Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2015, 18:20   #65
Aves
 
Aves's Avatar
 
Reputacja: 1 Aves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie cośAves ma w sobie coś
Wspólna Rozmowa Graczy

****

Sala Zebrań Godzina 9.00

Sivenea weszła do sali zebrań. Jej dwunastocentymetrowe szpilki stukały po drewnianym parkiecie miarowo i dość szybko. Brat już na nią czekał. Podeszła do Protektora i ucałowała go w policzek i uśmiechnęła się. Ubrana była w bordową, prostą, jedwabną sukienkę z czarnym haftem japońskich zdobień, sięgającą do połowy ud, która mocno uwydatniała kształty anielicy. Dekolt kończył się w takim momencie poniżej linii biustu, że mężczyźni ze słabszą siłą woli zapewne będą mieli problemy ze skupieniem uwagi na twarzy anielicy. Oczywiście, że nic niestosownego nie było widać, ale przecież o to właśnie chodziło.

Na ramionach miała zarzucony czarny, gustowny żakiet. Zdjęła go i przewiesiła przez oparcie krzesła. Kiedy się odwróciła, mężczyzna mógł oglądać cały tatuaż rozciągający się na całe plecy anielicy.
- Jak poszło spotkanie z kontrahentem? - -zapytał Siveneal, choć znał odpowiedź. Sivenea odwróciła głowę w kierunku Brata i mrugnęła okiem, nie musiała nic mówić. Wyjęła ze swojej torby teczkę z jakimiś dokumentami. Pewnie jej znajomy z dochodzeniówki przesłał jej akta kardynała.
- Masz wrodzony talent do negocjacji - powiedział półgłosem. Jedną dłonią pocierał podbródek i wpatrywał się w siostrę, jak ta sortowała kartki. Jak zwykle przygotowała się do spotkania. Kiedy drzwi się otworzyły i w sali pojawił się Ammisael, Sivenea podniosła się i wyprostowała. Uśmiechnęła się na widok wchodzącego anioła. Była za pięć dziewiąta.

- Witaj - powiedziała spokojnie. Na razie nie odezwała się w temacie. Pociągnęła wątek z innej strony. - Wybacz, że was ściągamy, szczególnie o tak bezczelnej porze. Czas nas jednak nagli. A jeśli każdy z nas będzie działał na własną rękę, niewiele zdziałamy.
- Witaj, Ammisaelu - powiedział Siveneal i skinął aniołowi na powitanie. Podszedł do niego i podał mu rękę. - Myślę, że zaczekamy do dziewiątej.
Potem dwójka rodzeństwa usiadła przy stole.
Ammisael od razu po przybyciu do Świątyni ruszył ku poszukiwaniu Siveneala, który zapewne oczekiwał ich z sali zebrań. Gdy tylko otworzył drzwi spojrzał na siedzącą w niej parę aniołów.
-No to co tam ciekawego macie..? - padło pytanie, a sam anioł usiadł na krześle, tak że nogi mógł sobie położyć na kolejne krzesło.

- Ciekawego? Mamy nadzieję, że nasze skrzydło odkryje coś ciekawego. Poprosiłem was o spotkanie w sprawie Źródła - powiedział Siveneal. Łokcie i przedramiona wsparł na stole. Patrzył na Ammisaela. - Nikomu z nas nie jest na rękę, że wszechwiedząca Ofielitka zrzuciła na nasze barki dojście do niemożliwego, czyli do jedynych słusznych i niepodważalnych przyczyn wysychania Źródła. Na wczorajszej audiencji podałem jedną z dość pewnych możliwości. Ale, jak widać, nie przypadła ona Najjaśniejszej do gustu.
Siveneal oparł się wygodniej i wciągnął powietrze w płuca.
- Zrobiliśmy mały rekonesans. Wczoraj w parku panoszył się upadły na piątej pieczęci, był kardynałem. Może to potwierdzać w jakimś stopniu naszą tezę, że siły wroga przejmują kontrolę nad naszym terenem - tym razem głos zabrała anielica. Kobieta siedziała lekko wysunięta spod stołu. Założyła nogę na nogę, a dłonie splotła na kolanie. - Może się jednak okazać, że brniemy nie w tym kierunku. Stąd pomysł spotkania.
- Myślimy, że współpraca wyjdzie nam wszystkim na dobre - Siveneal przejął pałeczkę i pociągnął wątek. - Szczególnie, że wieczorem musimy być już w Bran. Na dobrą sprawę mamy około dziesięciu godzin na jakiekolwiek działania.
Kobieta wstała i -podeszła do okna. Jej sukienka ukazywała praktycznie cały, misternie wykonany tatuaż na jej plecach, ukazujący dość oryginalne drzewo. Spojrzała na wieżę zegarową, właśnie wybiła dziewiąta.
Słowa Siveneala nie zrobiły większego wrażenia na Ammisaelu, który spokojnie wysłuchał wszystkiego. Natomiast anielica i jej strój przyciągnęły jego uwagę bardziej. Delikaty uśmiech pojawił się na twarzy Uzjelity, choć wspomnienie o zamku Bran nie było czymś dla niego miłym. Wampiry. Krwiopijcy. Nie mogło być gorzej.. Nie. Zawsze mogło być gorzej.
- Problem źródła faktycznie jest niepokojący, tylko zaczyna to przypominać szukanie igły w stogu siana. Czy mamy jakiś konkretny punkt zaczepienia, czy po prostu jesteśmy niczym ślepiec błądzący w ciemnościach? - padło pytanie, a ton wypowiedzi wskazywał lekką irytację.
- Dlatego pozwoliłem sobie do was zadzwonić z propozycją spotkania. Nie potrafimy odpowiedzieć, czy nasz trop jest właściwy - powiedział spokojnie Siveneal. Patrzył na swojego rozmówcę, widział, że jego wzrok uciekał na anielicę. Cóż, ta potrafiła skupić na sobie uwagę. - Ale, jak widać, jedynie Ty Ammisaelu, przejąłeś się na tyle, by przyjść punktualnie. Musimy zrobić bardzo szybki rekonesans. Poruszyć znajomości nie tylko wśród ludzi, ale i skazanych. Nie mamy na to zbyt wiele czasu. Sivenea wczoraj dobiła się do swojego znajomego z dochodzeniówki - tu Protektor przesunął w stronę Ammisaela teczkę z wiadomościami o upadłym - To nasz kardynał, od ludzkiej strony. - Siv zrobił krótką przerwę, następnie dopowiedział z racji, że mężczyzna ten został uznany za zaginionego - Niestety, informacje te nie są kompletne.
Ammisael wziął teczkę do ręki i zaczął przeglądać.
- Wiadomo gdzie ostatnio go widziano ? - zapytał, dodając - Czy ma jakiś przyjaciół?
Zanim Siveneal zdążył cokolwiek powiedzieć, jego siostra odwróciła się w kierunku siedzących mężczyzn. Przez chwilę wyglądała na niezbyt zainteresowaną wymianą zdań. Okazało się to jednak złudne. Ręce miała splecione na piersiach.
- Co byś powiedział na informację, że to były kochanek naszej Egzarchy?
Anielica uniosła jedną brew. Jej niebieskie oczy wpatrywały się bardzo uważnie w Ammisaela. Anielica chciała zobaczyć, jak ten anioł zareaguje na taką wiadomość. Tak, to mogło się łączyć. Kardynał, odrzucony, przeszedł na drugą stronę i teraz będzie szkodzić. Pytanie, czy trop był właściwy.
- Ostatnio dzwonił do niejakiej Lilith? Masz tam napisane. Jego numer nadal jest aktywny.

Ammisael wziął numer, spojrzał na niego i uśmiechnął się.
- Kim jest ta Lilith, wiecie może ? - zapytał - Co do pierwszej informacji powiedzmy, że … - zaczął się śmiać, nie kończąc.
- Że? - Sivenea dopytała. Była ciekawa także i jego opinii. Groźbę, jaką podczas spotkania kardynał jej złożył, zachowała dla siebie. - Tego nie wiemy, kim ona jest. Numer do niej dostanę, ale później. Co proponujesz?
- Zadzwonić i się umówić - zaproponował bezczelnie Ammisael.
Sivenea bez słowa złapała za telefon i wybrała jeden z ostatnich numerów.
- No cześć, tak, wiem… dziękuję… - szczebiotała nader uprzejmie do słuchawki. Słychać było, że jak mówiła, to się uśmiechała.
- Oczywiście! Przecież ci obiecałam. Natomiast podeślij mi, proszę, numer do tej całej Lilith… Tak, wiem. Rozumiem, ale wiesz, że, no tak, oczywiście, że ci to wynagrodzę. Wiesz jak… No to pa!
I tyle zrozumieli. Po chwili telefon anielicy zawibrował. Kobieta dostała sms. Zanotowała jakiś numer na kartce i podała Ammisealowi.
- Masz więc pole do popisu, mój drogi.

Ammisael sporzał na numer i uśmiechnął się tylko. Wykręcił go i czekał aż się ktoś zgłosi.
- Halo ?- Odezwał się zmysłowy głos w słuchawce.
- Lillith, tu John? Dostałem twój numer od wspólnego znajomego, który polecił mi ciebie jako idealną osobę towarzyszącą przy spotkaniu biznesowym. Oczywiście pokryję wszelkie koszty. Podaj adres to wyślę po Ciebie samochód. - czekał na odpowiedź/reakcję rozmówczyni..
- John Tak ? Słuchaj kotku a co to za spotkanie będzie czy twój przyjaciel mówił o mnie coś jeszcze ?- Spytała spokojnie
- Muszę zrobić dobre wrażenie na pewnych inwestorach, więc obecność atrakcyjnej damy była by mile wskazana. Spotkanie będzie w Dami, więc jeśli nie masz odpowiedniego stroju, możemy spotkać się wcześniej i zabiorę Cię na małe zakupy - zaproponował, licząc że słowo zakupy przemówi do próżności Lilith - Same dobre rzeczy o Tobie mówił maleńka - zaśmiał się dodając - ale chyba sama wiesz, jak jesteś dobra - zakończył niedopowiedzeniem*
- No no jaki hojny. Dobrze kiedy ma być to spotkanie ?
- Jeżeli kobieta jest tego warta to czemu nie mam być - rzekł pytajaco, lecz nie dał jej odpowiedzieć mówiac- Spotkanie jest dziś o drugiej. O pierwszej przysłać mogę po Ciebie samochód, który albo zabierze Cię nie miejsce albo na zakupy jeśli będzie taka potrzeba. - zaproponował, świetnie się przy tym bawiąc
- Oj tak niewiele czasu inni klienci będą niezadowoleni może dam Ci namiar na moją przyjaciółkę- W jej głosie słychać było lekką irytację iż taka okazja przechodzi jej koło nosa.
- Wynagrodzę Ci te straty. Powiedz klientom, że przyszły ciężkie dni i niestety nie dasz rady. - spokojnie spróbował ją przekonać do pomysłu - tym bardziej, że spotkanie nie potrwa dłużej niż do 16. Dwie godziny to nie dużo, a potrafię być naprawdę hojny. - ostatnie słowo zaakcentował wyraźnie
Zaśmiała się i nastąpiła chwila ciszy.
- Czy masz coś do pisania ?- spytała.
Ammisael spojrzał na swoich kompanów i dał znak by ktoś zapisał na telefonie chociaż to co poda.
- Już - czekał i to co mu powie, zamierzał powtórzyć na głos
Kobieta zaczęła podawać długi numer konta bankowego.
- Na to konto prześlij tysiaka, abym wiedziała, że Ci zależy jak przepłyną pieniądze to zadzwonię do Ciebie z potwierdzeniem. Trzymaj się przystojniaku. - Rozłączyła się.
- Ma ktoś tysiaka ? - zapytał dodając - chyba że wydatki świątyni uwzględniają takie wydatki ? - padło pytanie. W razie gdyby nie było innej możliwości Ammisael zamierzał przelać pieniądze na wspomniane konto. Gdy tak się stało, wysłał mmsa ze zdjęciem potwierdzającym przelew i wiadomością: “Czekam na twój ruch piękna”.

Tierael Szukał informacji o skazanych i o skutecznych metodach walki z nimi do późnych godzin nocnych. O godzinie dziewiątej udał się do świątyni. O dziewiątej pięć wbiegł jakby go stado cerberów goniło. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Potargane włosy, niewyspany. Jego płaszcz był poplamiony krwią i miał dziurę po kuli na wysokości barku.

Usiadł i przysłuchiwał się rozmowie.
- Najmocniej przepraszam za drobne spóźnienie- Powiedział w chwili, kiedy Ammisael umówił się na spotkanie.

Tierael odczekał chwilę i przemówił.
- Jeśli chodzi o mnie i moje informacje, jakie udało mi się zebrać na temat Wampirów. Jeśli chodzi o legendy to światło słoneczne je niszczy, Starsze osobniki po wypiciu Anielskiej krwi są odporne na symbole religijne wodę święconą. Co do charyzmatów. Odkryto pewną fascynującą zdolność tych skazanych. Mianowicie potrafią oni wchłaniać charyzmaty z krwią ofiary. Przykładowo jeśli wypiją krew Anioła to posiądą jego pieczęć i wszystkie dostępne moce, ale ich głód krwi wzrośnie i od tej pory będą mogły żywić tylko istotami o podobnej mocy. Po za tym Wszystkie cechy przypisywane w legendach. Siła, Szybkość, Czytanie w myślach, Przemiana w zwierzęta, Niewidzialność, Władza nad mrokiem. To wszystko prawda potwierdzona w kronikach. Wiec nie będzie to lekki spacerek, a trudna przeprawa. - Rozpiął płaszcz i powiesił go na wolnym krześle. Z kieszeni wyciągnął paczkę fajek i zapalniczkę.
- Mam również parę hipotez odnośnie źródła i wszystkie wskazują na “teorię dusz”. Im więcej śmiertelnych umiera złą śmiercią tym źródło staje się słabsze.- Zakończył i obserwował reakcje pozostałych. Wyciągnął papierosa i zapalił. Wypuścił dym z płuc.
- A co wy ustaliliście ?

- A co poza światłem słonecznym je zabija? Dekapitacja, srebro, kołek w serce - na ostatnie słowa zaśmiał się lekko - Właściwie to dopiero się zebraliśmy, choć na wieczór miałem plany, które misternie poszły w diab...w pizdu - poprawił się anioł

- Tak można je zabić. Nowo powstałe wampiry -można dekapitować, wpakować kołek, wyciągnąć na słoneczko, albo wypalić formą Adon albo charyzmatem. Starsze wampiry tylko słońce zabije. Jest teoria iż wampir wysysając krew wysysa duszę. Każda jego śmierć zabija jedną z pochłoniętych dusz. Im więcej się wampir posila tym trudniej go zabić.-Tierael Zrobił pauzę i podsunął sobie dzbanek z wodą oraz szklankę nalał sobie połowę szklanki.

- Nie spotkałem jeszcze skazanego któremu dekapitacja wyszła na zdrowie. - nie zauważyli kiedy i jak Raziel znalazł się w pokoju.
Stał spokojnie przy ścianie ubrany tak samo jak wczoraj, przez ramię miał przewieszoną pod skosem męską torbę na plecy (? nie wiem jak to się nazywa), a w ręku jakieś kartki. Dopiero teraz wszyscy zdali sobie sprawę, że w pomieszczeniu czuć było ozon, jakby po burzy. Spojrzał po zebranych, nie skomentował ubiory anielicy, nawet nie zwrócił zbytnio na niego uwagi. Wiedział że się spóźnił, było dziesięć po dziewiątej.
- Ale co wiedza o wampirach ma wspólnego ze znalezieniem przyczyny wysychania źródła? Swoją drogą też natknąłem się na tą teorię, a także na inną. Teorię Pieczęci, w skrócie, mówi o tym że każdy anioł nieświadomie pobiera ze źródła energię, im większa pieczęć anioła tym więcej energii pobiera. Według mnie obie te teorie są do dupy, chociaż obie mają trochę sensu. - ruszył w stronę biurka rzucając na nie swoje notatki, które dla każdego tu obecnego były strasznie chaotyczne, i nie wiele dało się z nich zrozumieć.
- A gdzie jest Iverion?

Ammisael wzruszył ramionami, jakby to go bardzo obchodziło. Skoro się nie pojawił widocznie miał inne plany lub zajęcia. Niech Egzarchini go potem rozliczy z jego działań.

Sivenea przysłuchiwała się rozmowie Ammisaela z dziewczyną do towarzystwa. Stała tyłem do całej sali, także do wejścia. Patrzyła za okno jakby zupełnie była tu nieobecna duchem. Nie wzruszyły ją nawet otwierane drzwi. Pięć po - zanotowała w pamięci. Sama nie lubiła się spóźniać.
- Zdarza się nawet najlepszym - odparła w momencie, w którym Tierael się usprawiedliwił. Żeby uprzejmości stało się za dość, powiedziała jeszcze - Witaj - i odwróciła się przodem do aniołów. Tieraelowi skinęła głową. Uniosła jedną brew. Samcze towarzystwo, nie ma co. Brakowało jeszcze dwóch osób. Wysłuchała wymiany zdań mężczyzn. Spojrzała też na Raziela.

Tierael przejżał notatki Raziela. W sumie odpowiadało mu krycie się w cieniu “hycla” jak niektórzy go nazywali. Oczy Ofielitów przynajmniej nie były skierowane na niego.
- Jeszcze jedna sprawa mam zapewnić wam bezpieczeństwo. Jestem jednym z czterech zbrojmistrzów świątynnych powiedzcie czy potrzebujecie czegoś, a ja postaram się to załatwić. Oczywiście wszystko w granicach rozsądku.

Ammisael na słowo zbrojmistrz uśmiechnął się:
-Czołgi, rakiety, poświęcone miotacze ognia, ciężkie karabiny na srebrne kule - zaczął wymieniać rozmarzony anioł, uśmiechając się jeszcze szerzej i pytając -Atomówki lub dwóch nie mamy pewnie na zbyciu? -posłał słodki uśmiech w kierunku anielicy.

- Pytanie tylko, jak jedziemy do Bran? Nie możemy przesadzić, jeśli po prostu tam lecimy - spokojny głos anielicy rozszedł się po sali. Ciemnowłosa zwróciła uwagę na uśmiech, jaki właśnie otrzymała. W odpowiedzi uniosła pytająco brew. Czyżby kącik jej ust drgnął w górę? Tego Ammisael nie mógł być pewien. - Ja poproszę zestawy do rzucania, w sumie według Waszych słów, powinny być srebrne.
Sivenea nie lubiła broni palnej. I, jeśli nie musiała, nie używała jej.

- Mi wystarczy to co mam przy sobie. Skoro to ma być oficjalna delegacja, to nie wystarczą zwykłe pojazdy? Jeśli do nich polecimy mogą to źle odebrać, lub nie nastawić zbyt ochoczo do negocjacji. - szczerze powiedziawszy Raziel zamiast układać się z tymi skazanymi, wolałby polecieć, pokonać, i dobrać się do podziemi tych wampirów, kto wie jakie sekrety tam trzymają. Lecz zostawił tę opinię dla siebie.

Ammisael zaczął lekko się denerwować gdy telefon milczał. Tysiąc dolców to nie majątek ale też niemało. Czyżby dał się przysłowiowo wyruchać na cacy? Spoglądał nerwowo w ekran komórki.


Tierael zgasił papierosa i zapisał sobie wymagania towarzyszy. Skwitował je tylko krótkim.
- Zobaczę co da się zrobić. Granatniki mam na stanie, srebrne kule oraz broń miotaną również. Czołgów i środków transportu nie mam. Ja zajmuje się bardziej modernizacją dostępnego w świątyni sprzętu.- Popatrzył na czarnowłosą anielicę.
- Również uważam, ze powinniśmy załatwić to spokojnie bez niepotrzebnej brawury. Im więcej rozpierdolu robimy tym więcej wróg ma czasu na działania. Cóż najchętniej do zamku Bran wysłałbym was, drodzy Zeruelici. Wszyscy wiemy jak bardzo lubicie gadać, więc wasza gadatliwość się do czegoś przyda. - Uśmiechnął się i obserwował ich reakcję. W razie czego przygotował się na konsekwencje urażonej zeruelickiej dumy. Popatrzył przez okno na pobliską kościelną wieżę górującą nad dachami miasta.
- Jeśli zapewnicie transport to ja dostarczę wam zabawki. -

Ammisael wybrał ponownie numer i zadzwonił:
- Jestem - padła odpowiedź - Moje warunki są takie. Za dwie godziny odbierze Cię mój szofer z podanego przez ciebie miejsca i zabierze Cię na zakupy. Za całość ja płacę, a po wszystkim dostaniesz dwadzieścia pięć tysięcy dolarów - tym razem głos Ammisael brzmiał chłodniej.


Kobieta zaśmiała się.
- Dobrze to będzie twój szczęśliwy dzień kochasiu. Wiesz jak zadowolić kobietę. Będę czekać na Twojego szofera. Do zobaczenia.- Rozłaczyła się.

Silvenea popatrzyła na Tieraela.
- Chyba powinnam podziękować za zaufanie, jakim nas obdarzyłeś, Tieraelu - w głosie Sivenei nie było słychać ani krzty urazy. - Czyżbyś jednak się bał wyprawy, że chcesz zrzucić na innych ten obowiązek, a sam się wycofać? - zebrani nawet nie usłyszeli w głosie kobiety odrobiny ironii, sarkazm, powątpiewania. Wyglądało na to, że Sivenea wykrzesała z siebie trochę troski o kondycję psychiczną anioła. Sam jego wygląd mógł świadczyć o kłopotach. A co sobie pomyślała, to jej.

Siveneal zmienił subtelnie temat.
- Droga zajmie nam kilka godzin. Proponuję więc spotkać się przed 17, żeby wieczorem tam być. Do tego czasu zapewne trzeba złożyć raport z naszych, że tak powiem "odkryć". Tieraelu, zdążysz do tego czasu wszystko przygotować? - Zeruelita spojrzał na anioła. Do tego czasu wszystko powinno już być jasne. - Transport będziemy mieć, Sivenea może wziąć samochód z firmy.

Tierael przełknął ślinę i popatrzył na rodzeństwo.
- Przygotuję wam broń i pojadę z wami. Przyda mi się ruszyć tyłek od czasu do czasu. Na nikogo nie zrzucam obowiązków siedzimy w tym gównie wspólnie i wspólnie z niego wyjdziemy. O 17 będę czekać na was tam- Pokazał palcem na strzelistą wieżę kościoła.- Niedaleko jest podziemny parking tam zapakujemy żelastwo.- Po Tych słowach nastąpił fioletowy błysk i na miejscu Tieraela został tylko iskrzący się pył. Sam Terael pojawił się na dachu kościelnej wieży. Później wykonał skok i znikł z oczu obserwatorów. -

- Jebany..wie jak wyjść efektownie z wesela… - mruknął Ammisael
 

Ostatnio edytowane przez Aves : 30-01-2015 o 18:26.
Aves jest offline