Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2015, 02:30   #111
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Karel powitał wizytę i obecność Trago z prawdziwą ulgą. Wreszcie któryś z tubylców który mówił na tyle zrozumiale, że plutonowy wiedział o co mu biega bez zgadywania! Podziwiał i Dave'a i Azula za to, że ogarniali ten ich niby podobny ale jednak kłopotliwy dla niego dialekt. Dlatego niezbyt się angażował w rozmowy z tubylcami, zwłaszcza te oficjalne. Co innego jeśli spytano go o coś ale i tak wolał powiedzieć swoje do swoich i by przetłumaczyli to na ichni.

W tym czasie cały czas zastanawiał się jak to jest z tym mutasem? Jak on sie uchował? Kto i czym on jest? Plugastwo na ogół obnosiło się ze swymi znamionami i symbolami a u tego parcha prócz wyglądu, jakoś tego nie dostrzegał. Przynajmniej na widoku i na zewnątrz. Po Chris'ie widział, że tamten ma podobne skojarzenia jak i on i też by pewnie chetniej porozmawiał z cholernikiem inaczej niż słowami. Ale nie było rozkazu a i rozumiał powagę i specyfikę chwili no i przewagi taktyczne mutasa i jego pupili. No i jak jeszcze Azul zaczął gadkę to już przesądziło sprawę. Ale przynajmniej dzięki temu on sam nie musiał sliny toczyć.

Podczas negocjacji, gdy już się obie strony rozgadały na dobre i potrzebowały przerwy dla złapania oddechu plutonowy zagadną mistrza ceremoni. - Eee... Panie Trago... - zawahał się. w takich chwilach dawała znać jego przeszkolenie względem typowo wojennego rzemiosła a nie jakże trudnej sztuki dla niego ładnego mówienia. Jak słuchał Dave'a to jakoś to prosto wyglądało a jak sam próbował to nie wiedział od czego zacząć. Dajmy na to czy całym tytułem czy zwyczajnie samym imieniem czy jeszcze jak... To nie były rzeczy dla jego prostego, podoficerskiego umysłu...

- Ja się chciałem spytać czy ten wasz... eee... pryncyp... - tu już się zająknął i wahał dłużej a właściwie to musiał złapać oddech by nie powiedzieć tego co mysli czyli czegoś w stylu: ten wasz pierdolony, heretycki bękart i sługus arcywroga! No ale dyplomacja no...

- ...eee... to on długo z wami jest? Skąd przybył? Nie wygląda jak reszta z was. - zawahał się ale ciekawość i upór przezwyciężyły niepewność. Zanim zaczął rozmowę i nad nią dumał doszedł do wniosku, że raczej jak ten zmutowany fajfus jest ich szefem to chyba powinni śpiewać o nim psalmy i w ogóle się chełpić, jaki to on nie jest dobry, mądry, odważny i takie tam. A jak coś było na rzeczy, ze jakiś przymus czy podstęp to może też to da się wykminić? Może Trago wówczas czymś by chlapnął na ten temat? Wiedział, że rozmawia z Trago ale i że Dave i Azul słyszą to nawet jak się nie wtrącą teraz to może dokumają cos co on przegapi.


---



- Szefie... - zwrócił się do Dave'a gdy mieli chwilę zostać sami. - Trago i ten jego jebany mutas nic nam chyba nie pwiedzą więcej na temat naszych... To oficjalna linia... Na moje to trzeba by pogadać... No nie wiem... Z kimś innym... Z ulicą no... - plutonowy tracił wątek i gubił słowa, zupełnie inaczej niż gdy referował swój pomysł na akcję lub raportował jej przebieg. Ogólnie rozumował, że chyba oficjalnie wiecej się nie dowiedzą lub trzeba by jakoś zaryzykować by drążyć temat. Można było jednak spróbować poszukać jakiś właśnie innych źródeł niekoniecznie związanych bezpośrednio z dwoerm tego heretyckiego wypierdka.

- Bo coś jest na rzeczy na moje oko... Sami mówią, że przyszli, że byli, że gadali... A potem znikli... Na moje to ktoś ich zniknął... A kto miał ich tu zniknąć jak nie ten odmieniec albo na jego rozkaz... Teraz równie dobrze może próbować ten numer z nami... - kontynuował swoją myśl Cadiańczyk. Z jego kalkulacji wychodziło mu, że albo dyplomaci zostali wrzuceni gdzieś do lochu, albo już użyźniają glebę albo nawet ktoś zapłacił za ich głowy i handlowy umysł tego tronowego odmieńca przystał na handel.

Ciężko znoszący przedłużające się rozmowy Cotant zaczął spacerować pod dla rozprostowania kości i rozejrzenia sie w sytuacji. Szczególnie ciekawie rozglądał się oglądając strażników a zwłaszcza tych gwardzistów tronu jeśli się dało. Widział już wcześniej, że mają niezły sprzęt i teraz się zastanawiał czy przypadkiem nie Imperialnego pochodzenia dajmy na to z pozostałości po poselstwie. Z pewna obawą też wypatrywał czy nie dostrzeże jakiś oznak czy symboli Arcywroga w pomieszczeniach czy obsłudze.



---



- Ej chłopaki! To te chłystki! - krzyknął wzburzony Cadiańczyk widząc na kapitolskich salach renegatów z którymi się tak "prztykali" od dotarcia na te miejsce. W tej chwili bardziej niż wcześniej jakby spełniły się podejrzenia co do losu jaki spotkał iperialnych dyplomatów. Wyglądało na to, że ten cwaniaczek na tronie próbuje się dogadać z dwiema stronami na raz. Kaarel już wczesniej bardzo podejżliwy odkąd tylko zobaczył postać na tronie to teraz już chwytał za broń, już pędził ku renegatom by sprawdzić swoimi monoostrzami co mieli na śniadanie, już się składał do ciosu gdy nagła fala światła wywołała okrzyk bólu i zahamowała jego atak. Zaś słowa gospodarzy i rozkazy swoich powstrzymały go ostatecznie.

Okazało się jednak, że Kago mają całkiem interesującą tradycję rozwiązywania konkursu ofert handlowych. Jednak gdy usłyszał kto ma walczyć na wszelki wypadek się dopytał czy to ma być lider grupy czy dowolny członek oddziału. Bo jak to drugie to on chętnie... I tu wskazał wymownie na swoje ostrza a brodą na tego Parkera od renegatów. Dave jednak okazał sie człowiekiem honoru i prawdziwym oficerem Imperialnej Gwardii i plutonowy czuł prawdziwą dumę, że może służyć pod takim prawdziwym polowym oficerem a nie jakimś paradnym fircykiem.

- Chwała Imperatorowi! Chwała Gwardii! Chwała Engelowi! - wydarł się opetańczo plutonowy gdy obaj pojedynkowicze wyszli na arenę i stanęli naprzeciw siebie. Zaangażował się w kibicowanie całkowicie drąc się starając zagłuszyć poczucie winy. Jakoś miał wrażenie, że to on powinien tam teraz stać a nie ich porucznik. Dlatego przeżywał walkę strasznie osobiście i darł się do ochrypniecia nie szczędzac wyzwisk i temu palantowi na arenie i jego przydupasom po drugiej stronie widowni.

- Taaaaaaaak! Imperator jest z nami! - wydarł się na koniec pojedynku widząc jak Parker bezładnie pada na ziemię a ich zwycięzki porucznik wciąż stoi na nogach. Widać Imperator był i jemu i im łaskawy bowiem przed chwilą jego wprawne oko wyłapało, że Dave oberwał i to bardzo groźnie na szczęście to najwyraźniej było tylko...

- O nie! - jęknął nagle widząc nóż w trzewiach imperialnego oficera który moment później upadł na piach obok swojego pokonanego przeciwnika. - Titus! Za mną! - Kaarel nie czekał na nic ani na nikogo tylko jednym susem przeskoczył przez krawędź areny a jego skośnooki, wygolony kumpel tuż za nim dzierżąc swój podręczny zestaw na takie okazje. Kaarel prócz dźwigania czy i patrzenia mógł się tylko modlić prosząc Imperatora by dał jeszcze szansę temu dzielnemu porucznikowi pświecić im przykładem i poprowadzić ich do następnych bojów niosąc sztandar Imperatora ku kolejnym zwyciestwom i zagładzie heretyków.


---



Skutkiem długiego i morderczego pojedynku ich porucznika było pognanie precz ekipy renegatów. Po części rozradowany dumą i zwyciestwem z wyczynu ich porucznika po części rozżalony i zmartwiony jego stanem obecnym i szansą na ozdrowienie niewiele mysląc zaproponował Trago, że jak Kago mają jakieś tradycje czy zwyczaje to on sam, bez problemów może im posłać z murów parę strzałów na pożegnanie, granatów właściwie też a i kosę w nerę do kompletu. Żaden problem, naprawdę, z przyjemnością wręcz.

Za to gdy parę godzin później na siedzibę ich gospodarzy spadły dwie rakiety a zaraz potem gruchnęła wieść o renegackim ataku Kaarel prawie sie ucieszył. Jego świat znów wracał na znajome tory.

Chociaż zostali chwilowo bez dowódcy to teraz pod wodzą Akkermana mieli niezłą zagwostkę do rozkminienia. Straty i w ludziach i sprzęcie mieli spore. Kago właściwie nie poprosili ich o pomoc a jeszcze coś tam było, że fanty chcą dla siebie. Ale jakoś tak czekać aż wróg podejdzie bliżej i osłabnie pod naciskiem oporu sił tubylców może było i rozsądne i dyplomatyczne ale w ogóle nie leżało w naturze agresywnego w działaniach wojennych Kasrkina.

- Ja wam powiem chłopaki... Ja bym się tam bujnął... - rzekł patrząc na swój karabinek. Wyjał magazynek, obejrzał go i jak stwierdził, że wszystko gra, bo jak mogłobyć inaczej, energicznie załadował go z powrotem z głośnym trzaskiem. Chyba wszyscy byli do tego zgodni bo wkrótce dyskutowali już o tym czy brać maszyny czy nie.

Ze swojej strony prócz karabinku, amunicji i monoostrzy plutonowy zamierzał zabrać ile się da granatów. Jego zdaniem na takie miejskie walki nadawały się świetnie. Nie pogardził też minami. Uznał, że piechur, zwłaszcza taki jak oni, znajdzie okazję do ich ciekawego zastosowania.

Na koniec zaczął luźno rozważać detale. Ciężko mu było coś decydować konkretnego nie mając obrazu sytuacji ale pomysł Chrisa by wybrać się we dwóch na wycieczke bardzo mu przypadł do gustu. Już widział jakiś bezpański wóz dowodzenia czy wsparcia gdzieś na zapleczu atakującej fali, już widział jak przepuszczają taką falę i znienacka siadają im na plecy dezorganizując zaplecze i znikają nim tamci się zbiorą do kontrataku, jak się łapią na minę której nie było jeszcze parę minut temu, albo jak dając dyla do swojej bazy zostają obrzuceni granatami. Tak, mieli zdaniem plutonowego całkiem sporo ciekawych opcji. Ale o detalach przyjdzie czas myśleć jak będą na miejscu.
 
Pipboy79 jest offline