Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2015, 13:43   #118
TomaszJ
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Noc z 17 na 18 Czasu Zbiorów, dziesiąty rok panowania cesarza Luitpolda
Nieznane miejsce.


Sceneria: Nieznane miejsce, bez okien, o ścianach z obrobionego kamienia.

Osoby: Leonora Jaeger, dwie nieokreślone postaci, dziwne dźwięki gdzieś w pobliżu.


Leonora Jaeger ocknęła się.
- Gdzie jestem? - zapytała cienkim głosem - co się dzieje?
Wokół było ciemno, a ona miała związane ręce i nogi. Pamiętała ucieczkę przez zielonoskórymi, zimną jamę w ziemi i potem nic. Do teraz.
- Obudziłaś się, dobrze - powiedział nieznany jej głos. Chłodny i bezosobowy. Ręka zerwała jej opaskę z oczu i jasne światło niemal natychmiast ją oślepiło - Rób co każę, a przeżyjesz.
- Pa...Papa dowie się gdzie mie za... zabraliście. - dziewczynka powiedziała cicho i dziecięcą pewnością że rodzice zawsze ją ochronią - On każdego umie wytropić. I zastrzeli....
Chlaśnięcie w twarz powaliło ją na ziemię. Ktoś wcisnął jej coś gorzkiego do ust i trzymał tak długo, aż była zmuszona to połknąć. Z początku nie czuła nic, potem zaczęła się czuć słaba i jakby pijana. Rozcięto jej więzy. Chciała się szarpnąć, uciec, ale jej ruchy były spowolnione i niemrawe.
- Przygotuj ją - rzekł trzeci głos.






18 Czasu zbiorów, dziesiąty rok panowania cesarza Luitpolda, ranek.
Holthusen nad rzeką Schnilder



Gdzieś w oddali zapiał kur, i miasteczko Holthusen powoli budziło się z nocnego uśpienia. Deszcz przestał padać, siąpiło ledwie mżawką, zaś większe strumienie skapywały jeno z gontów, którymi w większości kryte były miejskie dachy.
Czmychali do swych melin włamywacze, strażnicy schodzili z nocnego obchodu, a kramiarze i rzemieślnicy powoli i na wpół śpiąco otwierali swoje interesy. Rzecz jasna nie dotyczyło to piekarni, które rano miały już gotowy urobek i kosze ze świeżym pieczywem zaczęły swoją wędrówkę na plecach piekarczyków do klientów.
Jeden z nich, młody uczeń piekarskiego fachu o niemiłosiernie ubłoconych nogawkach załomotał i do gospód przy południowej bramie, przynosząc jeszcze ciepłe chleby, bułki i rogale. Nie miało to jednak specjalnego znaczenia dla naszych bohaterów, którzy cenili sobie możliwość spania w łóżku i korzystali z niej tak długo, dopóki oberżysta siłą ich z owych łóżek nie wykował.

Kilka godzin później, wciąż przed południem.
Gospoda "Das Stadttor", sala jadalna.


Sceneria: Wnętrze oberży. Stoły na sześcioro ucztujących każdy, zydle z krótkimi oparciami, wszystko widać że regularnie sprzątane. Schody prowadzą na galeryjkę na półpiętrze, gdzie znajdują się drzwi do pokoi gościnnych i dobry widok na jadalnię na dole.

Osoby: Bohaterowie, Karczmarz Jontek Svenson, najwyraźniej gości dziś nie ma, a kucharz i kelnerka są niewidoczni.


Śniadanie, które było wliczone w cenę pokojów składało się z chleba, sera, owsianki i kubka mleka lub piwa. Bohaterowie szybko uporali się z owym "problemem" i zasiedli, by omówić dalsze poczynania. Gudi podzielił się ponownie wiadomością, że w mieście rezyduje nijaki Leonardo di Morti, który moży być owym "Dimortijem", którego słyszał z głębi jamy. Nieznajomy jest ponoć rzeźbiarzem, który pochodzi z dalekiej Tilei, o wielkim talencie. Wedle tego co usłyszał, jego pracownię można znaleźć na Schmidtstrasse, gdzie rezydują miejscy kowale.
Trzeba było podjąć decyzję, co dalej.

 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline