomiędzy kęsami Marvin.
Kapłanka posłała mu skonsternowane spojrzenie. Intensywność z jaką zasypywał ją komplementami była dla niej zaskakująca.
- Czy to naprawdę działa na drowki? - zapytał zaciekawiona.
- To zależy… od tego czego się oczekuje.- Marvin splótł dłonie razem opierając na nich podbródek i zerkając to w oczy Tulsis, to niżej.- Przyznaję, nie każda złapie się na lep gładkich słówek. Ale żadna jak dotąd nie irytowała się słysząc takie komplementy. A ty, szlachetna kapłanko? Co czujesz, gdy me słowa pieszczą twoje uszka?
- Obojętność, podejrzliwość - odpowiedziała bez zastanowienia, choć nienawykła do wypowiadania swych przekonań na głos. - Słowa zdają mi się mydlanymi bańkami. Nic nie kosztują i leca tam gdzie poniesie je zmiana wiatru. Pot i krew są bardziej godne zaufania.
- Pot i krew? Komplementy nie służą do zdobywania szacunku. Mają przebić inne bramy.- uśmiechnął się drow i mruknął.- Wolisz więc pani słowa od czynów? To zrozumiałe. Obojętność także. Podejrzliwość jednak dziwi. Wszak cel komplementów jest jasny. Przecież… jesteś pani śliczną kobietą. Pod tą zbroją kryją się zapewne obszary godne zdobycia. I nie jesteś inkwizytorką, by wzbudzać… strach. Więc… jakież to są te powody podejrzliwości. Chyba nie kompleksy na tle twej urody? Zapewniam, że nie masz się czego wstydzić.
- Nie mam - przyznała mu rację, lecz bez dumy - Cel jest jasny jedynie na pierwszy rzut oka. Bliskość to narzędzie manipulacji - spojrzała w oczy swego przewodnika i kontynuowała swe rozważania - Co chcesz zdobyć poprzez jej osiągnięcie? Informacje, przychylność, wpływy? - wzruszyła ramionami i ponownie zajęła się jedzeniem.
- Na pewno przychylność twą… a poza tym… przyjemność.- mruknął z uśmiechem Marvin.- Życie tu poza Domami Szlacheckimi, obfituje w tak wiele okazji do utraty życia, że byłoby głupotą nie korzystać z jego rozkoszy, póki pierś unosi się w oddechu.
- Hmm - Tulsis mruknęła, nie podnoszac wzroku znad talerza, cień uśmiechu przesunął się po jej twarzy - Jestem skłonna uwierzyć twym słowom.
Dłoń drowa wysunęła się spod podbródka i pieszczotliwie przesunęła po jej szpiczastym uchu. - Bo czyż to nie zaszczyt i przyjemność zyskać przychylność tak pięknej kapłanki jak ty?
Tulsis zmarszczyła czoło. Znów stawała się obiektem niechcianej uwagi. Czyż nie wyraziła się dość jasno? Być może powinna rzeczywiście odjąć mu rękę za brawurowe naruszenie jej ciała? Chciała go jednak mieć w całości. Zraniony nie zechciałby się u niej nająć. Zresztą, to co robił nie było aż tak niepokojące.
- Powinieneś uważać gdzie pakujesz ręce - poinformowała go spokojnie - Mogłabym ci odrąbać palce.
- Wybacz pani, pokusa była zbyt… duża.- odparł z uśmiechem Marin i upiwszy nieco trunku.- Zresztą… moja palce są zbyt użyteczne, by się ich pozbywać. Podobnie jak ręce… lepiej się przysłużą twoim potrzebom, gdy zostaną przy moim ciele.
Tulsis skinęła głową, przyznając mu rację i podniosła na niego zimne spojrzenie.
- Są jednak części ciała, które nie są ci niezbędne - uśmiechnęła się krzywo.
- Zapewnam że i owe części ciała lepiej się przysłużą twoim potrzebom, gdy pozostaną przy moim ciele.- zauważył drow z wesołym uśmieszkiem.
- Uparty - westchnęła Tulsis, przyglądając się samcowi zza kurtyny jasnych rzęs. Skończyła posiłek i wycierając usta z resztek sosu przypomniała sobie, że to nie koniec jej obowiązków w tym mieście. Miała przed sobą jeszcze jedno spotkanie.
- Musimy się teraz rozstać - oznajmiła, rzuciwszy na stół umówioną zapłatę - Jeżeli chcesz kontynuować naszą znajomość, czekaj na mnie o wieczornym dzwonie przy bramach miasta.
Wstała i ruszyła ku wyjściu. Brat pewnie już na nią czekał.


Brat rzeczywiście na nią czekał. Okryty płaszczem i przyglądający się jej jak idzie w jego stronę. W jego spojrzeniu były niebezpieczne błyski, a jego uśmieszek skrywał podstęp.
Tulsis zwolniła kroku i odruchowo wsparła dłonie na rękojeściach mieczy. Jak zwykle w towarzystwie Baerhisa stawała się czujna i napięta jak struna. Miała wrażenie, że coś dla niej przyszykował. Coś niekoniecznie przyjemnego. Często miała w jego obecności takie wrażenie. Podeszła bliżej i skinęła głową na powitanie.
Drow poufale objął ją w pasie i przytulił do siebie, jego usta przylgnęły do jej ucha, gdy szeptał cicho.- Musimy porozmawiać na osobności, idź za mną.
- Hm - mruknęła.
Ruszyli w kierunku jednego z luksusowych przybytków w Erelhei-Cinlu. Po trochu karczmie, po trochu łaźni, po trochu burdelu. Czarodziej zaprowadził ją do sekcji łaziebnej. Zapewne po to by mogli się wykąpać. Luksus którego Tulsis nie smakowała od lat. Bearhiss od razu pozbył się stroju zanurzając w wodzie. Tulsis powoli pozbyła się zbroi, rozwiązała rzemienie trzymające skórznie i ściągnęła ostatnie cienkie warstwy prostej, żołnierskiej bielizny skrywające jej kształty. Równie nieśpiesznie wsunęła się do kąpieli.
- To jak ci się podoba to nie bardzo… heretyckie miasto?
- Och, myślę że jest wystarczająco heretyckie… Widziałeś ludzką enklawę? Bluźnierstwo - kapłanka zajęła się systematycznym obmywaniem ciałą z trudów podróży.
- Ale poza nim jest sporo świątyń Lolth i nawet świątynia twego bóstwa - upierał się jej brat.
- Kapłanki tutaj są zbyt tolerancyjne - starała się zachować jasność umysłu - Mają tu inkwizycję, a i tak ludzie panoszą się po mieście. Zagubiły się…
- Co więc zamierzasz napisać w raporcie do swego mistrza. Chyba że zamierzasz ustnie mu wszystko przekazać? - przytyk był oczywisty, nie zaszczyciła go uwagą.
- Po co marnować papier i czas, gdy słowa wystarczą - odparła - Powiem prawdę, opiszę to co widziałam.
- A co zamierzasz doradzić? - nie dawał za wygraną.
- To nie moja rola… doradzać - rzadko kto, równie szybko jak brat tak ją irytował - Cóż mogłabym doradzić? Złożę raport z ich gotowości bojowej i stanu murów… to moja dziedzina.
Skończyła przyjemny proces pozbywania się brudu i nakładania wonnego olejku na łokcie i kolana.
- Pora wracać - oznajmiła surowo. Wyprostowała się wreszcie.
- Jesteś strasznie… formalna. Pamiętaj, że masz tylko mnie siostrzyczko.
Milczała, ale skinęła głową, gdy opuszczała łaźnię.


Marvin czekał tam gdzie się umówili. Wydawał się być… nieco spięty, ale na widok nadchodzącej Tulsis rozpogodził się i uśmiechnął. Sklonił się przed drowką mówiąc. - Szlachetna kapłanko.
- A więc jesteś - drowka skinęła mu głową na powitanie, nie zwlekała z kolejnym etapem swego planu - Mam dla ciebie pierwsze zadanie i sprawdzian jednocześnie. Wraz z oddziałem ruszamy poza miasto, będziemy patrolować i polować. To dobra okazja by ocenić twą dalszą przydatność.
- A z jakiego Domu to oddział?- zapytał zaciekawiony drow.
Tulsis zdecydowała się powiedzieć prawdę. Skomplikowane kłamstwa zawsze były najtrudniejsze do sprzedania.
- To kapłani Selvetarma.
- Kapłani Selvetarma… rozumiem. Jakże jednak skromny plebejusz taki jak ja może wesprzeć szlachetne sługi Selvetarma?- zapytał usłużnie.
- Wierzę w ocenę pod presją - i to była prawda - Prawdopodobnie nie będziesz musiał nawet podnieść palca, chcę jednak sprawdzić, jak będziesz się zachowywał. Potrzebuję kogoś poza zakonnikami na kim mogłabym polegać w bardziej… subtelnych kwestiach.
- Brzmi rozsądnie… a kwestia wynagrodzenia za me usługi?- uśmiechnął zmysłowo drow spoglądając prosto w oblicze Tulsis.- Jestem pewien, że tak niezwykła drowka w pełni doceni me oddanie i okaże swą szczodrość w zapłacie.
- Niezależnie od tego co zadecyduję otrzymasz zapłatę za udział w tej wyprawie - skinęła głową - Co do wysokości późniejszego wynagrodzenia… dbam o swych podwładnych.
- Nie przepadam za mętnymi obietnicami Pani, zwykle kończą się one nieprzyjemnie dla plebejuszy nie mających oparcia w Domach szlacheckich. Może dogadamy szczegóły przy kufelku grzybowego piwa?- zaproponował Marvin.
Tulsis zmrużyła oczy, zniecierpliwiona unikami wojownika.
- Masz szansę na stałe zatrudnienie, a chcesz negocjować grosze? - skrzywiła się i sięgnęła po niewielki mieszek klejnotów. Rzuciła go samcowi, by mógł ocenić jego wagę. Była to uczciwa zapłata za jednorazowe usługi w roli ochroniarza - O reszcie porozmawiamy po powrocie z patrolu.
- Jestem więc do twych usług moja Pani.- zważył mieszek w dłoni i z satysfakcją przypiął go do pasa.- Jakież to więc twe kaprysy mam spełnić teraz?
Tulsis westchnęła, niezmiennie zaskoczona jego uporem.
- Za mną, wyruszamy zaraz - oznajmiła i ruszyła powoli na miejsce spotkania z resztą oddziału.
- Tak jest moja pani.- rzekł z radością w głosie Marvin i podążył za nią.


Jej podwładni czekali karnie w wyznaczonym miejscu. I Bearhis przybył punktualnie na spotkanie. Tulsis omiotła ich spojrzeniem i skinęła głową w kierunku Marvina.
- To Marvin, będzie nam towarzyszył na patrolu - rzekła. Jej wojownicy nie zwykli podważać rozkazów więc nie obawiała się, że zdradzą się przed plebejuszem.
- Będziesz szedł w środku - wskazała mu miejsce w szeregu. Jeżeli nawet miałby próbować jakichś sztuczek, wiedziała że zastanowi się dwa razy niż spróbuje zaatakować kapłanów Selvetarma, którzy otaczają go z każdej strony.
- Ruszamy - wyszła na przód pochodu.
Miała zamiar wyprowadzić go jak najdalej się da, a następnie rozbroić i zawiazać oczy, by nawet w wypadku ucieczki nie był w stanie ponownie odnaleźć obozu Orb’vlos. Nie był to bardzo prawdopodobny obrót spraw, jednak przezorność popłacała.
Plan wyszedł zaskakująco łatwo… Kapłani nie przywykli zadawać pytań, tylko od razu wykonali rozkaz, gdy tylko padł on z jej ust. A Marvin otoczony przez obce drowy, nawet nie stawiał oporu wiedząc, że nie ma żadnych szans na zwycięstwo. Dał się bez problemu rozbroić i związać. Wszystko poszło zgodnie z jej zamysłami.
Gdy wreszcie dotarli do obozu, Tulsis i dwaj przyboczni, którzy eskortowali więźnia, skierowali się od razu do namiotu Najwyższego Kapłana by złożyć raport.


Thatroos już na nią czekał. Jego przenikliwe spojrzenie przeszywało ją na wylot gdy wchodziła. Niemniej lekki uśmiech na obliczu łagodził je.
Tulsis przłożyła zaciśniętą pięść do serca i przyklękła na jedno kolano.
- Czcigodny, odnaleźliśmy miasto, zbadaliśmy jego zabezpieczenia, sprowadziliśmy jednego z mieszkańców, który może przybliżyć nam panujące tam porządki.
- Dobrze zrobiłaś… jak więc oceniasz to miasto? Jakie ono jest? Bo jakkolwiek miękkie się wydaje… to nie za bardzo tego się spodziewaliśmy. To nie czciciele demonów… niestety.- westchnął smętnie mężczyzna głaszcząc Tulsis po włosach jak ulubioną kotkę.
- Niestety, Panie - zgodziła się kapłanka - Miasto jest pełne wypaczeń, w samym środku znajduje się nawet enklawa ludzi, którzy chodzą wolno i są tolerowani przez mieszkańców, ale muszę przyznać, że kapłanki Lolth wciąż sprawują tam władzę - skinęła głową, jakby utwierdzając się w tej ocenie i kontynuowała - Mury zewnętrzne są mocne, choć nadwyrężone, jak i wiele budowli wewnątrz miasta. Jeżeli miałabym zgadywać, to Erlehei-Cinlu padło ofiarą jakiejś wojny domowej. Wygląda na to, że walki miały miejsce głównie wewnątrz murów. Choć więc nie będziemy w stanie zdobyć miasta siłą… możemy wykorzystać jego wewnętrzne osłabienie. Kapłanki nie mogą być tak silne, skoro pozwalają ludziom panoszyć się wewnątrz swego domu.
- Wstań…- mruknął Thatroos.
Bez wachania wykonała polecenie i stanęła na baczność przed wybrańcem Selvetarma.
Ręce Thatroosa otuliły ją w pasie. Usta kapłana przywarły do jej ust w namiętnym pocałunku. Ciało przylgnęło do ciała, gdy mruczał pomiędzy pocałunkami.- Tęskniłem za tobą.
Choć początkowo była zaskoczona tak gwałtownym, jak dla niej pokazem uczuć, Tulsis rozluźniła się w ramionach swego Pana. Dopiero teraz odczuła, jak wielkie napięcie towarzyszyło jej w ostatnich cyklach.
- Mój… Thatroosie - słowa przychodziły jej z trudem. O wiele bardziej pewna siebie była na polu bitwy - Ja także.
Przycisnął jej ciało do stołu obrad, nerwowo rozpinając sprzączki od napierśnika.- Nie powinienem cię wysyłać na tą misję. Medytacje były takie puste bez twej obecności.
Jej wprawne palce wspomogły go w wysiłku wyswobodzenia ich obojga ze zbroi.
- Wypełniam twoją wolę - rzekła. Nie była pewna co miał na myśli. Nie była pewna czego od niej oczekiwał. Wiedziała jednak, że spełni każde jego polecenie i każdą zachciankę. Był przedłużeniem woli bóstwa. Tulsis służyła Selvetarmowi.
Drow podwinął jej koszulę wydobywając na wierzch piersi, jego dłonie pochwyciły je miętosząc i ugniatając. Jego usta pieściły je, lizały i kąsały skórę jej biustu.
- Jesteś taka piękna.- szeptał pomiędzy pocałunkami i pieszczotami.
Tulsis zadrżała i jęknęła cicho. Wplotła palce we włosy Thatroosa i poddała się jego dotykowi. Ogarnął ją spokój i przyjemne odprężenie. Wykonała zadanie. Wykonała je jak najlepiej było to możliwe. Selvetarm ją nagradzał.
Wkrótce głowa drowa wtuliła się w miękki biust Tulsis pieszcząc go pocałunkami i muśnięciami języka. Dłonie zaś Thantroosa zabrały się za sprawne rozpinanie pasa u jej spodni i zdzierania ich z jej kształtnej pupy wraz z bielizną.
- Mmm - kapłanka przygryzła dolną wargę i uniosła biodra by ułatwić ten proces.
Gdy już uwolnił dolną partię jej ciała od ubrania pocałunkami schodził coraz niżej i niżej. A gdy dotarł do łona delikatnie muskał jej podbrzusze czubkiem języka dopraszając się wpuszczenia. Tulsis nie mogła i nie chciała odmówić. Wspięła się na stół i powoli rozłożyła nogi przed najwyższym kapłanem. Dłonie jego zacisnęły się nieco boleśnie na jej udach, a język łapczywie zanurzył w pucharze rozkoszy, który przed nim odsłoniła. Smakował lizał i pieścił zachłannie i trochę nieporadnie… jednak namiętność i gwałtowność wynagradzały ów brak doświadczenia.
Nie były to gwałtowne porywy przyjemności, ale Tulsis odkrywała, że nie są jej one potrzebne. Jej oddech przyspieszał, a ciało odpowiadało na zachętę.
Kapłan starał się najdalej sięgnąć językiem, najmocniej muskać jej spragnione pieszczot wnętrze. Od czasu do czasu ta pieszczota przenosiła się na trącany czubkiem języka punkcik rozkoszy. Zaś jedna z dłoni kapłana osunęła się w dół, by oswobodzić najważniejszy jego oręż.
Rozpostarta na stole, rozbrojona i odkryta, Tulsis dawała się zdobywać bez trudu, cicho mrucząc i wijąc się pod starannymi pieszczotami swego Mistrza. Drżała i wzdychała, gdy odnajdował jej najwrażliwsze miejsca. Wciąż rozbrzmiewały w jej myślach medytacje i modlitwy. Należała do swego Boga, a jego wcieleniem na tej ziemi był Thantroos. Była posłuszna, była spokojna, była oddana. Zamknęła oczy i zacisnęła palce na długich, lśniących puklach samca.
A kapłan sięgał głębiej i głębiej językiem pieszcząc najgłębsze zakamarki niewinności selvetarmowej niewolnicy. Po czym wstał nagle i z gorączkową niecierpliwością zagłębił dowód swym pragnień w kielichu rozkoszy, wsunął dłonie w jej pukle, odchylił głowę do tyłu by wargami pieścić jej odsłoniętą szyją, po czym zdobywał raz po raz jej kwiat rozkoszy, silnymi i nieustępliwymi ruchami bioder.
Tulsis objęła jego umięsnione plecy, pozostawiając na nich ślady krótkich, schludnie przyciętych paznokci i objęła jego biodra nogami. Podobało jej się jak bardzo nieskomplikowane były ich cielesne igraszki.
Thatroos zaś rozkoszował się jej miękkim ciałem raz po raz sięgając głębiej i głębiej swym mieczem rozkoszy. Dyszał głośno i pieścił drapieżnie. I może dlatego nie zauważył cichego odgłosu miękkich pantofelków na dywanie swego namiotu. Tulsis za to, wiecznie czujna, od razu spojrzała ponad ramieniem kochanka w kierunku niepokojącego dźwięku. Była gotowa w razie potrzeby zrzucić go z siebie i skoczyć w kierunku porzuconej nieopodal broni. Przynajmniej w teorii, bo ciężkie ciało kapłana dociskało ją do stołu, a pogrążony w doznania zbliżającej się eksplozji Thatroos cały swój wysiłek wkładał w dociskanie jej do mebla. Niemniej dostrzegła przycupniętą z boku niską drowkę o delikatnej urodzie i równie delikatnym stroju. Niewątpliwie magiczkę. Uśmiechała się ona lubieżnie obserwując zapasy miłosne obojga kapłanów i tylko szepnęła.- Mną się nie przejmujcie, moja sprawa może poczekać.
Tulsis chciała zaprotestować, ale rozmyśliła się czując jak blisko jej Mistrz jest spełnienia. Z jej otwartych ust dobył się jedynie słodki jęk, a ręce i nogi zacisnęły się mocniej na jego ciele. Magiczka nie wydawała się być zagrożeniem, przynajmniej nie w tej chwili. Gdyby chciała ich zaatakować zrobiłaby to zanim Tulsis ją dostrzegła.
Kapłanka spłonęła co prawda gorącym rumieńcem na myśl, że obca drowka widzi ją w takiej sytuacji, ale wiedziała, że większość jej pobratymców nie widzi w takim zachowaniu nic zdrożnego, postanowiła więc przełknąć dumę.
Czuła jak ruchy kochanka nabierają nerwowości, jak jego dłoń zaciska się na jej piersi… jak wypełnia ją swymi pragnieniami. I to na oczach innej drowki przyglądające się temu z zaintrygowaniem i pobłażliwością zarazem. Głośny jęk kapłana oznajmił iż przyjemność została przez niego osiągnięta. I nieco otumaniony wysuwać z objęć nóg Tulsis.
Kapłanka uspokoiła oddech i zsunęła się ze stołu. Napięcie, odczuwane pod uważnym spojrzeniem magiczki sprawiło, że jej ruchy nabrały sztywnej żołnierskiej precyzji. Bez zwłoki narzuciła na rozpaloną i wciąż wrażliwą skórę bieliznę i w milczeniu zaczęła przywdziewać zbroję. Nie była zadowolona.
Thatroos z irytacją spojrzał na czarodziejkę, która ośmieliła się wtargnąć na jego prywatną naradę z podwładną i warknął.- Jak śmiałaś zakłócać tajne rozm…
- Jestem Sheyra.- przedstawiła się czarodziejka, jakby to miało być całe wyjaśnienie. I było… dla Thatroosa przynajmniej.
- A tak… Tulsis. To jest Sheyra… z polecenia Matrony, będzie obserwować i pomagać ci przy negocjacjach z pojmanym przez ciebie drowem. Wysłanniczka Matrony miała zjawić się niezwłocznie u mnie, choć nie spodziewałem się, że stanie się to tak… szybko.- wyjaśnił pośpiesznie naciągając spodnie.
Usłyszawszy to wyjaśnienie Tulsis drgnęła i zwróciła się w stronę samicy. Dociągnęła paski zbroi i skrzyżowała ręce za plecami. Skłoniła głowę na powitanie.
- Tulsis Ecchtaris - przedstawiła się i kontynuowała równie zwięźle - Wsparcie Jej Ekscelencji przyjmuję z pokorą.
Wiedziała, że pomoc ta miała zapewne więcej w sobie ze szpiegowania, ale nie zamierzała ulegać tej grze. Nie miała nic do ukrycia, a to co wyciągnie z więźnia będzie z korzyścią dla całego Domu. Selvetarm patrzył przychylnie na jej działania.
- To nie traćmy czasu… prowadź do niego kapłanko Echtaris.- uśmiechnęła się wesoło czarodziejka z przymrużonym wzrokiem wpatrując się w Tulsis.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline