Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2015, 22:41   #41
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie

Marvin, zgodnie z poleceniem Tulsis został obnażony do pasa i przywiązany do solidnego, surowego krzesła. Wciąż miał zasłonięte oczy i knebel w ustach, a liny wpijały mu się w ręce i nogi. Jego dłonie spoczywały na szerokich oparciach, umożliwiając wygodne rozpostarcie palców, a między stopami umieszczono żelazny blok, który stabilizował ich pozycję. Po jego prawej stronie, w pewnej odległości, w zasięgu wzroku ustawiono stół, na którym Tulsis rozkładała spokojnie i z niemal religijną czcią swoje narzędzia, ostre, lśniące, o niepokojących kształtach i przeznaczeniach. Na przeciwko niego stało identyczne krzesło.
Kapłanka, skończywszy przygotowania zdjęła najpierw przepaskę z oczu samca. Nie śpieszyła się. Dawno nauczyła się, że pośpiech jest podczas przesłuchań niewskazany. Następnie usunęła knebel i usiadła naprzeciwko więźnia.
- Marvinie - skinęła głową - Mam nadzieję, że nasza dalsza współpraca okaże się owocna. Jej efekty w pełni zależą od ciebie.
-Na razie nie widzę efektów tej współpracy w mojej kiesce.- uśmiechnął się ironicznie Marvin. - Ale zawsze jestem chętny na usługiwanie tak pięknym kobietom jak ty pani i twoja śliczna towarzyszka. I spełnianie ich zachcianek.
Sheyra tylko zachichotała i dodała.- Wygadany jest twój więzień.
Tulsis skinęła głową i zwróciła się do magiczki z chłodnym uśmiechem.
- Nie rozumie jeszcze swojej sytuacji - ponownie skierowała swą uwagę na samca - Marvinie, jestem Tulsis Ecchtaris, kapłanka Selvetarma, moja towarzyszka nosi imię Sheyra, służymi Czcigodnej Matronie Domu Orb’vlos.
Kapłanka uważnie obserwowała, jak te informacje docierają do świadomości jej więźnia.
- Ależ doskonale rozumiem, moja pani…- uśmiechnął się wesoło więzień maskując strach.- Żyłem dość długo na ulicach Erelhei-Cinlu, żeby wiedzieć kiedy moje życie jest zagrożone. Ten Dom czy inny… co za różnica. Wszystkie pomiatacie plebsem.
Westchnął cicho i dodał.- No to skoro uprzejmości mamy za sobą, to czym wam mogę służyć… ślicznotki?
Tulsis westchnęła i sięgnęła do stolika, gdzie przygotowała swoje zabawki. Wzięła jedną z nich do ręki, jakby chciała sprawdzić czy jest dobrze naostrzona i odłożyła na miejsce.
- Wierz mi, gdybym mogła z chęcią zamieniłabym cię na przedstawiciela jednego ze szlachetnych domów. Oni z pewnością mają większą wiedzę na temat tego… miasta - znów podniosła spojrzenie na samca - Jednak miałam ograniczone możliwości i musiałam działać szybko.
Położyła ręce na kolanach, jak grzeczny żołnierz i kontynuowała.
- Opowiesz nam o… Erlehei-Cinlu - powiedziała, jakby testowała nowe słowo na języku - O jego Domach, jego matronach, rozkładzie sił, Enklawie i wewnętrznej wojnie, która niedawno miała tam miejsce.
- To dużo gadania… od czego mam zacząć? I od razu zastrzegam… nie mam pojęcia o rozkładzie sił i wojskach Domów. Takie sprawy nie są znane ulicy.- wyjaśnił krótko Marvin.- To co cię interesuje słodka Tulsis?
-Ma tupet trzeba mu to przyznać. Ale przynajmniej chce współpracować.- uśmiechnęła się Sheyra skupiając swe spojrzenie… na Tulsis.
Kapłanka nie spuszczała chłodnego, pozbawionego emocji wzroku ze swego więźnia.
- Tupet to narzędzie maskujące strach - poinformowała - Można go bez trudu usunąć chirurgicznie.
Kapłanka mrugnęła leniwie.
- Domy Erlehei-Cinlu i ich matrony, Marvinie, od tego zaczniemy.
- Obecnie rządzi Matrona Domu Shi’quos Ythesha'na, ślepa drowka zwana Nietoperzycą. Jej Dom słynie z potężnych magów i potworów trzymanych w jego podziemiach. Samą Nietoperzycę trudno jednak zobaczyć, bo w zasadzie nie opuszcza twierdzy. Kolejny Dom to Tormtor, słynny ze swoich wojownik i trzymany żelazną ręką przez swą Matronę Generał Sabalice. Dom Godeep słynący z świetnych rzemieślników i twórców magicznych jest z kolei kontrolowany przez byłą kapłankę świątyni Shriyndę. Dom Eilservs w którym trzymana jest relikwia Lolth i który jest też domem Inkwizycji i kleru Selvetarma rządzony jest obecnie przez byłą inkwizytorkę Malnilee. Kolejny to Dom Łowców zwany Vae… pod wodzą Sereski oraz dwa mniej ważne Domy Aleval pod kontrolą Mevremas oraz Xaniqos pod wodzą Thandyshi. Był jeszcze Despana lecz upadł po śmierci swej matrony i został rozszarpany pomiędzy Shi’quos, Tormtor i Xaniqos. To… są jakieś pytania co do tego co już powiedziałem?- uśmiechał się wesoło skupiony na lustrowaniu stroju Sheyri i najwyraźniej lubieżnych myślach na jej temat.
Tulsis natomiast uważnie obserwowała jego twarz i język ciała, by wykryć najdrobniejsze oznaki kłamstwa.
- Wojna Domów, Marvinie, co ją wywołało, kto stał przeciw komu - poddała kolejny temat.
- Wojny domowej nie było… na Erelhei-Cinlu napadł powietrzny okręt ilithidów i prawie podbił miasto. Z trudem udało się ich odeprzeć desperackim atakiem… Okręt uciekł uszkodzony.- wyjaśnił drow bardziej niż kłamaniem, zajęty oglądaniem widoków.
Tulsis westchnęła i sięgnęła po długą, lśniącą szpilkę. Ujęła ją w dwie dłonie i trzymała na kolanach.
- Marvinie - rzekła z zawodem - Wciąż powtarzasz, obecnie, obecnie Domem rządzi ta, obecnie w Mieście dowodzi inna. Mówisz, że jeden z Domów został rozerwany na części. Mówisz, że miasto padło ofiarą ilithidów, przed którymi uratował je czyjś desperacki akt. I chcesz bym uwierzyła, ze w całym tym zamieszaniu nie doszło do spięć? Chyba wszyscy tu znamy dobrze naturę naszej rasy - spojrzała na Sheyrę i znów na więźnia - Może zadam pytanie nieco inaczej, zanim będę musiała zacząć cię torturować. Kto rządził w mieście przed atakiem ilithidów?
- Oczywiście że nie pani, ale czymże są kłótnie w Domach i walki wewnętrzne jeśli nie drobnymi sporami? Owszem były spiski i zabójstwo… kilka Matron zginęło. Między innymi Shehirae Despana z rąk swej współpracownicy Valyrin.- wzruszył ramionami Marvin.- Ale takie walki to jeszcze nie wojna domowa. Eilservs skakało sobie do oczu, gdy dwie pretendentki do tronu po Eclavdrze rozwiązywało tą kwestię dziedziczenia. Niemniej miasto jest stare, Domy też… wszystko oplatają nici powiązań i wzajemnych układów. Ot, wymiana kadr nastąpiła, nie pierwszy raz zresztą.
Tulsis skinęła głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem, że się dobrze nie zrozumieliśmy - przesunęła palcami po gładkiej powierzchni igły - Opowiedz mi o tej wymianie. Chciałabym wiedzieć więcej o sojuszach i niesnaskach pomiędzy domami. Rozumiem, że twoja wiedza na ten temat pochodzi z plotek, jednak mimo wszystko chciałabym je poznać.
- No cóż...Zginęła Verdaeth z Domu Tormtor… ale nie wiem jak. Zginęła Shehirae podczas wyprawy wojennej w walce z potworem ilithidów… ponoć z powodu spisku jaki zawarły ze sobą Naczelna Czarodziejka Domu Despana i Opiekunka ich Świątyni. Jedna jednak zaginęła, a druga zginęła w walce. Matrona Eilservs, zginęła w samobójczym ataku heretyka podczas składania ofiary.- wyliczał Marvin.- A co do sojuszów. Mówi się że władzę ma Shi’quos wspierany przez Godeep, Vae i Aleval… Przy czym jego obecnym przeciwnikiem jest Tormtor wspierany przez Aleval i enklawę Thay, no i Eilservs. Choć Eilservs i Xaniqos mogą poprzeć zarówno jedną jak i drugą stronę. Jak i Godeep z Vae. Tak to chyba jest mniej więcej.
Kapłanka słuchała z uwagą, rozkładając mentalnie pionki na planszy Saavy.
- Enklawa - mruknęła i przechyliła głowę na bok - Czym jest Enklawa i dlaczego jest tolerowana przez kapłanki?
- Enklawa to przybytek handlowy ludzi z powierzchni. Banda łysych czarowników pozwala swemu plebsowi sprzedawać jedzenie i niewolników. Sami handlują magią. Nie wszyscy jednak lubią aroganckich ludzi z powierzchni. - uśmiechnął się krzywo Marvin.- Zaprosiła ich poprzednia Matka Opiekunka Verdaeth i wielce na tym się wzbogaciła cementując swą władzę w mieście. Eilsevrs głoszą, że najchętniej by spalili enklawę do fundamentów, ale ponoć to tylko blef. Malnilee i reszta Matron boi się, że ci Thay przyjdą i zajmą miasto. Choć ponoć Shi’quos się nie boi, tylko zależy im na ich magii. Trudno powiedzieć co Domy głoszą, a co myślą. Na pewno Eilservs najczęściej wygłaszają kazania o pozbyciu się obcych… ale na słowach się u nich kończy. Osobiście nie lubię tych łysych, panoszą się po uliach jakby byli nam równi. Kupcy są jeszcze znośni, wiedzą że nie mogą brykać w Erelhei -Cinlu. Niemniej jakiś czas temu pojawiły się napisy wzywające do ataków na enklawę… Strażnicy je ścierają, ale nikt nie kwapi się szukać ich twórców.
Tulsis skinęła głową.
- Ostatnie pytanie z mojej strony - uśmiechnęła się delikatnie - Idzie nam bardzo dobrze. Powiedz mi o zakonie Selvetarma w waszym mieście. Co o nim wiesz?
-Hmm… Jest stary, służy klerowi Lolth, szczególnie zaś kapłankom Eilservs. Przechodzi bardzo brutalny i rygorystyczny trening i tylko samce są do niego dopuszczane. Ma jakąś hierarchię… ale nie wiem w ogóle jak nazywa się jego przywódca.- wzruszył na koniec ramionami Marvin.
Tulsis zdziwiła ta krótka charakterystyka, uznała jednak, że samiec nie ma po prostu wystarczającej wiedzy. Zwróciła się do magiczki.
- Czy jesteś usatysfakcjonowana? Masz do niego jakieś pytania?
- Hmm… Jak dobrze znasz Domy szlacheckie?- zapytała czarodziejka.
- Jak każdy plebejusz… słabo. Czasem byłem najmowany, ale jakoś żaden mnie nie docenił by awansować powyżej szeregowego.- stwierdził smętnie Marvin.
- Cóż… miło wiedzieć, że tak chętnie współpracujesz. Koleżanka pewnie jest smutna, że nie miała satysfakcji… upuszczania ci krwi. Ale szkoda by było zarzynać cię od razu.- stwierdziła Sheyra z ironicznym uśmiechem.- Jaką to magią handlują ci z Thay?
-Tanią. Jako wojak trudno mi ocenić potęgę zwojów, ale magiczne przedmioty do imponujących nie należą. To pospolite cudowne przedmioty. Nic wyjątkowego.- wyjaśnił Marvin.
Tulsis wstała i odłożyła szpikulec.
- Mam co napisać w raporcie - rzekła, zwijając narzędzia w skórzanym przyborniku - Dziękuję, Marvinie za rozmowę. Zostaniesz przeniesiony do klatki. Tam będziesz czekał na decyzję dotycząca twego dalszego losu.
Spojrzała na niego z góry.
- Póki co okazałeś swoją przydatność.
To powiedziawszy skierowała się do wyjścia, jak powiedziała, miała co pisać w raporcie i zamierzała się tym zająć od razu.
Sheyra wyszła tuż za Tulsis i podążyła za nią mówiąc ironicznie.- Wydawałaś się trochę spięta podczas tego przesłuchania, czyżby coś wcześniej cię nieusatysfakcjonowało?
Kapłanka doskonale pojęła przytyk, jednak mimo wszystko zdziwiła się, że w jej zwykłym zachowaniu magiczka doszukiwałą się ukrytych podtekstów.
- Doprawdy? - spojrzała na drowkę z góry. Lekko skonsternowana, zmarszczyła brwi - Tak ci się wydaje? Hmm - czyżby podświadomie odczuwała brak spełnienia po schadzce ze swym Mistrzem?
- Byłaś bardzo spięta i poirytowana. Wręcz czekałaś na okazję by go ukarać, za winę kogoś innego.- mruknęła zmysłowym tonem głosu Sheyra oceniając sytuację.- Ale on chyba to wyczuł, bo nie dał ci ku temu okazji.
Tym razem słowa drowki wywołały u Tulsis rozbawienie. Prawie się uśmiechnęła.
- Ciekawe - Sheyra próbowała ją mierzyć własną miarą, jej słowa więcej mówiły o niej samej, niż o Tulsis.
- Pisanie raportu będzie raczej nudne, więc z chęcią dotrzymam ci towarzystwa przy jego tworzeniu i przy tworzeniu mojego.- mruknęła czarodziejka w zamyśleniu.
Kapłanka zamruczała, ważąc słowa.
- Jeżeli potrzebujesz spokojnego miejsce by spisać treść przesłuchania, możesz mi towarzyszyć - rzekła - Jednak, jeżeli próbujesz mnie uwieść ponieważ byłaś świadkiem mojego stosunku z Mistrzem Thantroosem, to muszę cię ostrzec, że poniesiesz porażkę. Powinnaś znaleźć kogoś bardziej odpowiedniego w tym celu.
- Och… takaś pewna, że nie potrafiłabym, gdybym chciała. Takaś pewna, że pozostałabyś niewzruszona?- zapytała kpiącym głosem czarodziejka. I zmrużyła lekko oczy dodając.- Chyba nie rzucasz mi wyzwania, co? W zasadzie bowiem nie planowałam niczego, ale też jestem bardzo dumna z mej… charyzmy.
Tulsis otworzyła usta by zaprotestować, ale zamknęła je i uśmiechnęła się tylko kącikiem ust. Spojrzała na malutką drowkę z sentymentem, który uwidaczniał delikatne zmarszczki wokół jej oczu. Słowa samicy uspokoiły ją i przypomniały, że nie każdy kogo spotkała czychał na jej cnotę. Sheyra zdawała się być pewna siebie i swego talentu, a talenty, jak głosiła doktryna należało pielęgnować i doskonalić na chwałę Lolth i Selvetarma. Każdy miał swoje miejsce i zadanie w porządku rzeczy.
- Kiedy indziej mi to udowodnisz - skinęła głową. Nie obawiała się tego odległego, mglistego terminu. Była pewna, że magiczka nie jest tak naprawde nią zainteresowana - Na razie zajmijmy się raportem. Nie jestem niechętna twojej obecności.
Tulsis wyciągnęła długie nogi i skierowałą się do swego namiotu, w myślach komponując już pierwsze zdania dokumentu.
Jej ostatnie wypowiedziane w tej rozmowie zdanie brzmiało prawie, jak deklaracja koleżeństwa.
Uspokojona Sheyra podążyła tuż za kapłanką z wyraźnie zadowolonym uśmiechem. Oraz z ciekawością widoczną w oczach, gdy tylko przestąpiła próg jej namiotu. No bo… jak też mogła się urządzić kapłanka Selvetarma?
Odpowiedź była, po chwili namysłu, całkiem oczywista - prosto. Tulsis w swym namiocie miała siennik, przykryty szorstkim, ale ciepłym kocem. Obok niego stała prosta, okuta żelazem skrzynia zawierająca przedmioty codziennego użytku, a na prawo od niej większa, zawierająca przyrządy do czyszczenia i naprawy broni i zbroi. Trzecia, największa, służąca do przechowywania zbroi i broni podczas podróży stała nieco z tyłu, pusta, ponieważ jej zawartość rozwieszona była na prostych stojakach. Tulsis posiadała trzy zbroje, z czego jedynie dwie miały na sobie ślady użytkowania. Trzecia natomiast nadawała się raczej do celów reprezentacyjnych i przywdziewanie jej wywoływało wewnętrzny niesmak w kapłance. Na szczęście i stojaki na zbroję i stojaki na broń przykryte były płótnem i ukryte przed ciekawskim wzrokiem.
Poza tym osobistym zakątkiem w namiocie znajdowała się misa z wodą, ale nie było lustra. Na ścianie wisiał za to ręcznie tkany gobelin z symbolem Selvetarma, który był chyba jedynym delikatnym przedmiotem w posiadaniu kapłanki.
Przestrzeń uzupełniał także prosty stół, pełniący rolę biurka i dwa krzesła, z czego jedno odsunięte było daleko pod ścianę namiotu, wyraźnie nie używane. Tulsis nie miewała wielu gości, choć była na nich przygotowana. Pod stołem znajdowała się niewielka skrzynka zawierająca dwa kubki, dwa talerze, dwa zestawy sztućców i bukłak z winem. Na stole natomiast, równo, jak spod linijki, rozłożone były pióra, inkaust, papier i świece.
Tulsis zaprosiła magiczkę gestem do środka.
- Nie masz wielu podniet w życiu, co? Poza zabijaniem?- oceniła wystrój wnętrza Sheyra i przysiadła zgrabną pupą przy stole sięgając po papier i pióra.- To jakie jest to Erelhei-Cinlu… i nie chodzi mi o militarne aspekty.
Tulsis po tej kralyfikacji zamknęła usta, z których gotowy był wypłynąć potok strategicznych ewaluacji i przez chwilę myślała. W tym czasie odpięła pas z bronią i zdjęłą zbroję, pozostając w skórzniach. Odwiesiła wyposażenie delikatnie jak najdroższe jedwabie na właściwe im miejsce i przysunęła odosobnione krzesło do stołu. Zrobiła to raczej odruchowo, być może Sheyra z niego skorzysta, być może nie. Było to Tulsis obojętne. Sama zajęła drugie siedzisko i wyprostowała, już i tak precyzyjnie ułożone przedmioty na stole.
- Głośne, tłoczne, barwne, pełne woni - wpatrywała się w zamyśleniu w białą kartę i wodziła po niej palcem, szkicując swe wizje - Smród ekskrementów i luksusowego jedzenia, perfum i potu… Dużo ruchu. Miasto - wzruszyła ramionami i podniosła wzrok na magiczkę - Jak każde inne.
- Zazdroszczę ci…- rozmarzyła się czarodziejka. I westchnęła.- Po tylu latach spędzonych w kolejnych jaskiniach, miałaś okazję posmakować należnego nam luksusu. I pewnie nie potrafiłaś docenić wszelkich związanych z tą sytuacją możliwości.
Tulsis uśmiechnęła się leniwie i spojrzała spod rzęs na drugą drowkę.
- Hm… - jej ton był niemal zadziorny - To, że żyję w ascezie nie znaczy, że nie doceniam uroków cywilizacji. Kąpiel - uśmiechnęła się złośliwie, dobrze wiedząc, że był to luksus, za którym większość członków Domu płakała najszczerszymi łzami - Była cudowna.
Sheyra gniewnie nadęła policzki niczym mała dziewczynka, co tym bardziej podkreślało jej drobną sylwetkę i drobny biust.- Kąpiel...hmmm… No to tylko kąpiel? Niewiele.
Wzruszyła ramionami dodając złośliwie.- A twoją ascezę wszak widziałam na stole… cóż… rzeczywiście nie za bardzo jest czym się cieszyć.
Widać jednak, że zazdrościła tej kąpieli Tulsis.
Tulsis skinęła głową i uśmiechnęła się pod nosem, rozbawiona odrobinę postacią Sheyry. Kapłanka sięgnęła po inkaust i jedno z piór. Nakreśliła w górnym rogu datę, pora była zająć się raportem.
Sheyra założyła nogę na nogę i zaczęła pisać od czasu do czasu trącając stopą łydkę siedzącej naprzeciw drowki. Jej dłoń szybko nanosiła kolejne słowa na papier. Pisała szybko i sprawnie od czasu do jedynie skubiąc zębami czubek pióra. Wydawała się całkiem pochłonięta pisaniem tekstu. Albo… czymś innym.
Tulsis sama była jednak pogrążona w zapiskach i nie zwracała specjalnej uwagi na drobną towarzyszkę. Gdy uznała, że przebrnęła przez, mniej więcej połowę naszpikowanego szczegółami raportu, wstała, przeciągnęła się, poruszyła ramionami i podskoczyła dwa razy. Następnie pochyliła się pod stół i wyciągnęła ze skrzyni dwa kubki i bukłak z winem. Napełniła naczynia i podsunęła jedno, bez słowa, Sheyri.
Czarodziejka bez wahania sięgnęła po kielich i upiła z niego nieco trunku, po czym uśmiechnęła się szeroko mówiąc.- Dobre.
- Prócz kąpieli doceniam też dobre wino i smaczne jedzenie - skomentowała Tulsis z lekkim uśmiechem, nie podnosząc wzroku znad pracy.
- Ja potrafię docenić nie tylko wino i jedzenie.- uśmiech drowiej czarodziejki był wiele mówiący. Spytała zaciekawiona.- To która cię tak… rozczarowała?
Tym razem Tulsis oderwała skupioną uwagę od powstającego dokumentu.
- Która mnie… rozczarowała? - zapytała, nie rozumiejąc.
- Och...czyli ty nigdy…- zachichotała zaskoczona Sheyra i wzruszyła ramionami dodając.- Wiem, że niektóre kapłanki Lolth biorą sobie kapłanów Selvetarma na nocnych… jak to nazywają…? Obrońców. Myślałam, że któraś wybrała ciebie. I przekonałaś się na własnej skórze, że ci to nie odpowiada.
Tulsis westchnęła ze zrozumieniem.
- Ach, nie, nie miałam takiej okazji - powiedziała spokojnie i obojętnie - Nigdy nie odczuwałam takiej pokusy.
- Więc po prostu nie wiesz czy by ci się podobało. To nie to samo co nie lubić.- wzruszyła ramionami Sheyra i splotła dłonie razem pytając.- Co będzie jednak później? Gdy już zdobędziemy miasto, ty i twoi bracia staniecie się osobistymi sługami kapłanek. Będziecie bardzo blisko nich, a wiele z kapłanek Orb’vlos lubi wykorzystywac sytuację.
- Hmm - Tulsis nie wyglądała na specjalnie przejętą - Jestem kapłanką Selvetarma, narzędziem i sługą. Najlepiej sprawdzam się z orężem w ręku, nie sądzę bym była dobrą kochanką, jednak zrobię co będzie trzeba - wzruszyła ramionami, choć gdzieś w środku kiełkowało ziarno niepokoju. Nie wiedziała jednak co ma zrobić by je zdusić, więc postanowiła je ignorować - Co będzie, to będzie.
-No nie wiem… tam na stole radziłaś sobie całkiem nieźle jako kochanka. I masz czym przyciągać wzrok.- zachichotała lubieżnie Sheyra upijając wina.- Oczywiście… kusi by sprawdzić, czy rzeczywiście tak obojętne byłyby dla ciebie kobiece pocałunki jak twierdzisz, jednakże… - przerwała wypowiedź wyraźnie się zamyślając.- Jednakże jak ty widzisz rolę kapłanów twego boga w tym nowym, zdobytym mieście?
Tulsis zmarszczyła czoło i rzekła poważnie.
- To niemożliwe - odparła - Fizyczne zdobycie miasta jest niemożliwe - machnęła ręką, odganiając niepokojące myśli i sama sięgnęła po napitek - A rola Zakonu jest zawsze niezmienna, służyć Matronie, wybrance Lolth. Reszta… polityka... nie należy do mnie.
- Ale możesz być jej ofiarą… tej polityki.- mruknęła Sheyra bawiąc się kubkiem z napojem.- Zresztą dobrze wiesz, że “niemożliwe” nie jest słowem które ma tu znaczenia. Orb’vlos nie może odejść od miasta z podkulonym ogonem. W najgorszym razie wykrwawimy się rozbijając o jego mury. W najlepszym… nie wiem co wymyśli nasza władczyni, ale niewątpliwie interesuje ją sukces. A wtedy… wiele się może zmienić.
Stopka drobniutkiej czarodziejki przesunęła się po łydce do kolana Tulsis.- Wiem, że masz siostrę Idun. A ona za tobą nie przepada. I ponoć już planuje twoje pohańbienie. Być może w postaci uczynienia cię przymusową kochanką jednej z wpływowych kapłanek. Zamieni twój miecz, na poduszkę z kajdanami.
Noga Sheyri osunęła się w dół.- Rzecz w tym moja droga Tulsis, że odkrycie Erelhei-Cinlu wiele zmienia… intrygi dotąd uśpione przez wspólne trudy podróży, zaczynają ożywać.
Kapłanka niechętnie, ale musiała przyznać rację magiczce. Idun jej nienawidziła, Idun była lepiej zaznajomiona z polityką niż ona. Idun mogła jej zaszkodzić. Westchnęła i skinęła głową.
- Liczę się z taką ewentualnością - mruknęła i podniosła analityczne spojrzenie na rozmówczynię - Dlaczego jednak interesujesz się mym losem? - przechyliła głowę na bok. Słowa Sheyri brzmiały odrobinę jak próba zachęty do kupna jakiegoś drogocennego, acz obarczonego klątwą artefaktu.
- Bo jestem tylko czarodziejką domu Orb’vlos… wpływową, ale samotną czarodziejką. W domu w którym rządzi sztab kapłanek Lolth. Warto więc szukać potencjalnych przyjaciółek i przyjaciół.. na przyszłe ciężkie czasy. Zwycięstwo naszego Domu nie musi się niestety przekładać na nasz osobisty triumf.- westchnęła smętnie Sheyra.
Tulsis wsparła łokcie na blacie stołu i splotła palce, opierając o nie usta.
- Chcesz sprzymierzyć się ze mną? - zapytała, odrobinę zdziwiona - Zdajesz sobie sprawę, że nie mam żadnych wpływów? Że jestem prostą wojowniczką?
- To prawda… niemniej mamy wspólnych wrogów. Mnie Idun również nie lubi.- stwierdziła z uśmiechem Sheyra nachylając się ku Tulsis.- Więc uznałam, że warto poznać drowkę, której planowanie upadku może tak ją pochłonąć.
Tulsis zamyśliła się odrobinę.
- Chcesz mnie wykorzystać w celu odwrócenia jej uwagi? - wydało jej się to logicznym rozwiązaniem, jednak było jedynie zalążkiem planu. Ciekawa była, co Sheyra chciała ostatecznie osiągnąć.
- Moja droga Tulsis, gdybym chciała cię rzucić na pożarcie twojej siostrze, by spokojnie realizować swoje plany, to po co miałabym cię o tym informować?- zapytała retorycznie drowka uśmiechając się szeroko.- Myślałam raczej o wymianie… przysług. Ja podrapię ciebie, ty podrapiesz mnie… By lepiej się ustawić w przyszłości.
Kapłanka przytaknęła i położyła ręce jedna na drugiej na krawędzi stołu.
- Chcę jedynie pozostać tym, czym jestem, przedłużeniem miecza i woli Selvetarma. Nie chcę zmarnować swego talentu - rzekła i po chwili milczenia dodała ostrożnie - Myślę… myślę, że możemy się wzajemnie wspierać.
- Też tak myślę.- zamyśliła się Sheyra i wzruszyła ramion.- A ty weź pod uwagę sprawdzenie sobie kiedyś jak to jest… z kobietą. Nie chcesz chyba dać satysfakcji siostrze, jeśli wrzuci cię w ramiona jakiejś chutliwej kapłanki, prawda?
Tulsis zaśmiała się cicho pod nosem i sięgnęła znów po pióro, oceniając że rozmowa dobiegła końca, a raport wciąż wymagał pracy.
- Wezmę twoją sugestię pod uwagę, moja droga Sheyro. Przemyślę to bardzo dokładnie.
- A co zamierzasz zrobić ze swoim jeńcem?- zapytała zaciekawiona Sheyra i zasugerowała ze śmiechem.- Wykorzystasz go do wykonania tej roboty, której twemu mistrzowi nie udało się dokończyć?
Tulsis uśmiechnęła się krzywo.
- Nie wiem, raczej nie. Wyjątkowo bawi mnie jego upór. Popatrzę jeszcze jak się wije.
- A poza tym… do piachu? Czy zrobisz z niego swego niewolnika, zabawkę czy… co właściwie planujesz dla niego?- zamyśliła się czarodziejka.- To tylko plebejusz. Jego los raczej nie zainteresuje Matrony, więc jest twoją zdobyczą.
- Szczerze mówiąc nie myślałam o tym jeszcze - Tulsis zamruczała - Nie zamierzam go jednak zabijać, wydaje się być użyteczny. Ma pewne umiejętności i może się przydać. Będzie mi służył.
- No nie wątpię.- zamyśliła się Sheyra mrużąc lekko oczy.- Mimo wszystko byłabym ciekawa jego… służby.
Wróciła do skrobania raportu, nanosząc ostatnie wnioski.
Tulsis odpowiedziała jedynie oszczędnym - Hm… - i tak cisza towarzyszyła im do końca.
Sheyra skończyła jako pierwsza i odłożywszy go na bok wstała i obeszła na około stolik. Stanęła tuż za Tulsis i przyglądała się jak ona pisze, albo samej drowce. Wyraźnie się nad czymś namyślała.
- Mogę coś sprawdzić?- zapytała nagle.
Oderwana od pracy kapłanka odchyliła się by dać czarodziejce dostęp do swego raportu.
- Proszę - wskazała papiery i podniosła spojrzenie na drobną drowkę.
Ta jednak nachyliła się ku jej twarzy i cmoknęła dość niewinnie Tulsis w kącik ust, po czym odsunęła się badając spojrzeniem jej reakcję. - Nic… żadnych dreszczy? Żadnych doznań, czy może jednak ? Byłam ciekawa, czy… rzeczywiście pieszczota kobiety nic dla ciebie nie znaczy. Wybacz… ciekawość to moja słaba strona.
Tulsis wpatrywała się w magiczkę ze zmarszczoną brwią i lekko rozchylonymi ustami. Musiała wyglądać niezbyt mądrze, zwłaszcza gdy tak mrugała powoli, próbując ogarnąć swoimi wyostrzonymi zmysłami wojowniczki, co właściwie zaszło i z trudem ekstrahując poszczególne słowa z wypowiedzi Sheyri.
- Ja - odchrząknęła i oblizała usta, czując lekką suchość w gardle. Sheyra pytała ją o reakcję, ale Tulsis wyraźnie brakowało danych by wydać osąd w tej sytuacji - Myślę, że to był… zbyt krótki… um… pocałunek by… to ocenić.
- Tak.- stwierdziła po namyśle Sheyra oceniając sytuację. I uśmiechnęła się.- Myślę że się mylisz. Bynajmniej nie jesteś obojętna wobec kobiecych wdzięków. Tylko nie spotkałaś odpowiednich kobiet. A to się Idun zdziwi, gdy jej pułapka nie zadziała.
Zachichotała pod nosem i wesolutko powróciła na swoje miejsce z gracją siadając naprzeciw Tulsis. Dolała sobie wina mówiąc radośnie.- Jak już skończysz pisać raport to zabiorę go wraz z moim do Matrony.
Tulsis przełknęła ślinę i wciąż nieco zdezorientowana, skończyła ostatnie zdanie raportu i zwinęła całość w schludny rulon. Niemal mechanicznymi ruchami naniosła nań wosk i pieczęć Zakonu. W końcu westchnęła i wręczyła efekt swej pracy czarodziejce.
Sheyra wzięła oba raporty i schowała do pojemnej sakiewki, po czym… nagle przytuliła się do Tulsis całując ją w oba kąciki ust, delikatnie muskając je swymi miękkimi ciepłymi wargami. Po czym odsunęła się od wojowniczki trzepocząc rzęsami zalotnie i odwróciła się do niej pupą mówiąc.- Jeszcze się spotkamy sojuszniczko.
Tulsis mruknęła tylko cicho i jak ten słup soli stała w bezruchu i wpatrywała się w oddalającą drowkę, aż ta nie zniknęła wśród namiotów.
A potem jeszcze przez dłuższa chwilę nie mogła dojść do siebie.
- Huh - burknęła w końcu pod nosem, wracając do swych zwykłych zajęć. Zbroja wymagała w końcu solidnego polerowania - Kto by pomyślał.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline